WAŻNE:
Pomóż przetrwać forum - zbiórka na dalszą działalność! Przekaż dowolną kwotę przelewem poprzez PATRONITE lub PAYPAL
- KLIKNIJ po szczegóły!
Możesz nas wesprzeć poprzez: Blik, przelew SMS | PATRONITE.PL || PayPal.com (kliknij: paypal lub płatność kartą)
Dla osób, które pomogą ranga Zasłużeni + wyróżnienie nicka kolorem i pogrubieniem. DZIĘKUJEMY!
Fajnie, że jest przyzwoita ilość Boczka i Paździocha. temat trochę oklepany, ale dość dobrze zrealizowany. Podobały mi się rozmowa Ferdka z Paździochem, sceny z Boczkiem, Helena zabawnie wypadła, Halina trochę gorzej, ale też nieźle. Dobre zakończenie.
Bardzo dobry scenariusz, ogólna fabuła trochę podobna do "Szarej strefy", tylko tam chodziło o mieszkanie Paździocha. Fajny Boczek w piwnicy, który wziął wódkę, tekst " A po co miałby do swojej chałupy pijaków wpuszczać?" Plan oczywiście się nie udał, scenariusz w dobrym klimacie najlepszego, 5. sezonu, szczerze powiem, że liczyłem na lepsze zakończenie.
Paździoch pokazuje Ferdkowi gazetę w której opisano zuchwały napad na bank. Portret pamięciowy sprawcy jest zdumiewająco podobny do Arnolda Boczka. Sąsiedzi uświadamiają sobie, że tak naprawdę wcale nie znają Arnolda Boczka.
SCENA 1
(Noc, korytarz. Ferdek wychodzi ze swojego mieszkania i idzie w stronę kibla. Chce do niego wejść, ale jest zamknięte.)
Ferdek: Halo, panie Boczek! Otwieraj pan! Pan miałeś się już tu nie wypróżniać, a pan się tutaj dalej wypróżniasz i ja zaraz, w tych laczkach, idą prosto do prokuratury!
(Słychać spłuczkę, z kibla wychodzi Paździoch)
Ferdek: Aaa, to pan, panie Paździoch. Bardzo przepraszam, ale myślałem, że znowu się grubas przyszedł do nas wypróżnić...
Paździoch: Nie szkodzi, ale dobrze, żeś mi pan o nim przypomniał. Właśnie miałem w jego sprawie iść do pana.
(Paździoch wyjmuje wódkę ze szlafroka i pokazuje Ferdkowi)
Ferdek: O kurde, hehehe. A o co chodzi z tym Boczkiem?
Paździoch: To nie jest rozmowa na korytarz. Przyjmie mnie pan do siebie?
Ferdek: Panie Marianie, ależ oczywiście, zapraszam!
SCENA 2
(Noc, kuchnia Kiepskich. Na stole stoi pół litra, słoik kiszonych ogórków, kiełbasa i paluszki.)
Paździoch: No, nie powiem, postarałeś się pan. Ogóreczki i kiełbaska - palce lizać!
Ferdek: No a jak panie! No to co, jedzie ksiądz na karuzeli?
(Ferdek i Paździoch wypijają po kieliszku)
(Paździoch wyjmuje spod szlafroka gazetę i daje ją Ferdkowi)
Paździoch: Czytaj pan...
Ferdek: Ange..lin..a Jol..je... ...Panie, co mi pan tu wciskasz? Co mie gówno obchodzi jakaś Julia co to się niby rozwodzi?
Paździoch: Panie, nie to, na drugiej stronie. Czytaj pan!
Ferdek: Zuch..waa..łł..y...
Paździoch: Zuchwały, sąsiedzie.
Ferdek: No to przecież mówię... Zuchwały nap..ad na waw..rzy..ni..ak.
Paździoch: Panie Ferdku, na warzywniak...
Ferdek: No to mówię... Zuchwały napad na warzywniak. I co w tym dziwnego?
Paździoch: Patrząc na tytuł, to nic. Ale rzuć pan okiem na to zdjęcie podejrzanego. Czy ten osobnik nie przypomina panu kogoś?
Ferdek: Panie, przecie... Przecie to jest normalny, pospolity Arnold Boczek, rzeźnik ze wsi spod Elbląga!
Paździoch: Dlatego właśnie do pana przyszedłem. Myślałem, że mam jakieś omamy, ale skoro nawet pan go poznajesz, to ja nie mam absolutnie żadnych wątpliwości... Ale słuchaj pan, czytam dalej. Nieznany mężczyzna wszedł do pobliskiego warzywniaka z nożem i zaczął grozić sprzedawczyni, która była jedyną osobą w tym pomieszczeniu podczas napadu. Kobieta otworzyła kasę, po czym mężczyzna zaczął pakować jej zawartość do swoich kieszeni. Po opróżnieniu kasy otyły sprawca udał się jeszcze do działu mięsnego, skąd ukradł 2 kilogramy serdelowej oraz kilogram krakowskiej podsuszanej. Sprawca uciekł z miejsca zdarzenia i jest poszukiwany przez policję.
Ferdek: O żesz w mordę!... I co robimy?
Paździoch: Cóż, najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby pójście na policję, ale proponuję przedyskutować to jeszcze z z naszymi żonami. Może to wcale nie jest Boczek.
Ferdek: Dobry pomysł, panie Paździochu.
Paździoch: Świetnie. W takim bądź razie przyjdę z Heleną do państwa jutro z samego rana, punktualnie o 7:00.
Ferdek: No dobre, poinformuję żonę, dobranoc panu.
Paździoch: Dobranoc, sąsiedzie.
SCENA 3
(Wczesny poranek, sypialnia Kiepskich. Ferdek i Halina śpią, ktoś puka do drzwi.)
Halina: Jełopie, no wstańżesz z tego barłoga, puka ktoś.
Ferdek: Halina, dajże ty mie się choć raz w tygodniu wyspać, dobre? Sama se otwórz.
(Znowu ktoś puka)
Halina: Jełop wąsaty... No idę, nie rozerwie się przecież!
(Halina otwiera drzwi, za którymi stoją Paździochowie)
Paździoch: Jesteśmy, pani Halino.
Halina: No widzę, ale o co się rozchodzi?
Paździoch: No przecież umawialiśmy się na spotkanie, dzisiaj, punkt 7:00. Mąż nic pani nie mówił?
Halina: No nie... Powiedzą mi państwo w końcu o co chodzi?!
Helena: Powiem pani szczerze, że ja sama nie wiem. Ten łysy szczur nie chciał mi niczego powiedzieć.
Paździoch: Pozwolą panie, że wyjaśnimy wszystko w środku. Pani Halino, można?
Halina: Skoro już państwo przyszli... Zapraszam.
(Wchodzą do środka)
SCENA 4
(Salon Kiepskich, Halina i Helena siedzą na fotelach, Ferdek i Paździoch stoją przed nimi przed telewizorem.)
Helena: No więc dowiemy się wreszcie o co chodzi?
Halina: No właśnie...
Paździoch: Otóż przejdźmy do sedna sprawy. Wczoraj spotkałem się z panem Ferdkiem, aby pokazać mu pewien artykuł w lokalnej gazecie. Z opisu i ze zdjęcia wynikało, że niejaki Arnold Boczek, za przeproszeniem z resztą, obrabował pobliski warzywniak i uciekł. A oto właśnie przytoczony przeze mnie artykuł.
(Paździoch wyjmuje z kieszeni gazetę i rzuca ją na stół. Halina i Helena przypatrują się zdjęciu i opisowi z artykułu)
Ferdek: No i właśnie się rozchodzi o to, że my z panem Marianem, prawda, niby rozpoznaliśmy tę jego pulchną małpią gębę, ale na sto procent to pewni nie jesteśmy...
Paździoch: I właśnie po to to spotkanie. I co, rozpoznałyście?
Helena: A bo ja wiem, ja tam słabo widzę, okularów nie mam...
Ferdek: No a Ty, Halinka?
Halinka: Też gówno widzę, rozmazane wszystko mam, weź mi podaj okulary z szafy.
(Ferdek podaje Halinie okulary)
Halina: A bo ja wiem... No niby podobny...
Helena: Pani da na chwilę te okulary...
(Helena zakłada okulary)
Helena: Nie no, według mnie to nie on. Niby z ryja podobny, ale coś mi w nim nie pasuje.
Halina: Pani pokaże jeszcze raz tą gazetę... No w sumie jakiś nos ma tak dziwnie niesymetryczny.
Ferdek: Halinka, on całą mordę ma niesymetryczną, wiesz...
Paździoch: Proszę państwa, a może to jest jego brat bliźniak albo jakiś krewny? W różnych rodzinach zdarzają się takie przypadki, że dwaj osobniki są do siebie łudząco podobni.
Helena: Ale Marian, ty i te twoje teorie spiskowe... Według mnie powinniśmy się spotkać z grubasem i wszystko wyjaśnić.
Halina: Pani Heleno, a jeśli się okaże, że to jednak Boczek obrabował ten warzywniak? Przecież może mieć przy siebie broń i nas wszystkich pozabijać...
Helena: Pani Halino... Mieszkamy ze sobą pod jednym dachem 20 lat. Gdyby grubas chciał, to już dawno byśmy w grobach leżeli...
Halina: No w sumie...
SCENA 5
(Piętro Boczka, Ferdek, Halina, Paździoch i Helena stoją przed drzwiami Boczka.)
Paździoch: No dobra, pukamy.
(Paździoch puka do drzwi)
Paździoch: Chyba go nie ma.
Ferdek: Zapukaj pan jeszcze raz.
(Paździoch ponownie puka do drzwi)
Ferdek: A może dziad już we więzieniu se siedzi, co? Hehehe.
Helena: Albo się ukrywa, knur jeden.
Halina: Proszę państwa! Nie oskarżajmy być może niewinnego człowieka...
(Kiepscy i Paździochowie mają już schodzić na swoje piętro, ale słyszą, że ktoś idzie po schodach. Okazuje się, że to Boczek z walizkami)
Ferdek: To, to pan, panie Boczek?
Boczek: A kto niby, Michael Dżakson? Hehehe.
Helena: A po co panu te torbiska?
Boczek: A na wakacjach se byłem, w mordę jeża. We Helsinkach, hehehe.
Ferdek: O kurde.
(Wszyscy znowu zdziwieni patrzą na siebie)
Ferdek: Halincia, panie Paździoch, pani Helenko... Można na chwilę?
(Ferdek, Halina, Paździoch i Helena stają w oddali i naradzają się, Boczek patrzy na nich zdziwiony)
Ferdek: (szeptem) Co robimy?
Paździoch: (szeptem) Proponowałbym zabrać Boczka do piwnicy i zrobić małe zebranie.
(Wszyscy kiwają głową)
SCENA 6
(Piwnica. Boczek siedzi na stołku, Ferdek, Paździoch, Halina i Helena stoją przed nim.)
Boczek: Dowiem się wreszcie o co chodzi? Bo trochę zgłodniałem szczerze powiedziawszy. Przez całą drogę powrotną nic żem se normalnie nie skonsumpcjonizował...
Paździoch: Panie Boczek, pan tylko o żarciu potrafisz gadać, a tu czeka na pana dużo ważniejsza sprawa do wyjaśnienia!
Ferdek: No, tylko źreć pan potrafisz... ...A robić ni ma komu w tym kraju pieprzonym!
Boczek: Ale panowie, o co chodzi, w dupe węża?!...
Paździoch: A o to!
(Paździoch wyjmuje gazetę z kieszeni i rzuca ją Boczkowi na stolik.)
Boczek: Hehehehe, ale jajca normalnie! Wawrzyniak se do Wrocławia przyjechał, czy jak? Hehehe.
Halina: Radziłabym panu raczej przeczytać dokładnie całą treść.
Helena: I przyjrzyj się pan temu kolesiowi na zdjęciu!...
(Boczek przygląda się zdjęciu.)
Boczek: Nie no, fajny chłopak, tylko tak jakby troszkę mu mordę wykrzywiło... Tak, o, tu, po lewo.
Helena: Panie Boczek, popatrz się pan na mnie na chwilę. Prosto w oczy.
(Helena wpatruje się Boczkowi prosto w twarz)
Helena: Ale proszę państwa, to on! No morda wykrzywiona jak na zdjęciu!
Boczek: Ale co, w mordę jeża?
Paździoch: Przeczytaj se pan treść tego artykułu. Nieznany mężczyzna wszedł do pobliskiego warzywniaka z nożem i zaczął grozić sprzedawczyni, która była jedyną osobą w tym pomieszczeniu podczas napadu. Kobieta otworzyła kasę, po czym mężczyzna zaczął pakować jej zawartość do swoich kieszeni. Po opróżnieniu kasy otyły sprawca udał się jeszcze do działu mięsnego, skąd ukradł 2 kilogramy serdelowej oraz kilogram krakowskiej podsuszanej. Sprawca uciekł z miejsca zdarzenia i jest poszukiwany przez policję.
Ferdek: I jak pan to wytłumaczysz?
Boczek: Ale ludzie, przecież... Ale to nie ja!
Halina: A kto niby?... Przecież to pan jesteś na tym zdjęciu!
Boczek: Pani Halino, jak Boga kocham, to nie ja! Przecież we Helsinkach se byłem, a ten artykuł jest sprzed dwóch dni...
Ferdek: Panie, takie pierdoły to se pan możesz pociskać dzieciom we przedszkolu, wie pan?
Boczek: Ale... O, mam dowód, jak państwo takie niedowiarki są.
(Boczek wyjmuje telefon komórkowy z kieszeni i pokazuje zdjęcia z wyjazdu)
Boczek: O, zdjęcia se mam porobiene. Tu to se normalnie zdjęcie takie selfiowe mam we kościele w Tempeletokjo.
Paździoch: Raczej Temppeliaukio.
Boczek: No przecież mówię... A tu se też pykłem zdjęcie, o, we tym muzeum... Jak mu tam... O, kisiel!
Paździoch: Kiasma, kiasma, nie kisiel!
Boczek: Wiadomo o co chodzi przecie... I co, teraz mi państwo wierzą?
Halina: Wie pan, panie Boczek. No nie mamy prawa nie wierzyć, ale... No jak to racjonalnie wytłumaczyć?
Boczek: Cholera wie...
SCENA 7
(Kuchnia Kiepskich. Ferdek i Halina siedzą na fotelach i oglądają telewizję.)
Halina: Powiem ci Ferdek, że ja już sama nie wiem, co o tym myśleć...
Ferdek: No...
Halina: Niby Boczek ma te dowody, niby był w tych Helsinkach. No ale do jasnej cholery, przecież ten ryj w gazecie identyczny jak u Boczka...
Ferdek: No...
Halina: A ty co żeś się tak zająknął jak Olejnik na wizji, co?
Ferdek: No... No bo to wszystko jakieś popieprzone jest...
(Chwila ciszy)
Halina: Zaraz... Dajmy na to, że Boczek był w tych Helsinkach. Ale tak se teraz myślę... Ferdek, masz gazetę z tym artykułem?
Ferdek: Nie, no przecie Paździoch ją ma przy dupie schowaną.
SCENA 8
(Korytarz, Halina biegnie do mieszkania Paździochów, po kilku chwilach na korytarz wychodzi również Ferdek. Halina puka do Paździochów.)
(wychodzi Paździoch)
Halina: Panie Paździochu, daj pan szybko tę gazetę z artykułem o Boczku!
(Paździoch podaje Halinie gazetę)
Halina: Ha! Wiedziałam, kurde, wiedziałam!
Ferdek: Ale co?
(Wychodzi Helena)
Helena: Co to za wrzaski?
Halina: A bo ta gazeta jest z 13 kwietnia!
Helena: No i co z tego?
Halina: Jak... Jak to co z tego? Dzisiaj mamy 22 maja, a ten artykuł jest... z 13 kwietnia, grubo ponad miesiąc temu!
Ferdek: Halina, ja dalej nie rozumiem...
Halina: No przecież Boczek mówił, że był w Helsinkach trzy tygodnie i dziś dopiero wrócił, czyli licząc na szybko wyjechał... ...no dajmy że tego 1 maja. A przed wyjazdem mógł przecież obrabować ten cholerny warzywniak!
Paździoch: O żesz karwasz twarz! Że też wcześniej o tym nie pomyśleliśmy...
(Kamera przechodzi na kibel, z którego wychodzi Boczek. Próbuje na palcach, po cichu przejść na klatkę schodową.)
Paździoch: Stać! Kaaaarwassz Barabasz!
Boczek: Ale co, gówno, co?
SCENA 9
(Korytarz, Boczek w kajdankach obok policjantów, Ferdek, Halina, Paździoch i Helena z założonymi rękami i rozczarowującymi minami.)
Policjant: No to żeś się pan doigrał. Nie można to było pójść kulturalnie, kupić to kilo serdelowej czy tam krakowskiej podsuszanej, na zagryzkę jakiegoś owoca, a nie od razu kasę opierdzielać do łysa...
Boczek: Za co panie, za co? Za te 8 stów na rękę co wyciągam? Gówno, dupa, cycki, gówno! Wy sku******y w d**ę je***e, złodzieje skur********ie, ku**a jego mać!
Ostatnio zmieniony 2017-05-20, 19:50 przez Luko, łącznie zmieniany 1 raz.
Scenariusz czytało się bardzo fajnie aż do finału. Potem akcja potoczyła się za szybko i jakoś nie przemawia do mnie, że Boczek jednak obrabował ten warzywniak - mam wrażenie, że nie miałeś pomysłu jak to zakończyć - także zakończenie na minus.
6/10 bo pierwsza połowa fajna, lecz druga niezbyt.
Ostatnio zmieniony 2017-05-20, 19:50 przez Mungo Jerry, łącznie zmieniany 1 raz.
Moim zdaniem można było poszerzyć o znalezienie kolejnych dowodów na Boczka, między innymi kominiarkę i pudło pełne broni w piwnicy oraz o podsłuchy pod domem Boczka.
Scena 1 (Ferdek wchodzi do piwnicy i zastaje tam Paździocha.)
Ferdek: Ooo, dzień dobry panie Paździoch. A co pan tam tak majdrujesz, co?
(Paździoch wystraszony)
Paździoch: Yyy... Eee...
Ferdek: I co pan tak beczysz jak baran jaki na łące, co?
Paździoch: A nic nic, chrypkę lekką mam... A co do pańskiego pytania, przyszedłem po ogórki żeby mieć zagryźć czym kotlecika, hehehe. (robi kocią mordę)
Ferdek: No dobre, ale czym pan chcesz gryźć te ogóry? Przecie pan zębów nie masz.
Paździoch: Pozwoli pan, że posłużę się cytatem za przeproszeniem Arnolda Boczka. Nie obrażaj pan, dobrze?
Ferdek: Nie no, dobre. Ale co pan pieprzysz o ogórkach jak żeś pan tam coś grzebał pod tą folią?
Paździoch: Jaką folią? (znowu robi kocią mordę)
Ferdek: No nie udawaj pan Greka, no! Ta co za panem jest...
(Ferdek idzie w stronę Paździocha i próbuje zobaczyć, co jest pod folią)
Paździoch: Zaraz, stać! Nie zbliżać się!
Ferdek: Bo co?
Paździoch: Bo nie zawaham się jej użyć!
(Wyciąga strzelbę z szafy obok)
Ferdek: Zara panie, spokojnie!
Paździoch: Ostrzegam pana!
Ferdek: Nie świruj pan pawiana tylko pokazuj pan, co tam pan ukrywasz, bo jak nie to zaraz dzwonię do odpowiednich instancji i oni się panem zajmą za te donosy wszystkie i dolary ukradzione!
Paździoch: Dobra, nie szalej pan. I cicho, bo pan całą kamienicę tu zwabisz!
Ferdek: No to na co pan czekasz, odkrywaj pan tą folię!
Paździoch: Ale obiecaj pan, że nikomu panu nie powiesz, zwłaszcza mojej podłej żonie Helenie!
Ferdek: No dobre!
(Paździoch odkrywa folię a tam łódka taka jak w "Szczurze lądowym" tylko że dwa razy większa)
Ferdek: I co to ma być niby, co?
Paździoch: Jak to co, sąsiedzie? Łódka!
Ferdek: No dobre, ale po co to panu? Chyba nie chcesz pan znowu popłynąć...
Paździoch: Jak to znowu? Ostatnim razem nam się nie udało, więc byłby to pierwszy raz. I dlaczego nie?
Ferdek: Ostatnim razem ledwo żeś pan przeżył, jak Boczek panu łódkię rozdupcył. Znowu pan to chcesz przerabiać?
Paździoch: Spokojna pańska rozczochrana, ta katastrofa była wtedy do przewidzenia. Zostawić łódkę z żarciem w środku piwnicy... Głupi byłem, panie Ferdku.
Ferdek: No przyznam się panu, panie Marianie, że nawet trochę żałuję, że się wtedy nie udało...
Paździoch: Czekaj pan... Ostatnim razem chciałeś pan uciec ze mną. Pamiętasz pan? Tahiti, Bora-Bora? Nie chciałbyś pan przeżyć tego razem ze mną? Ucieknijmy z tej obory raz na zawsze!
Ferdek: Wie pan... Zasadniczo to nie wiem, bo...
Paździoch: Bo co? Młodsi już nie będziemy, dalej chcesz pan pierdzieć w fotel i oglądać tych idiotów w telewizji?
Ferdek: Przekonał mnie pan! Pierdzielę, płynę, a co mi tam!
Paździoch: Bardzo się cieszę, sąsiedzie! Tylko wie pan co, musimy przenieść łódź w jakieś bezpieczne miejsce. Będziemy wodować dopiero za parę dni, a nie chcę powtórki z Boczkiem...
Ferdek: Wie pan, ja bym proponował pustostana. Nikt tam nie mieszka, nie chodzi. Myślę, że będzie tam bezpiecznie.
Paździoch: Świetny pomysł! Tylko cholera... We dwóch jej stąd nie wyniesiemy, potrzebny nam jeszcze jeden człowiek.
Ferdek: Chyba nie masz pan na myśli grubasa?
Paździoch: W żadnym wypadku, zwariowałeś pan? Zaraz... Poczekaj pan chwilę.
(Paździoch wyciąga telefon doklejony taśmą izolacyjną)
Paździoch: Halo, Dymitr? (Paździoch zaczyna gadać coś po rosyjsku, po chwili kończy rozmowę)
Ferdek: Panie... Pan z ruskimi tera trzymiesz?! Ja wiedziałem, że pan jesteś pół Niemiec, ale żeby Rusek?
Scena 2 (Ferdek, Paździoch i Dymitr wchodzą zmęczeni z przykrytą folią łodzią na korytarz.)
Ferdek: Panie, przez to cholerstwo to ja zakwasy na własnym pogrzebie będę jeszcze miał...
Paździoch: Nie pan jeden. Ale chyba warto było, w pustostanie nikt nie powinien jej zobaczyć. No, choć pan.
(Chcą wnieść łódź do pustostanu, ale słyszą dźwięk spłuczki z kibla. Wychodzi Boczek)
Boczek: Ooooo, kogo moje oczy widzą! Jak tam zdrówko? Widzę nowego kolegę macie, hehehe.
Ferdek: Nie interesuj się pan, dobre?
Boczek: A co tam mata pod tym obrusem?
Paździoch: Gówno. Poza tym to nie żaden obrus jakbyś pan chciał wiedzieć.
Ferdek: Właśnie, w ogóle to nie zawracaj pan dupy bo mamy ważniejsze sprawy niż rozmowa o dupie Marynie z takimi osobnikami jak pan.
Boczek: A wiedzą panowie, że ja żem se skok ze spadochronem zamówił? Hehehe. Będę se latał normalnie ponad morzami i oceanami, w mordę jeża! Hehehe. A panowie niech se pierdzą dalej w fotele z tym swoim Niemcem, hehehe.
Ferdek: Wypierdzielaj pan stąd i to w podskokach, na jednej nodze!
(Boczek podskakuje na jednej nodze w kierunku wyjścia z korytarza)
Scena 3 (Pustostan, Ferdek i Paździoch stoją nad łodzią.)
Paździoch: No, udało się.
Ferdek: Nie chcę gęgać, ale coś mie się zdaje, że grubas będzie węszył.
Paździoch: Niech węszy.
(Paździoch wyciąga klucz ze spodni)
Ferdek: Chcesz pan powiedzieć, że ten klucz to od pustostana je?
(Śmieją się)
Scena 4 (Kuchnia, Ferdek i Halina jedzą obiad w kuchni.)
Ferdek: Powiem ci Halincia, że ładnego masz tego pedikira na twarzy dzisiaj, wiesz?
Halina: Jakiego znowu pedikira?
Ferdek: No wiesz, to co się gębę smaruje tymi maściami olejowymi takimi klejącymi. Ci fajnie twarz uwypuklowywuje.
Halina: Ferdek, po pierwsze. Nie pedikir, tylko makijaż. Po drugie... Nie dam, bo nie mam.
Ferdek: Ale Halincia, za kogo ty mie uważasz w ogóle? Myślisz, że bym tu żebrał o jakieś marne 10 złoty? Przecie w tym czasie bym mógł dywana na przykład trzepaczką wytrzepać. Ja ci te komplemienty Halincia prosto ze serca prawię.
Halina: A no to cieszę się bardzo. W takim razie bierz trzepaczkę i idź dywan wytrzepać, bo ostatnio chyba na Boże Narodzenie trzepałeś.
Ferdek: A no dobre.
(Ferdek wychodzi z kuchni ale po chwili wraca)
Ferdek: A to jak już mam iść wytrzepać tego dywana to może dałabyś mie te 50 złoty, Staś niedaleko to skoczę po drodze po jakie mąkię, co?
Halina: Won!
Scena 5 (Podwórko, Ferdek i Marian siedzą na ławce przez kamienicą.)
Ferdek: Wie pan, próbowałem, ale nie dała. Żem jej najróżniejsze komplemienty prawił, to mnie jeszcze z mieszkania wygoniła...
Paździoch: No cóż, w takim razie jesteśmy zdani na moje pozostałe 200 złotych z bazaru.
Ferdek: E tam, panie. Spokojnie starczy.
Paździoch: No mam taką nadzieję.
Ferdek: O kurde! Patrz pan, gargulec jakiś na drabinie pod pustostanem!
Paździoch: O żesz karwasz twarz!
(Podchodzą bliżej tuż pod okno pustostanu, na drabinie widzą Boczka)
Ferdek: Panie, co pan tu robisz kurde?!
Boczek: Ja? Ja se nic nie robię, ja se tylko patrzę, tak, o.
Ferdek: Mówiłem, że będzie świnia węszyła. Mówiłem, że będzie grubas pasożytniczy węszył...
Paździoch: Panie Boczek, złaź pan stamtąd natychmiast!
Boczek: Ja se zejdę, ale jak panowie mi powiedzą co tam ukryli.
Ferdek: Gówno!
(Boczek przesuwa się o 2 szczeble w górę)
Boczek: A tera panowie powiedzą? Hehehe.
(Paździoch pochodzi do drabiny i próbuje ją przewrócić)
Ferdek: Panie, nie świruj żesz pan pawiana, do pierdla pana zamkną!
(Boczek spada razem z drabiną, ujęcie na spanikowanego Ferdka)
Scena 6 (Korytarz, Ferdek, Paździoch, Halina i Helena stoją pod kiblem.)
Halina: Ale co on do jasnej cholery robił na drabinie pod oknem od pustostanu?
Helena: Nie wiem, widocznie jest tam coś, co go ciekawi. Ale dlaczego nie wszedł drzwiami jak cywilizowany człowiek?
Ferdek: Bo to małpa jest.
Halina: Ferdek, trochę powagi.
Helena: Zaraz, poczekajcie państwo. Zaraz sprawdzimy o co mu mogło chodzić.
(Helena idzie w stronę pustostanu i próbuje otworzyć drzwi)
Helena: Zamknięte...
Halina: Niemożliwe, przecież przez cały czas były otwarte.
(Paździoch stoi obok Ferdka pod kiblem i robi kocią mordę)
Helena: Dobra Marian, dawaj klucze.
Paździoch: Jakie klucze, karwasz twarz?
Helena: Nie świruj szympansa, tylko oddawaj je!
Paździoch: Nie wiem o co ci chodzi...
Helena: Pani Halinko, zapraszam na Bonifratrów. Boczek się na pewno wygada.
Halina: O ile w ogóle coś widział.
Scena 7 (Pustostan, Ferdek i Paździoch stoją nad łodzią.)
Ferdek: Panie, i gdzie ten pana cały Rusek?
Paździoch: Właśnie nie wiem. Powinien już tu dawno być. Cholera jasna...
(Wchodzi Dymitr)
Paździoch: O, jest!
(Paździoch zaczyna gadać coś po rosyjsku do Dymitra)
Paździoch: Panie Ferdku, gdzie ją przenosimy?!... Nasze żony będą tu pewnie lada moment, Boczek na pewno się wygada, że coś tu ukrywamy. Przecież sam widział jak z kibla wychodził...
Ferdek: Bo ja wiem czy się wygada... Widziałeś pan jak cymbałem przypierdzielił?
Paździoch: Ale jak go wywozili to był przytomny.
Ferdek: Gówno przytomny, ślepia miał tylko otwarte.
Paździoch: Dobra, kończmy to pieprzenie! Co pan proponujesz?
Ferdek: No po mojemu to by trza było ją z powrotem do piwnicy przenieść...
Paździoch: Cholera jasna, przecież tam ją zauważą!
Ferdek: To co, do kibla ją pan chcesz włożyć?
Paździoch: Masz pan rację...
Ferdek: No. Przykryje się ją tą folią, założy jakimś stolikiem, na stoliczek da się jakieś pudełeczka i będzie gitara. Hehehe.
Scena 8 (Piwnica, Ferdek i Paździoch zakrywają łódź różnymi rzeczami, stolikiem, na stolik dają różne pudła, na pudła jeszcze coś innego. Łódka znajduje się pod ścianą obok szafy.)
Paździoch: No, mam nadzieję, że nikt jej nie zobaczy.
Ferdek: Spokojna pana łysa czaszka. Ta szafa stoi tutaj pusta, nikt tu nie chodzi. W ogóle to dobrze jest zabezpieczona, stolik dosyć ciężki także gitara.
(Słychać kroki, wchodzi Helena)
Helena: No, łysy szczurze. Dawaj te klucze! Boczek wszystko wygęgał. Powiedział, że z panem Ferdkiem byliście niedawno w pustostanie.
Paździoch: No byliśmy. Stwierdziliśmy, że trzeba tam wreszcie posprzątać, bo był tam taki burdel jak u ciebie w torebce z resztą.
(Paździoch daje klucze Helenie)
Paździoch: Masz i zejdź mi z oczu, bo mi oczy puchną jak na ciebie patrzę...
Helena: A idź stary pierniku! I niech no tylko znajdę tam coś podejrzanego, to ci nogi z dupy powyrywam...!
Scena 9 (Kuchnia Kiepskich, Ferdek i Paździoch piją wódkę.)
(Paździoch pisze w zeszycie)
Ferdek: Pitna woda...
Paździoch: Jest.
Ferdek: 10 kilo cebuli...
Paździoch: Jest.
Ferdek: Zapałki?
Paździoch: ...A na cholerę zapałki?
Ferdek: A czym pan chcesz grilla rozpalić?
Paździoch: Jakiego grilla? Chcesz pan na morzu grillować?
Ferdek: A co pan myślisz że ja źwierzę jestem żeby 3 miesiące cebulę samą jeść? Pisz pan zapałki...
Paździoch: Zaaa...paaał...ki. Są.
Ferdek: No i dopisz pan jeszcze grilla i wędkę.
Paździoch: Griiillll iii wędddkaaa. A umiesz pan łowić w ogóle?
Ferdek: Panie, pan chyba nie wiesz z kim pan rozmawiasz. Panie, ja żem zdobył Medala Zasługi Łowieckiej w 92' roku. Mówi to panu coś?
Paździoch: Nie bardzo.
Ferdek: A to pa pan, mam go tutaj gdzieś schowanego.
(Ferdek bierze z półki medal)
Ferdek: Widzisz pan? Medal Zasługi Łowieckiej dla Ferdynanda Kiepskiego. Rybnik, rok 1992.
Paździoch: O proszę. Widzi pan, tyle lat ze sobą mieszkamy, pod jednym dachem, a tak mało o sobie wiemy...
Ferdek: No, hehehe.
Paździoch: Dobrze, wracając do listy. Chyba mamy już wszystkie potrzebne rzeczy. Pitna woda jest, cebula jest, grilla mam w domu, zapałki się dokupi... O cholera, jeszcze wędka. Z tych 200 złotych zostało mi już tylko 15...
Ferdek: Spokojna pana roz... to znaczy łysa pała. Mam w piwnicy, jeszcze tą z 92'. Hehehe.
Scena 10 (Późny wieczór, słychać szczekanie psów. Ładnie wykonany greenbox, woda jak w "Cyceronie". Ferdka i Paździocha odpycha od brzegu Dymitr.)
(Paździoch żegna się z Dymitrem po rosyjsku)
Ferdek: O kurde, nie wierzę, po prostu nie wierzę! Hehehe. W końcu koniec tego brudu i ubóstwa, jesteśmy wolni panie Paździoch, wolniiii!
(Śmieją się)
Scena 11 (Ferdek i Paździoch płyną. Na grillu smażą dwie złowione ryby i kilka kawałków cebuli.)
Paździoch: I to jest to, o czym marzyłem od dawna, sąsiedzie! Cisza, spokój, morze, smaczna rybka, lekko spieczona cebulka... Czyż nie jest pięknie?
Ferdek: Panie, jak nie jak tak? A zaraz będzie jeszcze piękniej!
(Ferdek bierze siatkę, która jest za nim. Słychać dźwięk butelek)
Paździoch: Rum! Że też o tym nie pomyślałem. Uratował nam pan życie!
(Śmieją się)
Ferdek: No to co, za te wolność co?
(Wypijają po kieliszku)
Ferdek: Zaraz, słyszysz pan?
Paździoch: Cholera, skądś znam ten głos...!
(Ujęcie na spadającego Boczka ze spadochronem)
Boczek: Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
(Kamera pokazuje zasłaniających się rękoma Ferdka i Paździocha, wtedy obraz się zatrzymuje i lecą napisy końcowe)
Bardzo dobry pomysł. Sam mam na koncie kontynuację odcinków oficjalnych oraz fan fiction, więc popieram taką inicjatywę. Zabawny początek, Paździoch miał dobre teksty. Akcja z tą łodzią tez ciekawa. Potem Boczek też mnie rozbawił. Nastawienie sąsiadów do Boczka dobre- chłodne, ale nie chamskie. Potem o dziwo scena w sypialni też niezła- ,,pedikir" na twarzy mnie rozbroił. Dalszą akcję rozwijałeś w ciekawy sposób. Cieszę się, że coś działo się w pustostanie- mam słabość do ,,rzadkich pomieszczeń''. Zabawne zakończenie. Miło, że Boczka nie było zbyt mało, a akcję rozłożyłeś na małą ilość bohaterów- bez zapchajdziur.
10/10
Oryginalnemu odcinkowi dałem 9/10, więc czuj się wyróżniony
Naprawdę fajny pomysł i jeszcze lepsze wykonanie. Świetny początek z ciekawskim Ferdkiem i Paździoch ze strzelbą. Potem dobry Boczek mówiący o obrusie i skoku ze spadochronem. Rozmowa z Haliną lepsza niż w serialu, dobra rozmowa o "pedikiurze" i Ferdek chcący wyłudzić 50 złotych. Rozwalił mnie Boczek na drabinie i jego wypadek. Potem dobry tekst Ferdka: "Gówno przytomny, ślepia miał tylko otwarte". Potem szybkie przenosiny łódki Zakończenie mistrzowskie, mimo że na greenboxie. Jedyny minus to trochę za krótkie sceny. 9/10. Rewelacyjna kontynuacja "Szczura lądowego".
Tak. Z rozpędu napisałem, bo mi się rozmowy Ferdka i Halinki kojarzą ze scenami łóżkowymi, ale ogółem mi chodziło, że Halinka nieźle wypadła- dużo lepiej niż w nowych odcinkach. Brawo!
Dobry scenariusz, udana kontynuacja odcinka "Szczur lądowy". Początek w piwnicy nawet niezły, fajny tekst Ferdka "No dobre, ale czym pan chcesz gryźć te ogóry? Przecie pan zębów nie masz". Śmieszna rozmowa Boczka z sąsiadami na korytarzu. Dobre było jak Ferdek mówił o "pedikiurze" na twarzy Haliny i chciał wyłudzić od niej pieniądze. Dalej świetna akcja z drabiną. Średnia scena pod kiblem i bardzo średnia druga scena w piwnicy. Wcześniej jednak na duży plus teksty: "Bo ja wiem czy się wygada... Widziałeś pan jak cymbałem przypierdzielił?" oraz "Gówno przytomny, ślepia miał tylko otwarte". Rozmowa Ferdka z Marianem przy wódce neutralna, ale tekst "Spokojna pana roz... to znaczy łysa pała" znakomity". Zakończenie ze spadającym Boczkiem genialne. Stawiam 8,5/10.
Na początku uważałem, że bez sensu jest robić 2 część odcinka, lepiej zrobić podobny, no ale w miarę wyszło. Nie podszedł mi początek: trochę dretwe dialogi. Za to Boczek już dobry . Świetny tekst: ''
Ferdek: Panie... Pan z ruskimi tera trzymiesz?! Ja wiedziałem, że pan jesteś pół Niemiec, ale żeby Rusek? '' a propos fajna postać tego Dymitra. Dobra akcja z tymi kluczami. Najlepszy jednak Boczek z tą drabina to było bardzo dobre. Później jednak trochę nudno, aż do rewelacyjnego zakończenia - na prawdę lepiej by tego się nie dało zakończyć - szacun. Dobry tekst: ''Gówno przytomny, ślepia miał tylko otwarte''.
Ogólnie było sporo tekstów, ale miejscami trochę nudno, niczym szczególnym nie zaskoczył, ale jest dobrze. 7/10
"Nie lubię kiedy się mnie cytuje"
- Neil deGrasse Tyson
Ocena scenariusza "Tożsamość grubasa":
Bardzo fajny scenariusz z dość ciekawym pomysłem, lecz trochę małą ilością śmiesznych tekstów. Początek na korytarzu taki sobie. Dalej dobre czytanie artykułu o napadzie na warzywniak i niezła poranna wizyta Paździochów. Scena w piwnicy z Boczkiem i przekręcenie Kiasmy na kisiel także na plus. Końcówka z odkryciem, że to jednak Boczek napadł na warzywniak i zatrzymaniem go przez policjantów niezła, ale nie rewelacyjna. 8/10.