Dziwny pomysł na to by Ferdek miał biegać w maratonie

I właściwie bez powodów. Po prostu prezes pojechał mu po ambicji.
Ferdek przechwalający się jakich on to dyscyplin sportowych nie uprawiał : slalom, pływanie synchroniczne (chyba jak wpadł do Odry po...)

trójskok (chyba skok na korytarz, z korytarza na podwórko a z podwórka do Stasia

"w zawodach żużlerskich raz brałem udział" (chyba w odcinku "Pracocholicy" jak przeżucał kupę żużlu - oczywiście żartuję), "piłka ręczna ze Szmalem grałem razem "
"Nie mogę biegać dobrze bo boli mnie noga w biedrze"
Kłótnia łóżkowa :
F : Zrobiłaś się na starość jak wąż (...) z jadem kapiącym.
H : Spieprzaj dziadu!
Ze sceny następnej z Paździochami na korytarzu dobre od tekstu Heleny :
"To mierzochodomież z GPS-em, żeby się stara pierdoła w lesie nie zgubiła 
i dalej jak Mariana połamało :
"Opanuj się i bez żadnej mi tu hipochondrii"
Następne 2 sceny : neutral nic ciekawego.Szkoda pisać co w nich było lepiej żeby ich nie było
(
Następna scena.
Ferdek robi niezdarnie przysiady trenując przed maratonem i dogryzająca mu Halinka:
H : Maratończyk - pan Pierdołka ; pierdnął głośno i spadł ze stołka
F : Mariolka! Podaj mi telefon bo do zoo chcę zadzwonić żeby przyjechali i złapali tu takiego grubego węża, niewiadomego pochodzenia i zabrali stąd
H (...) żeby przyjechali z klatką i zabrali stąd takiego wielkiego wąsatego leniwego goryla
Do tego momentu nawet nieźle - 6/10, ale potem, drodzy czytelnicy, się "popiprzyło" i było coraz gorzej i z zmniejszającą się dawką humoru a przewagą żenady lub nudów.
Zakończenie sceny beznadziejne. Kompromitacja Ferdka. Podobnie jak i następna scena Waldek z Pupcią. Waldek nazwany platfusem jak on na hantelkach ćwiczył itp w młodości także wysportowany to on był (prawie bo jeszcze piwo żłopał jak ojciec

a w USA jak był u wujka Staśka to pewnie zasówał w robocie nieźle także w tym odcinku to jakieś nieporozumienie)
Scena kompromitująca Ferdka i Waldka bez sensu, bez humoru i dużą porcją żenady (pierdnięcie, wywalenie się Waldka i bieganie po suficie Jolci Pierdolci. Do tego Waldek zachowujący się nienaturalnie jak debil, ale jakoś nienaturalnie z przesadzoną ekspresją ruchową. Nie no przesadzili z tym bo Jolcia była sobą i nic tylko to jej bieganie i stanie na Waldku na minus

A już zaczynało być w miarę dobrze
Następnie scena Ferdek z Boczkiem w piwnicy taka sobie. Neutral
Przed maratonem najlepsze jak Henryk Gołębiewski i Marek Pyś sobie dogryzali ( taki mały plusik

)
Błogosławienie i kropienie przez ... Malinowską i dalej te porównania

Co to jest, kurde ??? -
kolejny potężny minus bo jest to dla mnie po prostu niesmaczne
Ferdek leżący w trakcie maratonu i jego komentarz: "O taki maraton to ja rozumiem"
Redaktorka z kucharzem Boczkiem o bigosie :
- Gdzie tu jest boczek czy kiełbasa?
- Boczek to ja jestem

A w ogóle żryjta póki za darmo jest
Zakończenie nie wyjaśniające sensu tego odcinka tzn po co ten maraton

Płytko wytłumaczone, że "dla idei, panie". Słabe wytłumaczenie.
No bo jaką podstawę logiczną miała ta idea? Przecież idea też jest po coś (tzn z jakiegoś powodu).
Trochę humoru było,ale za dużo przestojów i zbyt duże minusy. Daję
3/10, ale nie wiem czy to nie za wysoka ocena tego odcinka bo te minusy były wprost porażające :
- postać Waldka
- Błogosławienie i kropienie przez ... Malinowską i dalej te jej porównania
- brak prawdziwego celu takiego maratonu. I po co aż maraton? Jakiś bieg osiedlowy np na 1km (w pobliżu lasu i meta za lasem to może i lepsze by było). No dla idei powiedziane było, ale idei czego?
- skąd Badura znał trasę tak długiego biegu???
Jakby nie było 2 pierwszych minusów to już dałbym 5 a jak dali by jakiś śmieszny sens to 6. Większego potencjału w takim kształcie ten odcinek nie miał.