Drażniący odcinek z pozytywnymi elementami, tak bym to określił.
Pierwsza scena, gdzie Halina nawija o śmierci nie wprowadza w wesoły komediowy nastrój, budowanie fabuły wokół "rok, góra dwa i umrzemy" oraz "(a jak nie umrzemy?) to się powiesimy" w zasadzie dyskwalifikuje ten odcinek jako komediowy. Gdyby sprzedawali to mieszkanie na skutek standardowego "jak zarobić i się nie narobić" wyszłoby to moim zdaniem lepiej.
Późniejsze sceny gorzej, pomijam brak dźwięków przejścia: kiepski siedzący przed kiblem na taborecie, podparty ręką na kolanie, bebech i wygięta w pałąk niezadowolona morda - zero dynamiki, nie mógł wyjść z mieszkania i się natknąć na Mariana pod kiblem, musiał siedzieć do następnej sceny w sypialni na tym taborecie.
Scena obiadowa: dno dna i metr mułu, Jolasia Pupcińska i jej preferencje - na szczęście zgaszona przez dywagacje Ferdka i Waldka o murzynach z Afryki, "napij się kompotu", darcie ryja przez Waldka...porażka.
Sklep u Stasia w greenboxie "miejskim"

zauważcie że nieraz jest w takim bardziej "parkowym" - np. w odcinku Eurokoko (397) - magia sitcomu normalnie. Kozłowski o chińczykach i ich umiejętnościach instrumentalnych - nudne i nieśmieszne.
Mina Ferdka gdy mijał Chińczyka na korytarzu - element pozytywny ;-D
Kolejne sceny, czyli kolejni zainteresowani zakupieniem mieszkania też nieśmieszne, z wyjątkiem Żyda i reakcji Ferdka:
-Mordehai Zuckerman.
-O Jezusie Nazarejski... ;-D
Scena końcowa i puenta, takie se. "Jak Kuba Bogu..." ogólnie 2/10 naciągane.