Wyszło średnio, odcinek bez fabuły. Na minus oczywiście obiadek, z wyjątkiem tekstu o czarnej sukience księdza.
Z plusów mogę wymienić Paździocha kłamiącego o swoich dzieciach, chwalenie się portfelem, znalezienie stówy z Waryńskim, szukanie koniczyny na łacę i "obsrywający" Ferdka orzeł oraz całkiem niezłe zakończenie.
Muzyka na koniec wprowadziła w przygnębiający nastrój i chyba to był cel twórców, ale bardzo spodobała mi się postawa Ferdka, który wie, że różowo nie jest i że wszystkie pieniądze przepieprzał, a i tak się cieszy.
Na minus cała reszta, Malinowska, Kozłowski i Badura. Masa nudów. Można zrobić odcinek bez fabuły i z humorem ("Nocne brąchanie"), ale to przerasta, niestety, Sobiszewskich.
4/10.