WAŻNE:
Pomóż przetrwać forum - zbiórka na dalszą działalność! Przekaż dowolną kwotę przelewem poprzez PATRONITE lub PAYPAL
- KLIKNIJ po szczegóły!
Możesz nas wesprzeć poprzez: Blik, przelew SMS | PATRONITE.PL || PayPal.com (kliknij: paypal lub płatność kartą)
Dla osób, które pomogą ranga Zasłużeni + wyróżnienie nicka kolorem i pogrubieniem. DZIĘKUJEMY!
KiepscyToBundy pisze: ↑2021-04-12, 22:53
"Umarł odbiornik, niech żyje odbiornik" scena w której Walduś gasił odbiornik wodą, wiem że to jest serial komediowy, ale dawał zły przykład gaszenia elektrycznych urządzeń
Ja bym powiedział, że wprost przeciwnie, będzie taki debil <przeciętny widz Kiepskich> oglądał i zobaczy, że jak ugasi podłączony telewizor wodą to "wybuchnie" i być może mu nie przyjdzie to do głowy, a te telewizory nie pamiętam nazwy miały to do siebie, że się mocno nagrzewały i o pożar nie było trudno. Możnaby powiedzieć, że był to walor edukacyjny, podobnie jak teraz na yt są filmy typu "uuu zobacz co się stanie jak na rozgrzany olej wlejesz wodę uuu niespodzianka".
"Nie lubię kiedy się mnie cytuje"
- Neil deGrasse Tyson
No w sumie racja
"Kiepscy mordercy" odcinek się na tym kończy, że widź ma myśleć, że pan Edzio został pochowany jako małpa (pawian) na zwierzęcym cmentarzu, w dodatku żywcem, bo wypił płyn nasenny i śpi;
„Gość w dom – nie ma kołaczy" kanibalizm w odcinku. Kiepscy musieli głosować z całej rodziny kto idzie do gara dla krewnych Boczka, wybór padł na Pan Edzia który właśnie przyszedł z listem. Odcinek kończy się tym, że cała rodzina ucieka z domu, zostawiając głodną rodzinne Panna Arnolda z Babką Kiepską
Mnie trochę niepokoił odcinek "Świat, który nie może zginąć", a zwłaszcza scena, gdzie mieszkańcy kamienicy słyszeli dźwięki bodajże walenia się wszystkiego i jak świat się skończył i jak do kamienicy weszli ci ludzie pierwotni. Niby śmieszne było jak Ferdek dawał im piwo, ale jak się pochylam nad tą sceną, to ona jest strasznie przykra i smutno mi się robi jak ją widzę. Myślę sobie wtedy, co ja bym zrobiła na ich miejscu i że przecież takie życie i patrzenie na koniec cywilizacji i obecnego świata musiałoby być straszne. W ogóle taka egzystencja musiałaby być totalnie bez sensu. Nic nie jesz, nie pijesz, nie wychodzisz nigdzie. Co tu robić przez całą wieczność? Niby żyjesz, ale jakby nie do końca, jesteś żywym eksponatem muzealnym, którego egzystencja nie ma w ogóle sensu dla samych eksponatów. I dla świata też, chyba, że udałoby im się ucywilizować nowych ludzi pierwotnych i dzięki nim na nowo rozwinęłoby się społeczeństwo, ale po pierwsze primo to nie jest takie hip hop, a po drugie jakie wartości mogą przekazać Kiepscy? Dawno już tego odcinka nie oglądałam, bo jest nieprzyjemny dla mnie i właśnie taki niepokojący. Niekomfortowo mi się go oglądało, nie tylko dlatego, że nie lubię tego rodzaju fantastyki, ale też staram się wyobrazić sobie sytuację mieszkańców kamienicy i mnie wtedy dreszcze przechodzą. Dlatego ten odcinek jest dla mnie smutny, a nie śmieszny. Wręcz nawet nie chcę już go oglądać.
Jak kiedyś obejrzałam odcinek "Dzień, w którym zapchał się kibel", to tak mnie on odrzucił, że potem za każdym razem jakoś dziwnie się czułam korzystając z toalety i patrząc na klozet. Więc można powiedzieć, że scena z odtykania kibla jest nie tylko ohydna i obrzydliwa, ale i niepokojąca. Serio, potem jakoś nieswojo się czułam po nim, zwłaszcza w toalecie.
Skowyt też był strasznie dziwny, nie znoszę takiego klimatu. Jakieś zabobony, gusła i klimaty jak z chatki wiedźmy. Jesień z dupy średniowiecza po prostu.
"Kiepskie żarty" tez kanibalizm na końcu docinka, kiedy przeszedł Mariusz Czajka z proszkiem
Nirvana pisze: ↑2014-10-24, 22:15
Odcinek "Ta okropna Niedziela" nie sądzicie, że ta ostatnia scena z motocyklem na piętrze jest przedstawiona jako zbiorowa halucynacja sąsiadów? W końcu zatruli się tymi grzybami, potem nagle Walduś i Ferdek zadali sobie pytanie "Ale skad się tu wziął ten motór?" i że nic z tego nie rozumieją. Ta scena taka trochę dziwna i tajemnicza jest
Ta i akurat wszyscy razem na raz, mają tą samą wizję w tym samym czasie.
Alkoholizm w wielu odcinkach. W odcinku „Robochłop" rozpite zostały nawet roboty do prac domowych. Śmiertelne dawki wypicia alkoholu na raz:
- „Towariszcz komandir" kiedy Katiusza na wieść o upadku ZSRR wypiła całą butelkę wódki na raz;
- „Matrioszka" kiedy Matroiszka w pertraktacjach pokojowych, miała wypić kieliszek, a wypiła całą butelkę wódki na raz;
- „Tyrtum pyrtum" tutaj pije się nawet więcej niż jedną butelkę wódki na raz, kiedy Ruscy przyszli na pojedynek w piciu, który wygrał Ferdek i po wypiciu paru butelek wódki na raz, poszedł jeszcze po piwo.
Dobrze, że aktorzy pili wodę
"Armagiedon"
Wprawdzie odcinek był już wymieniony w tym temacie, ale nie wspomniane została parę rzeczy, które mi osobiście wydają się niepokojące. Pierwszą z nich jest samo odliczanie do końca świata. Najpierw było to niecałe dwa dni, potem godziny, na końcu była to już kwestia minut. Czasu zostawało coraz mniej i nie dało się tego już cofnąć. To trochę jak odliczanie do własnej śmierci, tylko ma się świadomość, że zbliżająca się nieubłaganie chwila przyniesie koniec nie tylko nam, ale i całemu światu: osobom które znamy, miejscom które pamiętamy, rzeczom do których byliśmy przywiązani.
Każdy chciał się przygotować jak tylko mógł: koło różańcowe kopało schron w piwnicy, Paździochowie budowali arkę, Boczek chciał zrobić balon. Każdy miał nadzieję, że jego sposób na ocalenie okaże się skuteczny, choć tak naprawdę nikt nie wiedział do końca co się stanie. Czy przyjdzie powódź zatapiając kryjących się w piwnicy ludzi, czy ziemia się rozstąpi pochłaniając Mariana i jego arkę, czy może z nieba spadną meteoryty, które strącą balon Boczka? A właściwie, to nie było żadnej gwarancji, że jakikolwiek sposób na przetrwanie Armagedonu w ogóle istnieje. Czy wszelkie wysiłki włożone w próbę własnego ocalenia nie okażą się tylko zmarnowaniem tego krótkiego czasu, który im pozostał?
Warto zwrócić uwagę także na to, co nie zostało pokazane bezpośrednio. Mianowicie na końcu odcinka Kiepski siedzi sam na fotelu, a jego rodziny nie widać. Prawdopodobnie kryli się wtedy w bunkrze w piwnicy. Musieli wiedzieć, że Ferdka z nimi nie ma. A czasu do końca świata zostało niewiele. Jak trudną musieli wtedy podjąć decyzję: zostać tu, w (jak przynajmniej wierzyli) bezpiecznym miejscu i mieć świadomość, że on się nie uratuje, czy może pójść go poszukać, ryzykując przy tym, że nie zdążą wrócić na czas i godzina sądu zastanie ich odsłoniętych na zagrożenie?
Ostatnia rzecz to przewijające się w oprawie dźwiękowej głębokie chóralne wokalizy i odgłosy kościelnych dzwonów. Wywołują one, przynajmniej u mnie, poczucie zbliżającego się jakiegoś nieopisywalnego zagrożenia.
"Jesień średniowiecza"
Chodzi mi dokładnie o scenę w której Ferdek po przeniesieniu Paździocha po raz pierwszy w czasie wrócił do swojego domu i odkrył, że Marian i Halina są małżeństwem. Kiepski znalazł się więc w rzeczywistości, która nie jest jego rzeczywistością. Jego żona nie jest jego żoną, jego mieszkanie nie jest jego mieszkaniem, sąsiedzi go nie znają. Nie jest częścią tego świata, jedynie "efektem ubocznym" zmieniania biegu wydarzeń. Ferdek w zasadzie nie ma niczego, jego jedyny dobytek to ubranie, które nosi. Nie ma dla niego miejsca, może oprócz złomowiska, miejsca spotkań totalnych nizin społecznych. Gdyby nie udało mu się samemu przenieść w czasie, to zostałby w tym świecie na dobre. Co więcej Ferdek ma bezpośrednią styczność z rzeczami, które utracił. Ma świadomość, że rzeczy te, choć znajdują się tak blisko, to jednak są dla niego nieosiągalne.
Nie będę oryginalny i omówię odcinek "Świat który nie może zaginąć", ale tym razem spojrzę na kwestię wypicia mikstury, po której człowiek zdaje się odczuwać świat "bezproblemowo". Bohaterowie po wypiciu specyfiku nie odczuwają absolutnie niczego, żadnych trosk, zmartwień. Pozorne emocje przy grze w karty oraz później przy końcu i początku cywilizacji nie oddają całej istoty człowieczeństwa, świadomości - zachowują się przy tym tak płytko, nie odczuwają jakichś większych refleksji. Mam wrażenie, że gdy Ferdek z rodziną i sąsiadami wypili różowy płyn, wewnętrznie umarli, stali się martwi w środku, z tym że pod względem fizycznym nadal żyli, to psychicznie/metafizycznie byli już w niebie, w miejscu gdzie nie ma problemów, człowiek po prostu "żyje" wiecznie i nie przejmuje się niczym. To rodzi taką konkluzję, że życie równa się świadomości, a świadomość równa się odczuwaniu trosk, większych mniejszych, ale zawsze coś nas zajmuje. Ze śmiercią przychodzi odcięcie - nagle świat który znaliśmy przestaje istnieć, niczym się nie martwimy. Ogólnie z perspektywy człowieka świadomego, taki stan rzeczy wzbudza ogromny niepokój, że w pewnym momencie nadchodzi koniec, a po tym końcu prawdopodobnie myślimy tak samo, czujemy tak samo ciepło i beztroskę i tak w nieskończoność. Podobnie rzecz się ma z odcinkiem "Perpetum mobile" - tam też póki człowiek ma świadomość, że już nigdy nie będzie nic robił poza kręceniem się w kółko po korytarzu do końca świata, ta myśl go przeraża, ale gdy następuję to "puknięcie" z gruszki, cały świat jaki znamy przestaje dla nas istnieć i liczy się tylko jedno - chodzenie bez celu. A może dzieje się to nawet mimowolnie, co oznaczałoby że nic już dla człowieka nie jest ważne - i to też jest rodzaj śmierci wewnętrznej.
Odc. 6 "Umcia-Umcia"
Tutaj niepokojąca jest dla mnie scena, w której Kiepski stoi przed lustrem, bada swój brzuch i stwierdza "rusza się". W jego ciele zaczął rozwijać się jakiś obcy organizm, który jest już na tyle duży, by można go było wyczuć ręką i co więcej stale rośnie, zajmując coraz więcej przestrzeni.
Na koniec odcinka Umcia-Umcia zostaje pokonany, a Ferdek zaczyna stosować zaleconą przez doktora Wiktora Wektora dietę alkoholowo-tytoniową mającą zabić dziecko kosmity. Jednak nie wiadomo, czy Kiepski w jakiś sposób wydali z siebie obce ciało, czy też pozostanie ono w nim na stałe, jako bezwładna masa martwych komórek.
Odc. 71 "Świnia w każdym domu"
Chodzi mi o końcówkę odcinka, gdzie po występie artystycznym świni i pola kapusty bohaterowie robią z nich bigos.
Nie było by nic niepokojącego w przerobieniu zwierzęcia na pokarm, gdyby nie to, że wcześniejsze sceny pokazywały ile ludzkich cech posiada owa świnia. W scenie z pokojem kąpielowym odczuwała ona wstyd, gdy Ferdek zobaczył ją pod prysznicem. W trakcie rozmowy z inżynierem Plastikiem Paździoch stwierdził, że brzydzi się ona korzystać ze wspólnej toalety na korytarzu. No i jeszcze posiadała ona wysoce rozwinięty zmysł artystyczny.
Drugą rzeczą jest to, jak gwałtownie doszło do przemiany pokazu artystycznego w rzeźnię. Gdy świnia prezentowała swój pierwszy występ mogła myśleć, że to początek jej wielkiej kariery i w przyszłości będzie udzielać koncertów w wielu miastach Polski, a może nawet Europy. Nie wiedziała jednak, że ten pierwszy występ będzie dla niej równocześnie ostatnim i że do końca życia pozostały jej dosłownie minuty. Wystarczyło, że Ferdek, Paździoch i Plastik wyszli na chwilę na korytarz, aby Boczek zdążył zabić wschodzącą gwiazdę toporem i porąbać na drobne kawałki. A chyba nie muszę mówić jakiej wielkości są kawałki mięsa w bigosie.
Odc. 74 "Śmierć i Ferdynand"
Ten odcinek był już poruszany w temacie, ale chcę odnieść się jeszcze do sceny w której Ferdka odwiedza Śmierć. Ostatecznie Kiepski unika zgonu, ogrywając kosiarza w karty. Jednak co by było, gdyby to Śmierć z nim wygrała?
Halinka i Mariola rzuciły na Ferdka klątwę niemożności picia alkoholu, po czym poszły na zakupy, zadowolone, że status materialny rodziny się poprawi. Jednak po powrocie do domu mogły zastać leżące na kanapie martwe ciało głowy rodziny oraz Waldka rozpaczającego nad zwłokami. Co więcej obie miałyby świadomość, że one same sprowadziły na niego śmierć poprzez zabawę z czarną magią.
Myszus pisze: ↑2022-02-06, 15:35
Odc. 6 "Umcia-Umcia"
Tutaj niepokojąca jest dla mnie scena, w której Kiepski stoi przed lustrem, bada swój brzuch i stwierdza "rusza się". W jego ciele zaczął rozwijać się jakiś obcy organizm, który jest już na tyle duży, by można go było wyczuć ręką i co więcej stale rośnie, zajmując coraz więcej przestrzeni.
Na koniec odcinka Umcia-Umcia zostaje pokonany, a Ferdek zaczyna stosować zaleconą przez doktora Wiktora Wektora dietę alkoholowo-tytoniową mającą zabić dziecko kosmity. Jednak nie wiadomo, czy Kiepski w jakiś sposób wydali z siebie obce ciało, czy też pozostanie ono w nim na stałe, jako bezwładna masa martwych komórek.
To już raczej do "zagadek niewyjaśnionych", a nie do "scen, które po głębszym zaszanowaniu budzą nią niepokój"
"Wio!" takie skoki w czasie mogą być niepokojące, owszem mogą rozwiązać pewne konflikty zbrojne, jak druga wojna światowa, ale czy przez nie, nie znikniemy? Np: jak ktoś skaczący w czasie pozna naszą mamię i powie jej żeby nigdy nie wychodzić za mąż w życiu, "bo małżeństwo to jest coś najgorsze", albo nawet gorzej, zabije ją?
"Śmierć i Ferdynand" ten odciek był już poruszany w tym temacie, ale chciałbym się skupić na czymś innym. A konkretnie taki brak śmieci, brak zgonów. To budzi niepokój, bo w końcu ludzie którzy przestaliby umierać, a zaczęli żyć wiecznie, wraz z nowo narodzonymi ludźmi przesiedliby naszą planetę. Oznaczałoby to również koniec Religi
Tu wystarczyło po prostu uważnie obejrzeć odcinek, było to wspomniane w artykule z prasy, który przytoczył Paździoch, gdy chciał wydać Gienię. Żadne głębsze zastanowienie tu nie było potrzebne.
koniec Religi
No w takim przypadku Religa też nie musiałby żadnych przeszczepów robić
"Lepsza połowa" wiemy, że prawie cały odcinek był snem Ferdka przy butelce, ale co żeby tak nie był? Żeby to była prawda? Wtedy to gorsza połowa, to "Jełop" trafiłby do butelki na 25 lat, a może i więcej? Bo nie sądzę, żeby tak lepsza połowa i Halinka, chciałby go wtedy uwolnić. Halinka i "Ferduś" mogliby powiedzieć Mariolce i Waldusiowi, "że wasz tatuś zmienił się"
Gdzie tu niepokój ? Co innego jakby Boczek wypił tą butelkę i potem wydalił Ferdka. Wtedy by powstał potwór o nazwie MoczMan.
- Panie, nie dam bo nie mam, nawet jakbym chciał dać to nie dam bo mnie wyżarli do zera, do cna !
- Ale kto pana wyżarł ?
- Jak to kto, Pażdziochy biznesmeny zasrane...
- To u pana też byli ?
Myszus pisze: ↑2022-02-06, 15:35
Odc. 74 "Śmierć i Ferdynand"
Ten odcinek był już poruszany w temacie, ale chcę odnieść się jeszcze do sceny w której Ferdka odwiedza Śmierć. Ostatecznie Kiepski unika zgonu, ogrywając kosiarza w karty. Jednak co by było, gdyby to Śmierć z nim wygrała?
Halinka i Mariola rzuciły na Ferdka klątwę niemożności picia alkoholu, po czym poszły na zakupy, zadowolone, że status materialny rodziny się poprawi. Jednak po powrocie do domu mogły zastać leżące na kanapie martwe ciało głowy rodziny oraz Waldka rozpaczającego nad zwłokami. Co więcej obie miałyby świadomość, że one same sprowadziły na niego śmierć poprzez zabawę z czarną magią.
Bo wygrała. Ferdek dopiero zapewnił siebie życie na 50 lat w rewanżu i w kolejnym, kolejnym, itd. To można również podpiąć pod to, co byłoby żeby śmierć nie zgodziła się na "ostanie życzenie"
"Ferdewalduś" Wiemy, że Halinka przez cały ten odcinek jednak nie była w ciąży, tylko pomagała koleżance która w niej była. Jednak coś mi tu nie pasuje, skoro Halinka nie była w ciąży czemu miała te zachcianki apetytowe jakby była w ciąży? Bo co jeśli Halinka naprawdę była w ciąży, tylko poroniła? Później przyszła z koleżanką z która chodziła na spotkania matek w ciąży i skłamała "że nie była w ciąży" Bo co miała powiedzieć? Ferdek byłam w ciąży tylko poroniłam?
Co ty wymyślasz? Jakie poroniłam? Przypominam, że tutaj mówimy o prawdziwych scenach i o rzeczach, które zostały jasno powiedziane w serialu, a nie wymyślamy nowe. I Halina nie miała żadnych zachcianek, a torta i ogóry zabrała koleżance.
Najlepiej zablokuj ten temat na jakiś miesiąc bo wszyscy tu zaraz odlecimy.
- Panie, nie dam bo nie mam, nawet jakbym chciał dać to nie dam bo mnie wyżarli do zera, do cna !
- Ale kto pana wyżarł ?
- Jak to kto, Pażdziochy biznesmeny zasrane...
- To u pana też byli ?
Ja bym tu dodał "Serce Chopina". Niby zabawny, lekki odcinek ale jakby nie patrzeć to Waldek z Boczkiem nieświadomie dopuscili się kanibalizmu. I jeszcze do tego te tabletki na wstrzymanie, żeby zatrzymać "pozostałosci" serca w sobie .
Postawcie się w roli bohaterów i wyobraźcie sobie że ten przepyszny posiłek to jednak nie była wątróbka...
Jeszcze niemal cały 30 sezon był dosyć dziwny. Może nie wywoływał jakiś lęków czy niepokoi ale nie dało się przy nim zrelaksować. Niektóre odcinki były dość psychodeliczne:
-Jaszczurze oko- zakończenie gdzie wszyscy w piwnicy zamienili się w jaszczury
-Człowiek nietoperz- zabawy Oskara z genetyką i chora akcja z Kopernikiem-Jokerem
-Sztrzygbusters- strzygi, pohukiwania, koszmary i inne "mroczne" elementy
-Gra o schron- zakończenie odcinka sfiksowanym Boczkiem, grającym sobie na jakimś flecie
Ja bym tu zaliczył odc 31 - Perpetuum mobile, ze względu na to, że jakby nie patrzeć na końcu wszyscy zamienili się w zombie. Jeszcze ta mina Waldka, który doskonale wiedział co go czeka.
Jeszcze bym dał tu odcinek Świat, który nie może zaginąć, w którym wszyscy zostali wypchani i zahibernowali do czasów dalekiej przyszłości. Ferdek dał początek nowej cywilizacji tak, że dał jaskiniowcom piwo. Bohaterowie wg odcinka do swoich czasów nigdy nie wrócili
Panie, Pan to jesteś menda, świnia i wrzód na zdrowym organizmie narodu
"Niewidzialna Kanalia" - ostatnia scena jest bardzo zabawna i niespodziewana, kiedy Waldkowi od popsutego hełmofonu znikają jedynie ubrania, a on nieświadomy tego wchodzi sobie popsocić wśród grupki emerytów, ale...
Nie zazdroszczę jednak Żukowskiemu odgrywania tej sceny, bo jak sobie pomyślę że z gołym tyłkiem (i pewnie nie tylko nim) musiał paradować przed kamerą i starszymi osobami, to puenta odcinka przestaje już tak bawić
Znając chałupniczość tej produkcjii to pewnie zakleili mu ptaka taśmą naprawczą.
- Panie, nie dam bo nie mam, nawet jakbym chciał dać to nie dam bo mnie wyżarli do zera, do cna !
- Ale kto pana wyżarł ?
- Jak to kto, Pażdziochy biznesmeny zasrane...
- To u pana też byli ?