Odświeże trochę temat, bo chciałem się jako tako pochwalić pewnym przeżyciem. Może nie było on jakieś ekstra i Was nie zachwyci, ale jednak napiszę. Otóż pewnego dnia, kiedy szedłem z moim tatą po pieniądze do bankomatu na Piotrkowską ( w moim mieście
), przechodziliśmy obok Krzysztofa Kiersznowskiego. Właściwie to mijaliśmy się i zdążyliśmy tylko na niego spojrzeć. Wstyd się przyznać, ale na początku go nie poznałem, po chwili ojciec mnie uświadomił, że to sam Pan Krzysztof. Nie miałem jakoś śmiałości do niego podejść, bo szedł ze smutną/zamyśloną miną z cienką teczką pod pachą ( prawdopodobnie ze scenariuszem ). Wydaje mi się, że Pan Kiersznowski grał w pobliskim teatrze i dlatego go widziałem na popularnej w Łodzi ulicy.
Tak jak pisałem na początku, może Was to nie zachwyci, ale jednak zobaczyć wspaniałego aktora "live" to nie jest zwykłe uczucie
.