Odcinek, jak zresztą większość z tego sezonu, cienki. W zasadzie śmieszne były może 2-3 teksty (głównie zachowanie Boczka podczas wieczerzy i opieprz Ferdka). Dobre było też zakończenie (co ostatnio rzadko się zdarza) bo przynajmniej skończyło się czymś zaskakującym a w napisach końcowych puścili piosenkę tytułową (bałem się zakończenia na kolędzie i puszczenia kolędy w napisach końcowych, ewentualnie jakiegoś idiotyzmu w stylu karpi-rekinów z ubiegłego roku).
Tradycyjnie już długa lista minusów:
- tematyka odcinka: tradycyjnie ogrzewany kotlet, powielenie motywów z odcinków "M jak Marian" i "Mężowie i żony" zmieszane z tematyką świąteczną
- bezsensowny powód konfliktu między Paździochami czyli klątwa wiedźmy, wybitny idiotyzm, poza tym, która to już wersja przeszłości Paździocha?
- duża ilość greenboksów, rzeczywiście lepszych jakościowo ale nadużywanych i nie wnoszących nic ciekawego
- wygląd Halinki (koszula i te okulary) - dramat
- zachowanie Halinki - bardzo duży minus, te jej teksty o przebaczaniu były wkurzające i patetyczne aż do bólu, słuchać się tego nie dało
- wygląd Paździocha z przeszłości
- postać tej wiedźmy, która bardziej wkurzała niż śmieszyła
- i w ogóle fakt, że tematyka Bożego Narodzenia w Kiepskich została już oklepana ze wszystkich stron.
Ocena to 3/10 bo odcinek nie był aż tak wkurzający jak "Opowieść o lekkim zabarwieniu erotycznym" ale to i tak słabo.
Mam nadzieję, że nigdy nie doczekam 457 odcinka ŚWK.