Taki sobie odcinek, ale pozytywny, mógłby być zabawniejszy, a postacie nieco mniej denerwujące i mielibyśmy niezły odcinek.
Na pewno fajnie go wykonano, ma on swój klimat. W ogóle postać Roberta Stankiewicz chyba przygotowując się wzorował na Tomaszu Beksińskim, trudno mi nie mieć tego skojarzenia: identyczny sposób mówienia, ubiór, zainteresowania śmiercią itp.
Fajne dialogi Ferdka i Mariolki w pierwszej scenie, najlepsze chyba te teksty z wielbłądem.
Segment z Mariolą był w zasadzie niezły, ale Mularczyk chyba nie do końca poradziła sobie z rolą narratorki, zwłaszcza jak scenarzyści włożyli jej do ust takie pompatyczne teksty, no ale ok, średnio mi się podobała postać Roberta, ale zagrana została dobrze, zaśmiałem się chyba tylko przy Dostojewskim i "to jest przenośniaaa", rozśmieszyło mnie też "posprzeczaliśmy się tego wieczoru o afirmacji życia i śmierci, ja byłam za afirmacją, Robert zdecydowanie za śmiercią" - i tu kolejne skojarzenie z Beksińskim. Całkiem niezłe greenboxy i mały plus za odważną rolę Sobiszewskiej.
Potem taki "rozdzielacz" w postaci sceny na korytarzu, bardzo dobrej zresztą.
No i przyszedł czas na segment z Haliną

. Irytujący niesamowicie, nieprzejmujący i słabo zagrany. Ta młoda Halinka to chyba jedna z najgorszych w serialu, ale plusik za Schuberta, lubię Ave Maria.
Dwie ostatnie sceny bardzo dobre, świetne zakończenie

.
Na minus brak Boczka, ale w sumie nie widziałbym tam dla niego roli, a poza tym nie było aż tak dużo postaci epizodycznych (zresztą wtedy jeszcze w ogóle ich nie było dużo) więc potraktuję to neutralnie.
5/10
Zwróciliście uwagę, że odcinek ten był bardzo umiejętnie poukładany?
No bo tak:
*dwie sceny wprowadzające
* retrospekcja Mariolki
*jedna scena "rozdzielacz"
* retrospekcja Haliny
*dwie sceny zamykające
bardzo to satysfakcjonujące
