PODZIAŁ PRACY:
Boczek22- wyjście z inicjatywą, aby coś razem napisać, a potem olanie projektu
Jednak bez niego byśmy nie zaczęli
Pabfer- zarys fabuły, sceny I, II, X
Ursus- sceny III - IX
SCENA I
Ferdek i Marian rozmawiają pod mieszkaniem Mariana. W tle spokojna muzyka, widać tylko jak ruszają im się usta. Potem muzyka cichnie i słychać następujący dialog:
Marian: No, panie Ferdku, musze kończyć, bo muszę jeszcze u siebie posprzątać!
Ferdek: A coś pan? Baba?
Marian: Przyjeżdża do mnie w interesach pewien Anglik. Ma tyle szmalu, że mogę być i baba…
Ferdek: Ja żem zawsze wiedział, że jak chodzi o pieniądze, to nie ma dla pana żadnych świętości kurde…
Marian: Przyganiał kocioł garnkowi! Kto wczoraj w godzinach ciszy nocnej popisywał się marnym wykonaniem opery Moniuszki żeby mu żona dała na browara?
Ferdek: Śmiej się pan, śmiej, ale ja swoje wczoraj ugrałem! A pan ciekawe co dzisiaj ugrasz… Niby po jakiemu będziesz pan gadał z tym Anglikiem? On ma polskie korzenie czy co?
Marian: Jak to po jakiemu? W dzisiejszych czasach każdy zna angielski! No… może poza panem…
Ferdek: Tak? W takim razie jak jest po angielsku strajk?
Marian: Strike!
Ferdek: O! To prosty język!
Marian (śmieje się): Tak się panu tylko zdaje…
Ferdek: A pan taki znawca? A jak jest uderzać?
Marian: Też strike!
Ferdek: A atakować?
Marian: Też strike!
Ferdek: O! A tego pan pewnie nie będziesz wiedział! Dowiercić się do czegoś!
Marian: Ale pan wymyśla… Jednak tak się składa, że to też znam i to też jest strike!
Ferdek: Ta! Jasne! Gadać w koło jedno i to samo słowo jak Kupemon to każden jeden potrafi… A robić to ni ma komu!
Marian: Tak!? To patrz pan! (wyjmuje super ultra nowoczesnego elektronicznego tłumacza polsko-angielskiego)
Ferdek: O kurde! Rzeczywiście…
Marian: No widzisz pan…
Ferdek: A jak se zdobędą punkt w tej ich grze, to jak wtedy mówią?
Marian: Jeśli chodzi panu o Amerykanów, nie Anglików i o baseball… To wtedy też jest…
Ferdek: Strike?
Marian: Strike!
Ferdek: Łee! To prosty język! To ja w takim razie też go znam!
Marian: Tak? To jak pan w takim razie powiesz: Jaki wpływ na pana biznes miało wejście Polski do Unii Europejskiej oraz udział Wielkiej Brytanii w konflikcie w Zatoce Perskiej i późniejszej sytuacji w Iraku, i czy ja mogę coś na tym ugrać?
Ferdek: Strike strike strike strike strike Strike strike strike strike strike Strike strike strike strike strike?
Marian (śmieje się): Tak, tak…
Ferdek: Czego pan kurde gębę cieszysz?
Marian: Bardzo pana lubię, panie Ferdku! Z panem zawsze jest wesoło!
Ferdek (czerwienieje ze złości i warczy przez zęby): Do widzenia panu! (odchodzi kawałek, natychmiast zmienia wyraz twarzy na spokojny, nawet lekko uśmiechnięty, ogląda się za siebie, widzi, że Marian wszedł do WC, szepcze sam do siebie powoli i spokojnie) Pan żeś kiedyś prawdziwego Anglika widział? Chyba na obrazku… (Chowa się w tajemniczym przejściu z korytarza do pokoju Waldusia i wyjmuje jakieś dziwne narzędzie do komunikacji): I report he behaves as usual and suspects nothing! I repeat: he behaves as usual and suspects nothing!
Agentka 006 (off w słuchawkach): OK, clear!
Halina (akurat wychodzi z mieszkania): Coś mówiłeś, Ferdziu?
Ferdek: Nic nic, nie przejmuj się!
Halina: A ja coś słyszałam!
Ferdek: No myślę co by tu zrobić z Waldka pokojem po jego wyprowadzce.
Halina (odchodzi kawałek, mruczy sama do siebie): Ta… jasne… No chyba, że melinę, to wtedy w to uwierzę…
SCENA II
Ferdek wchodzi z korytarza do domu. W przedpokoju musi ustąpić miejsca Boczkowi i Boryskowi, którzy niosą gdzieś Babkę siedzącą na fotelu.
Boczek i Borysek: Dzień dobry!
Ferdek: Co tu się kurde dzieje?
Babka: Przegrali zakład i teraz jestem Królową Angielską! A ty chcesz się o coś założyć, kanalio?
Ferdek: Nie, dziękuję.
Babka: A ja się założę, że nie zgadniesz co to za wisior z filiżanką herbaty z kości słoniowej na mojej szyi!
Ferdek: No nie zgadnę!
Babka: Eee! Grać nie umiesz, kanalio! Całą zabawę psujesz! Ale już dobrze, powiem ci- to jest replika wisiora, który z pokolenia na pokolenie przekazuje się z rodzinie królewskiej!
Ferdek: A kto Babce takich kitów nawciskał?
Babka: Marian Paździoch!
Ferdek: A to przepraszam! Jak Paździoch coś powie, to zawsze prawdę!
Babka: Śmiej się, śmiej! To jest kulturalny, oczytany człowiek! On wiele podróżuje! A ty, kanalio? Podróżujesz tylko między kiblem, a kanapą!
Ferdek: W dupie Babka była i gówno widziała! (idzie sobie, a gdy stoi sam w salonie, wyjmuje swój komunikator) Do you, English people, wear tea on your neck?
Agentka 006 (off): Offensive stereotypes!
Halina (wchodzi os strony kuchni): Co ty tam znowu gadasz? I nie mów, że nic, bo nie uwierzę! I gdzie przehandlowałeś nasz fotel?
Ferdek: A browara mi kupiłaś?
Halina: Jeszcze czego!
Ferdek: To ci kurde nie powiem!
Halina: W takim razie sama sobie wymyślę, ale wtedy będziesz biedny! (idzie do kuchni)
Ferdek (włącza TV): Podaj mu, podaj! Dobrze!
Edzio (wchodzi): Dzień doberek! Pusto w barku, Panie Browarku! Ze mną pan nie zginie, przybyło zbawienie w płynie! (zagląda do szafy)
Ferdek (rzuca się do szafy i natychmiast ją zamyka): Co pan kurde robisz?
Edzio: Mam renty 2 worki dla seniorki, a że nie mogę jej nigdzie znaleźć, to myślałem, że jest tam, gdzie zawsze!
Ferdek: Nie tym razem i proszę mi tu nie otwierać kurde!
Edzio: Z pana to jest kawał drania! Wyruszam na dalsze poszukiwania!
Agentka 006 (off): What has just happend?
Ferdek (otwiera szafę i patrzy na jej zawartość): Relax! Our secrets are safe!
WAŻNA INFORMACJA: W DALSZEJ CZĘŚCI ANGIELSKIE KWESTIE BĘDĄ PISANE PO POLSKU, TYLKO DLA ROZRÓŻNIENIA BĘDĄ OPATRZONE NAWIASAMI. ROBIMY TO, ABY UŁATWIĆ ŻYCIE TYM, KTÓRZY ZNAJĄ OBCE JĘZYKI NIECO GORZEJ.
SCENA III
Salon, Ferdek śpi we fotelu, budzą go wibracje komunikatorka
Ferdek: Łoo! Ee. Co jest kurde?! Aaa... (Tu agent 00 Browar, odbiór!)
Agentka 006: (Nie śpij agencie. Mamy dla ciebie kolejną misję. Musisz zlikwidować pewną osobę.)
Ferdek: (Co? Znowu?)
Agentka 006: (Tak, mamy podejrzenia, że może ona wiedzieć zbyt dużo na temat naszych dwóch ostatnich misji)
Ferdek: (No dobre, ale kto to jest?)
Agentka 006: (Ktoś z twojego otoczenia. Pomyśl trochę!)
Ferdek: (Edzio? Ślepe toto. Nic tam nie zauważył na pewno.)
Agentka 006: (Nie, to nie o niego chodzi. A o jego słabym wzroku wiemy, i nie jest to kwestia przypadku. Zresztą on ani trochę nie zna angielskiego.)
Ferdek: (To może Paździoch? Przecie to debil, on tylko udaje takiego inteligientnego!)
Agentka 006: (Ta osoba, znajduje w obrębie kilku metrów. Niebawem powinna dojść przesyłka w niej będzie się znajdował sprzęt i dalsze instrukcje. Bez odbioru.)
(Ferdek delikatnie wstaje z fotela i na palcach zmierza w stronę szafy, rozlega się jednak przeraźliwie głośne pukanie do drzwi.
Ferdek: No idę zaraz, kurde, nie rozerwie się! (bierze świecznik z kredensu i przygotowany do ataku zmierza w kierunku przedpokoju, gdy już się w nim znajduje otwiera drzwi od korytarza, za którymi stoi ogromna postać Dartha Vadera z Gwiezdnych Wojen, Ferdek bez chwili namysłu strąca jej głowę świecznikiem, która okazuje się być pustym kaskiem. Bezgłowy korpus przemawia głosem Edzia)
głos Edzia: Nabrałeś się pan opium? Zniszczyłeś mi pan kostium! (kostium Vadera się rozpada z wnętrza wychodzi rozgniewany Edzio)
Ferdek: O, to pan, panie Edziu?
Edzio: A kto miał być?!
Ferdek: Ee... no ja żem se myślał, że to łobuz jaki albo co...
Edzio: Pan się w ogóle nie znasz na żartach. Zabawa z panem jest gówno warta!
Ferdek: Zaraz, panie sam pan w przebraniu łazisz po ludziach jak popapraniec jaki, i jeszcze masz pan pretensje do normalnych ludzi! Dawaj pan co masz do wydania i żegnam!
Edzio: Gdzie jest pańska stara? Mam dla niej list od Waldemara. Wcześniej miałem go dać, lecz zachciało mi się... (szeptem) srać... (wyjmuje list)
Ferdek: Jaka "stara", Babka?
Edzio: Pani Rozalia, to super ultra STARA skamielina! Zwykła "stara" to Halina.
Ferdek: Panie, uważaj pan na słowa! Mówisz pan o mojej małżonce! Dawaj mi ten list kurduplu!
Edzio: Tak się zgina dziób pingwina (pokazuje wała w wersji "pingwin") adresatem jest Halina. Figę z makiem pan dostanie (pokazuje figę) boś mi popsuł dziś przebranie! (Edzio zbiera popsuty kostium i odchodzi)
Ferdek: (podnosi zostawiony przez Edzia hełm) I to też mi stąd zabrać! (podrzuca rękoma i kopie jak piłkę, w tym samym czasie Boczek wychodzi z WC, hełm odbija się od drzwi i wpada prosto do muszli, tak że aż klapa sama się zamyka)
Boczek: Goool!!! Jaki piekny gol, panie sąsiedzie!
Ferdek: Jaki "sąsiedzie", jaki "sąsiedzie"?! Panie wypierdzielaj pan stąd bo pan tu nie mieszkasz!
Boczek: Co "wypierdzielaj"?! Ja se panu ładnego komplementa żem powiedział, a pan mnie tak ordynarnie?! W mordę jeża!
Ferdek: Wypierdzielać, powiedziałem!
Boczek: A żebyś pan wiedział! Moja noga tu więcej nie powstanie!
głos Boryska: Panie Boczek chodź pan. Sam jej już nie utrzymam za długo! (Boczek wybiega)
SCENA IV
Salon, wchodzi Ferdek, z jego komunikatorka dobiegają wibracje, odbiera go.
Agentka 006: (Agencie 00 Browar, zgłoś się!)
Ferdek: (No zgłaszam się, odbiór!)
Agentka 006: (Miałeś zlikwidować obiekt, a nie wchodzić w interakcje ze sąsiadami. Dlaczego nie odebrałeś paczki?)
Ferdek: (Bo to Edzio, kurdupel jeden se normalnie nie chciał mi wydać.)
Agentka 006: (Agencie Browar, zaczynasz nawalać, nie podoba mi się twoja postawa. Nie przyjąłeś paczki, więc teraz improwizuj!)
Ferdek: (No dobre, ale gdzie se jest ten obiekt?)
Agentka 006: (W kuchni! Bez odbioru!)
(Ferdek, rozgląda się po pomieszczeniu, bierze grubą książkę z regału i testuje na własnej głowie uderzenie nią, jednak rezygnuje i szuka dalej jakiejś broni, wyciąga ze szuflady jakieś gacie i próbuje zrobić z nich prowizoryczną procę, ale bez powodzenia)
Ferdek: A dupa tam! (zakasuje rękawy, zaciska pięści, przyjmuje gardę i idzie w kierunku kuchni, zastaje tam Mariolę słuchającą muzykę z wielkich słuchawek podłączonych do jakiegoś walkmana)
Ferdek: (przerażony) ee... Mariolka, to ty?!
Mariola: (odwraca się, ściąga słuchawki) No, ja a kto miał być? A co ty bić się ze mną chcesz czy co? (parska śmiechem)
Ferdek: (blady, z zrzedniętą miną, spuszcza gardę) Mariolcia, nie widziałaś tu może łobuza jakiegoś, albo co?
Mariola: Jakiego łobuza? Co ty ojciec, nieprzytomny jesteś? Coś ci do piwa ktoś dolał?
Ferdek: Mariolka, to nie jest śmieszne! Widziałaś tu kogoś? Może jak w tych nausznikach żeś se siedziała i słuchałaś tych diskotechnów to żeś go nie usłyszała?
Mariola: Ojciec, zluzuj majty, bo ci gumka strzeli. Nikogo tu nie było.
Ferdek: Na pewno?
Mariola: (kręci głową z politowaniem i zakłada słuchawki spowrotem)
Ferdek: No to dobrze... dobrze... (wychodzi do pokoju)
Ferdek: (dzwoni tym swoim komunikatorkiem)
Sekretarka z komunikatorka: Wybrany numer jest niedostępny (Ferdek dzwoni jeszcze raz) Po sygnale zostaw wiadomość
Ferdek: (zdenerwowany rozłącza się) Dupa, dupa!
SCENA V
Ferdek siedzi niespokojny we fotelu, wierci się i jest czymś wyraźnie zmartwiony, po chwili z kuchni wychodzi Mariola
Ferdek: Mariola! Ja muszę z tobą poważnie porozmawiać!
Mariola: No, co tam? Tylko szybko bo do Łysego zaraz idę.
Ferdek: (wstaje; z bardzo poważną miną i nie mniej poważnym tonem mówi) Mariolcia, czy ty zaglądałaś ostatnio do dużej szafy?
Mariola: No tak, a bo co?
Ferdek: (twarz mu blednieje, głośno przełyka ślinę) Czy... czy... ty... widziałaś?
Mariola: Aaa, to o to ci chodzi. Spokojnie zgredzik. Nic nikomu nie powiedziałam. (z ironicznym tonem, puszczając oczko) To będzie taka nasza tajemnica.
Ferdek: Na... na... na pewno?
Mariola: Łysemu tylko coś wspomniałam, bo miałam taki ubaw, że musiałam komuś powiedzieć. Ale luz on nikomu też nie powie. Chyba... Chciał żebym mu pokazała, ale się nie zgodziłam. Nie chce żeby miał z tym coś wspólnego.
Ferdek: (mało nie mdleje) A... że... eee... jak? Dlaczego? (pada na fotel, łapie się za serce)
Mariola: Ojciec wszystko w porządku?
Ferdek: Nie... nic już nie jest w porządku... już po mnie... po tobie też... Mariolka, uciekaj. Schowaj się gdzieś. Będą cię chcieli dopaść.
Mariola: Ojciec, co ci jest?! Może po pogotowie zadzwonić? Spokojnie matka nic nie wie. Nie dramatyzuj. A Łysym to się nie przejmuj. Sam ma całe pudło tego.
Ferdek: Łysy?! Całe pudło?
Mariola: No... teraz już nie, bo mu te wszystkie pisemka w kontener wywaliłam!
Ferdek: (nieco spokojniejszy) Jakie pisemka?
Mariola: No jakie? Te świńskie takie... Wszystko okej z tobą?
Ferdek: A... tak... tak... Już lepiej. Ale Mariolka, zapamiętaj sobie: te pisemka, to nie są takie zwykłe pisemka... To są pisemka Boryska. Zostawił kiedyś to u mnie... na przechowanie, żeby mu żona nie znalazła... Świnia jedna zdziadziała...
Mariola: (zażenowana) Dobra, to jak ci już lepiej to idę, bo Łysy na mnie czeka...
Ferdek: O nie. On też ogląda te dziadostwa! Nie ma mowy. Bedzie miał na ciebie złego wpływa! Poczekaj jeszcze z pół roku! Zaraz się zamieni w takiego Boryska! I ty też, jak będziesz się z nim zadawać!
Mariola: Nie przeginaj dobrze... (rozlega się pukanie do drzwi) Idę, bo to już Łysy pewnie się doczekać nie mógł i sam po mnie przyszedł. (próbuje wyjść ale Ferdek ją zatrzymuje)
Ferdek: O nie! Ja sam idę. (wychodzi, Mariola obrażona stoi z ręką założoną na rękę, Ferdek wychyla się spowrotem na chwilę)
(przedpokój, pukanie do drzwi, idzie Ferdek)
Ferdek: Zaraz kurde, nie rozerwę się przecie! (Otwiera drzwi, za nimi stoi pułkownik Wołodyjowski)
Wołodyjowski: (z grobową miną) Dzień dobry. Zbieram suchy chleb dla konia. (dyskretnie pokazuje mu legitymacje jakichś tajnych służb)
Ferdek: Panie, byś się pan wstydział! Porządnych obywateli z chleba obierać!
Wołodyjowski: Ja pokażę panu tego konia! (wyciąga Ferdka za chabety na korytarz)
SCENA V
Wnęka na korytarzu obok wejścia do mieszkania Kiepskich, Wołodyjowski dociska Ferdka do ściany
Wołodyjowski: No, Agencie Browar... Słyszałem że sobie w kulki lecicie?!
Ferdek: Jakie kulki? Ja żem żadnych kulków nie użytkował!
Wołodyjowski: Dowcipni jesteście, Browar. Zaraz dam co "klamkę" i zlikwidujesz obiekt, który masz likwidować, a ja tego osobiście dopilnuję.
Ferdek: Panie, dej pan spokój. Ona jest niewinna, o niczym nie wie.
Wołodyjowski: A pewni jesteście?
Ferdek: No jak nie, jak tak!
(Wołodyjowski puszcza Ferdka)
Wołodyjowski: Niestety, przykro mi. Rozkaz to rozkaz! Idziemy! (otwiera drzwi do mieszkania Kiepskich, Ferdek próbuje mu zatarasować wejście)
Ferdek: Po moim trupie!
(Z mieszkania wychodzi Mariola)
Mariola: Co to za krzyki?! Po jakim trupie?! Po tym? (wskazuje Wołodyjowskiego)
Ferdek: Mariola, Do domu powiedziałem! Ale już!
Wołodyjowski: Uszanowanie panience. (całuje Moriolę w dłoń) Niestety, będzie panienka musiała iść ze mną.
Ferdek: Ona nigdzie nie pójdzie!
Mariola: Właśnie, ja nie będę nigdzie szła z jakimś starym, obleśnym zgredem! Łysy na mnie czeka!
Wołodyjowski: Spokojnie, Kiepski. Włos jej z głowy nie spadnie. A ty młoda damo, mogła byś się trochę szacunku wobec starszych nauczyć, ku*wa mać! Gównażeria zasrana... Jesteś podejrzana, o to że wiesz coś o czym nie powinnaś wiedzieć. I radzę zacząć ze mną współpracować, to może oczyszczę cię z zarzutów.
Mariola: A ja nie mam zamiaru z nikim współpracować, ani pracować w ogóle. (Mariola próbuje odejść, ale Wołodyjowski ją zatrzymuje za co dostaje od niej soczystego plaskacza w twarz po którym pada jak długi)
Ferdek: Dobrze córcia załatwiłaś dziada! (Mariola wychodzi bez słowa, w drzwiach na klatkę mija Paździocha idącego razem z Anglikiem, porozumiewającego się z nim łamanym angielskim)
Paździoch: (Tu jest nasza kamienica, skromna, ale przytulna)
Anglik: (Ale ja tu widzę grzyba na ścianie)
Paździoch: (To tak ma być, to tylko taka aranżacja wnętrza. Słynny francuski projektant wnętrz, Arnoldo Graisse de Porc nam tu wnętrze urządzał. Będzie się pan tu czuł jak w domu)
Anglik: (patrzy na leżącego Wołodyjowskiego) (Ten człowiek potrzebuje pilnej pomocy!)
Paździoch: (Nie to tylko zwykły menel, zapewne znajomy mojego sąsiada: także menela)
(Anglik podbiega do leżącego Wołodyjowskiego, nasłuchuje oddechu, spogląda na jego klatkę piersiową, oraz ogląda jego źrenice)
Ferdek: A nie, panie jemu nic se nie jest. On se tylko tak szedł i że tak powiem: przewrócił się. Za godzinę będzie zdrów jak ryba.
Anglik: (Typowe zaćmienie pouderzeniowe. Na szczęście mam coś co go postawi na nogi! Pierwszogatunkową, szkocką Whisky) (wyciąga piersiówkę z alkoholem)
Wołodyjowski: (ledwo przytomny) Nie... nie... mi nie wolno... pić alkoholu... (leżący Wołodyjowski wzbrania się resztką sił, lecz anglik na siłę wtyka mu butelkę do ust)
Anglik: (Dwa łyki przywrócą pana do życia!) (Wołodyjowski po drugim łyku, rzeczywiście odżywa, po wyrazie jego twarzy i oczu widać, że złapał "smaka", zrywa się na nogi, doi whisky do dna)
Wołodyjowski: Panie, dej pan jeszcze!
Anglik: (Co on mówi?)
Wołodyjowski: (Daj mi jeszcze, człowieku!)
Anglik: (Nie mam)
Wołodyjowski: Karwa kawka! Aleś mi pan smaka narobił. A wy może macie coś?
Ferdek: Ja? Skąd...
Paździoch: Idź i sobie zarób! I nie psuj wizerunku Polski w oczach obcokrajowca!
Wołodyjowski: (niespokojny, trzęsą mu się ręce) Trudno, pójdę do sklepu.
Ferdek: A moja córka?
Wołodyjowski: A guzik mnie wasza córka interesuje, Kiepski! Pić mi się chce!(wybiega)
Anglik: (Cóż za dziwny człowiek. Polacy to na naprawdę niezwykły naród)
Paździoch: (To jedynie margines społeczny. Nie zawracaj sobie nim głowy, Steven.)
Anglik: (wskazując na Ferdka) (A to też jest marines społeczny?)
Ferdek: Tylko nie margines! Tylko nie margines, dobre!?
Anglik: (On zna angielski? Niebywałe. Muszę z nim porozmawiać.)
Paździoch: Noo, widzę sąsiedzie, że coś tam jednak znasz obce języki.
Ferdek: (zmieszany, zdaje sobie sprawę, że o mało się nie ujawnił, zaczyna znów grać "siebie") Eee... No jak nie jak tak. A co on powiedział?
Paździoch: No, nie udawaj pan skromniachy. Porozmawiajcie sobie chwilę. Popisz się pan swoją poliglotyczną smykałką!
Anglik: (Nazywam się Steven Richardson, jestem prezesem brytyjskiej firmy J&P, zajmującej się szeroko rozumianą branżą tekstylną na Wyspach. A pan, jak się nazywa i czym się zajmuje?)
Ferdek: (Udaje zakłopotanego, po czym głupio się uśmiecha) Strike strike, strike strike.
Anglik: (lekko rozczarowany) (Ach tak panie Strike Strike. W takim razie nich mi pan powie jakie obowiązują ubezpieczenia firm należących do Unii Europejskiej, chcących rozszerzyć swą działalność na terenie Polski?)
Ferdek: (Ze szerokim, głupim uśmiechem) Strike strike strike, strike. Strike strike.
Anglik: (Ach tak... Wszystko wiadomo...)
Paździoch. Panie Ferdku, pan dupa jesteś a nie poliglota! (Chodźmy Steven, do mnie tam dobijemy interesu) (Paździoch prowadzi Anglika do siebie)
Ferdek: Sam pan jesteś dupa poligamiczna. I to z uszami! Dobrze mu powiedziałem, panie Anglik! Co nie?! E... to znaczy: Strike strike, Strike-strike! (śmieje się głupkowato)
SCENA VI
Salon Kiepskich, Ferdek nerwowo dzwoni ze swojego komunikatora
Ferdek: (Halo! Ja żądam wyjaśnień! Co to za nasyłanie na mnie Zagłobów jakiś?! To znaczy Kmiciców... eee yyy... Wołodyjowskich!)
Agentka 006: (Spokojnie Browar, nie gorączkuj się. Twoja córka jest podejrzana o szpiegostwo i posiadanie poufnych danych. Masz czas na jej likwidację do jutra godziny 12:00, inaczej poniesiesz srogą karę.)
Ferdek: (Jaką karę? W dupach wam się już chyba poprzewracało!)
Agentka 006: (Spokojnie, bo rozpoczniemy w twojej sprawie postępowanie dyscyplinarne. Ciesz się że nie wyciągnęliśmy wobec ciebie konsekwencji za niedopilnowanie tajnych akt i narażenie ich na zapoznanie przez osoby trzecie.)
Ferdek: (Ale przecie nikt niepożądany się z nimi nie zapoznał! Moja Mariolka o niczym nie wie.)
Agentka 006: (Pewności nie masz, ale my musimy mieć pewność że nikt nigdy nie pozna zawartości tajnych akt.)
Ferdek: (Taak? To w takim razie odmawiam wykonania rozkazów! I macie mnie więcej Wołodyjowskich nie nasyłać!)
Agentka 006: (Nie pyskuj. Agent 008 Wołodyjowski został wydalony ze służby, za nie wykonanie poleceń i powrót do nałogu alkoholowego. I ty też zostaniesz policzony, jeśli do jutrzejszego południa się nie wywiążesz ze zadania. Bez odbioru!)
Ferdek: Halo, zaraz! Halo! (sygnał rozłączenia)
SCENA VII
Salon Kiepskich, Ferdek ciągnie Mariolę za rękę
Mariola: Ale zostaw mnie! Uspokój się!
Ferdek: Sama się uspokój smarku niewdzięczny! To dla twojego dobra.
Mariola: Jakiego znowu dobra?! Od kiedy ci tak na moim dobru zależy?
Ferdek: Od zawsze! Małe dziewczynki nie powinny o tej porze same poza domem się szlajać!
Mariola: Jam mam już 20 lat! Heloł! Zresztą jest dopiero osiemnasta!
Ferdek: No właśnie. Musisz się umyć, obejrzeć dobranockie i iść spać, bo trzeba rano do szkoły wstać! Zrestą teraz czarnie wołgi jeżdżą. Jeszcze cie która przejedzie.
Mariola: Ojciec, tobie już chyba do reszty na dekiel wali! Do psychiatry się zgłoś!
Ferdek: Nie pyskuj mnie tutaj!
Głos Łysego zza okna: Mariola nie świruj! Chodź z nami na disco!
Ferdek: (podchodzi do okna) Mariola nigdzie nie idzie!
Mariola: Jak nie idzie?! (podbiega do okna) Łysy, zaraz idę! Poczekaj z ziomeczkami! (Ferdek ją łapie i zatyka jej usta ręką, ta się próbuje wyrwać lecz bezskutecznie)
Ferdek: Mariolka nigdzie nie pójdzie! Sraczki bolesnej dostała!
Głos Łysego: Że co?
Ferdek: To co słyszałeś! Biegunkie ma i nigdzie nie idzie. Chyba, że jej Sralutanu kupisz. I papiru bo już trzy rolki Mariolcia zużyła! (Ferdek puszcza Mariolę, ta przerażona obserwuje sytuację za oknem)
Głos Łysego: Hahaha! Ej, Gruby, słyszałeś? Mariola sraczke ma!
Głos Grubego: Hahaha! Ale jajca! Ja cię kręce!
Ferdek: To co? Kupisz tego tabletka biegunkowego jej, dobry człowieku?
Głos Łysego: A spadaj zgredzik! Innego frajera niech se znajdzie! Hehehehe
Głos Grubego: Tee! Kamila! Sebek! Słyszeliście niusa?!
Głos Paździochowej: Ciszej do cholery! Do lasu iść się wykrzyczeć, a nie porządnym ludziom pod domem hałasy urządzacie!
Głos Grubego: Ale psze panią, Mariola Kiepska biegunki dostała!
Głos Paździochowej: Poważnie?! Ale jaja! Hahahaha!
(widok z okna na podwórko, Stoi Łysy, Gruby, Sebek, Kamila i Paździochowa. Nadchodzi Boczek i Borysek ze śpiewającą Babką na fotelu)
Babka: Wyklęęęty powstań ludu zieeemi. Poowstaaańcie, których dręczy głóód!
Boczek: Na kolana przed królową, w mordę jeża!
Borysek: Co wam tak do śmiechu? Trochę powagi przed majestatem!
Paździochowa: (z trudem powstrzymuje śmiech) Bo pani wnuczka ma rozwolnienie... Hahaha
Gruby: A jej ojciec kazał nam tabletków i papiru kupić!
(widok na uśmiechnietego Ferdka pokazujacego akcje na podwórzu Marioli, której wyraźnie nie jest do śmiechu)
Głos Babki: Haha... Ale jaja! Zaraz się posikam za śmiechu!
Głos Boryska: Wasza wysokość, nie trzeba. Przed chwilą zrobiłem to za ciebie!
Głos Babki: Ogłośmy tą radosną nowinę wszemu światu! Dzieeeń szczęęścia będzie wiecznie trwał!
Mariola: Ojciec, ty jesteś nienormalny! Co za siara!
Ferdek: Ta? No to se idź teraz do tych swoich kolesiów. No idź.
Mariola: Nigdzie nie idę! Przez ciebie! Aaaarhhhh! (obrażona, wkurzona, zrozpaczona i w ogóle nie w sosie, Mariolka idzie do kuchni i trzaska za sobą drzwiami)
głos Marioli: Nienawidzę cię! Już nigdy się na mieście przez ciebie nie pokażę!
Ferdek: Trochi kultury! (spogląda się w kamerę) I gitara! Hihihi
SCENA VIII
Sypialnia Kiepskich, Ferdek smacznie sobie śpi, obraca na bok, budzi się i spogląda na zegarek
Ferdek: O kurde. Za pięć dwunasta.
(kuchnia, Ferdek idzie w kierunku byłego pokoju Waldka, a obecnie Marioli, uchyla do niego drzwi, widzi śpiącą Mariolę, uśmiecha się i zamyka drzwi. Zmiana scenerii – Ferdek idzie korytarzem z urwanym kawałkiem papieru toaletowego, wchodzi do kibla. Widok z jego wnętrza: Ferdkowi dzwoni komunikator)
Agentka 006: (Agencie Browar, właśnie minęła godzina 12:00, a ty dalej nie zlikwidowałeś wyznaczonego obiektu. Razem ze sztabem podjeliśmy decyzję o dodatkowych 30 minutach na wykonanie zadania. Inaczej poniesiesz srogie konsekwencje!)
Ferdek: (Dobre, bobre... Pocałujcie misia w... pupcie!) (wyrzuca komunikatorek do kibla)
(widok na korytarz, od Paździochów Marian targa bladego, półprzytomnego Anglika w stronę WC)
Anglik: (Niedobrze mi... Chyba zaraz umrę!)
Paździoch: (Co?! Nie może pan!) Sanepid mi się do dupy dobierze... (puka nerwowo do drzwi) Otwierać! Natychmiat! Zagraniczniak w potrzebie!
Głos Ferdka: Panie, zajęte jest!
Paździoch: Pospiesz się pan!
Anglik: (Te ośmiorniczki, chyba nie wyszły mi na zdrowie... Koniec z owocami morza! Kto wie czy nie koniec ze mną...)
(od strony klatki wchodzi Boczek z czapką brytyjskiego gwardzisty)
Paździoch: O dobrze, że pana widzę!
Boczek: Ooo! Dzień dobry panie Marianku! Jak tam zdrówko? Smakowało?
Paździoch: Jakie zdrówko?! Zatrułeś mi pan partnera zagranicznego!
Boczek: Masz pan partnera? Ojej! A pani Helenka coś o tym wie?
Paździoch: (rozstrzęsiony) Nie zmieniaj pan tematu! Coś mi pan sprzedał!?
Boczek: No jak co? Ozorów krowich i flaczków ze świni. W mordę jeża.
Paździoch: Ciszej pan, bo jeszcze usłyszy!
Boczek: Że co? Nie rozumiem.
Paździoch: Mój partner... to znaczy Steve... eee w sensie pan Steven, jest Brytyjczykiem. Zatruł się tym dziadostwem! Odpowiesz pan za życie człowieka!
Boczek: Panie, sam pan mówiłeś, że jak najtaniej bo to dla kota. Nie do mnie teraz pretensje.
Paździoch: Ale ja przecież nie mam kota! To dla niego miało być!
(wychodzi Ferdek)
Ferdek: To kto następny?
(Anglik dość żwawo, choć i tak już resztkami sił wchodzi do toalety)
Paździoch: Moja kariera legła w gruzach!
Ferdek: Panie, nie bój pan żaby. Nima tego złego co by na dobre nie wyszło.
Paździoch: Co pan możesz wiedzieć o mojej sytuacji. Jestem skończony. Brytyjski rynek tekstylny skreśli mnie dożywotnio!
SCENA IX
Tajne, ciemne pomieszczenie, przed sporych rozmiarów komputerem, tyłem do kamery – tak że nie widać jej twarzy, siedzi Agentka 006 ze słuchawkami na głowie. Słychać w nich sygnał z komunikatora Ferdka leżącego na dnie kibla - bulgotanie i przytłumioną akustycznie rozmowę Ferdka, Boczka, Paździocha i Anglika.
głos Anglika: (Papier się skończył!)
głos Paździocha: Przecież jeszcze wczoraj tam był! Cała zgrzewka! Panie Ferdku!
Głos Ferdka: Co? Ja żem nic nie ruszał.
Głos Paździocha: A pana córka?
Głos Boczka: Dobra, panowie to ja żem wziął na przechowanie, bo żem usłyszał, że Mariolka biegunki dostała straszliwej i się bałem że zużyje wszystko.
Głos Paździocha: To przynoś pan go w podskokach!
Głos Boczka: Ale to nie możliwe. Ja żem se już wszystko wykorzystał z niego. Baldachim dla królowej Rozalii musieliśmy z czegoś zrobić.
(normalny widok na korytarz, wchodzi zmenelony Wołodyjowski popijający tanie wino)
Wołodyjowski: Panie Ferdku, ja w sprawie pana córki, karwa kawka!
Ferdek: Czego pan chcesz, panie Skrzetuski?
Wołodyjowski: Wołodyjowski. Z resztą nieważne... I tak wracam do prawdziwej tożsamości. (patrzy podejrzliwie na Boczka i Paździocha) Mniejsza z tym. Mam sralutan dla pańskiej córeczki, bo słyszałem, że biegunki przewlekłej dostała. (wręcza Ferdkowi listek tabletek)
Ferdek: A dziękuję, panie Babinicz. (daje lek przez uchylone drzwi Anglikowi siedzącemu w kiblu)
Wołodyjowski: Ale panie Ferdku. Przysługa za przysługę. Poratuje pan 2 złote na winko. Bo to mi się już kończy?
Ferdek: Oż ty moczymordo jedna. Won stąd! (Wołodyjowski patrzy zdziwiony) Powiedziałem won! (Wołodyjowski wychodzi)
Anglik: (wychyla się z kibla) (Czy można prosić o... papier?)
Ferdek: Momento! Momento! Momento mori! (wychodzi)
(salon Kiepskich, Ferdek wchodzi i zmierza w kierunku szafy, wyciąga z niej teczkę z napisem "TOP SECRET" wyjmuje jej zawartość, miętoli i wychodzi na korytarz. Zmierza w kierunku WC, jedną kartkę zabiera mu Boczek, próbuje przeczytać co tam pisze)
Boczek: T... H... E... The...
Ferdek: (zabiera mu kartkę) Panie, nie główkuj pan bo pana głowa rozboli. Panie Anglik! (Anglik się wychyla) Jak to mówią Anglikaniki: "Strike, strike, strike!"
Anglik: (Dzięki wielkie, dobry człowieku. A co to za nietypowy papier toaletowy? Jak się nazywa?)
Ferdek: TOP SECRET! Hehehe.
(Tajne biuro Agentki 006, słyszy Ferdka w słuchawkach)
Głos Ferdka: A! I dobrze pan wodę po sobie spuść!
(dźwięk spuszczania wody, agentka nerwowo rzuca słuchawkami o podłogę, podchodzi do niej Agent 009)
Agent 009: (Udało nam się prześwietlić mózg córki Agenta 00 Browara, za pomocą tej chińskiej MP-3 którą dostała w zeszłym roku na gwiazdkę. Ona faktycznie nic nie wie. Uważam, że możemy zamknąć sprawę.
Agentka 006: (Tą tak, ale jej ojciec słono mi za to wszystko zapłaci. Tak dla zasady. MOJE ROZKAZY SIĘ WYKONUJE!!!)
Agent 009: (Masz na myśli przypadkowy upadek z mostu?)
Agentka 006: (Nie...)
Agent 009: (Kąpiel w kwasie?)
Agentka 006: (Nie, coś dużo gorszego. Coś, przez co będzie cierpiał całe lata. Coś, przez co srogo się rozczaruje i straci sens życia!) MŁAHAHAHA!!! (taki złowieszczy śmiech)
SCENA X
Chicago. Automyjnia. Walduś czyści samochody.
Agentka 006: Cześć przystojniaku!
Walduś: O! Miło spotkać jakiegoś Polaka w tej Ameryce! A w dodatku taką… (rumieni się)
Agentka 006 (zalotnie): Jaką?
Walduś (zaczerwieniony i ze spuszczoną głową): No… Już pani wie…
Agentka 006: Zaprosisz mnie gdzieś?
Walduś: Nie mogę. W pracy jestem!
Agentka 006:No I co z tego?
Walduś: No dobre, to chodź na browara!
Agentka 006 (szepcze zachwycona): Browara… Jakie to sexy…
Walduś: Se-se-serio?
Agentka 006: TAK!
Walduś: O! To fajnie!
Agentka 006: Jak się nazywasz?
Walduś: Walduś, a ty?
Agentka 006: Jolaśka. (zbliżenie na jej złowieszczy uśmiech)
Koniec
Wystąpili:
Ferdek: Andrzej Grabowski
Halina: Marzena Kipiel-Sztuka
Babka: Krystyna Feldman
Mariola: Basia Mularczyk
Paździoch: Ryszard Kotys
Paździochowa: Renata Pałys
Boczek: Dariusz Gnatowski
Borysek: Kazimierz Ostrowicz
Anglik: Krzysztof Dracz
Łysy: Maciej Prusak
Wołodyjowski: Lech Dyblik
Waldek: Bartosz Żukowski
Agentka 006: Anna Ilczuk
Agent 009: Marcin Dorociński