WAŻNE:
Pomóż przetrwać forum - zbiórka na dalszą działalność! Przekaż dowolną kwotę przelewem poprzez PATRONITE lub PAYPAL
- KLIKNIJ po szczegóły!
Możesz nas wesprzeć poprzez: Blik, przelew SMS | PATRONITE.PL || PayPal.com (kliknij: paypal lub płatność kartą)
Dla osób, które pomogą ranga Zasłużeni + wyróżnienie nicka kolorem i pogrubieniem. DZIĘKUJEMY!
Pabfer pisze: ↑2019-07-02, 17:53
Ale że ty nie dasz rady?
Radę to pewnie by się dało. Ale jakoś nie odnajduje się w tym momencie serialu to ciężko byłoby nawet się przestawić na ten styl. Myślę że scenariusz w stylu 5-12 jest najbardziej prawdopodobny. I myślę że to będzie następna praca jaka się pojawi.
SCENA 1
(FERDEK/PAŹDZIOCH)
Noc. Przedpokój. Pukanie.
Ferdek: Idę kurde! Trzecia w nocy jest kurde.
(otwiera drzwi)
PAŹDZIOCH: Dobry wieczór.
FERDEK: Jaki wieczór panie, trzecia w nocy jest kurde. Czego panie , Ja musze spać, aby do roboty rano wstać.
PAŹDZIOCH: Doskonale oboje wiemy, że pan nigdzie jutro wstawać nie musi, za to ja mogę postawić.
FERDEK: Zara kurde co postawić, bo nie rozumiem o co się rozchodzi?
PAŹDZIOCH: A to ! (wyciaga z szlafroka pół litra)
FERDEK: A to Prosze bardzo, proszę bardzo do kuchni panie Marianku.
SCENA 2
(FERDEK/PAŹDZIOCH)
Kuchnia. Ferdek nakrywa do stołu cały czas się śmiejąc. Po czym siada.
FERDEK: No to panie Marianku, rym cym cym z dupy dym.
PAŹDZIOCH: Panie Ferdku ja mam do pana takie pytanie.
FERDEK: No to pytej pan, na co pan czekasz?
PAŹDZIOCH: Na cholerę pan tak mordę śmiejesz do tej wódki?
FERDEK: Jak do wódki kurde bo nie rozumiem?
PAŹDZIOCH: No chyba jasne, że do wódki, przecież nie do mnie.
FERDEK: Panie, a co to ja się już śmiać nie mogię czy co? Co to przestępstwo jest by se mieć dobrego humora.
PAŹDZIOCH: No, ale tu nie ma się z czego śmiać.
FERDEK: Jak nie ma jak jest, pijemy se tu dobrą polską wódkę, jest miluśko i sympatycznie.
PAŹDZIOCH: Tak? To ja zaraz panu udowodnię, że to istna tragikomedia.
FERDEK: No dobre gadaj pan.
PAŹDZIOCH: Bezrobotny wąsaty alkoholik właśnie spożywa kolejną butelkę alkoholu w czasie gdy mógłby się na przykład podjąć się szukania pracy zarobkowej. No istne boki zrywać, śmiechu warte.
FERDEK: Panie, o co się panu kurde rozchodzi bo ja nie mam czasu na pierdoły.
PAŹDZIOCH: A o to , że życie w tym obleśnym kraju sprawiły, że zostalem wypaczony z resztek jakiegokolwiek humoru i została jedynie nienawiść , pogarda i niezadowolenie społeczne wynikające z źle wprowadzanych reform podatkowych.
FERDEK: Panie, nie pierdziel pan, nie pierdziel bo pan to co wieczór pieprzysz i gówno pan z tego masz.
PAŹDZIOCH: A no własnie, a może chciałbym przestać, może chciałbym się śmiać do rozpuku.
FERDEK: To się pan śmiej. Co to ja panu nie karzę się smiać.
PAŹDZIOCH: Powiedz mnie pan, panie Ferdku, z czego pan się tak ciągle śmiejesz?
FERDEK: No bo ja... na telewizorek se popaczam, ja se... tego no... no panie co pan mnie dupę zawracasz po nocy jakimiś pierdołami. Nie wiem z czego się śmieje, ogólnie się śmieje.
PAŹDZIOCH: No właśnie. Ja panu odpowiem z niczego się pan nie śmiejesz, bo tu się nie ma z czego śmiać i lepiej pan polej bo już normalnie zaraz wyjdę z siebie karwasz twarz.
FERDEK: Z przyjemnością (śmieje się)
PAŹDZIOCH: Wiesz pan co?
FERDEK: No co?
PAŹDZIOCH: Skoro pan sie tak ciągle śmiejesz to zrób pan tak żebym i ja się zaśmiał.
FERDEK: Ale, że co teraz?
PAŹDZIOCH: Tak teraz, w tym momencie.
FERDEK: No dobre, ale nie za nic.
PAŹDZIOCH: Jak pan mnie rozśmieszy tu i teraz, postawię panu kolejne pół litra.
FERDEK: No dobre niech będzie... No to co gotowy pan jest?
PAŹDZIOCH: No jestem.
FERDEK WYSTAWIA JĘZYK I WYDAJE WYKRZYWIAJĄCE SIE DŹWIĘKI.
PAŹDZIOCH: No i co to miało niby być?
FERDEK: No jak to miał być ten kurde... kamelełun jaszczurka egzotyczna murzyńska
PAŹDZIOCH:Panie, takim czymś to pan możesz co najwyżej śmieszyć dzieci, starców i księży i to w dodatku upośledzonych umysłowo.
FERDEK: Ta co pan byś chciał niby co ?
PAŹDZIOCH: Coś śmiesznego.
FERDEK: Panie jak coś pan chcesz śmieszego to pan do cyrka wypierdzielaj kurde, a nie mnie pan dupę zawracasz po nocy.
PAŹDZIOCH: Tak myślałem, że przyjscie tutaj do pana to bedzie zwykła strata czasu. Żegnam. (wychodzi)
FERDEK: No i dobre, wypierdzielaj pan. Bałtroczyk z kabareta się znalazł. Łysa menda!
SCENA 3
(FERDEK/PAŹDZIOCH/BOCZEK)
Ferdek wychodzi na korytarz. Ma dobry humor. Podskakuje. Wchodzi Boczek.
FERDEK: Parapam pam pam pam, sra la la la.... O dzień dobry panie Boczku, jak tam pana humorek?
BOCZEK: A dziękuje, nawet dobrze, bo żem panie panie takie coś śmiesznego widział tutaj jak żem szedł panie ze warzywniaka, że myślałem, że się normalnie w mordę jeża już zesram w gacie.
FERDEK: Ta, a co ?
BOCZEK: Panie, bo to było tak, że zem se szedł.
FERDEK: No bardzo to jest śmieszne.'
BOCZEK: Ale czekaj pan, bo to jeszcze nie koniec. Jak ja żem se szedł, to przedemną szła taka baba, taka gruba. A za babą to se normalnie pies szedł.
FERDEK: Panie, do rzeczy.
BOCZEK: No i panie ten pies to się normalnie zesrał na chodnik za ta babą nie, a przed ta babą to se normalnie skórka od bana leżała panie, i ta baba to se normalnie fikła na tej skórce panie we to gówno. I se całą dupę z tego gównia miała bo żem widział.
FERDEK: Hhahah, dobre panie to jest dobre akurat.
BOCZEK: A żem nie mówił, od razu sie panu humorek poprawił, panie Ferdku.
FERDEK: Mnie się humorek już nie poprawi, bo od rana akurat mam dobrego humorka.
BOCZEK I FERDEK SIĘ ŚMIEJĄ, Z KIBLA WYCHODZI PAŹDZIOCH
PAŹDZIOCH: A z czego panowie tak rżną bezmyślnie?
FERDEK: O dobrze, że pana widzę panie Paździoch, jak pan Boczek panu cos powie to panu to panie Panu ten beret z dyńki spadnie ze śmiechu.
PAŹDZIOCH: Ta już to widzę. Tragikomedia.
FERDEK: No dobre zobaczymy, ale najpierw panie Boczek we pan skocz po pół litra do warzywniaka.
BOCZEK: Ja, a czemu ja a nie na przyklad pan albo pan Marian.
FERDEK: Bo to pan będziesz opowiadał nie kurde?
BOCZEK: Aaa..
SCENA 4
(FERDEK/PAŹDZIOCH/BOCZEK)
Kuchnia.
BOCZEK: I wtedy ta baba to normalnie se w to gówno fikła.
FERDEK I BOCZEK: ŚMIEJĄ SIĘ.
FERDEK: No i co panie Marianie, zatkało kakało co, wyskakuj pan z pół litra.
PAŹDZIOCH: Panie czy pan widzisz żebym się smiał.
FERDEK: No nie, ale czemu sie pan nie śmiejesz, przecież to kurde śmieszne było, czego pan chcesz wiecej.
PAŹDZIOCH: Coś śmiesznego, nie głupiego i tak prymitywnego.
BOCZEK: Panie to sam pan powiedz coś śmiesznego jak pan jesteś taki mądry, panie Paździoch.
FERDEK: No właśnie, powiedz pan coś śmiesznego to pośmiejemy.
PAŹDZIOCH: Panowie, to ja mam sie smiać, a nie opowiadać.
FERDEK: Panie, ale jak sie pan nie śmiejesz to co ja mam zrobić na dupie stanąc ?
BOCZEK: (śmieje się) Na dupie hahah, dobre w mordę jeża.
PAŹDZIOCH: Ja chcę się smiać i ja nawet zapłacę.
FERDEK: Ale za co?
PAŹDZIOCH: Zapłacę panu sto złoty jeśli sprawi pan, że będę się śmiał tak jak na przykład pan Boczek z tego pana żałosnego prymitywnego bełkotu.
BOCZEK: Panie nie obrażaj pan, dobre?
FERDEK: Zara panie za sto złoty to pan se możesz we telewizji kabareta pooglądać.
PAŹDZIOCH: To ile pan chcesz, karwasz twarz?!
FERDEK: No panie sto dwadzieścia złoty to minimum i pół litra to też kurde minimum jest już.
PAŹDZIOCH: Stoi.
FERDEK: No to dobre kurde, to się napijmy no to co panowie HA HO HO ?
SCENA 5
(FERDEK/BOCZEK/MARIOLKA)
Boczek stoi z lornetką przy oknie w salonie. Ferdek siedzi na fotelu.
FERDEK: No i co panie, co on tam robi panie?
BOCZEK: No nic dalej stoi, mordę ma jak pałąk wygiętą, nie śmieje się w ogóle.
FERDEK: Panie, ale powiedz mnie pan z czego panie taki Paździoch to się w ogóle może w ogóle chcieć śmiać, jak jemu to się nic nie podoba.
BOCZEK: Może panie z tych ze tych ze liściów? Mnie to naprzykład liście najbardziej śmieszą, nawet bardziej niz kamienie.
FERDEK: Panie, bo pan to jesteś debil zwykły panie.
BOCZEK: Panie, nie obrażaj pan dobre, bo to nie moja wina, że mnie takie rzeczy śmieszą panie. Czekaj panie bo się Paździoch chyba śmieje.
FERDEK: Ta z czego?
BOCZEK: A nie tylko kichał se.
FERDEK: No kurde, kichać to każden jeden by se chciał ale śmiać się to nie ma kurde komu.
WCHODZI MARIOLKA UBRANA NA SPORTOWO ZACZYNA ĆWICZYĆ. (Mariolka ma słuchawki w uszach) BOCZEK ZACZYNA NA NIĄ PATRZEĆ.
FERDEK: Panie co pan tak mordę cieszysz panie?
BOCZEK: Bo panie Ferdku ja se...
FERDEK: O ty grubasie pornograficzny chcesz mnie córkię oczami rozbierać. Zaraz...
BOCZEK: Co zaraz w mordę jeża?
FERDEK: Mam pomysła.
SCENA 6
(FERDEK/HALINKA/PAŹDZIOCH//BOCZEK)
Przedpokój. Ferdek przebiera Boczka za kobietę. Boczek stoi w spódnicy Halinki i byle jak założonym biustonoszu.
BOCZEK: Panie Ferdku, ale mnie się zdaje, że jego to nie będzie w ogóle śmieszyć.
FERDEK: Panie jak nie będzie jak będzie panie, panie Boczku, przecież to śmieszne jest.
BOCZEK: Panie, ale to jakieś zboczone chyba jest w mordę jeża.
FERDEK: No i takie ma kurde być śmieszne panie, no nie pierdziel pan tylko wypierdzielaj pan na korytarz bo Paździoch wraca.
KORYTARZ (Paździoch wchodzi, a przy kiblu stoi Boczek przebrany za kobietę, Paździoch patrzy sie krzywo na Boczka)
BOCZEK: (udaje kobiecy głos) Dzień dobry panie Marianie?
PAŹDZIOCH: Panie, albo pan stad wypieprzasz albo ja dzwonię do prokuratury.
BOCZEK: Ale Panie Marianie, jakiej prokuratury, moze się zabawimy.
PAŹDZIOCH: Precz, zboczeńcu!
FERDEK WYCHODZI Z MIESZKANIA
FERDEK: Co jest panie Paździochu, co się pan tak kurde wydzierasz?
PAŹDZIOCH: No patrz pan, grubas się za babę przebrał i ja się pytam co to jest.
FERDEK: Panie Boczek to pan jesteś?
BOCZEK: No ja... ja żem se chciał takiego żarta zrobić normalnie w mordę jeża by humorek panu i panu Marianowi poprawić.
FERDEK: Hahaha! Dobre panie Boczek, dobre, ale jaja chłop sie za babę przebrał, ale jaja kurde, nie panie Paździoch.
PAŹDZIOCH: Panie pan jesteś pod wpływem alkoholu, albo panowie opuścicie korytarz albo ja już dzwonię na kolegium! Tfu! Zboczeńcy.
(PAŹDZIOCH WCHODZI DO SWOJEGO MIESZKANIA)
NA korytarz wchodzi Halinka
HALINKA: O dzień dobry panie Boczek, ma pan bardzo ładny biustonusz, ale obawiam się, że troszeczkę za mały.
SCENA 7
(FERDEK/HALINKA)
Sypialnia.
HALINKA: Ferdek ja się ciebie ostatni raz pytam co Boczek robił w moim biustonoszu?
FERDEK: No ja ci kolejny raz mówię, że nie wiem co robił w twoim biustonoszu, może taką potrzebem erotyczną se miał, skad mam wiedzieć co se robił.
HALINKA: Potrzębę erotyczną?
FERDEK: No potrzebę erotyczną Halinkia, ludzie to se mają takie czase kurde różne jakieś...
HALINKA: Wiesz co Ferdek, ja się tak bardziej zastanawiam nie co Boczek robił w tym biustonoszu, tylko kto mu go dał.
FERDEK: No nie wiem kto mu dał, skąd mam wiedzieć kto mu dał, sam se wziął pewnie, bo tu drzwi to se nigdy zamkniete nie są.
HALINKA: A może to ty mu dałeś?
FERDEK: No może ja może nie ja no i co z tego co kurde, co z tego?
HALINKA: Że może ty mu dałeś bo to akurat ty miałeś taką fantazję erotyczną, pederasto ty!
FERDEK: Halinka ty się weź nie zagolopowywuj bo przecież dobrze wiesz, że ja kurde normalny chłop homoseksualny żem jest i...
HALINKA: Dość dość! Z kim ja dzielę to łoże w ogóle. Dość. Wiesz co zejdź mi z oczu.
FERDEK: Ale Halinkia, spokojnie kurde...
HALINKA: Precz!
FERDEK: Ale dlaczego no?!
HALINKA: Bo może ja nie mam fantazji erotycznej związanej ze starymi zboczononymi wąstatymi nierobami alkoholikami. I wynocha mnie stąd na kanapę, ale już.
FERDEK: A idźże, idźże Halinka, bo to wszystko przez Paździocha, bo dziad chce się śmiać z czegoś, a nic mu się nie podoba Halinkia..
HALINKA: Do widzenia!
SCENA 8
(FERDEK/PAŹDZIOCH)
FERDEK PALI PAPIEROSA POD KIBLEM. Z KIBLA WYCHODZI PAŹDZIOCH
PAŹDZIOCH: O widze, ze papierosik. Czyżby jakieś problemiki małżeńskie? Przyznam, że słysząc te odgłosy radosnej patologii lekko w górę poszła mi górna warga.
FERDEK: Panie... panie Paździoch, weź się pan odpieprz bo to panie wszyskto przez pana jakieś głupie zachcianki panie.
PAŹDZIOCH: Moja wina ? A to bardzo ciekawe...
FERDEK: Ta pana wina, panie, bo pan żeś sie chciał panie śmiac z niewiadomo czego panie nie wiadomo na co i niewiadomo jak.
PAŹDZIOCH: Ohohoho, sąsiedzie, ja ostrzegałem pana, że cięzko znaleźć rzecz tak nieszablonową by rozsmieszyć osobę taką jak ja. Pana śmieszą żarty o wdeptywaniu w gówno, a mnie śmieszą rzeczy intelegentne z drugim dnem.
FERDEK: Panie sam pan jesteś dnem, panie. Ale dobre panie kurde, powiedz pan co by pana rozśmieszyło, jestem bardzo ciekawy kurde, bardzo ciekawy.
PAŹDZIOCH: Proszę bardzo. Przyniosę panu sznur od żelazka.
FERDEK: A na co mnie sznur od żelazka.
PAŹDZIOCH: Jak co na co uwiesisz pan swoją wąsatą mordę na kloszu w kiblu.
FERDEK: Panie! A nakopał panu kiedyś ktoś do dupy?
PAŹDZIOCH: Albo jak pan woli, od razu na żyrandolu u siebie w mieszkaniu, możesz pan stanąc na swoim zapierdzianym fotelu nim pan zdążysz w niego kopnąc, nie będzie już panu do śmiechu, a mnie tak.
FERDEK: Panie i co to jest? Panie śmieszy pana takie coś panie? To nie jest w ogóle śmieszne, to jest tragiczne, panie to jest tragikomendia panie.
PAŹDZIOCH: Zależy jak pan na to spojrzy. Pan widzi tragedie, pana żona widzi tragedię, nawet pana córka Mariolka widzi tragedię w końcu tatuś dynda na lampie. Ale ja widze bezrobotnego alkoholika kończącego swój żywot, bujającego się w te i nazad i to jest śmieszne. Dobranoc sąsiedzie.
FERDEK: Menda!
SCENA 9
(FERDEK/HALINKA/MARIOLKA)
Ranek .Ferdek śpi na fotelu. Mariolka i Halinka w piżamach stoją nad nim
Halinka: No już 13 godzina a ten jełop dalej śpi.
MARIOLKA: Może by go tym normalnie zimną wodą polać? To by się obudził
HALINKA: A zostaw tyle spokoju jak nic nie pieprzy pod nosem.
MARIOLKA: Ale ciekawe o czym on tak se śni.
HALINKA: Jak o czym o wódce pewnie.
MARIOLKA: Dobrze, ze nie o Boczku
(EFEKT PRZEJŚCIA DO SNU)
II CZEŚĆ SCENY
(FERDEK/HALINKA/MARIOLKA/PAŹDZIOCH/PAŹDZIOCHOWA/BOCZEK)
SALA BANKIETOWA, WSZYSCY W STROJACH BAROKOWYCH, BANKIETOWYCH, SĄ NA PRZYJĘCIU W ZAMKU, NA PIERWSZYM PLANIE SIEDZI ZAŁAMANY FERDEK W STROJU STAŃCZYKA W OKOŁO SŁYCHAĆ ŚMIECHY)
BOCZEK: A ja żem se na przykład widział jak se wczoraj tam na wsi jakaś chłopka w morde jeża to na gównie poślizgnęła i całą podomkię to normalnie we gównie miała.
WSZYSCY (oprócz Ferdka) : śmiech
PAŹDZIOCH: A ja to żem widział jak wczoraj zdrajcy narodu, co taktykę wojenną wydał ucieli jaja i to przy samych jądrach. Mówię jaja jak berety!
FERDEK: Chyba już po jajach.
PAŹDZIOCH: A co tam pieprzysz błaźnie. Śmieszny masz być.
HALINKA: Niestety ten stańczyk to wyjątkowy nierób i pijak i nawet śmieszny nie potrafi być.
PAŹDZIOCHOWA: To może na ścięcie dziada?
PAŹDZIOCH: Wspaniały pomysł Helena. Właśnie chciałem przetestować mój nowy miecz. Szczerozłota stal, Helena!
FERDEK: A ścinajcie se, ścinajce, jak będzie co do czego to wam do śmiechu juz nie będzie w ogóle.
PAŹDZIOCH: Cicho tam! Bo nawet tego wieczora ci nie zostawię tylko zetnę łeb tu i teraz!
FERDEK: I se zetnij, i se zetnij. Lepiej łeb stracić niż błaznem zostać. (robi głupią minę "kameleona")
W końcu napisałeś coś w bardziej starym stylu i to w stylu jednego z moich ulubionych sezonów. Powiem więcej - ten styl naprawdę dobrze odwzorowałeś. Było wszystko - akcja wokół trójki sąsiadów, akcja wyłącznie w kamienicy, ba! był nawet Boczek za babę przebrany, prawie jak Paździoch w "Nocnym brąchaniu".
Natomiast wątek żartu Boczka wydaje mi się lekko zainspirowany "Zaciętą płytą", jednak tutaj żart Ferdka rozbawił, a tam nie. To nie minus, absolutnie, właśnie duży plus za tę scenę.
Sam pomysł na odcinek - ok, z początku może mnie nie przekonał, ale udało ci się mnie zaintrygować w trakcie czytania.
Zakończenie obrazowe, mocno skojarzyło mi się z "Pejzażem powyborczym", ale wyszło dobrze.
Minusów większych nie było, może poza nieco nudnym początkiem.
Śmieszne teksty:
FERDEK: No jak to miał być ten kurde... kamelełun jaszczurka egzotyczna murzyńska
BOCZEK: Może panie z tych ze tych ze liściów? Mnie to naprzykład liście najbardziej śmieszą, nawet bardziej niz kamienie.
HALINKA: O dzień dobry panie Boczek, ma pan bardzo ładny biustonusz, ale obawiam się, że troszeczkę za mały.
FERDEK: Halinka ty się weź nie zagolopowywuj bo przecież dobrze wiesz, że ja kurde normalny chłop homoseksualny żem jest i...
kacrudy pisze: ↑2019-07-04, 07:58
Natomiast wątek żartu Boczka wydaje mi się lekko zainspirowany "Zaciętą płytą", jednak tutaj żart Ferdka rozbawił, a tam nie.
Zakończenie obrazowe, mocno skojarzyło mi się z "Pejzażem powyborczym", ale wyszło dobrze.
To pierwsze to akurat przypadek, bardziej bałem się, że sciągnąłem z "KOCHAM KINO" (chyba) jak Boczek opowiadał o jego pomyslę na komedię. Ale w sumie dobry zbieg okoliczności, jeszcze bardziej nakierował na 8 sezon
A to drugie to dobre skojarzenie. Też mi się z tym skojarzyło, ale mimo wszystko podobny tylko koncept, sama treść trochę inna.
Tym razem krótko, bo mi się nie chce i sorry, że dopiero teraz, ale nie zauważyłem, że dwa napisałeś.
Znacznie lepiej, to taki klasyczny odcinek Kiepskich, z humorem, dystansem i małą refleksją.
+ Pytanie Paździocha w 1 scenie, jakoś mnie tak śmieszyło
+ Bardzo ciekawa rozmowa Ferdka i Paździocha
+ "żart" Ferdka
+ "klasyczny" żart Boczka i sposób w jaki on go opowiadał
+ " Mnie to naprzykład liście najbardziej śmieszą, nawet bardziej niz kamienie."
+ Boczek w roli "facet się za babę przebrał"
+ Rozmowa Ferdka i Haliny "Halinka ty się weź nie zagolopowywuj bo przecież dobrze wiesz, że ja kurde normalny chłop homoseksualny żem jest i..."
+ "Przyznam, że słysząc te odgłosy radosnej patologii lekko w górę poszła mi górna warga"
+ Dialog Ferdka i Paździocha z wieszaniem
+ Ciekawy sposób na zakończenie
N Nie ma co, kotlet odgrzany wiele razy
- Scena 6 trochę żenująca, w sensie wiem, że tu wiele scen jest żenujących w taki ironiczny sposób, ale ta te żarty które miały śmieszyć miały moim zdaniem też nieudane
8,5/10
"Nie lubię kiedy się mnie cytuje"
- Neil deGrasse Tyson
Jeszcze jeden scenariusz. Powstał sponatanicznie. Znowu bardziej osadzenie w czasie rzeczywistym
ŚWIAT WEDŁUG KIEPSKICH
"ŁĄCZKA ZIELONA"
by MUNGO JERRY
Mieszkańcy kamienicy postanawiają przejść na wegetarianizm. Jedynie Ferdek nie zamierza zmienić swoich nawyków żywieniowych.
WYSTĘPUJĄ
FERDEK
HALINKA
WALDEK
JOLASIA
MARIOLKA
PAŹDZIOCH
PAŹDZIOCHOWA
BOCZEK
JANUSZ
KOZŁOWSKI
KOZŁOWSKA
BADURA
STASIEK
BOCIAN
SCENA 1
(WALDEK/JOLASIA)
NOC. SYPIALNIA PUPCIŃSKICH. WALDEK I JOLASIA LEŻĄ W ŁÓŻKU.
JOLASIA: Waldemar?
WALDEK: No co Jolańcia, śpiem, że raczej nie?
JOLASIA: Zbudź się głupcze gołoducze, w tym momencie na me klaśnięcie.
WALDEK: No, ale że na co, co Jolancia na co?
JOLASIA: (krzyczy) Obudźże że się ćwoku z tego amoku! Bo bowiem objawienie w nocy miałam nastałam i raczę ci je opowiedzieć w tej chwili.
WALDEK: No, ale se nie możesz jutro mnie powiedzieć tych głupich głupotów?
JOLASIA: To nie są żadne głupie głupoty, Waldemar, to jest objawienie nawrócenie mnie na drogę wiekuistą na wieków wieków amen. Zrobię wnet krzyża znak na przyrzegananie.
WALDEK: Jolancia, ja nie mam czasa na takie pierdu pierdu i w ogóle.
JOLASIA: Wiesz co cycu, weź się jednak zamknij bo jednak niewartościowy jesteś, głupi, debilny kuźwa, tłumok, ćwok i idiota bez młota. HAHAHAHAHAH
SCENA 2
(FERDEK/HALINKA/WALDEK/JOLASIA/MARIOLKA)
WSZYSCY OPRÓCZ HALINKI SIEDZĄ PRZY STOLE. JOLASIA CAŁY CZAS SIĘ MODLI.
FERDEK: Te, te kurde co ty się tak modlisz?
WALDEK: A nie wiem Jolancia się tak modli od wczoraj. Caluśką noc się modliła, nie Jolancie?
JOLASIA: Zamknij się ciole matole w tym momencie na me klasnięcie. Modlę się ojcze o obiad w pokoju bez krwi rozlewu na niewinnych zwierzętach w stanie uboju.
WALDEK: Że jak, że co ?
JOLASIA: Że gówno się zamknij Waldemar teraz na zawsze jak zaklaszcze! Kuźwa!
MARIOLKA: Ale w zasadzie to o co ci Jolaśka chodzi?
JOLASIA: O krzywdę zwierzątek zabijanych tylko po to by się przeistoczyły w obiekty strawy.
FERDEK: Wam to się normalnie od tego nieróbstwa we głowie juz kompletnie poprzewracało kurde nieroby jedne. Walduś w pośredniaku byłeś?
WALDEK: No byłem, ale one powiedzialy, że ze takim wykształceniem jak ja se mam to se roboty dla ludziów nie ma.
WCHODZI HALINKA Z WIELKIM KURCZAKIEM NA TALERZU.
HALINKA: TRATATAM! Proszę jedźcie kurczaczek świeżuchny. Tyle co upieczony.
FERDEK: Halinka, odkrój mnie szybko podbrzusza zanim mnie te węże wygryzą kurde.
JOLASIA: Nikt nie wygryzie ojcze, gdyż ja spożywać pokarmu w takiej postaci spożywać to raczej nie będę.
HALINKA: Jak to nie będziesz, no przecież to dla was pół dnia w garach przesiedziałam.
JOLASIA: Mamciś wybaczy, ale ja nie jadam gdy coś na tacy, umarło w rozpaczy. Los zwierzątek obojętny mnie nie jest od dziś, dnia dzisiejszego, raczej nie inaczej, nie jem zwierząt.
WALDEK: Zara jak Jolancia, jak?
JOLASIA: No normalnie wszak i obec na wegeterianizm przechodzę by żyć w pokoju z braćmi mniejszymi i Bogiem na wszelkie czasy wieków wieków amen.
FERDEK: No i dobre, wiecej będzie dla nas nie cycu?
WALDEK: HAHA, no a jak? Mamuśka we mnie tę nogię ukroj bo mnie tak burczy juz we brzuchu.
JOLASIA: Stop! Waldemar ty też barbażyństwa od dziś popierać nie będziesz raczej?
WALDEK: Ale że co co? Ja se jem co se chcę.
JOLASIA: Jak zwierzę biednę wsadzisz do otworu gębowego.
WALDEK: To co niby?
JOLASIA: Kolejny wieczór - nici z tego.
MARIOLKA: Wiesz co Jolaśka, w sumie to ty masz rację. To niesprawiedliwe by jeśc te zwierząta.
JOLASIA: No bynajmniej, kiedyś hasały sobie bo łączce zielonej by potem zostać zjedzone. Niesprawiedliwe jest to raczej nie inaczej.
FERDEK: A dupa tam. Halinkia ukrój mnie tego podbrzusza kurde!
HALINKA: Wiesz co? Ja jakoś też tak straciłam apetyt. To se mozesz zjeść całego. A was dzieci zapraszam na pyszną sałatkę z warzyw na dole u Miguela.
SCENA 3
(FERDEK/HALINKA) ŁÓŻKOWA.
HALINKA LEŻY W ŁÓŻKU. FERDEK WCHODZI DO ŁÓŻKA PRZEGRYZAJĄC UDKO Z KURCZAKA.
FERDEK: I jak tam Halinka sałatkia?
HALINKA: A bardzo dobrze, bardzo smacznie i przedewszystkim przyjaźnie w stosunku do braci mniejszych.
FERDEK: Oj Halinka, Halinkia. Pierdoły takie kurde mnie opowiadasz. Takie pierdoły kurde. Że aż się słuchać nie chce.
HALINKA: Ale Ferdek jak sobie uświadomiłam coś. Czy jakbyś ty był takim wieprzkiem czy ty chciałbyś być zarżnięty pod gardłem, bez znieczulenia.
FERDEK: Halinkia, o co ci się kurde rozchodzi?
HALINKA: Mnie o nic. Tylko wyobraź sobie takie knurka, biega sobie on łączce zielonej, beztrosko, szczęsliwie. I potem przychodzi taki rzeźnik, taki Boczek z tasakiem. I on normalnie ucina łeb tej świni i on dzieli to mięso, kiełbasy kręci, kiszki. Ble. A potem wiesz co jest potem?
FERDEK: No co jest potem? Gówno jest potem kurde.
HALINKA: Potem to mięso tego niewinnego zwierzęcia kupuje inny ochydny osobnik taki Ferdynand Kiepski na przykład. I napycha ten swój kadłun. I popija tym ochydnym piwskiem.
FERDEK: Halinkia. O co ci się kurde rozchodzi ja sie pytam. Przecie takie są prawidła natury.
HALINKA: I tu się mylisz mój drogi. Takie prawidła ustawiliśmy my sobie my sami. Gatunek ludzki. I ja od dzisiaj mówie nie.
FERDEK: Jakie nie?
HALINKA: Spożywaniu posiłkom mięsnym w tym domu. Od dzisiaj będziemy żyli w zgodzie z bracmi mniejszymi.
FERDEK: Halinkia, tak pierdzielisz, tak pierdzielisz, że ja sobie zaraz po drugie udko skoczę do lodówki.
HALINKA: A proszę bardzo, ale nic tam nie znajdziesz. Cała habanina na fajans dla dziadów wydupcona.
FERDEK: Halinka! Czy ty żeś rozuma kurde postracała przecież tam było ze 2 kila kiełabasy i to tej lepszej po 30.
HALINKA: Ferdek, zamiast chabaniny masz tam w lodówczce, humus, kaszę.
FERDEK: Jaki hujus, kurde. Kurde no!
SCENA 4
(FERDEK/BOCZEK)
Noc. Pod śmietnikiem. Boczek wyjada kiełbasę ze śmietnika. Wchodzi Ferdek w piżamie.
Boczek: Kuźwa. Ludzie kiełabsę wyrzucają i to tę lepsiejszą po 30.
FERDEK: Panie Boczek, gnoju jeden, co pan tam wyżera?
BOCZEK: A co co gówno co?
FERDEK: Panie Boczek, pan moją kiełbase wpieprdzielasz, grubasie jeden. Oddawaj to pan.
BOCZEK: Ale że co, co? Jak to se tutaj leży. Niczyje to se jest. Znaleziene nie kradziene.
FERDEK: Panie, ale to moja żona kurde wypieprzyła na fajasna dla dziadów, a nie dla pana.
BOCZEK: Panie, ja to sam dziad jestem. Panie bo co ja mam gówno mam.
FERDEK: Panie, oddawaj pan to i wypierdzielaj pan stąd.
BOCZEK: A gówno mi zrobita. Ja se znalazłem i se będę tu wpierdzielał i gówno mnie zrobita. O gówno!
FERDEK: Nie no kurde. I muszę się napić i muszę się napić, no kurde!
SCENA 5
(FERDEK/KOZŁOWSKI/KOZŁOWSKA)
SALON KOZŁOWSKIEGO. FERDEK W PIŻAMIE I KOZŁOWSKI W SZLAFROKU PIJĄ WHISKY.
KOZŁOWSKI: To co panie Ferdku, znowu sie tam odpierdziela, że pana po nocy niesie?
FERDEK: Panie Prezesie. Weź mnie pan powiedz czemu to ludzie coraz to głupsze są?
KOZŁOWSKI: Huh... panie Ferdku no. Komercjalizacja, technologia, mcdonaldyzacja to wszystko sporo miesza w sferze rozsądku ludzkiego i wpływa na czasem niepozorne, ale bardzo istotne decyzje.
FERDEK: Ta? A jakie?
KOZŁOWSKI: No to panie Ferdku, zależy o jakim gruncie mówimy. A jest tego trochę, a każdy z nich głęboki i szeroki jak rozdziawione nogi. Kurka wódka! No napijmy się.
FERDEK I KOZŁOWSKI PIJĄ.
KOZŁOWSKI: Ale tak serio panie Ferdku, co tam znowu, żona synowa, sąsiedzi?
FERDEK: A panie Prezesie... wszyscy. Wszyscy!
KOZŁOWSKI: No tak to już jest panie Ferdeczku... kumanlcja. Kumuluje sie to wszystko. Zbiera w gówno. A potem jak wybuchnie. To pan już wiesz co..
FERDEK: No wanieje...
KOZŁOWSKI: A żeby tam tylko waniało, kurka wódka. Śmierdzi panie Ferdku. Śmierdzi i to mało powiedziane. No ale co po jeszcze jednym dziabońgu?
FERDEK: No bardzo chętnie.
KOZŁOWSKI: A zagryźć coś pan chceszz?
FERDEK: No mogiem, jakąś parówkię prawda.
KOZŁOWSKI: Panie, jaką parówkę. Foka! Przynieś mnie tego tofififee.
WCHODZI KOZŁOWSKA Z PATERĄ Z KAWAŁKAMI TOFU.
KOZŁOWSKA: Prosze bardzo, przkekąseczki zagryzeczki.
KOZŁOWSKI: Patrz pan, wszystko wege, żadnych mięs. Żyjemy w symbiozie z mniejszymi braćmi.
SCENA 6
(FERDEK/HALINKA/PAŹDZIOCHOWA)
FERDEK I HALINKA SIEDZĄ NA FOTELACH. OBOK LEŻĄ KANAPKI Z SEREM ŻÓŁTYM.
FERDEK: Halinkia, czemu ty znowu ze tym serem kurde, jak ja zem mówił, że ja żem z serem to nie lubiem.
HALINKA: Bo ja ci Ferdek już mówiłam, że w tym domu to pokarmów mięsnych nie spożywamy.
FERDEK: A dlaczego ja sie pytam?
HALINKA: Bo to sprzeczne z wszystkim.
FERDEK: Ze czym niby kurde? Ze czym
HALINKA: A ze religią na przykład.
FERDEK: A Halinkia ty się tu nie zagolopowywuj bo we Piśmie jest napisane, że tylko piątek dniem wegetariańskim być mają a inne dni mięsne mają być.Bo se nawet pan Jezus mięso jadł a nie to tofufu.
HALINKA: Nie pierdziel, nie pierdziel. Zreszta jak tak bardzo chcesz tej chabaniny to se idź do cholery do Stasia i se kup tylko się tu mnie pokazuj z tym na oczy.
FERDEK: Nie mogiem do Stasia, bo tam też dostawów wędlinów nie było bo klientelii nie było.
HALINKA: No i bardzo dobrze wiedzieć, ze sklep stał się całkowicie przyjazny braciom mniejszym.
FERDEK: A idźże, idźże..
WCHODZI PAŹDZIOCHOWA
PAŹDZIOCHOWA: Przepraszam, że przeszkadzam tu państwu. Ale nie ma pani troszkę oleju? Chcialam przysmażyć Marianowi jego ulubioną kiełbasę na patelni, a tu patrzę a nie mam ani kropelki.
HALINKA: Ależ oczywiście panie Helenko, już idę pani ulać. (WYCHODZI DO KUCHNI)
FERDEK: Pani Paździochowo, czy pani powiedziała kiełbasa?
PAŹDZIOCHOWA: No tak, a bo co?
FERDEK: Oj jak dobrze, oj jak kurde dobrze.
SCENA 7
(FERDEK/PAŹDZIOCH/PAŹDZIOCHOWA/BOCZEK/JANUSZ)
SALON PAŹDZIOCHÓW. FERDEK, PAŹDZIOCH I JANUSZ ROZMAWIAJĄ PRZY STOLE.
FERDEK: Panie, masz pan tu 5 złoty i daj mnie pan chociaż palca.
JANUSZ: Panie Ferdku, no za 5 złoty to pan możesz sobie kupić co najwyżej palca dobrej kiełbasy krajowej za 30 złoty. Ale tutaj mamy towar eksportowy więc troszke nie ta półka cenowa.
FERDEK: Ta, a skąd to eksportowane jest kurde?
JANUSZ: Jak to skąd z Paragwaju oczywiście. Ale sama kiełbaska palce lizać.
PAŹDZIOCH: Rarytas.
JANUSZ: Dokładnie, a więc widzi pan no za 5 złoty to pan możesz conajwyżej powąchać.
FERDEK: Panie, dobre, ja jeszcze pół litra dam.
JANUSZ: No nie wiem dajemy? (Patrzy na Paździocha)
PAŹDZIOCH: Dajmy! Niech wie jak smakuje luksus.
PAŹDZIOCHOWA WNOSI TALERZ Z KIEŁBASAMI.
PAŹDZIOCHOWA: No macie żryjcie.
FERDEK BIERZE ŁAPCZYWIE KIEŁBASĘ I PO CZYM JĄ WYPLUWA.
FERDEK: Co to jest kurde? Co to jest za gówno?
JANUSZ: To jest kiełbasa eksportowa tworza na bazie tofu marakuji i odchodów antylopu gnu. Towar stoi po 100 euro za kilo.
PAŹDZIOCH: Rarytas.
FERDEK: No zaraz, ale ja chcę mięsa chabaniny,a nie jakiegoś gówna z gówna kurde.
PAŹDZIOCHOWA: Panie Ferdku my tu nie żremy byle czego. My żyjemy zgodnie z naturą.
JANUSZ: Jesteśmy stuprocentowo wegańsko-wegetariańscy.
FERDEK: O ja pierdzielę.
FERDEK WYCHODZI MIESZKANIA PAZDZIOCHOW Z KIBLA WYCHODZI BOCZEK
FERDEK: O panie Boczek dobrze że pana widzę.
BOCZEK: Ale, że co co ?
FERDEK: Nie co tylko proszę ty grubasie pornograficzny i kiełbasę mnie pan dej bo pan masz.
BOXZEK: A ja se nie mam kuźwa już w ogóle kiełbasy ani palca.
FERDEK: Jak pan nie masz jak pan ze rzeźni masz.
BOCZEK: Panie jakiej rzeźni , ja se we rzeźni to już kuźwa normalnie nie pracuję.
FERDEK: Jak nie? To gdzie kurde pan pracujesz?
BOCZEK: Jak to gdzie we plantacji pomidorów w mordę jeża.
SCENA 8
(WALDEK/JOLASIA)
WALDEK ZANOSI JOLASI DO ŁÓŻKA KOKOSA ZE SŁOMKĄ
WALDEK: Jolańcia, ja żem ci tego kokoska przynióśł co ty se chciałaś.
JOLASIA: A mozę ja już se nie chcę raczej w tym momencie tego kokosa co?
WALDEK: Ale jak se nie chcesz jak se chciałas?
JOLASIA: Może co innego raczę chcieć mieć teraz?
WALDEK: A co byś Pupciuńcu chciała co? To ja ci przyniesę.
JOLASIA: Może hamburgerka... albo cheesburgerka.
WALDEK: No, ale Jolancia jak ty mięska to mówiłaś, że jeść se nie chcesz,
JOLASIA: Ale może mi sie raczej odmieniło przeminiło i teraz znowu se chcę zechcę. Wobcec kobieta zmienną jest,
WALDEK: A co ze zwierzątkami tymi co se po tym łąku biegają.
JOLASIA: A niech se biegają. Niech se biegają kuźwa. Mi nie przeszkadza, nie zawadza. Ale ja głodna żem jest i chce jeść.
WALDEK: To tego cheesburgerka czy hamburgerka.
JOLASIA: Może cheebsurgerka, hamburgerka i jescze kebabika gyrosika, falafela do tego w zestawie powiększonym trzykrotnie conajmniej.
SCENA 9
(FERDEK/HALINKA/WALDEK/JOLASIA/MARIOLKA)
HALINKA WNOSI NA STÓŁ TALERZ Z OWOCAMI
HALINKA: A dzisiaj owocki. Jakie kto chce. Ananasy, banansy, arbuzasy.
WALDEK: Jakiego ci normalnie owocka nałożyć Jolańcia?
JOLASIA: No nie wiem... nie wiem w ogóle czy chcęć na nie mam w tym momencie.
MARIOLKA: Jak nie masz jak sama chciałaś jeść owoce tylko.
JOLASIA: No, ale to było wczoraj, a dzisiaj jest dzisiaj bynajmniej.
FERDEK: Halinkia, ile jeszcze będziesz mnie żywiła tym gównem. Zrobiłabyś rosoła jak kiedyś ze makaronem i ze wkładką to byśmy se najedli, a tak po tym to ani pierdzieć ani nic kurde.
HALINKA: O nie nie będziemy tu nic spożywać by krzywdzić braci mniejszych.
JOLASIA: A co powie mamusia gdy córusia powie, że została skrzywdzona przez zwierzątusia.
HALINKA: Jejku co co się stało?
JOLASIA: Tak się składa że na pośladku mam bąbla z powodu osy żądła. I jak mamusia zgodę wyrażę to ja chętnie pokażę.
WALDEK: Siadej mnie tu Jolańca nie będziesz ty nic mnie tu pokazywać.
JOLASIA: W każdym czy innym razie dążę do tego, że te zwierzęta może to takie niewinne raczej se nie są. I moze dobrze czasem łebek jest im ukręcić.
HALINKA: Ale Jolasiu przecież tak nie można sama mówiłaś.
JOLASIA: Może mówiłam, ale se raczej już odmówiłam, a teraz mamciś zjadłabym se jakiejś szyneczki ze świneczki.
MARIOLKA: A co z tą ideą? Co mówiłaś?
JOLASIA: A co tam z idęą. Gówno kuźwa. Ja se jem co se chcę jak se chcę i kiedy se chcę. Bo takie są prawidła natury wszech i zawsze i ja chcę jeść wten gdy klasnę.
FERDEK: No ja żem mówił, że takie są prawidła natury, kurde. Mówiłżem. Tak już jest w łancuchu pokarmowym kurde. Mówiłżem kurde.
HALINKA: To dobrze w takim razie, dzieci zapraszam was wszystkich do Miguela na kebaba z mięsa z baranka co się pasał na polankach.
SCENA 10
(FERDEK/HALINKA)
FERDEK KŁADZIE SIĘ DO ŁÓŻKA PRZEGRYZAJĄC KIEŁBASĄ.
FERDEK: I to jest kiełbaska Halinka, to jest kiełbaska. Chcesz palca?
HALINKA: Wiesz już co? Daj już.
FERDEK: Co daj daj? Mówi sie proszem Halinka.
HALINKA: Wiesz co. Darej se już te mądrości.
FERDEK: Jakie mądrości Halinka, przecież ja żem mówił, ze z tego waszego jedzenia to gówno będzie a nie jedzenie.
HALINKA: Ale Ferdek juz tak dobrze nam szło, zmiana diety, wszyscy trochę schudliśmy i ile oszczędziliśmy cierpień tych istotek.
FERDEK: Halinka nie pierdziel, nie pierdziel. Tak jest w łańcuchu pokarmowym, że muchię zjada świnia, a świnię człowiek zjada, a człowieka zjada ufoludiek kurde.
HALINKA: No nie wiem, no nie wiem Ferdek w naturze nie ginie nic.
FERDEK: Nie pierdziel Halinka, nie pierdziel Halinka, powiedzi lepiej gdzieżeś te wszystkie owoce dała bo byśmy se kurde to mogły se sfermentowac wina se porobić to bysmy se mieli na zimę.
HALINKA: Jak gdzie na fajans dla dziadów. I jeszcze jedno Ferdek, to że teraz mówię znowu tak dla wyrobów mięsnych, nie znaczy, ze mówię tak dla wyrobów alkoholowych pamietaj to sobie.
FERDEK: A idźże, idźże..
SCENA 11
(BADURA/STASIEK/BOCIAN)
NOC. Pod śmietnikiem. Badura ze złomiarzami pchają koszyk na zakupy.
BOCIAN: Kazimierz, weź tam sprawdź czy we fajansie nie ma jakiego jedzenia.
STASIEK: Właśnie, ostatnio jakąś kiełbasę albo kaszankię wypierdzieliły.
BOCIAN: Albo paszteta nawet.
BADURA PATRZY DO ŚMIETNIKA I WYCIAGA Z NICH ANANASA.
BADURA: Dzisiaj takie coś wypierdzieliły.
STASIEK: A co to za gówno.
BOCIAN: Jak co ananas to przecież jest.
STASIEK: A do dupy chabaninę bym wolał, mordę chabaniną zapchać lepiej.
BADURA: A ta gówno karwa kafka się znacie. Zaraz sie na aparaturę przerzuci na fermentację i wino z tego będzie jak ta lala.
STASIEK: Te to nawet lepsze od chabaniny hehe.
BADURA: No jak nie jak tak, a i ile jeszcze witamin.
KONIEC
No nawet nieźle, ale znowu nowy styl... Ja wszystko rozumiem, ja wiem, że tak postanowiłeś, tak konsekwentnie piszesz, ale to oznacza, że i ja mogę konsekwentnie ten styl minusować. Sam wiesz, nie dla zasady, tylko dlatego, że ten styl jest umiejętnie odwzorowany... Co jest niewątpliwie twoją dużą zaletą, ale i wadą, bo przez to muszę oglądać... ekhem, czytać w co drugiej scenie Pupcińskich i innych bohaterów gościnnych.
Niemniej sam pomysł na prześmianie tej całej wegetariańskiej mody był świetny i tutaj Jolasia była potrzebna, no bo w sumie to przez tego typu osoby rozprzestrzenia się ta wege-moda. Aczkolwiek nadal ją minusuję, co nie jest twoją winą, bo ty tylko rozpisujesz jej teksty tak, by były jak najbardziej zbliżone do oryginału, a że oryginał jest, jaki jest...
No ale nic.
Wszelkie rozmowy Ferdka z Boczkiem na plus, najpierw ta pod śmietnikiem, jak Boczek "dziaduje", by zdobyć mięso Kiepskiego, a potem ta, gdy Boczek pracuje na plantacji pomidorów.
Scena u Paździochów całkiem ok, niezły zwrot akcji z tą ich wege-kiełbaską z toffu. Ta u Kozłowskich też zła nie była, choć spodziewałem się prędzej, że to Kozłowska opanowała się modzie, a prezes raczej nie chce, ale musi. No ale wyszło nieźle.
Później niestety wracają Pupcińscy i znów minus, ale znów bardzo dobrze odwzorowany język Jolasi, poza tym tekstem:
JOLASIA: Tak się składa że na pośladku mam bąbla z powodu osy żądła. I jak mamusia zgodę wyrażę to ja chętnie pokażę.
Powinno być "zgodę wyrazi", a wtedy nie ma rymu.
Nawet doceniam zakończenie, ale litości, znowu złomiarze?
Niech będzie 6/10.
Dzięki za ocenę
No i tak jak zwykle taki jest mój zamysł by zbliżyć się do oryginału. Tak mi sie też lepiej pisze więc cieszę się, że odbiór to nie same "dyszki" bo wtedy znaczyłoby, że nie robię tego wiernie. Jednocześnie dzięki, za docenianie "techniki"
Co do ilości Jolasi - to tak jest jej tu sporo. Na początku miałem pomysł na prześmianie tej mody, ale nie do końca wiedziałem jak to wrzucić w świat Kiepskich. Myślałem nad programem w TV - ale czy to by mogło aż tak zmienić nastawienie bohaterów ? Jolaśka wydawała się tu najsensowniejsza i tym razem chyba nie wepchana na siłę
Co do rymu. To faktycznie nie wyłapałem, dzięki za czujność. Tak sie kończy pisanie po nocach. A potem jeszcze to czytałem więc chyba miałem wrażenie że forma "wyraże" jest poprawna Oczywiście nie jest. Ale to Kiepscy przekręcenia są na porządku dziennym więc jako tako to działa.
Ostatni scenariusz na jakiś czas. Tym razem znowu 28 sezon ale bez Pupcińskich z akcją skupioną na głównych bohaterach. (Żeby nie było nie jest fanem tych żartów w Kiepskich - podczas czytania skojarzycie o co chodzi )
ŚWIAT WEDŁUG KIEPSKICH
"ALL INCLUSIVE"
Prezes Kozłowski stwierdza, że stan kamienicy wymaga natychmiastowego remontu. Na jego czas lokatorzy mają zamieszkać w luksusowym hotelu.
JANUSZ
KOZŁOWSKI
MAJSTER MŁOTEK -KRZYSZTOF DRACZ
PORTIER - JAN JANKOWSKI
POKOJÓWKA - URSZULA DĘBSKA
SCENA I
/BOCZEK/KOZŁOWSKI
BOCZEK STOI PRZY KIBLU I PRZYGLĄDA SIĘ MYSIEJ NORZE KOŁO DRZWI DO KIBLA. WCHODZI KOZŁOWSKI.
KOZŁOWSKI: Panie Boczek co pan tu majdrujesz wzrokiem na tego sraczyka kurka wódka?
BOCZEK: Panie prezesie, bo tu normalnie se szczur jest.
KOZŁOWSKI: Jak szczur, gdzie?
BOCZEK: A tu, dziurę se wygryzł i se siedzi.
KOZŁOWSKI: No to panie, trza wykurzyć dziada, bo nielegalnie tu przybywa.
BOCZEK: Panie, ale jak, panie szczury to panie Prezesie to przebiegli są. Ich nie złapieta tak łatwo,
KOZŁOWSKI: A tam panie Boczek, w ścianę jak z mokasyna przypierdzielę to dziad zaraz wyleci. No patrz pan.
KOZŁOWSKI KOPIE W ŚCIANĘ I W ŚCIANIE ROBI SIĘ DZIURA.
BOCZEK: Nie ma gnoja kuźwa.
KOZŁOWSKI: Panie Boczek, a do eksmisji pan chcesz iśc?
BOCZEK: Że jak co, co? Za co?
KOZŁOWSKI: Za gówno proszę pana! Wypieprzaj pan do siebie na górę. Bo pan tu nie mieszkasz na tym piętrze, kurka wódka.
SCENA 2
FERDEK/HALINKA/KOZŁOWSKI
Kiepscy siedzą w salonie z Kozłowskim który jest wyraźnie zły.
KOZŁOWSKI: Rudera! Rudera! No k#$@a mać rudera!
FERDEK: Ale, że jak ruderia, bo nie rozumiem?
KOZŁOWSKI: Wszędzie, drodzy państwo, wszędzie. No sypiecie się. Elewacja, dach, okiennice to wszystko to do wymiany się nadaje w trybie natychmiastowym.
HALINKA: No faktycznie nie jest to w najlepszym stanie.
KOZŁOWSKI: W tragicznym stanie to jest pani Halinko, w makabrycznym wręcz. Tylko czekać, aż komuś cegłówka spadnie na łeb, a kogo wtedy do odpowiedzialności pociągną? No kogo? Kogo? Mnie kurka wódka.
FERDEK: No, ale panie Prezesie, to co my możemy w tej sytuancji kurde teraz zrobić?
KOZŁOWSKI: Jak co! Remont panie Ferdku, remoncisko generalne.
HALINKA: No przepraszam bardzo, ale kto za to zapłaci, że się tak spytam.
KOZŁOWSKI: Pani Halinko, heheh, się pani nie martwi. Jak kto. Unia! (śmiech)
SCENA 3
FERDEK/HALINKA
Łóżkowa
FERDEK: Unia Srunia! Ja od Niemców na mieszkanie brać nie będę. Kurde, nie będę. Tu jest Polska! Tu jest dom polski! Z polskich cegieł budowany.
HALINKA: Oj nie pierdziel Ferdek, dobrze wiesz, że to kwestia czasu, aż komuś na łeb tu cegłówka spadnie.
FERDEK: Nie bój żaby Halinkia, nie bój żaby. Tyle lat tu mieszkamy i jeszcze nikomu na łeb nic nie spadło. A pozatym przepraszam bardzo, jak one będą tego remonta przeprowadzały to gdzie ja mam spać pod mostem?
HALINKA: No też tego nie wiem... ale czym ty się przejmujesz jak co to pojedziemy na Tarnogaj do Jolasi i Waldka.
FERDEK: O nie! Ja ze tą złodziejką pod jednym dachem spać nie będę. Nie ma takiej opcji. Ona by mnie Halinkia ukradła wszystko, rozpruła by nas Halinkia, wątrobię by mnie wydarła i na czarny rynek Halinkia, ja ci mówię. Ja ci kurwię mówię.
HALINKA: Ferdek o co jak o co, ale o swoją wątrobę to ty się nie martw.
PUKANIE
HALINKA: Kogo tam znowu po nocy niesie?
FERDEK: Pewnie dziady, jakieś to Halinka poczywaj se, a ja je ciupagą wypierdzielę.
HALINKA: Ta, ja już znam te twoje dziady.
FERDEK PRZECHODZI NA PRZEDPOKÓJ. OTWIERA DRZWI W NICH STOI BOCZEK W HAWAJSKIEJ KOSZULI
FERDEK: CZEGO?
BOCZEK: Jak czego, panie pakuj pan walizę, i jedziem kuźwa.
FERDEK: Zara, gdzie jak?
BOCZEK: Jak gdzie na hotela alinkluziziwnego.
SCENA 4
FERDEK/HALINKA/BOCZEK
Noc. Halinka pakuje walizki. Boczek siedzi na tapczanie i je kiełbasę. Ferdek siedzi niezadowolny na fotelu.
HALINKA: No Ferdek, wstańżesz i pomóż mi te manele pakować.
FERDEK: Ja nic nie będę pakował, bo ja nigdzie nie jadę.
BOCZEK: Panie, jak pan nie jedziesz, jak to obowiązkowe jest panie od Unii.
FERDEK: Panie Boczek, nie odzywaj się pan, jak pana nie proszono w ogóle o zdanie, dobre?
BOCZEK: Pani Halinko, a mogię se jeszcze jednego palca takiej kiełbasy wziąść kuźwa?
HALINKA: A jedz pan, panie Boczek przeciez w lodówce na dwa tygodnie nie zostawię.
FERDEK: Zaraz, zostaw to pan ja będę to jadł, bo ja panię zostaję i we dupię tę uniem mam. Ja nie będę w hotelu mieszkał jak małpa w cyrku kurde.
BOCZEK: Panie, ale prezes Kozłowski to se mówił, że tam to se tak będzie, że se będzie jak w domu.
FERDEK: Panie, jak pan mieszkasz w gnoju, panie to pan będziesz miał tak jak u siebie panie.
BOCZEK: Ale, że jak co co?
FERDEK: No co panie to pan nie wiesz jak we takich hotelach jest panie? Karaluchy panie, mysze panie, szczury panie. Brud, smód i ubustwo, no ale pan sam we chlewie mieszkasz to pan różnicy żadnej nie odczujesz.
BOCZEK: Panie, sam pan siedziesz na fotelu zapierdzianym panie,
FERDEK: Wypierdzielaj pan stąd grubasie hotelarski ty,
HALINKA: No, ale nie kłóćcie się tu. Ferdek ubieraj się w końcu i bierz tą walizkę. Pan też panie Boczek, bedziesz mnie pan tachał tę moją kufaję za tę kiełbasę.
SCENA 5
FERDEK/HALINKA/PAŹDZIOCH/PAŹDZIOCHOWA/BOCZEK/JANUSZ/KOZŁOWSKI/MAJSTER MŁOTEK
KORYTARZ. KOZŁOWSKI STOI Z MAJSTREM MŁOTKIEM KOŁO KIBLA. PAŹDZIOCHOWA I JANUSZ STOJĄ OBOK, NA STOŁKU SIEDZI PAŹDZIOCH. WSZYSCY MAJĄ WALIZKI. DOCHODZĄ FERDEK (W piżamie), HALINKA I BOCZEK.
FERDEK: Zaraz co tu się dzieje kurde?
JANUSZ: Wizualizacja remonotowa zachodzi w tym momencie.
KOZŁOWSKI: O są już wszyscy, państwo szanowne, to jest Majster Młotek, który ponownie przywróci blask temu miejscu.
WSZYSCY (oprócz Ferdka) KLASZCZĄ
MŁOTEK: Ja mam wizję, wizja moja taka. Sracz będzie tam (pokazuje na mieszkanie Kiepskich),a tam będzie w sraczu (pokazuje na kibel)
FERDEK: Zara jak, przecie tam moje mieszkanie jest.
MŁOTEK: No, a będzie tutaj teraz.
BOCZEK: Panie, przynajmniej pan będziesz miał blisko do sracza w mordę jeża.
FERDEK: Panie zamknij sie pan kurde, bo to przez pana panie, obżarstwo panie to się panie wali proszę pana, bo pan żeś panie jest za cięzki by w tym obiekcie mieszkać panie.
KOZŁOWSKI: No, ale spokój. Nie ważne z czyjej winy. Unia finansuje, więc unia buduje kurka wódka. A teraz wszyscy do autokara. Prawda panie Młotek?
MŁOTEK: Jak nie jak tak, k#$@a mać.
PAŹDZIOCHOWA: A tak właściwie to gdzie ten hotel jest?
KOZŁOWSKI: Jak gdzie w naszej pięknej Polsce nadwiślańskiej. No już , już na dół. A pan panie Ferdku, co pan taki w tej pidżamce?
HALINKA: Bo mąż nie chciał sie przebrać.
KOZŁOWSKI: I bardzo dobrze, jedzie pan tam odpoczywać, a nie charować kurka wódka. Charowanie tu będzie, nie panie Młotek?
MŁOTEK: Jak nie, jak tak w dupę psa.
SCENA 6
FERDEK/HALINKA/PAŹDZIOCH/PAŹDZIOCHOWA/BOCZEK/JANUSZ
Autokar
PAŹDZIOCHOWA: Ciekawe jaki będzie ten hotel?
HALINKA: Mi to się marzy, taki wielki biały przestronny,
JANUSZ: Ma pani na myśli styl norweski pani Halinko?
BOCZEK: Jak norweski, jak polski ma być w mordę jeża?
PAŹDZIOCH: Ja chciałbym, żeby miał basen.
PAŹDZIOCH: A na cholerę ci basen Marian, jak ty nawet pływać nie potrafisz
PAŹDZIOCH: Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz Helena.
BOCZEK: Ja to bym se normalnie chciał ten stoł szwedzki co se można brać ile se chce i jak se chcę. Ja żem se taki widział we telewizorze co tam było, krewetki, małże, nawet ośmiornica se była kuźwa.
FERDEK: A gówno, dupa karuzela. Ja to se w ogóle nie chcę żadnego hotela i ten majster to też mnie się nie podoba w ogóle. Ja we sraczu nie będę mieszkał.
HALINKA: Ale Ferdek, to przecież podmianka będzie. Podmienią.
FERDEK: A dupa tam podmianka, zamianka, jak we tym hotelu nie będzie telewizora to ja pierdzielę taki hotel w ogóle i wracam kurde.
PAŹDZIOCHOWA: Spokojnie panie Ferdku, prezes Kozłowski mówił, że będzie pan sie czuł jak u siebie w barłogu.
Autokar się zatrzumuje. Widać z okien Hotel wyglądający jak willa. Wszyscy klaszczą.
HALINKA: Piękny.
PAŹDZIOCHOWA: Cudowny.
HALINKA: No Ferdziu, podoba ci się?
FERDEK: zaje**sty.
SCENA 7
FERDEK/HALINKA/PORTIER
Halinka z Ferdkiem wchodzą na luksusową portiernię. Ferdek dalej jest w piżamie.
HALINKA: Halo, dzień dobry.
PORTIER: Tak, tak, słucham?
HALINKA: My tutaj od prezesa Kozłowskiego, do hotela, znaczy hotelu.
PORTIER: A państwo Kiepscy, jak zgaduję, Wasz pokój jest na drugim pietrze, drzwi na wprost. Ale widzę, ze państwo to przygotowani.
HALINKA: Ale, że jak nie bo nie rozumiem.
PORTIER: No tutaj, pan już w piżamce, ale u nas w pokoiku już na państwa szlafroczki czekają i inne atrakcje. A jakby czegoś brakowało to oczywiście telefonik do servce roomu i już to załatwiamy.
FERDEK: A przepraszam, a wódkię to też tak można?
PORTIER: Jak najbardziej.
FERDEK: A przepraszam, a wino?
PORTIER: Również.
FERDEK:A piwo?
PORTIER:Wszystko, panie Ferdku, wszystko w tym hotelu chemy by się pan czuł jak w domu.
SCENA 8
(FERDEK/HALINKA)
FERDEK I HALINKA WCHODZĄ NA KORYTARZ HOTELU (KTÓRY WYGLĄDA IDENTYCZNIE JAK KORYTARZ Z KAMIENICY)
FERDEK: No Halinkia, powiem ci, że nawet ładny ten hotel jest. Nawet ładny kurde.
HALINKA: Przecież to wygląda identycznie jak ten syf co my go opuścili.
FERDEK: No i Halinka patrz, nawet jest prywatna publiczna toaleta. Kurde, kurde.
FERDEK Z HALINKĄ WCHODZĄ DO SWOJEGO POKOJU (KTÓRY WYGLĄDA JAK ICH MIESZKANIE , A KONKRETNIE WCHODZĄ DO SALONU.
FERDEK: Kurde, Halinkia, patrz nawet naszego zdjęcia ślubnego mają kurde,
TELEWIZOR: Witamy państwa Hotelu jak W domu. W sypialni znajdziecie państwo zestaw szlafroczków, a w lodówce znajdziecie państwo pełny asortyment. W przypadku braku jakiegoś artykułu, prosimy szybko o skorzystanie z service roomu.
HALINKA: Nie no to jest jakiś żart chyba!
FERDEK: Halinkia, jak żart przecież to jest piękny hotel. Podej mnie w ogóle tego telefona.
HALINKA: A na co ci?
FERDEK: Jak gdzie będę po tego service rooma telefonował.
HALINKA: A ciekawe na co. Powiedzieli w lodówce jest wszystko.
FERDEK: Ale ja Halinka, szampana chcę, bo chcę oblać.
HALINKA: O nie nie nie kochany, dopóki ja tu jestem to ten telefonik będę trzymała tam przy sobie. Bo w tym hotelu, pijaństwa nie będzie.
FERDEK: A idźże, idźże.To co będzie w takim razie.
HALINKA: Relaskancja.
SCENA 9
(FERDEK/PAŹDZIOCH/BOCZEK/PAŹDZIOCHOWA/POKOJÓWKA)
FERDEK WYCHODZI MIESZKANIA UBRANY W BIAŁY SZLAFROK, POD KIBLEM STOI BOCZEK I NA STOŁKU SIEDZI PAŹDZIOCH. OBAJ UBRANI SĄ W SZLAFROKI.
FERDEK: Panie, co ta za kolejnka jest kurde, co?
BOCZEK: Panie Ferdku, weź se pan tam popatrz przez dziurkię od klucza.
FERDEK PATRZY PRZEZ DZIURKĘ WIDZI TAM POKOJÓWKĘ CZYSZCZĄCĄ KIBEL.
FERDEK: O kurde.
PAŹDZIOCH: Dziewczyna jak malina. Może mógłby ją też ktoś przeczyścić.
FERDEK: Panie nie bądź pan ordynarny panie Paździoch kurde dobre. Bo to jest porządny hotel, a nie jakiś burdel panie.
WYCHODZI PAŹDZIOCHOWA
PAŹDZIOCHOWA: Marian co tutaj się chichrasz pod kiblem. Wracaj do apartamentu.
PAŹDZIOCH: Już idę.
SCENA 10
HALINKA/PAŹDZIOCHOWA/JANUSZ
APARTAMENT PAŹDZIOCHÓW (wyglada jak mieszkanie Paździochów)
HALINKA: Powiem państwu, ze liczyłam na troszkę lepsze warunki. Przecież tu jest prawie jak u nas w chałupie.
JANUSZ: A zdaje się pani, pani Halinko.
HALINKA: Jak zdaje?
JANUSZ: A normalnie, te ściany są zrobione z prawdziwego marmury, a nie takie gipsowe jak u nas w kamienicy. Tego to nawet i kula armatnia nie przebije.
PAŹDZIOCHOWA: Pani Halinko, tu jest więcej do zaoferowania niż pani myśli.
HALINKA: Tak, a niby co?
JANUSZ: Była pani już na dole?
HALINKA: Nie a co tam jest?
JANUSZ: Sauna z Jaccuzi.
PAŹDZIOCHOWA: Marian siedzi już tam czwartą godzinę. I końca nie widać.
HALINKA: No tak, tak... ale to pewnie nie są tanie rzeczy takie jaccuzi.
JANUSZ: Za darmo pani Halineczko.
HALINKA: Za darmo?
JANUSZ: No jak nie, przecież to all inclusive.
HALINKA: Ale, ja kostiumu kąpielowego nie mam.
PAŹDZIOCHOWA: A to nic nie szkodzi wzięliśmy cały towar tutaj. Jaki ma pani rozmiar emeczka, eleczka?
SCENA 11
SYPIALNIA APARTAMENTU KIEPSKICH. FERDEK SZUKA TELEFONU
FERDEK: Kurde, no gdzie ta czarownica schowała tego telefona.
DO SYPIALNI WCHODZI HALINKA W SZLAFROKU Z "CZERWONYM TELEFONEM KIEPSKICH Z DUŻEGO POKOJU" W RĘKU
HALINKA: Tego szukasz.
FERDEK: Halinka, daj mnie tego telefona bo ja muszem service rooma kurde zamówić.
HALINKA: Ale już nie musisz bo ja zamówiłam.
FERDEK: Ta, a co Halinkia zamówiłaś?
HALINKA: Alkohol
FERDEK: Ta o kurde Halinka, a jaki?
HALINKA: Szampana, a do tego zamówiłam nam kąpiel w jaccuzi.
FERDEK: Zara jakie dżasruzi, kurde, jakie dżasruzi?
HALINKA: Jak jakie. Ekskluzywne.
FERDEK: A po co?
HALINKA: Po to bym raz w życiu poczuła się jak królowa, a nie jak dziadówa.
FERDEK: Ale Halinkia, ja slipków żem nie wziął kurde.
HALINKIA: To słuchaj Bolek, słuchaj teraz! Ja żem ci kupiła slipki. Slipy w pipy.
SCENA 12
Ferdek i Halinka siedzą w Jaccuzi.
HALINKA: Widzisz Ferdziu, jakie bąbelki?
FERDEK: Ja ci Halinkia, mogę dopiero bąbelków zrobić.
HALINKA: Tak? No to se pyrknij, przecież to all inclusive jest tu mozesz robić co chcesz.
FERDEK: Ta, to se pyrknę.
(wiadomy dźwięk)
HALINKA: Wiesz, co pierdziu maniu, ja też se pyrknę bombelków porobię.
FERDEK: No to pyrknij se Halinkia, przecież to inklusisiswe jest tu se możesz robić jakie chcesz, przecież kurde.
HALINKA: To wiesz co bolek, to se pyrknę.
(wiadomy dźwięk)
FERDEK i HALINKA: (śmiech)
FERDEK: A Halinkia ? A gdzie ten szampan jest co miał być.
HALINKA: A faktycznie. Daj mnie tego room serwisa, to zadzwonimy.
HALINKA DZWONI TELEFONEM
HALINKA: Tak Halo? Ja chciałam się spytać kiedy ten szampan dla nas będzie? Już idzie? O to super to czekamy w jaccuzi z mężem.
FERDEK: Halinkia, weź im tam powiedz żeby jeszcze nam jakiegoś kapuśniaczka przynieśli może to se zjemy?
HALINKA: Ferdek, ale po kapuścia to się pyrka.
FERDEK: Halinkia, ale przecież o to chodzi w tym srakuzi co nie kurde, hehe.
SCENA 13
FERDEK/HALINKA/BOCZEK
Ferdek i Halinka siedzą w szlafrokach w salonie, jedzą śniadanie i popijają szampana.
HALINKA: No i co widzisz Ferdziu, a tak tu nie chciałeś jechać.
FERDEK: Bo Halincia, ja żem nie wiedział, że takie hotele to fajne mogią być kurde.
HALINKA: A jeszcze mogą być lepsze.
FERDEK: Jak lepsze, jak?
HALINKA: Ferdek dzisiaj pójdziemy sobie, tratatata na saunę.
FERDEK: Na saunę, na saunę pójdziemy? I do tego chyba sobie szampana znowu weźmiem co nie kurde Halinkia? Bo bez szampana to do dupy będzie sauna.
DO SALONU WCHODZI BOCZEK
BOCZEK: Ludzie! Ludzie! Afera jest.
HALINKA: Zaraz panie Boczek, jaka afera?
BOCZEK: Kamienicę nam wyremontowały, wracamy.
FERDEK: Jak wracamy, kiedy?
BOCZEK: Jak kiedy teraz. Spakować się mata i do autokara iśc se trzeba bo kazały mnie powiedzieć że inne jadą juz se tu do apartamenta.
HALINKA: Ale zaraz jak dlaczego?
BOCZEK: A ja nie wiem, tak chyba ze Unii Europejskiej se powiedziały kuźwa. O kraba mata, moje ulubiene (próbuje wziąść)
HALINKA: Nie ruszaj pan.
SCENA 14
FERDEK/HALINKA/PAŹDZIOCH/PAŹDZIOCHOWA
Ferdek, Halinka, Paździoch i Paździochowa wchodzą na korytarz w kamienicy. Dalej jest dziura w ścianie koło kibla.
HALINKA: No patrzcie państwo, a dziura jest jak była.
PAŹDZIOCHOWA: No gówno było tu chyba, a nie remont.
HALINKA: A znając i polskie budownictwo to i też pijaństwo.
PAŹDZIOCHOWA: O, to to pani Halinko. No nic wygląda, że to koniec naszej wycieczki.
HALINKA: No na to niestety wygląda.
PAŹDZIOCHOWA: To do widzenia.
FERDEK: Do widzenia.
HALINKA: Do widzenia.
PAŹDZIOCH: Do widzenia.
PAŹDZIOCHOWIE WCHODZĄ DO MIESZKANIA.
HALINKA: No to co wracamy do zwykłej szarej rzeczywistości?
FERDEK: Ale Halinkia, przecie we tym hotelu takie same było, tylko tutaj se tego jacuzzi nie mamy.
HALINKA: Ale wiesz, co mam trochę tej grochowej z obiadu. Co do słoika napakowałam by sie nie zmarnowało. To wiesz co zjemy i se sami jaccuzi zrobimy.
FERDEK: O i to masz dobrego Halinka pomysła, dobrego Halinka pomysla masz.
KIEPSCY WCHODZĄ DO MIESZKANIA
SCENĘ KOŃCZY WIDOK MYSZY JEDZĄCEJ SER W DZIURZE POD KIBLEM.
Uwagi:
- W scenie 1 dwa ostatnie teksty do Kozłowskiego nie pasują, raczej do Ferdka by pasowały
- Kozłowski raczej nie używa wulgaryzmów więc wulgaryzm w scenie 2, wypowiedzi pierwszej Kozłowskiego nie pasuje
- W scenie łóżkowej gdy gadali o cegłówce na łeb mogłaby spaść gdzieś na łóżko albo obok łóżka
- W ostatniej wypowiedzi w scenie 4 Halinka mogłaby się inaczej zwrócić do Boczka
- Ferdek w autokarze mógłby być przebrany w jakieś ubrania a Ferdek chyba nie używa słowa "zaje**sty"
- Ostatnia wypowiedź portiera w scenie 7 tak trochę nie pasuje do reszty sceny
- W scenie 8 hotel mógłby wyglądać inaczej niż ich kamienica
- W scenie 10 Paździochowa zamiast Marian mogłaby powiedzieć "Mój Dziad łysy..." czy coś takiego
Ocena:
Odcinek gdyby był to przekonywałby do oglądania np. na ipla później, jest on ciekawy. Według wypisanych minusów, neutrali i plusów to mi wychodzi wynik 11/17 czyli 6/10 . Moim zdaniem ta ocena czyli 6/10 jest za niska i dam 10/10 .
scena pierwsza
+Boczek mówiący o szczurze
+Kozłowski rozwalający ścianę
-Kozłowski chamski dla Boczka
scena druga
-irytujący Kozłowski
scena trzecia
+Ferdek opowiadający o życiu na Tarnogaju
-+wizyta Boczka
-eurosceptyczny Ferdek. Taki nierób powienien być moim zdaniem apolityczny
scena czwarta
+wszystkie linie Boczka
scena piąta
+postać Majstra Młotka
-Ferdek chamski dla Boczka
scena szósta
+wizje hoteli
+gburowaty i idący pod prąd Ferdek
-coś mi nie podpasowało to ''zaje**sty'', powinien powiedzieć coś w stylu ''no i gitara''
scena siódma
+miły portier
+Ferdek i alkohole
scena ósma
-+pomysł odgapiony od ''Kosmicznej Odysei
Pierwsze trzy sceny mi nie przypadły do gustu, ale im było dalej, tym lepiej. Sympatyczny odcinek, szybko się czytało. Na duży plus dobre wykorzystanie każdej postaci, tzn. odpowiednia ich ilość i umiejscowienie w scenariuszu.
Oto najdziwniejszy twór z gatunku "eksperyment". Scenariusz ma miejsce w alternatywnym sezonie (okolice nowych odcinków) w którym Andrzej Grabowski nie wziął udziału do zdjęć co skutkuje brakiem postaci Ferdka
ŚLEPA FORTUNA
Arnold Boczek wygrywa w zdrapce. Twierdzi on, że stało się to z powodu jego nowego amuletu. Pomimo pogardy innych lokatorów, wkrótce oni sami postanawiają zdobyć amulet Boczka.
BOCZEK siedzi w parku na ławce. Obok idą złomiarze z wózkiem pełnym złomu.
BOCZEK: O pan Badura, pan Stasio, i pan Bocianek. Dejta mnie panowie z jakieś dwa złote, co?
BADURA: Panie, a pan żeś se coś tu nie namieszał karwa kafka.
STASIEK: Właśnie przecież to my te dziady są, a nie pan.
BOCZEK: Ale panie, mnie trzeba na zdrapkię. Bo se zdrapkię i mam i se chcę zdrapkię kuźwa normlanie zdrapać.
BOCIAN: A jak na zdrapkię, to prosze bardzo.
BADURA: Zara Bocian, nie tak prędko.
BOCZEK: Ale że jak, co co?
BADURA: Tutaj prawda, trzeba karwa kafka jakiś procent od potencjalnej wygranej wziąść.
BOCZEK: Że jak, co?
STASIEK: Jak pan trafisz, to sie pan dzielisz.
BOCIAN: Sprawiedliwe tak jest. Nie ma nic za darmo na tym świecie.
BADURA: A na pewno nie w tym kraju.
BOCZEK: Panie, to ja se wolę zdrapać kamieniem niż wam dawać, bo jakbym se wygrał to byście se pewnie wszystko na wino przemieniły u Stasia.
STASIEK: Kazimierz, to co robimy teraz?
BADURA: Jak co - gówno. Chce se drapać jak małpa karwa kafka, to niech se drapie. Bo głupiemu trzeba ustąpić, nie?
BOCIAN: No tak.
SCENA 2
(HALINA/PAŹDZIOCHOWA/BOCZEK)
Boczek wydaje radosne okrzyki z kibla. Pod kiblem stoi Helena. Na korytarz wchodzi Halinka.
BOCZEK: Juhuhuhuhu kuźwa!
HALINA: Przepraszam, pani Helenko, ale co się tam dzieje w tej toalecie.
PAŹDZIOCHOWA: Pijane bydle, pani Halinko. Zaszył się w kiblu z winem i siedzi.
HALINA: Panie Boczek, wyłaź pan z tej toalety, bo pan nawet tu nie mieszkasz, tylko u siebie na górze.
BOCZEK:(pijany) Jak nie mieszkam, jak se mieszkam, ja se teraz wszędzie mogę, kuźwa mieszkać, kuźwa, nie.
PAŹDZIOCHOWA: A nie mówiłam. Nietrzeźwy.
HALINA: Panie Boczek, ja pana ostrzegam, jak pan wyjdziesz z tej toalety to ja pana tak pizgnę tym laczkiem, że pan zobaczysz.
PAŹDZIOCHOWA: A ja pana ostrzegam, że pana poleje wrzątkiem. Bo pan spokój lokatorom zakłucia.
BOCZEK: A dupa, tam wychodzę już kuźwa, jak wam przeszkadza kuźwa, w dupę węża. Ale jak wam co pokaże, to jeszcze będzieta chciały bym sie tu wypróżniał, jeszcze będziecie chciały... (wychodzi z kibla)
HALINA: Nie rozumiem o czym pan mówi.
BOCZEK: A o tym. (podaje Helenie zdrapke)
PAŹDZIOCHOWA: k#$@a mać! 10 patyków.
SCENA 3
(PAŹDZIOCH/PAŹDZIOCHOWA/BOCZEK/JANUSZ)
MIESZKANIE PAŹDZIOCHÓW. BOCZEK POKAZUJE ZDRAPKĘ.
PAŹDZIOCH: Jak takie coś jak pan może tyle wygrać. Na pewno pan to spreparowałeś.
BOCZEK: Co zazdrosne jesteście. Widze po was, hehe, bo wy se nie mata a ja se mam.
PAŹDZIOCH: Helena, daj mi lupę.
PAŹDZIOCHOWA: A na cholerę ci lupa, Marian?
PAŹDZIOCH: Będę szukał znaku wodnego.
PAŹDZIOCHOWA: Oj zostaw, to przecież nie banknoty.
BOCZEK: Hehe, a ja se jeszcze coś innego mam, a wy se nie mata.
PAŹDZIOCHOWA: Niby co?
BOCZEK: A to. (wyciąga z kieszeni nogę świni)
PAŹDZIOCHOWA: I co to niby za gówno?
BOCZEK: To, nie żadne gówno jest, tylko to noga świńska jest, co mnie szczęście normalnie przynosi, przyniesla i jeszcze przyniesie.
PAŹDZIOCH: Zwykłe gówno.
BOCZEK: Ta panie, ja se dzięki temu wygrałem, kuźwa, i se jeszcze raz nie raz wygram. Hehe, a wy se nie wygrata.
PAŹDZIOCHOWA: A won mi, grubasie jeden. Nie bedziesz mnie pan świńska racicą przed oczami wymachiwał.
BOCZEK: Jeszcze będziecie błagały, żebym tu przyszedł, jeszcze będzieta. W mordę jeża.
(wychodzi)
Wchodzi Janusz.
PAŹDZIOCHOWA: A ty Janusz, co o tym sądzisz?
JANUSZ: Jeszcze nie wiem....
SCENA 4
(HALINKA/BOCZEK)
Noc, przedpokój.
HALINKA: Idę, przecież się nie rozerwę.
BOCZEK: Dobry wieczór, pani Halinko, ja żem se przyszedł coś pani pokazać.
HALINKA: Ale przepraszam bardzo, panie Boczek, co niby takiego?
BOCZEK: Bo ja żem se znowu wygrał. I to jeszcze więcej 20 patyków żem se wygrał, ja żem se wygrał, że ja.
HALINKA: Wiesz pan co panie Boczek?
BOCZEK: Że co co ?
HALINKA: Masz, pan szczęscie, że mój mąż akurat śpi, bo jakby nie spał to zasadziłby panu takiego kopa w dupę, że aż by pan do Rzeszowa doleciał. (trzaska drzwami)
BOCZEK: (zza drzwi) : Jeszcze będzieta chciały bym do was przyszedł, kuźwa, jeszcze bedzieta mnie błagać.
SCENA 5
(HALINA/PAŹDZIOCHOWA/JANUSZ)
PAŹDZIOCHOWA: Grubas wyraźnie się wywyższa.
HALINA: W końcu wygrał wczoraj 30 patyków, dzisiaj kolejne 10.
PAŹDZIOCHOWA: A najgorsze, że wszystko przeżre. Gdybym to ja wygrała to w pierwszej kolejnosci wym wyremontowała tą ruderę.
HALINA: A wie pani co ja bym sobie zrobiła. O te wory pod oczami bym usunęła w pierdziu maniu.
PAŹDZIOCHOWA: A wie pani czemu on niby tak nagle zaczął wygrywać.
HALINA: Nie niby czemu?
PAŹDZIOCHOWA: Bo jakąś nogę świńską znalazł i ona ponoć mu szczęśćie przynosi.
HALINA: I pani w to wierzy?
PAŹDZIOCHOWA: Oczywiśćie, że nie. W żadnym wypadku.
Wchodzi Janusz.
JANUSZ: I może to błąd ciociu.
PAŹDZIOCHOWA: Co masz na myśli, Janusz?
JANUSZ: Że owa, racica, może być przedmiotem magicznym, runiczym, posiadającym aurę.
PAŹDZIOCHOWA: A duperele, prędze czy później grubas to do gara wrzuci i zeżre.
JANUSZ: Kiedyś w Paragwaju spotkałem się z podobną nóżką.
HALINA: Świni?
JANUSZ: Tygrysa szablozębnego.
PAŹDZIOCHOWA: A ja i tak nie wierzę w takie bajki. Słyszeliście o głupi ma szczęście?
JANUSZ: Cóż, jest tylko jeden sposób by się przekonać.
PAŹDZIOCHOWA: Niby jaki?
JANUSZ: Zdobycie, oto tej racicczki.
SCENA 6
(BOCZEK/JANUSZ)
Boczek siedzi na ławce na podwórku. Podchodzi do niego Janusz.
JANUSZ: Witam, pana można się dosiąść?
BOCZEK: Ale, że na co, co?
JANUSZ: Jak na co? Dla towarzystwa.
BOCZEK: A na cholerę co, co?
JANUSZ: By było mi raźniej, panu raźniej.
BOCZEK: A na gówno co, co?
JANUSZ: Panie Boczek, powiem wprost, taki interesik bym do pana miał.
BOCZEK: A że jaki, co co?
JANUSZ: Sprzedaj mnie pan tę raciczkę co pan ją tutaj w kieszonce nosisz.Akurat by mnie się taka bardzo przydała.
BOCZEK: Tak, a na co co?
JANUSZ: Oferuję niemałą sumę.
BOCZEK: Panie, to nie na sprzedaż jest kuźwa.
JANUSZ: Nawet za... 10 patyków?
BOCZEK: Panie, na co mnie 10, ja żem se tylko dzisiał wygrał 20 i wy byśta też chciały a nie mata, co co kuźwa?
JANUSZ: Ja mówię o euro.
BOCZEK: Nie na sprzedaż żem powiedział kuźwa. I do widzenia co?
SCENA 7
(JOLASIA/WALDEK)
Mieszkanie Pupcińskich. Jolasia siedzi na łożku, a Waldek zdrapuje zdrapkę.
WALDEK: Kurdelebele, no zem znowu przegrał.
JOLASIA: Bo żeś słaby jest Waldemar, pecha sobie , mnie i wszystkim dookoła przynosisz.
WALDEK: Ale, że jak?
JOLASIA: No wszak i obec, Waldemar. Nie zaspakajasz mnie w żaden sposób, żaden żadniutki.
WALDEK: Ale, że jak, że bum bum?
JOLASIA: I bum bum, i brum brum, i amu amu, nic nie mamy, a życie ja to bym se chciała mieć jak w raju.
WALDEK: Że jak, we jakim raju, że czego ci brakuje norlamnie?
JOLASIA: Wszystkiego raczej, owocu zakazanego chciałbym sie raczyć smakiem, żeby mi przygrywał tu pólnagi diabeł. A jedyne co mam to brud smrud i ubóstwo z Kiepskim Waldemarem, co mu w ogóle.
WALDEK: Co mu w ogóle co ? Jolańcia ty mnie tu nie rymuj, tylko mnie powiedz lepiej o co ci się rozchodzi, bo ty mnie tu denerwujesz.
JOLASIA: Domyśl się chłopcze o co mi chodzi, lecz ja wiem, że nie dojdziesz do faktu tego, bo ty raczej to nie dochodzisz.
WALDEK: Jolańcia powiedz, mnie natychmiast co mnie w ogóle co kurna ?
JOLASIA: Albowiem tłumanie, powiem na twe rządanie, jesteś bałwanem co mu w ogóle nie staje, amen!
WALDEK: Ale, że co raczej, bo se nie rozumiem?
JOLASIA: Gówno! Dobranoc raczej nie inaczej. Idę spać gdyż z nienawiścią tylko na ciebie patrzę.
SCENA 8
(KOZŁOWSKI/KOZŁOWSKA)
Mieszkanie Kozłowskich.
KOZŁOWSKA: Daj mnie Andrzej z 10 patyków na makijażystkę, manikjużystkę i jeszcze fryzjerkę.
KOZŁOWSKI: Ta i jeszcze czego?
KOZŁOWSKA: A nie wiem... o daj mnie jeszcze stówę to se na basen pójdę popływać żabką.
KOZŁOWSKI: Daj, daj , daj, daj kurka wódka. A kiedy mnie coś dadzą.
KOZŁOWSKA: Andrzej na mnie nie licz. To jest otwarty związek. Gramy w otwarte karty. Chcesz idź, rób co chcesz.
KOZŁOWSKI: Ale mnie nie o to chodzi cholera jasna.
KOZŁOWSKA: A o co?
KOZŁOWSKI: O to, że jeszcze chwila i komornik zapuka nam do chałpy.
KOZLOWSKA: Jak to?
KOZŁOWSKI: A tak, Talarek podpierdzielił mnie do urzędu.
KOZŁOWSKA: Za co niby?
KOZŁOWSKI: Za wszystko, k#$@a mać, no za wszystko za całokształt twórczości.
KOZŁOWSKA: No komuchu stary, uzbierało sie troszkę niespłacanych interesików, co nie.
KOZŁOWSKI: Nie wiem co ja mam teraz zrobić. Dej mnie foka lepiej krawata, tylko jakiegoś smutnego czarnego.
KOZLOWSKA: Andrzej, nie szalej. Gdzie diabeł nie może.... tam kto inny może.
KOZŁOWSKI: Co masz na myśli?
KOZŁOWSKA: Trzeba sie jakoś odkuć.
KOZŁOWSKI: Ale jak, kurka wódka.
KOZŁOWSKA: A ja nie wiem już, ty tu jesteś mężczyzną. I lepiej szybko bo fryzjera mam na 15.
SCENA 9
(HALINA/KOZŁOWSKI)
Kuchnia. Halina coś gotuje. Wchodzi Kozłowski.
KOZŁOWSKI: Puk, puk! Pani Halinko można?
HALINA: O to pan Panie Prezesie, niech pan siada. Może panu obiadku odgrzeje. Kotlecik, ogóreczek ziemniaczki.
KOZŁOWSKI: No od takie pięknej kuchareczki jak pani, pani Halinko to grzechem byłoby odmówić kurka wódka.
HALINKA: (podaje Prezesowi) : A tak w ogóle panie Prezesie, co pana do nas sprowadza?
KOZŁOWSKI: Spotkałem właśnie pani męża u Stasia.
HALINKA: No dziwne byłoby gdyby go pan tam nie spoktał.
KOZŁOWSKI: Powiedział mi on, o jakimś amulecie, co ponoć pieniądze przyciaga.
HALINA: A pewnie chodzi o tą racicę Boczka?
KOZŁOWSKI: Jaką racicę?
HALINA: Boczek ponoć ma racicę świni, która sprawia, że ciągle dopisuje mu szczęście.
KOZŁOWSKI: To taka troszkę królicza łapka, tyle że świńska.
HALINA: No coś jakby.
KOZŁOWSKA: A pani Halinko, jak pani myśli, ile on sobie za to zagęga.
HALINA: Oj panie Prezesie, on codziennie wygrywa po 10 patyków.
KOZŁOWSKI: Euro?
HALINA: Nie no złotych.
KOZŁOWSKI: To pani Halinko! Jesteśmy w domu.
SCENA 10
(BOCZEK/KOZŁOWSKI)
Pod Kiblem. Kozłowski puka do kibla.
KOZŁOWSKI: Panie Boczek, wychodź pan, mam interes do pana . Wagi państwowej.
BOCZEK: Jak państwowej, że jak co?
KOZŁOWSKI: Słyszałem, że pan masz taką nóżkę świni.
BOCZEK: A może se mam, bo co?
KOZŁOWSKI: A ja ją od pana odkupię.
BOCZEK: Panie, to nie na sprzedaż jest. Ja żem nikomu nie sprzedał i panu też se nie sprzedam i nawet panie jakby mnie jakaś królewna angielska tu była to ja bym też nie sprzedał.
KOZŁOWSKI: Panie Boczek, niech pan poda cenę.
BOCZEK: Panie, ale jakie cenę. Jak ja dzięki temu to se mam nawet 10 patyków dziennie.
KOZŁOWSKI: A jak dam panu tutaj w tym momencie 2 miliony?
BOCZEK: Czego niby co?
KOZŁOWSKI: Euro.
BOCZEK: No dwa miliony to by se każdy chciał, w mordę jeża.
KOZŁOWSKI: No to dawaj mnie pan tego prosiaczka, kurka wódka.
BOCZEK: Ale zaraz, dobre. Bo to jak tak bez umowy?
KOZŁOWSKI: No a masz pan jakąś kartkę?
BOCZEK: Mam tutaj karkówkię owinięte papierem.
KOZŁOWSKI: Dobra daj pan.
SCENA 11
(KOZŁOWSKI/KOZŁOWSKA)
Mieszkanie Kozłowskich. Kozłowski siedzi z racicą w ręce.
KOZŁOWSKI: No kurka wódka. Gówno, a nie amulet jakiś. Kolejne wezwanie do skarbówki wrzucili przed chwilą
KOZŁOWSKA: A mówiłam ci dziadu, to żeś się uparł. Teraz jak nic do pierdla pójdziesz.Już ci to mówię, Andrzej.
KOZŁOWSKI: Już ty się nic nie martw. Zmienimy nazwisko i uciekniemy za granicę. I tyle nas będą widzieli.
KOZŁOWSKA: A co z tym cholerstwem?
KOZŁOWSKI: Z tym? Nie wiem kurka wódka - weź ugotuj,galarety porób albo wypieprz dziadom, nie interesuje mnie co z tym zrobisz.
SCENA 12
(HALINA/PAŹDZIOCH/PAŹDZIOCHOWA/JANUSZ)
Mieszkanie Paździochów
PAŹDZIOCH: Zwykły oszust.
PAŹDZIOCHOWA: Ale mimo wszystko został z tymi dwoma melonami od Kozłowskiego.
JANUSZ: I przypominam, że to było w euro.
HALINA: Ale, niech mi państwo powiedzą, dlaczego jak Boczek to miał to przynosiło szczęscie, a jak pan Prezes to juz nie.
PAŹDZIOCHOWA: Ja mówiłam to od samego początku, bo prostu grubas ma szczęście. Głupi ma szczęście i tyle w temacie.
HALINA: A nie denerwuje panią. Taki osobnik jak Boczek i tyle kasy.
JANUSZ: No cóż - tak już się zdarza, gdy my osoby madrzejsze musimy się zmierzyć z rzeczywistoscia zdominowaną przez osobniiki takie jak pan Boczek.
PAŹDZIOCHOWA: Mów jaśniej Janusz, bo nic z tego nie rozumiem.
JANUSZ: My jako osoby mądre musimy po prostu ustąpić głupszemu i tyle w temacie.
HALINA: Ale jak ustąpić przecież on ma teraz tyle kasy, że mógłby stąd wypieprzać do Los Angeles albo Nowego Jorku.
JANUSZ: No cóż pani Halinko - fortuna jest slepay - głupi będzia miał szczęście, a mądry będzie całe życie kręcił się jak pszczółka, a miodku.... i tak z tego nie będzie.
Więc i ja spojrzę na ten scenariusz jak na dziwny eksperyment.
Sam pomysł ciekawy - zrobić coś jak w 25. sezonie, jeno zamiast Paździocha nieobecny jest Ferdek. Dlatego też myślę, że pisałeś ten scenariusz tak, żeby wyglądało, jakby pierwotnie Ferdek był, a ty go zastąpiłeś. I to się nawet udało, chociażby w scenie 4.
Zacznę od tradycyjnych minusów - złomiarze i Pupcińscy. Tu nie będę oryginalny. A, no i brak Ferdka.
Na plus scena 3 i Paździoch z lupą i wspomniana już scena numer 4 z Haliną wypieprzającą Boczka. Nawet scena u Kozłowskich mi się spodobała, zwłaszcza tekst o podpieprzeniu do urzędu za całokształt twórczości. Zakończenie i puenta bardzo dobre.
Tekstów było trochę za mało, ale rozumiem, że chodzi o odwzorowanie nowych odcinków (chyba z wyjątkiem Paździocha, bo już się trochę rozgadał, prawie jak u mnie ). 7/10(za brak Ferdka 0/10).
Teoretycznie scenariusz powstał by sprawdzić czy jest możliwy odcinek bez Ferdka (choć Troll czy Człowiek bez planu to też trochę udowadniał)- i chyba pokazuje że tak. Gorzej byłoby z odcinkiem opartym na Ferdku bez Ferdka albo przynajmniej bardziej opartym na rodzinie Kiepskich - chyba jeszcze to sprawdzę
Mimo to wrzuciłem tu przesłanki, że mimo to że Ferdek nie występuje w scenariuszu - to cały czas jest obecny gdzieś w tle.
Co do Paździocha chyba jest okej z ilością tekstu - ale to sezon alternatywny więc nie musi byc tak samo
Mungo Jerry, co do "Zielonej Łączki" powiem tak:
Nie jestem fanem nowych odcinków serialu. Dla mnie są głupie, wielu ludzi uważa podobnie.
Ale muszę przyznać, że odcinek jest tak doskonale utrzymany w konwencji, że aż trudno go odróżnić od zwykłego odcinka. Jest niemal wszystko, za czym nie przepadam.
Jest Jolaśka w większości scen, jest pantoflarz Walduś, są sceny poza kamienicą, są greenboxy jest "kuźwa" Boczka, mało Paździochów (chociaż scenariusz jest ewidentnie pod starszego pana Kotysa, wiele zdrowia), jest Kozłowski, są złomiarze.
I jak serial ten lubię, a nowych sezonów nie, dałbym 3, no może 4/10 (jakbym widział to w TV). Ale jako robota odwzorowująca styl najnowszych sezonów jest definitywne 10/10.
Zamierzam zabrać się za drugi scenariusz mojego autorstwa, bo mam już pomysł.
Janusz powinien być profesorem na Uniwersytecie Warszawskim
Co do "All inclusive" znów idealne odwzorowanie z sezonu 28.
Jak dla mnie super, potrafisz naśladować styl. Ja raczej skupiam się nad tym, aby odcinek był dobry, bo stylu z sezonu 28 nie lubię
Duży plus za "dom z polskich cegieł" a kamienica niemiecka z całą pewnością.
Generalnie dam 8/10 za odcinek bo jest i tak dobry jak na 28 sezon, a za wykonanie oczywiście 10/10.
Dla mnie tylko brakuje u ciebie tekstu Paździocha o Uniwersytecie Warszawskim to jedna z niewielu rzeczy które podobają mi się w najnowsztm sezonie.
Janusz powinien być profesorem na Uniwersytecie Warszawskim
Nowy scenariusz, zapraszam do sprawdzenia Docelowo umieszczam go w 29 sezonie pomimo, że jeszcze niewiele o nim wiemy
"ZGNIŁY KWIAT"
Halinka postanawia sprzeciwić się wymówkom Ferdka na temat jego wykształcenia. Stawia mu ultimatum - albo Kiepski wróci do szkoły, albo do sądu trafi sprawa rozwodowa
FERDEK
HALINKA
WALDEK
JOLASIA
MARIOLKA
PAŹDZIOCH
PAŹDZIOCHOWA
BOCZEK
JANUSZ
KOZŁOWSKI
BADURA
DYREKTOR - JAN JANKOWSKI
WUEFISTA - KRZYSZTOF DRACZ
WUEFISTKA - BEATA RAKOWSKA
WOŹNY - MICHAŁ KOTERSKI
MATEMATYK - MICHAŁ GRUDZIŃSKI
SEKRETARKA - DOROTA ŁUKASIEWICZ-KWIETNIEWSKA
UCZNIOWIE
SCENA 1
Występują : (FERDEK/HALINKA)
Miejsce: sypialnia Kiepskich
Noc, Halinka przygląda sie śpiącemu Ferdkowi. Po chwili postanawia przybliżyć i powąchać czy od Ferdka nie pachnie alkoholem. Zapach szybko odrzuca Halinkę.
HALINKA: Co za pijak... Boże, widzisz i nie grzmisz.
Po chwili Halinka znajduje pod poduszką Ferdka dwa piwa i ćwiartkę.
HALINKA: Nie no dość... Ferdek śpisz?
FERDEK: No śpiem, a bo co?
HALINKA: A jajco, jełopie! Ja się pytam co to jest?
Halinka pokazuje Ferdkowi znaleziony alkohol.
FERDEK: Ale proszem nie ruszać kurdę moich rzeczów prywatnych prawda. Proszem to odestawić gdzie było na miejsce.
HALINKA: Ja wiedziałam, że ty jesteś pijak, moczymorda i ochlejtus, ale żeby nawet w sypialni chlać?
FERDEK: No i wielkie mi halo, kurde, wielkie mi halo. Muszem chować pod kordłe bo mnie synowa twoja wykrada ze tym synem naszym debilem zresztą.
HALINKA: Ale jak ty o dzieciach w ogóle mówisz?
FERDEK: Tak mówiem i tak będęm mówił, kurde. Bo ona to jest proszę ja ciebie złodziejka bo mnie frytownica ukradła i w dodatku kretynka. A on to jest debil bo se taką kretynkę kurde znalazł i złodziejkę zresztą co mnie frytownicę ukradła.
HALINKA: Ale nie zmieniaj tematu.
FERDEK: Zara, jakiego temata? O co ci się rozchodzi Halinka, do jasnej cholery?!
HALINKA: A w pośredniaku byłeś ?
FERDEK: Dzisiaj, żem akurat nie był, ale wczoraj żem był.
HALINKA: No i co ci wczoraj powiedzieli?
FERDEK: Jak co? To co zawsze. Przepraszamy panie Ferdynandzie, ale kurde, nie mamy pracy dla jednostek z pana wykształceniem - wybintnym zresztą.
HALINKA: No i co ty zamierzasz teraz z tym fantem zrobić, co?
FERDEK: No właśnie ide spać aby jutro wstać i pójdę do pośredniaka,prawdaż, a może nóż... widelec .... prawdaż kurde, coś się znajdzie nazajutrz....we dniu jutrzejszym.... także dobranoc.
HALINKA: No jełop! No jełop!
SCENA 2
(FERDEK/HALINKA)
miejsce: kuchnia
Ferdek siedzi z Halinka w kuchni i jedzą śniadanie. Halinka kąsliwie patrzy na Ferdka cały czas. Ferdek próbuje obrać jajko.
HALINKA: Wiesz co?
FERDEK: Co?
HALINKA: Tak, se myślałam wczoraj w nocy i myslałam...
FERDEK: No i tutaj popełniasz błęda Halinka ja ci powiem, ponieważ we nocy się nie myśli, we nocy sie spi. I to jest prawda - bo to mnie nawet jeden profesur powiedział halijebitowany ze uniwersyteta pewnego zresztą.
HALINKA: A to ciekawe bardzo co to za profesor? Czyżby profesor Kazimierz Badura ze uniwersytetu u Stasia?
FERDEK: No może i Badura, może i Badura kurde! Ale ty nie wiesz, że Badura to akurat dyploma fizjologicznego ma?
HALINKA: Ale mnie w ogóle Badura nie interesuje, mój drogi.
FERDEK: No to co cię kurde interesuje? Mówżesz, a nie dupę mi zawracasz pierdołami kurde od rana.
HALINKA: Ty!
FERDEK: Ja?
HALINKA: Tak - ty Ferdek . Bo ty zawsze tylko powtarzasz tę swoją śpiewkę o wyszktałceniu. We tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem, nie ma, nie ma kurde, nie ma, muszem się napić kurde. Jak katarynka! Jak katarynka!
FERDEK: No to co ja mam poradzić Halinka, jak we tym kraju roboty...
HALINKA: Prosze cię nie kończ, nie kończ. Oboje doskonale wiemy, że ty Ferdek nie masz żadnego wykształcenia.
FERDEK: Ale Halinka...
HALINKA: Podstawowe, to nie jest żadne wykształcenie. Żadne! Żadne! Żadne!
FERDEK: A dupa tam.
Uderza mocniej jajkiem co powoduje, że jajko sie rozlewa.
FERDEK: Kurde no! Na miękko! Czemużesz mnie nie powiedziała, kurrrde no!
SCENA 3
(HALINKA/JANUSZ)
miejsce: salon Kiepskich
Halinka i Janusz siedzą na fotelach. Janusz pokazuje Halince zdjęcia z lat szkolnych.
JANUSZ: O tutaj to ja pani Halinko kończę Uniwersytet Paragwajski na kierunku filologia chińsko-japońska z komunikacją międzyrasową.
HALINKA: O to ja widzę, że pan nie spoczął na laurach panie Januszu.
JANUSZ: No wie pani, pani Halinko. Edukacja - to jest podstawa dzisiejszej egzysentencji. To ona otwiera bramy, albo równie brutalnie je zamyka. Ja postanowiłem poświecic jej swoje życie - niech pani spojrzy tutaj - rok 1989 kończę uniwersytet Babiloński zyskując tytuł magistra i docenta w jednym kierunku ekonomii nieekonomicznej.
HALINKA: Fascynujące...
JANUSZ: Fascynujący jest bardziej dyplom - Morsko-lądowej szkoły handlowej, której zajęcia odbywały się na iście hemingłejowskim oceanie. Tylko ja i wiedza pośród niezbepiecznych fal. A z kajuty dobiegały dźwięki szant morskich i aromat rumu.
HALINKA: No brak mi słów Panie Januszu....
JANUSZ: Mi też ich było brak w 1996 roku gdy wstąpiłem w szeregi milczącej szkoły braci Kasztanowców - gdzie poznałem uroki i zagrożenia - które niesie ze sobą magia i ezoteryka. Wszystko w akompaniamencie celibatu mowy. Niezwykłe doświadczenie.
HALINKA: No to widać, że ja mierniutko tu przy panu wypadam. Ja tylko szkoła pielęgniarska, kurs pierwszej pomocy, takie tam...
JANUSZ: Pani Halinko, kobieta taka jak pani już się urodziła z niezwykłą mądrością.. Jestem tego pewien.
HALINKA: No czy ja wiem panie Januszu czy to takie osiągnięcia?
JANUSZ: Ależ oczywiście. Zawsze pani piękna, zawsze pani mądra. Pani jest jak wino, z wiekiem piękniejsza, mądrzejsza i szlachetniejsza.
HALINKA: O to ja może pokaże panu zdjęcia z tej szkoły? Gdzieś je mam pokitrane po kredensie.
JANUSZ: Z największą przyjemnością.
SCENA 4
(FERDEK/HALINKA)
miejsce: sypialnia
Noc. Ferdek śpi. Halinka siedzi zdenerowana na łóżku.
HALINKA: Ferdek, śpisz?
FERDEK: No śpiem, a bo co?
HALINKA: Ferdek, bo ja cię chciałam spytać o tę twoją edukację.
FERDEK: Że niby co?
HALINKA: No wiesz, że ja zawsze wiedziałam, że ty jakichś osiągnieć wybitnych to nie posiadasz. Nie masz czym się chwalić. Nie masz czym się przechwalać. No ale...
FERDEK: Ale, że co, kurde?
HALINKA: Ale ja naprawdę myślałam, że ty chociaż masz tę podstawówkę skończoną.
FERDEK: No bo mam, przecież Halinkia. Jak nie mam jak mam.
HALINKA: Jak masz, jak nie masz. Rok 1968 mówi ci to coś.
FERDEK: Nie... gówno mnie to mówi, kurde. A co?
HALINKA: W tym roku zostałeś dyscyplinarnie usunięty z grona ucznowskiego ze Szkoły podstawowej numer 2 imieniem Kaczki Dziwaczki w Wrocławiu.
FERDEK: Co ty mnie za pierdoły opowiadasz Halinka? Przecież to jakieś kalumnie są kurde. Ja dyploma mam, normalnie se mam we kredensie dyploma, Halinka.
HALINKA: Dyploma, dyploma?
FERDEK: No dyploma,cer- certynfikanta kurde.
HALINKA: (smutnym głosem ) Ja ci dam dyploma, jełopie ty. Dzisiaj chciałam pokazac sąsiadom swoje zdjęcia z okresu studiów. A znalazłam to.
Halinka wyciaga kartkę papieru z szafki nocnej.
FERDEK: Ale co to jest, kurde, Halinka, co to jest?
HALINKA: Nagana.A według niej zostałeś wyrzucony z grona uczniowskiego Szkoły Podstawowej numer 2 we Wrocławiu imienim Kaczki Dziwaczki za chlanie wódki pod gabinetem dyrektora. Mając 12 lat JEŁOPIE! 12 LAT!!!
FERDEK: O kurde.
SCENA 5
(FERDEK/HALINKA)
miejsce: korytarz
Noc. Halinka w szlafroku siedzi na stołku załamana i pali papierosa. Ferdek wychodzi z mieszkania i staje w drzwiach.
FERDEK: Halinka, ale to nie była wódkia nawet, tylko to bimber był co mnie świętej pamięci wujek Władek dał na katara bo żem katara miał normalnie.
HALINKA: Wynocha! Wynocha! Nie pokazuj mnie się na oczy! Analfabeto ty! Alkoholiku młodociany!
Halinka ściąga kapcia i rzuca nim w Ferdka, ten na czas zamyka drzwi.
HALINKA: No jełop!
SCENA 6
(FERDEK/HALINKA/MARIOLKA)
miejsce: salon
Dopiero co przebudzony Ferdek wchodzi do salonu, na fotelu siedzi Mariolka w piżamie, która korzysta z telefonu. Na fotelu leży wyprasowana biała koszula i garnitur Ferdka. Ferdek przygląda się ubraniom.
FERDEK: Mariolka, a co to kurde, ktoś umarł?
MARIOLKA: Mnie się ojciec nie pytaj. Matki się lepiej spytaj.
Do pokoju wchodzi Halinka.
FERDEK: Halinka, po co tego garnitura żeś wycięgła ze szafy co?
HALINKA: A to dla ciebie.
FERDEK: No ja wiem, że dla mnie ale na co?
HALINKA: Na rozpoczęcie roku szkolnego. Dziś 1 września.
FERDEK: Jakiego.... roku ....szkolnego....?
HALINKA: No normalnie Ferdek. Wczoraj wieczorem bardzo intensywnie o tobie myślałam i doszłam do wniosku, że teraz jest dla ciebie ostatni dzwonek by zdobyć jakiekolwiek wykształcenie, chociażby podstawowe, dobre i to.Dlatego wykonałam jeden telefon i od dziś jesteś uczniem 1 klasy szkoły podstawowej numer 7 imieniem Bolka i Lolka we Wrocławiu.
FERDEK: Halinka, ale ja żem za stary jest by do szkoły iść.
HALINKA: Oj nie bój się Ferdziu, po tych reformach to chodzą i starzy i młodzi nawet się nie zorientują, że jesteś starszy.
FERDEK: Ale ja tornistra nawet nie mam i śniadaniówki na śniadanie drugie zresztą też...
MARIOLKA: Ale spokojnie ojciec - wszystko gotowe.
Mariolka wyciąga spod stołu plecak z misiem.
FERDEK: Ale dlaczego taki ze misiem jakimś?
HALINKA: A to tak żeby ci było raźniej. Jak ci będzie smutno to se popatrzysz na tego misia, a od razu ci będzie weselej. A tam w plecaku już ci dałam kiełbasy, trochę muszczardki to będziesz mial na drugie śniadanie. A teraz szybko wskakuj w marynarkę bo się na tramwaj spóźnisz
FERDEK: Ale Halinka, ja nie chcę do szkoły kurde!
HALINKA: Ale chcesz, chcesz mężusiu. Na pewno będzie bardzo fajnie.
FERDEK: Nie Halinka, ja pierdzielę, ja nie idę.
Ferdek siada na fotel.
HALINKA: Idziesz, idziesz, albo ja idę. Ale bynajmniej do szkoły.
FERDEK wychyla się z drzwi. Jest ubrany w garnitur i ma założony plecak. Ferdek rozgląda się czy na korytarzu nikogo nie ma. Po chwili wychodzi, jednak na wysokości kibla słychać spłuczkę, z toalety wychodzi Boczek.
BOCZEK: O pan Ferdeczek, a gdzie se pan idziesz ze tą teczką co?
FERDEK: Panie wypierdzielaj pan stąd.
BOCZEK: Niech pan goni lepiej, panie Ferdku żebyś się pan na pierwsiejszą lekcję nie spaźniał.
FERDEK: A kurde. Dupa tam.
FERDEK zlekceważa śmiejącego się Boczka po czym na korytarz wchodzi PAŹDZIOCHOWA z kubłami.
PAŹDZIOCHOWA: O to pan Panie Ferdku, nie poznałam pana w tym plecaczku. Ile pan tam tej wódki zmieścisz?
BOCZEK: Pani Helenko, pan Ferdek to se normalnie do szkoły idzie. Na lenkcję.
FERDEK: Panie, a nakopał panu ktoś kiedyś gdzieś?
PAŹDZIOCHOWA: No panie Ferdku, na edukację nigdy nie jest za późno. Nawet w pana wieku. Po tych reformach to nawet sie nie zorientują, że pan takie dziadzisko jest.
BOCZEK: I że pan wódkię pijesz. Na cmentarzu zresztą. (śmiech)
FERDEK: Ale ja przepraszam bardzo ja nie mam czasu na pierdoły, na tramwaja się śpieszę. Do widzenia. Przepraszam bardzo. (Wychodzi)
BOCZEK i PAŹDZIOCHOWA patrzą za nim podśmiechując się.
BOCZEK: Widziała pani, pani Helenko jak we garniturku se popierdziela?
PAŹDZIOCHOWA: Panie, pan sie nie śmiej, bo pan to o ile mi wiadomo to też podstawówki nie skończyłeś i też żeś jesteś pan debil, panie.
BOCZEK: Jak nie skończyłem jak skończyłem. Nawet zawodówkię żem se skończył.
PAŹDZIOCHOWA: Ta a jaką?
BOCZEK: Technik rzeźnik - w mordę jeża.
SCENA 8
(FERDEK/KOZŁOWSKI)
miejsce: przed sklepem u Stasia
Kozłowski siedzi i pije wódkę, Ferdek w garniturze z plecakiem przechodzi obok.
KOZŁOWSKI: O pan Ferdek. A gdzie pan to tak popylasz z tym tornistrem kurka wódka?
FERDEK: A panie Prezesie... głupia sprawa, żona mnie do szkoły wygnała.
KOZŁOWSKI: Jak do szkoły? Do jakiej szkoły?
Ferdek dosiada się do Prezesa
FERDEK: No do normalnej szkoły, do jakiegoś Lolka czy Bolka czy innego kaczorka...
KOZŁOWSKI: Do Bolka i Lolka do 7 ?
FERDEK: O to to!
KOZŁOWSKI: Panie to trzabyło tak odrazu. Panie ja tam całą kadre znam. Jak tam panie przedzwonię to pan tam będziesz miał jak u pana Boga za piecem. Zaliczenie natychmiastowe będzie.
FERDEK: A to przepraszam, Panie Prezesie, to tak sie da?
KOZŁOWSKI: Co się nie da, wszystko się da. Tylko panie Ferdku, pan musisz im tam mówić, że pan ode mnie żeś jest. To się wtedy żaden belfrzyk nie upierdzieli.
FERDEK: O to panie Prezesie, pan mnie normalnie ratujesz z onprensji panie Prezesie kochany.
KOZŁOWSKI: A cóż to za problem panie Ferdku - kochanieńki. Co tam pan masz pierwszego na planie lekcjów co?
FERDEK: Pierwszego to mam panie prezesie sporta fizynczego.
KOZŁOWSKI: No i bardzo dobrze. Idź pan tam i panie Ferdku piłkę pan kopnij, a jak co to pan mów, że ode mnie kurka wódka. A tutaj masz pan. (daje Ferdkowi butelkę wódki) - masz pan tutaj to drugie śniadanie - taka cipcia cipcia!
FERDEK: No panie Prezesie taką wypranwkię to ja rozumiem kurde!
KOZŁOWSKI: No i o to chodzi hhaha.
SCENA 9
(FERDEK/WUEFISTA/WUEFISTKA)
miejsce: sala gimnastyczna/pokój wuefistów
Ferdek siedzi na ławce przebrany w strój sportowy. Podchodzi do niego wuefista.
WUEFISTA: A Kie-kie-kiepski to czemu nie- nie-nie ćwiczy?
FERDEK: Bo panie Profesurze, bo ja żem chciał niedysponzyncję zgłosić właśnie.
WUEFISTA : A co to ? Okresu do-do-dostał?
FERDEK: Zasadniczo to mnie noga we biedrze boli, panie Profesurze i ja biegać nie mogiem zasandniczo.
WUEFISTA : No-no-no noga we biedrze go boli. Ja we twoim wieku to żem góry przenosił. I na-na-na nawet nie pisnąłem słowem.
FERDEK: Przepraszam, panie profesurze, ja żem też chciał powiedzieć, że ja żem od prezesa Kozłowskiego też jest.
WUEFISTA: Tego Kozłowskiego?
FERDEK: No tegoż, jak nie tegoż jak tegoż...
WUEFISTA: A to proszę, proszę tędy do ka-ka kanntorka.
FERDEK i WUEFISTA wchodzą do kantorka. Przy komputerze stoi WUEFISTKA w opinających legginsach. WEUFISTA łapie ją za pośladki.
WUEFISTKA: Te Jureczku, weź ty sie nie zapominaj czasami.
WUEFISTA: Rozluźnij te poślady stara ję- ję jędzo.
WUEFISTKA: A spierdalaj wiesz?
WUEFISTA: A wiem!
WUEFISTKA: Szowinista!
(WUEFISTKA wychodzi, a WUEFISTA I FERDEK SIADAJĄ PRZY STOLIKU)\
WUEFISTA: Powiem tak - by zdać musi pan strzelić go- go - gola.
FERDEK: Ale, że żem panu profesurowi mówił, że mnie akurat boleśnie noga boli we biedrze.
WUEFISTA: A to spokojnie! Damy znieczulenie, pra-pra-prawda?
(WUEFISTA wyciąga na stół wódkę)
WUEFISTA: Może nawet się panie Kiepski, dasz na-na-namówić na ha- ha- hattricka?
FERDEK: Zasadniczo, dla sportu, czemuż kurde nie?
WUEFISTA I FERDEK: (śmiech)
SCENA 10
(FERDEK/MATEMATYK/UCZEN 1 / UCZEN 2)
miejsce: sala matematyczna
Matematyk nerwowo chodzi po klasie i wymachuje linijką.
MATEMATYK: I ja się was ciemnoto, tłumoki jedne po raz kolejny już zreszta pytam, ile to jest 0,5 Ileż to jest? Kowalski?
UCZEŃ1 : To jest pięć dzisiątych panie profesorze!
MATEMATYK: Pała! Pała! Pała! Nie to we kluczu jest! Zła odpowiedź, Kowalski - do kąta na grochu klęczeć, tłumoku ty jeden, debilu!
UCZEŃ 1 idzie do kąta klęczeć na grochu.
MATEMATYK: No Nowak, debilu, ile to będzie 0,5 co?
UCZEŃ2: To jest 50 procent panie profesorze!
MATEMATYK: Bania! Bania! Bania i lufa armatnia! Nie taka odpowiedź we kluczu figuruje cholera jasna, tłumoto ciemnoto jednaTo ma być nasze przyszłe pokolenie, a nawegt nie wie ile to jest 0,5! Do kąta na grochu klęczeć za karę, kretynie!
UCZEŃ 2 idzie do kąta klęczeć na grochu.
MATEMATYK:A ty Kiepski, ile to 0,5 debilu, co?
FERDEK: Najspampierw to ja żem chciał powiedzieć, że ja żem jest od Prezesa Kozłowskiego, prawdaż, a po drugie żem chciał odpowiedzieć, że 0,5 panie profesorze to jest zwyczajnie za mało i tyle w temacie.
MATEMATYK: No brawo Kiepski! Piątka z plusem i falusem! A wy ciemnoty słuchać jak mądry mówi. Bo mądrego to i dobrze jest posłuchać, no cholera jasna. Tepoty głupie! Idioci, kretyni. A pan Panie Kiepski, zaliczenie! Patrzcie jak się zalicza, idioci, debile, ćwoki i tępoty wy jedne, cholera jasna!
SCENA 11
(FERDEK/WOŹNY)
miejsce: toaleta
Ferdek wchodzi do toalety i chce odpalić papierosa. Jednak po chwili do ubikacji wchodzi woźny.
WOŹNY: A co tu się wyprawia?O mam cię gagatku -palenie wyrobów tytoniowych- już do pana Dyrektora na dywanik. Ty szumowino ty.
Łapie Ferdka za ucho
FERDEK: Ale, zaraz kurde, ja żem od Prezesa Kozłowskiego jest.
WOŹNY: A ja ci dam Prezesa - ty hultaju. Idziemy! Nie ociągać się. Idziemy!
FERDEK: Ale kurde! Ja żądam adwokata, kurde no! Cieciu ty jeden ty.
WOŹNY: Ja ci dam ciecia ty!
Łapie mocniej Ferdka za ucho!
SCENA 12
(FERDEK/DYREKTOR/SEKRETARKA/WOŹNY)
DYREKTOR flirtuje z SEKRETARKĄ.
DYREKTOR: O pani, Kasiu a jaki ma pani dzisiaj ładny dekoldzik.
SEKRETARKA: O podoba się panu panie Dyrektorze?
DYREKTOR: Jak najbardziej , ja bym to nawet tutaj jeden guziczek więcej rozpiął. Bo to po co takie zgnieciuchy robić, po co je tak ugniatać?
Pukanie.
DYREKTOR: Czego?
Wychyla się WOŹNY trzymająy FERDKA za ucho.
WOŹNY: A takiego gagatka żem złapał na fajeczce w kibelku.
DYREKTOR: Noż cholera, no jakżeś złapał, panie Mietku, to już pan dawaj tego ancymona, no cholera.... Pani Kasiu, proszę zając się... tym czym się pani zajmuje, tak?
SEKRETARKA: Ależ, oczywiście Romek... to znaczy panie dyrektorze.
SEKRETARKA ODCHODZI. Natomiast FERDEK siada naprzeciwko DYREKTORA.
DYREKTOR: No, co się tam porobiło, co?
FERDEK: No nic się kurde... no żem chciał se normalnie, kurturalnie zapalić papieroska...
DYREKTOR: A to nie wiesz, że się nie pali? W szkole? Co to, Afryka czy Rzeczpospolita?
DYREKTOR ODPALA SOBIE CYGARO I NALEWA WHISKY
FERDEK: No nie wiem, no, żem nie wiedział, kurde...no.
DYREKTOR: Nie wiedział, nie wiedział, ale o naganie to będzie wiedział. I o wydaleniu z placówki Szkoły Podstawowej nr 7 we Wrocławiu imieniem Bolka i Lolka też będzie wiedział.
FERDEK: Nie!
DYREKTOR: Tak, tak, już pieczątkie bierę i cholera, do widzenia!
FERDEK: Panie Dyrektorze,ale ja żem tylko chciał zakomuninkoać, że ja żem od Prezesa Kozłowskiego żem kurde jest!
DYREKTOR: Tak? Od Kozłowskiego?
FERDEK: No tak! Jak nie jak tak!
DYREKTOR: To ja se do Prezesa przedzwonię, zobacze i pogadamy później. A teraz na lekcje, ty drapichruście ty, cholera! Kwiecie zgniły!
Gra chwalebna muzyka. Ferdek w garniturze wchodzi na korytarz. Na stołku obok swojego mieszkania siedzi PAŹDZIOCH, z kibla wychyla sie BOCZEK. FERDEK nie zważa na sąsiadów i dumnie wchodzi do mieszkania.
PAŹDZIOCH: Taśmowa produkcja magistrów.
BOCZEK patrzy nieco zmieszany na PAŹDZIOCHA.
SCENA 14
(FERDEK/HALINKA/JOLASIA/WALDEK/MARIOLKA)
Obiadek. HALINKA/JOLASIA/WALDEK/MARIOLKA rozmawiają przy obiedzie.
JOLASIA: A jak się tam ojczulkowi tatulkowi w tej szkółce uczy naucza?
HALINKA: No wiesz, normalnie, chodzi na lekcję, matematykę, polski, historię.
MARIOLKA: Ta już widzę jak ojciec chodzi, chyba na wagary.
WALDEK: Oż, ty!
HALINKA: Nie no tak szczerze to sama jest pod wrażeniem. Ale wygląda na to, że ojciec naprawdę sie zaangażował w tę edukację. A pozatym to dla jego dobra, przecież wykształcenie podstawowe to jest już minimum od minimum!
JOLASIA: No raczej nie inaczej. Bo ja też Waldemarowi mówię by on sie edukować wnet zaczął a potem się zaczął rozglądać za pracą.
WALDEK: A dupa tam Jolańcia, sama se do szkoły idź jak taka mądra ześ jest.
JOLASIA: A może pójdę, Waldemar, może pójdę do szkoły gdyż na edukację nie ma nigdy za później pory.
Do salonu wchodzi FERDEK. W ręku trzyma teczkę z napisem ABSOLWENT. W drugiej ręce trzyma pół litra.
FERDEK: Halinka! Zdałżem!
HALINKA: Nie!
FERDEK: Tak! Zdałżem nawet ze paskiem czerwonym żem zdał, a tu mam dyploma i nagrodię wyróżnienia zresztą też.
JOLASIA: Jezusie kochany, ojcze mój umiłowany pozwół mnie w tej podniosłej chwili radować się wraz z tobą i resztą familii. I pozwólże ucałować się siarczyście bardzo uroczyście.
JOLASIA podchodzi do FERDKA i zaczyna go całować. FERDEK po chwili zaczyna nieskutecznie odpychać JOLASIĘ.
WALDEK: Brawo, ojciec!
WALDEK I HALINKA wstają i zaczynają klaskać. MARIOLKA siedzi niezadwolona.
MARIOLKA: No wielkie mi halo, wielkie mi halo mi to nikt braw nie bił jak szkołę kończyłam. Tak się właśnie liczę w tej rodzinie.
HALINKA: Boś ty dziecko, cały czas byłaś mądra, a ojciec był głupi, a teraz jest mądry i trzeba się radować.
JOLASIA: Pozwólżesz ojcze, ze odczytam twój dyplom, zdobyty nauką twą solidną.
FERDEK: No to masz czytaj.
WSZYSCY SIADAJĄ DO STOŁU, A JOLASIA stoi i czyta dyplom FERDKA.
JOLASIA: Z dniem dzisiejszym się zaświadcza, że Ferdynand Kiepski, ojczulek tatuletk mój umiłowany, osiągnięcie wybitne pozyskał za dokonania szlachetne i prawdziwe - na wieków wieków amen będą one zapamiętane i przypomniane w jego ostatniej godzinie. Na wszelakie czasy pełne horroru, przekażmy sobie zatem znak pokoju. Albowiem nawet Kwiat zginaławy w czasie obławy, może zakwitnąc na kolory tęczy w podczas mroku i czarnej mary. Raczej nie inaczej kuźwa.
JOLASIA siada do stołu.
FERDEK: No, a teraz proponuję także napić się zdrowię absoluta, prawda kurde?
FERDEK otwiera butelkę wódki i polewa. Wszystkim po czym wszyscy wypijają wznosząc toast, oprócz Mariolki. Zaczyna grać podniosła chwalebna muzyka
FERDEK: Halinka, a weź se tam popatrz, na tego dopiska na dyploma co dopisały.
HALINKA: Jakiego dopiska?
FERDEK: No to weź se zobacz, Halinka, weź se zobacz.
HALINKA bierze do ręki dyplom.
HALINKA: Cholerka, nic nie widzę. Mariolka podaj mnie okulary z kredensu.
MARIOLKA niechętnie wstaje i podaje Halince okulary.
HALINKA: Z tego miejsca szczególne podziękowania należą się żonie pana Ferdynanda....
SCENA 15
(FERDEK/BADURA)
miejsce: złomowisko
Noc na złomie, dalej gra ta sama podniosła chwalebna muzyka. BADURA czyta dyplom FERDKA. Pomiędzy nimi tli się małe wygasające ognisko.
BADURA:.... Halinie Kiepskiej i jego potomstu, za walkę i wiarę w lepsze jutro pana Ferdynanda.... No nie powiem ładny dyplom.
FERDEK: No ładny, ładny, tylko panie Kazimierzu, prawda, wino się skończyło, ogien sie wypala, zimno się robi....
BADURA: A to nie problem, to tylko trzeba podrzucić - papiera jakiegoś na ten przykład, o.
BADURA wrzuca dyplom FERDKA do ogniska. A to zaczyna się mocniej palić.
FERDEK: Panie! Kurde! Panie co żeś pan narobił kurde? Pan żeś moją edukancję wypierdzielił panie, panie Badura!!!
BADURA: Panie, a masz pan to tu na tym świstku czy we łbie?
KONIEC (podniosła muzyka zostaje na napisy)
Ostatnio zmieniony 2019-09-16, 11:02 przez Mungo Jerry, łącznie zmieniany 1 raz.
Bardzo dobry odcinek! Niby najnowsze czasy w serialu, ale miło się czytało. Dużo zabawnych tekstów, Halina i Prezes nie irytowali, tylko byli wręcz bardzo potrzebni, Boczek zaliczył udany występ, Paździocha mało, ale wiem, że tak musi być, a za to rzucił charakterystycznym cytatem. Janusz i Paździochowa bawili. Irytowała mnie tylko para wuefistów i Jolaśka, ale nie jakoś przesadnie- da się wytrzymać. Występ Badury trochę dziwny, ale charakterystyczny i nawet zabawny. Nie będę przesadzał, że nie wiadomo jak mądry, bo powiedział oczywistą sprawę i Ameryki nie odkrył, ale grunt, że pasował do odcinka.
na fotelu siedzi Mariolka w piżamie, która korzysta z telefonu
A to sprytny kawał piżamy! Mariolka ją kupiła w odc. Inteligentni Konsumenci?
Fajny scensriusz
Na plus sam pomysł.
Bardzo wierne odwzorowanie 28 sezonu. Dla mnie zbyt wierne. Minus to ta podniosła muzyka na napisach
Nie mniej jednak fajnie się czytało. Ferdek na WF i jego noga w biedrze wymiata. Scena z Januszem genialna choć tradycyjnie dałbym mu większą rolę
9/10 ode mnie.
Janusz powinien być profesorem na Uniwersytecie Warszawskim
Plusy:
+występ Janusza
+przygotowania rodziny na pierwszy dzień Ferdka w szkole
+Ferdek i jego szkolne perypetie
+obiadek- dobrze rozegrana scena, kluczowa dla tego odcinka
+reakcja sąsiadów na widok odświętnie ubranego Ferdka
+występ Kozłowskiego i jego sposób na zaliczenie szkoły przez Ferdka
+nagana dla 12-letniego Ferdka za picie wódki pod gabinetem dyrektora jako powód wyrzucenia ze szkoły
Neutral:
*zakończenie
Minusy:
-denerwujący występ Marioli
-wuefiści
Język bohaterów dobrze odwzorowany. Moja ocena za scenariusz to 8/10.
Mungo, wiem, że piszesz tylko w najnowszym stylu i wiem też, że ważnym elementem tego stylu są występy licznych postaci drugoplanowych, ale nie każdy bohater występuje w każdym odcinku, więc mógłbyś raz z ciekawości dla eksperymentu napisać scenariusz, w którym przedziwnym zbiegiem okoliczności występują tylko Ferdek, Boczek, Marian i Janusz?
Mungo tak przy okazji zauważyłem ciekawą tendencję, która i u mnie się zdarza - opis odcinka nie jest do końca zgodny z treścią Np. Nie było nic o sprawie rozwodowej Tak samo jest u mnie - wynika to pewnie z faktu, że konwencja nieco zmienia się podczas pisania
I zastanawiam się czy u mnie pisać sezon 28 czy 29. Ale chyba się wstrzymam i poczekam na całe sezońsko
Janusz powinien być profesorem na Uniwersytecie Warszawskim