S03E08 - Wielka majówka
Opis: Kiepski wzbogaca się o kilkadziesiąt złotych. Postanawia przeznaczyć swoje świeżo zdobyte banknoty na zakup hamaka, jako że maj ma być wyjątkowo upalny. Niestety, mężczyzna szybko przekonuje się, że nie zawsze warto ufać emitowanym w telewizji prognozom pogody. Postanawia wszystkim dookoła udowodnić, że telewizja kłamie…
Obsada:
Ferdek - Andrzej Grabowski
Halina - Marzena Kipiel-Sztuka
Mariola - Barbara Mularczyk
Paździoch - Ryszard Kotys
Paździochowa - Renata Pałys
Boczek - Dariusz Gnatowski
Gościnnie występują:
Malinowska - Zofia Czerwińska
Banialuk - Paweł Okoński
Andrzej - Rafał Sisicki
Fotograf - Grzegorz Gołębiowski
SCENA I
Salon Kiepskich blisko wieczoru. Ferdek siedzi w fotelu, przychodzi Halina z talerzem pełnym kanapek z serem i pomidorem.
Ferdek: Znowu pomidor, Halińcia? Ni ma wędliny jakiej?
Halina: Nie ma, skończyła się.
Ferdek: To nie mogłaś u Staśka kupić, tylko ciągle te pomidory w kółko Macieju?
Halina: Jak sobie zarobisz, to sobie kupisz. A póki co, nie masz wiele do powiedzenia w tej kwestii. A propos - w pośredniaku byłeś?
Ferdek: Jak zwykle to samo, Halinka. Jak zwykle. Ja o zupie, ty o dupie. Ja o wędlinie, prawda, ty o padlinie.
Halina: Wiesz co, ty powinieneś być mi wdzięczny, że ja już 40 rok nie tracę nadziei, że w końcu pójdziesz do urzędu pracy.
Ferdek: No ale Halińcia, przecie dobrze jest, jak jest. Ja ci powiem, że ja bym mógł pójść, bezproblemowo, ale tera to ja już powinienem o jakiej emeryturze myśleć, a nie o pracy.
Halina: Jeszcze ci emerytura potrzebna do pierdzenia w fotel, żebyś więcej tego piwska pił. Na szczęście w tym kraju nie ma emerytury dla ludzi z twoim zatrudnieniem.
Ferdek: Halińcia, ja cię bardzo przepraszam! Ale powiedz ty mnie, o co ci, kurde, chodzi? Dlaczego ty mnie od razu kąsasz?
Halina: Ja po prostu bardzo bym chciała, żebyś ty mnie w końcu zaskoczył!
Ferdek: Niby jak?
Halina: Zwyczajnie! Przynieś w końcu do domu parę groszy! Uczciwie zdobytych!
Ferdek: Proszę cię bardzo!
Halina: Ferdek, ale wiesz, że tych "paru groszy" nie masz traktować dosłownie?
Ferdek: To znaczy ile chcesz?
Halina: Pogadamy, jak cokolwiek przyniesiesz! Ale na to się jednak nie zanosi!
SCENA II
Sklep "U Stasia", Ferdek stoi przy ladzie, po drugiej jej stronie znajduje się Malinowska (umówmy się, że scenę nakręciłem na zapas w styczniu zeszłego roku ).
Ferdek: Pani Malinowska, pani mnie da deczko tej wędliny.
Malinowska: Deczko, czyli ile?
Ferdek: 50 plastrów.
Malinowska: A pieniądze ma?
Ferdek: Pani Malinowska, no przecie to dla żony. Niechże pani będzie człowiekiem.
Malinowska: No chyba że dla żony! Proszę bardzo!
Ferdek: A dla mnie cztery piwa niech będą.
Malinowska: A pieniądze ma?
Ferdek: Skąd mam mieć, jak nie mam?
Malinowska: To idź i się pan napij wody z kranu!
Ferdek: Grzeczniej proszę, dobre? Grzeczniej do klienta! Pani mnie da tę zdrapkie z gazety, jak coś wygram, to pani oddam.
Malinowska: 5 złotych!
Ferdek: Jak wygram, to pani oddam!
Malinowska: A jak pan przegrasz, to mi pan nie oddasz, ta?
Malinowska wręcza Ferdkowi zdrapkę.
Malinowska: Ostatni raz panu na zeszyt daję! Od jutra zeszyt zamykam!
Ferdek: No dobre, pani da tę zdrapkie, nie będę tu do rana sterczał.
Malinowska podaje Ferdkowi zdrapkę do ręki. Ten zdrapuje.
Ferdek: "Wygrałeś…. Dwieście… Złotych…"
Malinowska: Jezus Maria, panie Ferdku! Toż pan bank rozbił!
Ferdek: Hehe, kurde, hehe… To dobre jest! Pani da jeszcze jedną!
Malinowska chowa resztę zdrapek.
Malinowska: Przykro mi, rezerwacja!
SCENA III
Kuchnia. Ferdek siedzi na krześle, Halina nad nim stoi i czyta zdrapkę.
Halina: "Gratulacje, w naszej loterii
Nic za darmo wygrałeś kwotę 200 złotych. Skontaktuj się z nami w celu odebrania nagrody".
Ferdek: No i co, Halińcia? Zatkało kakało, co?
Halina: No muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że cokolwiek kiedykolwiek wygrać… A 200 złotych piechotą nie chodzi.
Ferdek: Oczywiście, że nie chodzi. 200 złotych to już, kurde, limuzyną jeździ!
Halina: Ferdziu, tutaj jest coś jeszcze napisane…
Ferdek: Co?
Halina: "Zwycięzcy nagród w loterii użyczają swoich wizerunków w celu dalszej reklamy konkursu. Jest to warunek niezbędny do odebrania nagrody w postaci pieniędzy".
Ferdek: I co to znaczy?
Halina: Nic takiego. Porobią ci jakieś zdjęcia, udzielisz jakiegoś wywiadu i tyle.
Ferdek: A, w wywiadach to ja już se doświadczenie mam, kurde! Ile ja żem w życiu wywiadów napoudzielał!
Halina: Ta, i po każdym bałam się z domu wyjść, żeby mnie Paździochowie nie zabili śmiechem. Dlatego pamiętaj, że ja osobiście dopilnuję, żebyś nie palnął czego głupiego.
SCENA IV
Salon. W pomieszczeniu znajdują się: ubrany w garnitur Ferdek, Halina, dwoje mężczyzn w marynarkach oraz fotograf. Jeden z mężczyzn trzyma w ręku dyktafon i nagrywa Ferdka.
Ferdek: ...No i ja żem se wtedy chciał piwo kupić, ale ta stara cholera Malinowska…
Halina: Ferdek!
Ferdek: ...Znaczy się ta stara cholera Malinowska, wspaniała kobieta, nie chciała mnie dać na zeszyta, no to jej powiedziałem, że bierę zdrapkę i gitara, kurde! No i se wziąłem… No i to tyle w temacie!
Mężczyzna I: Dziękuję panu bardzo, a ciebie Andrzejek, proszę na słóweczko.
Mężczyźni oddalają się bliżej okna, w czasie ich rozmowy fotograf ustawia Ferdka obok fotografii jego dziadka i cyka mu tam fotki.
Mężczyzna I: No i co?
Mężczyzna II: Co co? Dobrze jest!
Mężczyzna I: Przestań, od początku mówiłem, że ten pomysł jest… kiepski! Co on może mieć do powiedzenia w tym wywiadzie i po co te ceregiele? Więcej ja się wykosztuję na fotografa i ten cały sprzęt, niż zarobię na losach!
Mężczyzna II: Bez paniki! Zobaczysz, po tym wywiadzie będzie wzrost sprzedaży. Tu na osiedlu podobnież już ktoś wszystkie zdrapki wykupił i to podobnież jedna osoba!
Mężczyzna I: Ale tego tu to trzeba będzie poprawić. Weźmiemy w razie czego tego od korekty, napisze jakiś normalnie brzmiący wywiad i wtedy wszystko gotowe.
Mężczyzna II: To dodatkowe koszty będą.
Mężczyzna I: I tak już jestem przez ciebie stratny. Daj mu umowę i zwijamy się z tego syfu!
Mężczyźni ponownie podchodzą do Ferdka. Mężczyzna II wyciąga spod marynarki umowę i długopis.
Mężczyzna II: Dziękujemy jeszcze raz za wywiad i udział w naszej loterii, na pożegnanie - autografik!
Halina: A na co to?
Mężczyzna II: No wie pani, że zgadza się na pokazanie wizerunku, na publikację wywiadu no i bez tego nie odbierze nagrody!
Ferdek: A no chyba że tak!
Ferdek odbiera długopis i zabiera się do podpisania.
Halina: Ferdziu, może przeczytaj zanim podpiszesz...
Ferdek: Halinka, haczyki w umowach były modne, zanim pojawiły się reklamy o uważnym czytaniu umów. Od tamtej pory nie ma żadnych drobnych druczków, więc nie muszę czytać umowy.
Halina: To dość pokrętne rozumowanie...
Ferdek: Takie myślenie charakteryzuje geniuszy... (oddaje umowę) Proszę.
Mężczyzna II: Nie włączył pan długopisu, gdy się podpisywał.
Ferdek: O, to przepraszam!
Ferdek z powrotem bierze do ręki długopis, WŁĄCZA GO i podpisuje umowę.
Mężczyzna I: No, to jak to mówią: Arrivederci Roma! Idziemy!
Obaj mężczyźni i fotograf wychodzą. Jeden z nich wraca i wciska Ferdkowi kopertę z nagrodą, po czym ponownie wychodzi. Ferdek próbuje otworzyć kopertę, zabiera mu ją Halina i otwiera. W środku kilkanaście banknotów stuzłotowych.
Halina: Jezus Maria! Trochę tego dużo!
Ferdek: To ile tego jest?
Halina: 2000 złotych.
Ferdek: Przecie miało być 200!
Halina: No najwyraźniej ktoś się machnął o jedno zero, a ci nie sprawdzili.
Ferdek: To co teraz?
Halina: Nie wiem. To twoje pieniądze!
Ferdek: Serio?
Halina: Nie no, żartowałam. Co twoje, to nasze wspólne!
Ferdek: Halinka, przepraszam, ale to z jakiej racji?
Halina: Z takiej, że moje zawsze trafia do twojej łapy, a potem do kasy fiskalnej u Stasia przehandlowane na alkohol. Także, mój drogi, musisz się podzielić!
Ferdek: To ile ja dostanę?
Halina: Tyle, ile wygrałeś. 200!
Ferdek: Ale ja się nie zgadzam, kurde! To jest normalna kradzież!
Halina: Co jak co, ale o kradzieży to ty lepiej się nie wypowiadaj!
Ferdek: No dobre, Halińcia, to dej mnie chociaż te dwie stówy, bo ja już wiem, na co se wydam jedną czwartą z tego, czyli pińdziesiąt złotych!
Halina: No proszę, jedna czwarta, jak profesjonalnie powiedziane.
Ferdek: Ano, w karkuratorze żem se policzył.
Halina: No i co chcesz kupić?
Ferdek: Hamak.
Na twarzy Haliny maluje się niemałe zaskoczenie.
SCENA V
Sypialnia nocą. Ferdek z Haliną leżą w łóżku.
Halina: No ok, to są twoje pieniądze i rób sobie z nimi, co chcesz. Ale czemu akurat hamak?
Ferdek: Halińcia, Paździoch se kupił leżaka. Badura wystawił se materaca na podwórko. Kozłowski se kupił wiatraka, skrzynkie kremu z filtrem, skrzynkie z lodem…
Halina: Ta, i skrzynkę wódki! Ja do tego nie jestem w ogóle przekonana!
Ferdek: Przepraszam bardzo, ale czy ja za swoje własne piniondze to se już nic, kurde, nie mogę kupić?
Halina: Ferdziu, ja już widzę do czego to zmierza. Ty po prostu chcesz zmienić miejsce siedzenia na dupie! Może jeszcze telewizor przenośny byś chciał?
Ferdek: A to nie jest taki głupi pomysł, Halińcia!
Halina: Słuchaj, Ferdek… Ja nawet bym nie miała nic przeciwko temu, tylko po prostu zastanawiam się, czy to nie jest zbyt pochopnie podjęta przez ciebie decyzja!
Ferdek: Jak pochopnie, jak nie? Przecie wczoraj we telewizorze pogodynka taka jedna, bardzo ładna zresztą mówiła, że w maju to temperatura będzie… Łooh!
Halina: Wysoka?
Ferdek: Bo ja wiem? Z metr siedemdziesiąt na oko?
Halina: Nie pogodynka, jełopie! Temperatura!
Ferdek: No ba, Halińcia! 35 stopniów!
Halina: A mi się ten twój entuzjazm zupełnie nie podoba!
Ferdek: Bo co?
Halina: Bo w gorącym otoczeniu do chłodnych napojów ciągnie!
Ferdek: Nie żartuj, Halinka! Przecie ja chce se tylko odpocząć, kurde!
Halina: Żebyś z tego odpoczywania udaru słonecznego nie dostał! A pamiętaj, że w upały nie wolno spożywać substancji alkoholowych!
Ferdek: A to dlaczego?
Halina: Tak mówi medycyna, kochany!
Ferdek: A, ja tam w te waszą zasraną medycynę nie wierzę.
Halina: A ja nie wierzę w te twoją prognozę pogody.
Ferdek: Halińcia, jest demokrancja i każdy w wierzy, w co chce.
Halina: Amen!
Ferdek: Halinka, to znaczy, że ty mnie pozwalasz?
Halina: Proszę bardzo, kupuj co tylko chcesz! Tylko po prostu od dzisiaj odpowiadasz sam za siebie!
Ferdek: No i gitara!
SCENA VI
Korytarz. Ferdek taszczy przez pomieszczenie pudełko, w środku którego znajduje się świeżo zakupiony hamak, który to zresztą narysowany jest na pudle. Z mieszkania wychodzi Marian.
Marian: Ohoho… Widzę, sąsiedzie, że u pana wielka majówka!
Ferdek: Nie rozumiem.
Marian: A co pan tam taszczysz?
Ferdek: A co to pana gówno interesuje, co?
Marian: Spokojnie, sąsiedzie, przecież widzę, co jest na kartonie narysowane. To było pytanie retoryczne!
Ferdek: Panie, mnie pan i pana pytania erotyczne w ogóle nie interesują, wie pan? Za swoje se kupiłem, panie, nie męcz pan!
Marian: O, w to nie wątpię! Czytałem wywiad, czytałem! Muszę przyznać, że pańska wypowiedź była bardzo ciekawa, aż nie brzmi jak wygłoszona przez pana!
Ferdek: Puszczam mimo uszu pańskie docinki, panie Paździoch, bo ja doskonale wiem, że pan chcesz po prostu sprorokować!
Marian: O przepraszam, ja właśnie chcę dla pana jak najlepiej!
Ferdek: Ta, to ciekawe!
Marian: Na przykład myślę o pańskim zdrowiu! Bo po co pan na przykład taszczysz tu to pudło, skoro pan i tak rozwiesisz ten hamak na podwórku!
Ferdek: Po to, panie Paździoch, żeby… Ten… No… Żeby… Panie, kurde, jak ja se będę chciał, to ja se go będę nosił, gdzie będę chciał, kurde!
Marian: Rozumiem, rozumiem doskonale! Każdy by chciał czynić sobie dodatkowy wysiłek fizyczny, gdyby siedział bezczynnie na dupie tyle, co pan! Zwłaszcza, że teraz będziesz pan leżał już tylko dłużej!
Ferdek: Panie Paździoch, a zasadził panu ktoś kiedyś gdzieś kopa gdzieś w coś?
Marian: Już nieraz to słyszałem i jakoś nigdy się nie doczekałem. Ale liczę, że kiedyś przyjdzie taki moment, że w końcu podniesiesz pan nogę na tyle wysoko, że się to panu uda! Hehe, miłego odpoczywania!
Marian wraca do mieszkania.
Ferdek: Menda.
SCENA VII
Salon. Na fotelu obok meblościanki siedzi wpatrzona w telefon Mariola, grana przez Barbarę Mularczyk, którą przy okazji przepraszam, że jej nie wymieniłem w liście aktorów w poprzednim odcinku. Halina stoi przy oknie.
Kamera co jakiś czas pokazuje podwórko, na którym Ferdek leży na hamaku z jednej strony zawieszonym na trzepaku, z drugiej na gałęzi drzewa. Ferdek leży, dzielnie znosząc złe warunki pogodowe - bowiem pada ulewny deszcz, ponadto gdzieniegdzie pojawiają się błyskawice i słychać idące za nimi grzmoty. O, jaka długa ta didaskalia.
Halina (krzyczy do Ferdka): Ferdek! Ferdziu! Tylko uważaj, żebyś się zbytnio nie opalił!
Ferdek nadal dzielnie leży, nawet powieka mu nie drgnie.
Halina: Widzisz, Mariolka? Ojciec nic! Nadal leży! (ironicznie) Odpoczywa!
Mariola: Wiesz co, a może ojciec to już normalnie jakiego udaru słonecznego dostał i mówić nie może?
Halina: Weź, Mariolka… (śmieje się) ...Bo to wcale nie jest śmieszne… (śmieje się)
Mariola: Ojciec to jest jak jakiś bohater narodowy! Wziął i się położył i protestuje!
Halina: Ferdek! Do chałupy, bo się zaziębisz!
SCENA VIII
Sypialnia nocą. Ferdek i Halina leżą w łóżku.
Ferdek: Ja tego, Halinka, nie mogem zrozumieć w ogóle.
Halina: Daj spokój, są większe nieszczęścia.
Ferdek: Halińcia, no ale cały maj, czydzieści jeden dni, psu w dupę, kurde!
Halina: Ferdziu no, padało trzydzieści jeden dni, ale od jutra będzie słońce, zobaczysz! Zresztą potem w telewizji i tak powiedzą, że susza!
Ferdek: O właśnie, Halińcia, telewizja, to jest całe zło, to jest właśnie…
Halina: Ale co ty masz na myśli?
Ferdek: Jak to co? No a kto we telewizorze powiedział, że że będzie 35 stopniów w maju, no kto?
Halina: A gdzie ty tę prognozą pogody widziałeś?
Ferdek: We Polsacie!
Halina: Niemożliwe, w Polsacie?
Ferdek: Halińcia, ja po twoim tonie wiem, co ty mnie chcesz powiedzieć, ale ty nie broń kłamców i złodziei, kurde, bo oni też są dobrzy, wiesz?
Halina: No przepraszam bardzo, ale ja nie raz i nie dwa razy z twoich ust słyszałam słowa pochwalne dla Polsatu!
Ferdek: Ja żem nigdy ich w życiu żem nie pochwalił, bo to złodzieje są, a ja złodziejstwa nie pochwalam!
Halina: A idźże, idźże! Mnie się wydaje, że ty jak zwykle dramatyzujesz! Poza tym co ty chcesz w takim razie zrobić? Co, pójdziesz i wymierzysz sprawiedliwość?
Ferdek: Żebyś się nie zdziwiła, Halińcia!
Halina: No bardzo jestem ciekawa. A póki co gaś światło, bo trzeba spać, żeby rano wstać.
Ferdek gasi lampkę i odwraca się na drugi bok. Halina oczywiście czyni to samo.
SCENA IX
Kuchnia. Ferdek siedzi przy stole, popijając browara. Stół jest cały zawalony różnego rodzaju transparentami i tabliczkami różnej treści - a to rysunki, wśród których są albo przekreślone słoneczka Polsatu albo słoneczka za chmurami, a to proste hasła typu "Telewizja kłamie", "Polsat złodziejską stacją" czy też krótko "Polsat jest do dópy". Tej ostatniej sentencji Ferdek się uważnie przygląda.
Ferdek: No i gitara!
W tle rozlega się pukanie do drzwi.
Ferdek: Otwarte!
Do kuchni wchodzi Marian.
Marian: No proszę, a cóż to takiego? Strajkować pan będziesz czy co?
Ferdek: Być może. Gówno to pana obchodzi, panie Paździoch.
Marian: W życiu bym nie pomyślał, że pan możesz mieć jakieś powody do strajkowania. A co pan bojkotujesz?
Ferdek: A nie widać, panie? Zakłamanie telewizji, kurde.
Marian: O to muszę przyznać, zaskoczył mnie pan.
Ferdek: Bo co?
Marian: Bo popieram protest w całej rozciągłości! Koniec z demoralizacją i zepsuciem moralnym ludzi! Ludzi przede wszystkim młodych, ale nie tylko! Dość tej degrengolady opłacanej naszymi pieniędzmi!
Ferdek: Nie, panie, bo tak zasadniczo to po pierwsze chodzi o Polsata, panie, a po drugie mnie się głównie rozchodzi o te prognozę pogody, co to jest zawsze, panie, jak ta dupa na dyskotece, dużo kręcenia.
Marian: A! No też można! No, to do widzenia panu!
Ferdek: Zara, kurde, czekaj pan!
Marian: Słucham!
Ferdek: Panie, weźże się pan przyłącz do protesta, we dwóch to my tam rozpierduchę możemy zrobić.
Marian: Wie pan, jakoś nie mam ochoty na takie zabawy, a poza tym… ja nie działam jako wolontariusz!
Ferdek: Co pan masz na myśli?
Marian: Panie, daj pan jakąś działkę z tej nagrody! Przecież to jest 200 złotych, sam pan tego nie przepijesz!
Ferdek: A o to panu chodzi! No dobre, 150 złotych panu dam, pasi?
Marian: Panie Ferdku, pan się dobrze czujesz?
Ferdek: Bo co?
Marian: No bo pan tak hojnie rozdajesz, zupełnie jak nie pan! A to jednak ponad połowa!
Ferdek: Wie pan, mnie z nagrody zostało jeszcze 1800 złotych…
Marian: Co pan powiedziałeś?
Ferdek: Ten… Że jak sprzedamy to do jakiej gazety, to zwróci nam się z 1800 złotych, kurde!
Marian: Jak nie, jak tak, karwasz twarz!
Ferdek i Marian śmieją się.
Marian: A wiesz pan, panie Ferdku, że ja też miałem pewną bardzo nieprzyjemną przygodę z prognozą pogody.
Ferdek: Niemożliwe, jaką?
Marian: Otóż chciałem kiedyś wybrać się na spacer po mieście, więc, co oczywiste, postanowiłem zasięgnąć odpowiedniej wiedzy w telewizji…
Obraz faluje i przenosi nas do mieszkania Paździochów. Marian siedzi na wersalce, Helena siedzi na fotelu i ogląda telewizję.
Marian: Helena! Wyłącz to gówno, przecież tego się oglądać nie da!
Helena: Nie da się, bo zagłuszasz, stara pierdoło!
Marian: Ucisz się i przełącz lepiej na Polsat. Chcę zobaczyć pogodę.
Helena: Przez okno sobie wyjrzyj, dziadu! Ja teraz oglądam program!
Marian: Helena, ale ja muszę wiedzieć!
Helena: Słońce będzie, cały dzień trąbili. Susza i pożoga!
Marian: Jesteś pewna?
Helena: Tak. Przymknij się, a najlepiej stąd idź.
Marian: Wiedźma!
Obraz faluje i wracamy do kuchni.
Ferdek: No to bardzo ciekawe, no i co?
Marian: Co co… Gówno! Lało jak z cebra! Mało tego, pioruny trzaskały ze wszystkich stron, a jeden omal mnie nie pieprznął!
Ferdek: No dobre, ale… Panie, to nie jest tak, że pana żona mogła pana po prostu oszukać?
Marian: Być może. Ale to chyba w niczym nie przeszkadza.
Ferdek: No niby nie… Piwa pan chcesz?
Marian: Nie zwykłem pijać piwa o tej porze… Dżentelmeni o tej porze piwa nie piją!
Ferdek: To może coś mocniejszego?
Marian: Czemu nie?
Ferdek i Marian się śmieją.
SCENA X
Lokacja dość odległa, bo ulica Warszawy. Ferdek i Marian stoją pod budynkiem z tabliczkami w ręku. U Ferdka napis głosi, że "Polsat jest do dópy", a u Mariana "Kiedyś to była telewizja". Pogoda oczywiście do niczego, ciągle pada.
Marian: I co, panie Ferdku? Stoimy tutaj tak od dwóch godzin i nic!
Ferdek: Panie, poczekaj pan, gazeta miała być, miała robić zdjęcia, stój pan na dupie… Znaczy na nogach!
Marian: Wolne żarty, panie Ferdku. Gazeta to tu miała być dwie godziny temu! Dajmy sobie na dziś spokój!
Ferdek: Czekaj pan, może się ktoś zainteresuje.
Marian: To może coś krzyczmy, skandujmy?
Ferdek: W taką pogodę, panie, oszczędzaj pan głos!
Marian: Czekaj pan!
Ferdek: Co?
Marian: Patrz pan, kto tu lezie.
Do sąsiadów podchodzi Boczek.
Boczek: Dzień dobry panom sąsiadom! A co se pany robią we Warszawie w taką pogodę?
Ferdek: Równie dobrze my możemy zapytać o to pana!
Boczek: Ja se tu służbowo jezdem, już od kilku dni, panie! A pan co, pozwiedzać se przyjechał?
Ferdek: Wręcz przeciwnie, panie Boczek. My tu też jesteśmy służbowo!
Boczek: Panie, tu są wszyscy służbowo! Nas jest cała delegacja ze rzeźni i wszyscy takie skrzynki ze mięsem na statek żeśmy wnosili, a za nami dwóch, panie, wlazło, i mówią że są służbowo, no i jak pan to wytłumaczy?
Marian: Tylko że my, panie Boczek, nie wykonujemy pracy fizycznej!
Boczek: A co?
Ferdek: Strajkujemy, nie widać?
Boczek: A czemu tutaj? Przecie Sejm jest gdzie indziej!
Marian: My nie strajkujemy przeciwko rządzącym, choć pewnie by się też przydało. Ale dziś wypowiadamy wojnę Polsatowi!
Ferdek: I jak już pan tu jesteś, to możesz się pan raz na coś przydać i przyłączyć się do protesta!
Boczek: Panie, ale ja se nic do Polsata nie mam! Polsat jest ok, panie. Zwłaszcza lubię se pooglądać takiego jednego seriala komediowego tam!
Marian: Którego?
Boczek: No wiesz pan... No tego, panie!
Ferdek: Jakiego tego?
Boczek: No tamtego!
Ferdek: A tamtego, co gra ten ten?
Boczek: No ten chyba, no tego, wiesz pan!
Ferdek: Ta, wiem, panie... No przecie to gówno jest!
Boczek: Jakie gówno, panie! To śmieszne jest!
Ferdek: Śmieszne to może i jest dla takich ludzi jak pan, wie pan?
Marian: Właśnie, panu się podoba ten serial, bo pan znajdujesz w nim głupszych od siebie!
Boczek: Panie, nie obrażaj pan, dobre? Ja se będę oglądał, co chcę, panie, a pan, panie Ferdku, żeś pan jest stary dziad bez poczucia humoru normalnie, i pan też.
Marian: Paszoł won!
Ferdek: Tak jest, paszoł won mnie stąd, panie, bo pan tu nawet nie mieszkasz, tylko we Wrocławiu pan se mieszkasz!
Boczek: Warszawiacy się znaleźli, w dupę węża!
SCENA XI
Przedpokój pod wieczór. Ferdek wchodzi do mieszkania i zdejmuje kurtkę. Po chwili wchodzi Halina.
Ferdek: O, Halińcia, nie śpisz jeszcze. Mówię ci, jak myśmy dali popalić tym prezesikom we tych Polsacikach, kurde!
Halina: No nie śpię, nie śpię!
Ferdek: Ale Halinka, mówię ci, nawet reporter przyjechał i porobił nam zdjęcia, tylko spóźnił się cztery godziny, dlatego tak późno, kurde…
Halina: Wiem.
Ferdek: A w ogóle to w poniedziałek jedziemy i strajkujemy dalej, Halińcia. Paździoch mówi, że jak tak dalej pójdzie, to odbiorą złodziejom koncesje!
Halina: Obawiam się, że z tym wyjazdem to się jednak wstrzymasz!
Ferdek: Bo co?
Halina: Bo to!
Halina wyciąga zza pleców kartkę A4 z nadrukowanym tekstem.
SCENA XII
Kuchnia nocą. Ferdek i Halina siedzą przy stole, Ferdek czyta list na głos.
Ferdek: "W dniu 3 czerwca bieżącego roku otrzymaliśmy informację o złamaniu punktu umowy podpisanej przez Ferdynanda Kiepskiego mówiącego, iż osoba użyczająca swojej twarzy do rozreklamowania loterii zdrapkowej nie może w tym czasie angażować się w akcje demonstracyjne, strajki ani wiece publiczne, karą w najlepszym przypadku jest odebranie nagrody, w najgorszym milionowe odszkodowania. Podpisano prezes firmy i pomysłodawca loterii "Nic za darmo" Dariusz Banialuk"... O kurde…
Halina: Tak, teraz o kurde, a mówiłam ci, żebyś przeczytał tę umowę, mówiłam! A ty nie słuchałeś, geniuszu!
Ferdek: No dobre, da się im te dwie stówy, przecie mamy jeszcze 1600, nie?
Halina: Ferdziu, oni tego tak nie odpuszczą. Twoje zdjęcie jest już w gazetach!
Ferdek: To co ja mam, kurde, robić?
Halina: No po prostu, zaprzestać tego całego strajku!
Ferdek: Halinka, przecie to ja ten strajk wymyśliłem. Ja go opracowałem. Ja żem tchnął w niego życie. Ja nie wiem, czy ja mogiem go ot tak zaprzestać.
Halina: Rób, jak uważasz! Ale ja nie dołożę ani grosza do odszkodowania, pamiętaj!
Halina wstaje i wychodzi z kuchni.
Ferdek: Kurde, no… No i nie chcem, ale muszem… Się napić…
SCENA XIII
Korytarz, tym razem już za dnia. Ferdek zmierza w kierunku WC, z mieszkania wychodzi Marian.
Marian: No nareszcie! Gdzieś pan był, panie Ferdku?
Ferdek: W domu, a bo co?
Marian: No pukam do pana od rana, a pan mi nie otwierasz. Myślałem, że pana nie ma, albo że pan nie żyjesz!
Ferdek: Panie, nie ciesz się pan tak, bo ja się do grobu na razie nie wybieram!
Marian: No, to jak, panie Ferdku? Ruszamy? Ja już się na wszystko przygotowałem i jestem gotów do kolejnej akcji!
Ferdek: Tak, tylko że, panie Paździoch, dzisiejsza akcja będzie wyglądała trochę inaczej.
Marian: Czyli co? Rozszerzamy nasz strajk? To mi się podoba! Zrobimy taką rozpierduchę, że tam kamień na kamieniu nie zostanie!
Ferdek: Panie Paździoch, co żeś się pan tak naparł, co? Panu to tylko rozpierduchy w głowie, panie, a to wszystko trzeba subtelniej, panie.
Marian: Przykro mi, sąsiedzie, ale akurat mnie nie zależy na subtelnościach! Telewizję trzeba zlikwidować, panie! Trzeba odciąć ludzi od tego ciągłego prania mózgu w tych zasranych wiadomościach!
Ferdek: Po pierwsze, panie Paździoch, to pan uważaj na słowa, bo za bezpodstanwne oskarżenia to jest od 2 lat do dożywocia, panie! A po drugie, chodź pan do mnie, to panu powiem, jakie będą dalsze kroki.
Marian: No dobrze!
Ferdek i Marian wchodzą do mieszkania Kiepskiego.
SCENA XIV
Salon Kiepskich. Marian siedzi na fotelu, na stole ma długopis, w ręku trzyma kartkę. Czy tam odwrotnie. Ferdek krąży po pokoju.
Ferdek: Pisz pan: "Szanowni przedstawiciele szefostwa Telewizji Polsat, niniejszym pragnę poinformować, że ja, Ferdynand Kiepski, oficjalnie wycofuję się ze słów, które wypowiedziałem pod państwa budynkiem w dniu wczorajszym, słownie czy też pisemnie, i informuję tym samym, że działałem pod wpływem mojego sąsiada, Mariana Janusza Paździocha, którego ze względu na jego antypolskie poglądy zwykłem nazywać wrzodem na zdrowym organizmie narodu. Z chęcią również przyjmę od państwa propozycję jurorowania w pewnym tanecznym talent szole, który państwo puszczacie w eter. Z poważaniem, Ferdynand Kiepski".
Marian: Panie, co to ma być, do jasnej cholery?
Ferdek: Nie rozumiem.
Marian: Nie udawaj pan głupiego! Miał być bojkot, miała być rozpierducha, miało być odebranie koncesji, a pan co?
Ferdek: A ja mam w dupie, panie Paździoch. Mnie wystarczy dupę posadzić na hamaku i się bujać.
Marian: Bujaj się pan beze mnie. Ja wysiadam!
Marian wstaje i zmierza do wyjścia. Ferdek siada na fotelu i włącza telewizor, w którym emitowana jest prognoza pogody.
Prezenterka: Dzień dobry państwu. Mówię "dzień dobry", chociaż tak naprawdę dobrych wieści nie mam. Jak lało, tak lać będzie. Jedyne, co jest pocieszające, to fakt, że czerwiec będzie dużo mniej obfity w deszcze… niż lipiec! Ale nie ma tego złego, proszę państwa, bo pamiętajcie, że przez cały rok świeci dla państwa słoneczko Polsatu!
Powrót do salonu.
Ferdek: Czyli piniondze szczęścia nie dają.
Ferdek wstaje i odłącza telewizor z prądu. Nagle, niespodziewanie deszcz za oknem przestaje padać i wychyla się słońce.
Ferdek: O kurde!
Ferdek podchodzi do okna i ze szczęśliwością przygląda się rozświetlonej rzeczywistości. Otwiera okno i wychyla głowę, mina mu jednak trochę rzednie.
Ferdek: Tak w sumie… Za gorąco trochę!
Ferdek rozgląda się dookoła.
Ferdek: Sucho…… Mogłoby trochę popadać!
Ferdek zamyka okno.
KONIEC