
Scena 1 (Ferdek idzie do kibla, wchodzi Boczek w starym, grubym kożuchu)
Ferdek – Panie Boczek, a skąd żeś pan ten stylowy kożuch wynalazł? Takie to się nosiło ze trzydzieści lat temu… He He He
Boczek – A żem se go w piwnicy znalazł, w tej starej szafie co ja ją tam mam. Ten kożuch to żem po moi ojcu dostał, i się pan nie śmiej, bo pan takiego nie masz, a innym zazdrościsz!
Ferdek – Pan się nie unoś, bo pan sufit przebijesz. Ja takie odzienie również posiadam, również w piwnicy sobie leży. Ale panie, ja takiego czegoś nosić nie muszę! Ja mam porządną, nowoczesną kurtkę, zakupioną na bazarze przez moją żonę Halinkę.
Boczek – A panie kurtki, płaszczyki. A wyjdziesz pan w tej swojej kurteczce na dwór, na mróz to zara pana przewieje chory pan będziesz!
Ferdek – Mnie nie przewieje, bo ja właściwie z domu nie wychodzę, bo nie mam po co.
Boczek - Oj panie. To pana żona codziennie o szóstej rano do szpitala pomyka, w półbutach zresztą, bo nawet kozaczków nie ma. A pan żeś śpi do południa w gaciach rozciągniętych.
Ferdek – Won stąd grubasie jeden. Pan tu w ogóle nie masz celu żeby przychodzić!
Boczek – Jak nie mam cela, jak mam! A kibel? Do kibla przychodzę!
Ferdek – Kibel to pan masz u siebie i pan się tutaj nie wypróżniaj, bo pan blokujesz!
Boczek – Ja nic nie blokuję, to pan siedzisz w kiblu i gazetki sobie czytasz!
Ferdek – Won stąd do siebie!
Boczek – Żegnam pana, bo żeś pan jest niemiły!
Scena 2 (Ferdek siedzi w kuchni, je zupkę chińską i bułkę, do kuchni wchodzi zziębnięta Halinka)
Halinka – No ja nie mogę. Jak zimno. Chyba z minus dwadzieścia jest a ja kozaków nie mam bo mi się rozpierniczyły zeszłej zimy, ale co to ciebie gówno obchodzi, jak ty w ogóle z domu nie wychodzisz i ze swoich laczków przydeptanych i dresu pozaciąganego również!
Ferdek – Halinka, skąd w tobie tyle jadu?
Halinka – Jak byś musiał pomykać w jesiennych butach po takim mrozie to też byś był jadowity!
(Ktoś puka do drzwi)
Ferdek – otwarte!
(Do kuchni wchodzi Paździoch)
Paździoch – Dzień dobry kochanym sąsiadom! Widzę, pan Ferdek spożywa pożywny obiad, prosto z Chin!
Halinka – Panie, jak pan masz ubliżać, to lepiej pan stąd idź!
Paździoch – Spokojnie pani Halino. Sprawa jest taka, że nam w mieszkaniu pękły rury. Wszystko zalane, a w dodatku zimno jak na Grenlandii. Dupy nie ma gdzie i jak posadzić. I zwracam się do państwa z takim pytaniem, czy byście nie przyjęli nas pod swój dach na trzy dni…
Ferdek – Nie ma takiej możliwości.
Halinka – Ale Ferdek. No poczekaj. Trzeba pomóc bliźnim w potrzebie.
Ferdek – Panie Paździoch, zostaw pan nas samych na pięć minut. Musimy z żoną zadecydować!
Paździoch – Dobrze, tylko decyduj się pan szybko bo tam Helena, pod drzwiami na materacu gumowym siedzi.
(Paździoch niby wychodzi, ale jednak podsłuchuje, stojąc w salonie)
Halinka – No Ferdek no! Nie bądź już takim jełopem. Trzeba im pomóc! A gdyby to nam coś się popsuło?
Ferdek – To już bym wolał do tego grubasa Boczka iść albo do Badury na śmietnik niż do tej mendy Paździocha, co by mi nawet kromkę chleba i szklankę wody wyliczał.
Halinka – Ale czy ty nie rozumiesz, że trzeba im pomóc. To w końcu nasi sąsiedzi od wielu lat!
Ferdek – Niestety…
Halinka – Ferdek, mnie też to nie jest na rękę, żeby ktoś kręcił się tutaj i żarł za moje! Ale do diabła, ludziom trzeba pomagać!
Ferdek – Dobra! Zgadzam się! Ale niech Paździoch daje na wyżywienie! Co nie będzie mnie tutaj wyżerał kiełbasy!
Halinka – No, to ewentualnie możemy rozważyć.
Ferdek – Panie Paździoch, choć pan tutaj, i tak wiem, że pan podsłuchujesz.
(Paździoch wchodzi)
Halinka – Słyszałeś pan, co mówiliśmy, czy mam się dwa razy powtarzać?
Paździoch – słyszałem, słyszałem. Jestem w stanie dawać 5 złotych za dzienne wyżywienie i nocleg.
Halinka – No panie, nie przesadzaj pan. U nas się nie przelewa, a ja jeszcze rachunku za gaz nie zapłaciłam.
Paździoch – Dobzrze, 15 złotych plus jedno piwo dziennie. Pasuje?
Halinka – No może być. To idź pan po panią Helenę.
Scena 3. (Jest już noc, Paździochowie leżą na gumowych materacach w salonie, Halinka i Ferdek w sypialni, ale nie mogą spać)
Halinka –wiesz co Ferdek, ja to się czuję tak nieswojo, jak my sobie tutaj leżymy a oni tam…
Ferdek – A ja żem mówił, żeby obcych ludzi pod dach swój nie brać. To nie, bo ty się znalazłaś święta Halina z Wrocławia.
Halinka – Ale to w końcu nasi sąsiedzi!
Ferdek – Mendy a nie sąsiedzi!
Halinka – Ferdek uspokój się, bo jeszcze usłyszą.
(ktoś puka do drzwi)
Ferdek – Kogo tam licho niesie po nocy?
Halinka – Idź zobacz. Jak pójdziesz to się dowiesz.
(Ferdek idzie, otwiera drzwi, przed drzwiami stoi Boczek z kołdrą)
Ferdek – A pan tu czego stoisz? Jak żeś pan kordłę zanieczyścił to do pralni, a nie do mnie!
Boczek – Ale ja zakwaterować się przyszłem bo u mnie panie, normalnie okno wyleciało
Ferdek – Jak panu okno mogło wylecieć? Jak ja się normalnie pytam jak?!
Boczek – A no normalnie. Siedziałem ja se, i jadłem parówki. A takie dobre pyszne były, te pojedyncze takie…
Ferdek – Panie, do rzeczy bo zimno!
Boczek – No i ja se je jadłem i jak nagle wyleciało to.. Ja nie wiem, czy to wandale śniegiem rzuciły, czy to wiatr za mocny powiał…
Ferdek – Bo żeś pan okien nie uszczelnił to pan masz za swoje. Ja na jesieni okna z moją żoną Haliną uszczelniałem, to nam nic teraz nie wylatuje, ani nie wlatuje!
Boczek – Do rzeczy! Ja zamieszkać u pana chciałem, na trzy dni tylko, aż mi szklarz nowej szyby nie wyrobi.
Ferdek – A co tu jakaś noclegownia?
Boczek – Jaka noclegownia?
Ferdek – No Paździochy u mnie śpią od dzisiaj…
Boczek – Ooo, to razem będzie nam cieplej i weselej, hihihi
Ferdek – Pan się głupio nie śmiej, tylko pan wchodź. Ja zagadam do Halinki.
(Ferdek idzie do sypialni,)
Hlinka – I co, kto to był?
Ferdek – Boczek. Pomieszkać chciał trzy dni, bo mu okno wyleciało.
Halinka – I co wpuściłeś go?
Ferdek - No wpuściłem, kordłe pod pachą przyniósł, to co?
Halinka – No i dobrze, żeś go wpuścił, tylko trzeba mu powiedzieć jutro, że 15 złotych za nocleg ma dać!
Scena 4
(Halinka wchodzi do sypialni, Paździochowie śpią na materacach, Boczek ledwie mieści się na kanapie, Halinka ostrożnie przechodzi, obok materaców Paździochów)
Paździoch – A, a Au! Moja ręka!
Paździochowa – Marian, nie drzyj się jak zwierz w dziczy! Wstawaj lepiej, na bazar idź!
Paździoch – Helena, nie szalej! Jak na bazar? Jak na bazar? Kiedy gacie zamokły i zaśmiardły. Trzeba poprać i wysuszyć. O biustonoszach już nie wspomnę!
Paździochowa – Bo żeś nie wyniósł jak ci mówiłam. Wolałeś oglądać te nowe gacie z Chin! To teraz masz!
Halinka – Proszę, państwa, proszę się nie kłócić. Trochę kultury. Są tu jeszcze inni lokatorzy.
Boczek – Oj Jezusie, jak boli. Moje plecy!
Paździochowa – A skąd się tu grubas wziął?
Halinka – Panu Boczkowi okno w domu wyleciało! I przyszedł się do nas schronić.
Paździochowa – A pewnie za darmo. A my musimy płacić 15 złotych!
Halinka – O właśnie. Pan też musi zapłacić.
Boczek – Ale jak, ale co? Ja nic nie będę płacić. Może jeszcze 15 złotych?
Halinka – Nie, nie 15. Państwa Paździochów jest dwóje to tyle płacą. Pan dasz 7 złotych i będzie dobrze.
Boczek – Jakie 7? Jakie 7? Ja 5 mam. Więcej nie dam!
Halinka – Dobrze niech już będzie ale 6!
Boczek: No na to mogę przystać!
Halinka: No dobrze. To opłaty pobierze Ferdek, jak wstanie. Ja teraz do szpitala się śpieszę.
Scena 5
(Przed telewizorem w fotelu po lewej stronie siedzi Ferdek, po prawej Boczek, Pażdziochowie siedzą na krzesłach przyniesionych z kuchni, na kanapie siedzą Waldek z Mariolką)
Waldek – Panie Boczek. Nie oglądaj pan już tego baletu mongolskiego bo pan i tak nie zatańczysz jak oni. Ja chcę oglądać, skoki narciarskie!
Paździochowa – Skoki sroki. Ja chcę obejrzeć mój serial! Muszę wiedzieć czy Monika się zabije!
Mariolka – O nie, co to to nie! Za pięć minut zaczną się wybory tej najpiękniejszej i ja je chcę oglądać! W końcu ja tu mieszkam!
Waldek – Ty się tu głupia babo nie odzywaj, bo żeś jest głupia baba. O!
Mariolka – Zamknij się baranie jeden. Ja chcę pokaz mody obejrzeć!
Ferdek – Cicho kochani moi. Uspokójcie się. Panie Boczek, wyłącz że pan ten balet mongolski, bo tego już oglądać się nie da!
Boczek: Ale ja oglądam!
Ferdek: To panie idź pan zobacz czy pana w toalecie na klozecie czasami nie ma!
Boczek: Jak żeś pan jeszcze wczoraj wrzeszczał, że tu nie wolno się wypróżniać, że ja blokuję!
Ferdek: Teraz to pan akurat blokujesz telewizor a nie kibel, w kiblu teraz nikogo nie ma!
(Boczek obrażony wychodzi z salonu, po chwili wchodzi Halinka)
Halinka – Co tu się dzieje do jasnej cholery?! Przed chwilą spotkałam Boczka, mówi żeście go wygonili!
Ferdek – Ja go wygoniłem, bo grubas ogląda już od dwóch godzin balet mongolski!
Halinka – Ale tak nie można! Za chwilę serial będzie, pani Helenko, obejrzymy sobie.
Paźdzochowa – O tak, dokładnie. A te durne chłopy niech idą pod kibel, albo do piwnicy.
Mariolka- A co ze mną?
Halinka: No jak to co? Posiedź, pooglądaj sobie z nami.
Mariolka: Ale ja chcę pokaz mody!
Halinka: Jutro sobie powtórkę zobaczysz!
(Mariolka siedzi obrażona na kanapie, wpada Paździoch)
Paździoch – Helena, do domu, naprawili, wodę wypompowali, gacie trzeba suszyć!
Paździochowa – Jakie gacie? Ja serial oglądam.
Paździoch – Helena!
Paździochowa – Widzi pani co ja mam z tą łysą pałą! Ale kiedyś do pani przyjdę na serialik to sobie wspólnie obejrzymy.
Pażdziochowa : Już idę, nie drzyj się!
Halinka: No zapraszam serdecznie!
(Przychodzi Boczek i Ferdek)
Boczek: Ja pani Halinciu, dziękuję z całego serca, żeście mnie do mieszkanie swego przygarnęli. Chciałem podziękować i kordłę zabrać bo już mi okno wstawili i cieplutko mam jak w Afryce. Nawet nago mogę sobie po po…
Halinka: No dobrze, dobrze. Nie kończ pan lepiej!
Boczek: To żegnam i życzę miłego popołudnia!
Halinka: Nawzajem, panie Boczek.
Ferdek: No, to żeśmy sami zostali, Halinka!
Halina: No uspokój się! Przynieś lepiej wino z kuchni, stoi tam w tej szafce, no wiesz jakiej…
Ferdek: Wiesz, ja zasadniczo, to wolałbym piwo…
Halina: No idź, idź. To przynieś sobie piwo a mi wino
(Ferdek krzyczy z kuchni)
Ferdek: Halina! Halina!
Halinka: Czego się drzesz, jełopie jeden?!
Ferdek: Rura nam pękła, wody po kostki!
(Halina siada zrezygnowana na fotel)