[center]Dziękuję bardzo za wszystkie opinie! Ci, którzy jeszcze nie skomentowali tego odcinka będą to mogli zrobić później. Tymczasem prezentuję mój kolejny scenariusz
Świat według Kiepskich
„Decydujący głos”
Scena 1
(Ferdek siedzi przed telewizorem, ktoś puka do drzwi)
Ferdek: Otwarte!
(Do salonu Kiepskich wchodzi Prezes Kozłowski z walizką)
Prezes Kozłowski: Witam, witam i o zdrowie pytam!
Ferdek: Pan Prezes! No witam Pana bardzo serdecznie w tych mych skromnych kurde progach.
Prezes Kozłowski: Panie, nie przesadzaj Pan. W porównaniu do mieszkania mojej teściowej to mieszkanie to jest Panie Ferdku można powiedzieć pałac.
Ferdek: No to Panie, to ja współczuje.
Prezes Kozłowski: A coś Pan, nie ma czego. Stara mietła dzięki temu szybciej w kalendarz kopnie. A że ja jej przynoszę codziennie chińszczyznę od tego wietnamczyka, co to niedawno se knajpę otworzył, to cały majątek będzie na mnie, kurka wódka.
Ferdek: No dobre Panie Prezesie, ale co to za majątek, jak ona w barłogu mieszka?
Prezes Kozłowski: W barłogu to ona mieszka, bo ona normalnie skąpa wiedźma jest. Wiesz Pan ile ona ma kasiory we tapczanie?
Ferdek: No ile?
Prezes Kozłowski: A tyle proszę Pana, że od leżenia na tym tapczanie to skrzywienia i garba dostała.
(Prezes i Ferdek zaczynają się śmiać)
Prezes Kozłowski: No dobrze, Panie Ferdku. My tu pierdoły pociskamy, a ja tu przychodzę w konkretnej można powiedzieć sprawie.
Ferdek: No dobre Panie Prezesie, ale wiesz Pan, takie rzeczy to wymagają odpowiedniego rozruchania umysła, Panie.
Prezes Kozłowski: Wiem, wiem, Panie Ferdku. Spokojnie, kto jak to, ale ja jestem zawsze przygotowany!
(Prezes wyciąga z walizki wódkę)
Ferdek: Panie Prezesie, ja żem zawsze mówił, żeś Pan jest porządnym człowiekiem.
Prezes Kozłowski: I vice versa!
Scena 2
(Ferdek i Prezes piją wódkę w kuchni)
Prezes: No, Panie Ferdku, sprawa wygląda następująco.
Ferdek: Panie Prezesie, przepraszam że przerwię, ale proponuję jeszcze po jednym.
Prezes: No i taka inicjatywa obywatelska to mnie się Panie podoba. No to walniem po kierdziołku!
(Prezes i Ferdek piją po kieliszku wódki)
Prezes Kozłowski: Panie, bo chodzi o to, że w okolicy nowy budynek powstać ma.
Ferdek: O kurde, a jaki?
Prezes Kozłowski: No i to już właśnie zależy od Pana.
Ferdek: Ode mnie? O kurde!
Prezes Kozłowski: To znaczy no wiesz Pan, od Pana i od reszty mieszkańców tej kamienicy i tego osiedla.
Ferdek: Panie, no dobre. Ale ja żem nie wiedział, że my możemy mieć wpływa na coś takiego.
Prezes Kozłowski: Formalnie, to nie możecie. Ale wiesz Pan jak to jest. Ja znam tego całego czereśniaka, co to właścicielem tego budynku będzie. I ten Zwischenbauernhof sam do mnie przyszedł Panie i mówi tak: Andrzej! Ty mnie powiedz, co ja tam wybudować mam, bo ja nie chce być potem z gołą dupą bez piniendzy sam! No to ja mu mówię, że w tym miejscu, aby spełnić oczekiwania przyszłej klienteli to trzeba albo wybudować bar, albo kawiarnie.
Ferdek: Zaraz kurde, jakie kawiarnie?
Prezes Kozłowski: Eleganckie!
Ferdek: Nie no, Panie Prezesie. Ta pierwsza opcja ze barem to owszem Panie, bo prawda potrzebne jest takie miejsce, żeby ludność mieszkalna kurturalnie alkohol mogła spożywać, ale kawiarnia Panie to jest dobra dla pederastów!
Prezes Kozłowski: Tak w tajemnicy powiem Panu, że sam w życiu bym czegoś takiego nie wymyślił. Ale widzisz Pan, inicjatywa taka i pomysł wśród lokalnych emerytów się pojawił.
Ferdek: A to kurde emeryty zasrane! Przecie one se zaraz umrą, w trumnach ich wywiozą i będą miały kawiarnie we grobie na cmentarzu!
Prezes Kozłowski: Spokojnie Panie Ferdku, decyzja jeszcze nie zapadła. Za trzy dni ma się odbyć głosowanie.
Ferdek: Do dobre Panie, ale to przecież wiadome jest, że kawiarnia to nie przejdzie Panie.
Prezes Kozłowski: Może i masz Pan rację. Ale i tak muszę panie te wybory przeprowadzić, bo mi gnoje jedne zarzucą, że łapówki biere i mnie do pierdla wsadzą.
Ferdek: No to Panie Prezesie, napijmy się, pod te wybory!
(Ferdek i Prezes Kozłowski piją po kieliszku)
Scena 3
(Ferdek siedzi w fotelu przed telewizorem. Słychać zatrzaskiwanie drzwi)
Halinka (z przedpokoju): Ferdek, jełopie! Wróciłam!
(Ferdek zrywa się z fotela. Do salonu wchodzi Halinka)
Ferdek: Dzień dobry Halinciu, moja ty żoneczko kochana.
Halinka: Ferdek, ty znowu piłeś?
Ferdek: No Halincia, jak żem pił jak żem kurde nic nie pił. Ewentualnie prawda do śniadania kurturalnie browarka, może dwa, bo mnie w gardzieli zaschło.
Halinka: Zaraz, zaraz. Czy ty chcesz mi powiedzieć, że ty już nawet śniadanie alkoholem przepijasz?
Ferdek: Halincia, piwo to nie jest alkohol. A w ogóle to siadaj Halinko wygodnie we fotelu, bo musimy omówić jedną ważną kwestię.
Halinka: Ferdek, jeżeli chodzi o pieniądze, to jak wiesz, nie dam bo nie mam, a nawet jakbym miała to bym Ci na to twoje piwsko nie dała.
Ferdek: Halincia, nie o piniendze się rozchodzi.
Halinka: A niby o co?
Ferdek: Był dzisiaj u mnie rano Prezes Kozłowski.
Halinka: To wyjaśnia, dlaczego czuć od Ciebie wódkę, Ferdek.
Ferdek: Halincia, nie uruchamiaj się. Inicjatywa jest, nowy budynek na naszym osiedlu ma powstać.
Halinka: Ooo, a jaki?
Ferdek: No tu kurde jeszcze wlaśnie tego nie wiadomo, bo głosowanie ma być mieszkańców.
Halinka: Pomiędzy czym?
Ferdek: Pomiędzy kurturalną pijalnią piwo i trunków alkoholowych przy prawda kurturalnej muzyczce i jakąś tam dziurą dechami zabitą ze ciastkami.
Halinka: Ferdek, ja wiem do czego ty zmierzasz i nie zamierzam na to przystać.
Ferdek: Niby na co?
Halinka: Nie będę głosowała za jakąś meliną, gdzie chłopy pijane z wąsiskami takimi jak twoje będą mordę drzeć!
Ferdek: Halincia, ale jakie pijaki, jakie drzeć? Kurturalne spożycie alkoholu w towarzystwie prawda przyjaciół i znajomych to nie jest kurde nic złego!
Halinka: Już to widzę, jakbyś tam się przeprowadził do tego baru ze swoim zapierdzianym fotelem i telewizorem.
Ferdek: Halincia, ty się kurde nie uruchamiaj!
Halinka: Ja już się uruchomiłam i oświadczam Ci, że z całkowitą premedytacją pójdę i zagłosują na te całą ciastkarnię czy co to tam ma być!
Ferdek: Tak? To idź i sobie zagłosuj, tylko uważaj bo jak będziesz tyle tych ciastków żarła to ci już kompletnie żadne gacie na te dupe tłustą nie wejdą!
Halinka: Paszoł won!
Scena 4
(Ferdek pali papierosa pod kiblem)
Ferdek: Znalazła się kurde Grycanowa, co tylko ciastka by żarła i żarła.
(Z kibla wychodzi Paździoch)
Paździoch: Dzień dobry Panie sąsiedzie, co Pan masz tak gębę w pałąg od wiadra wykrzywioną?
Ferdek: Panie, nie drażnij mnie Pan nawet. Problemy rodzinne Panie mam, bo żona to w ogóle Panie nie rozumie potrzeb tutejszej społeczności.
Paździoch: Mówisz Pan o tym głosowaniu?
Ferdek: No jak nie jak tak. Ona se chce tu kawiarnie i już, a potem tylko będzie stękać, że jej się gacie na dupie rozpękli.
Paździoch: Panie, przejmujesz się Pan. Ja mojej żonie powiedziałem jasno: Helena! Głosujemy na bar i szluz!
Ferdek: Co Pan powiesz? Chciałbym to zobaczyć.
(Na korytarz wychodzi Helena)
Helena: Marian, ty melepeto! Do domu, ale już! Nie po to w garach stałam, żeby wszystko było zimne jak z jakiegoś prosektorium!
Paździoch: Nie drzyj się tak, bo ja tu o głosowaniu ważnym z Panem Ferdkiem rozmawiam!
Helena: No i co? Pan, Panie Ferdku to pewnie za barem jesteś?
Ferdek: Bo co?
Helena: Nic nic. My z Marianem od razu stwierdziliśmy, że musimy koniecznie zagłosować na kawiarnię, prawda Marian?
Paździoch: Oczywiście, Helena.
Ferdek: Zara, przecież Pan przed chwilą mówiłeś, że żonie rozkazałeś Pan na bar głosować!
Helena: Marian, jak to rozkazałeś?!
Paździoch: Przymknij się Pan!
Ferdek: Mówiłeś mendo łysa, że za barem będziesz głosował razem ze żoną!
Helena: Marian! Do domu, ale już!
Paździoch: Helena, to nie tak jak myślisz!
Helena: Do domu, kapucynie!
(Paździoch przestraszony wbiega do mieszkania, Helena zamyka drzwi. )
Ferdek: Doigrała się menda fałszywa.
(Słychać kłótnię Paździochów przez ścianę)
Paździoch: Helena! On kłamie!
Helena: Bardziej już uwierzę Kiepskiemu niż Tobie! On nie ma takiej kociej mordy! Zaraz wybiję Ci z tego pustego łba ten zasrany bar.
Paździoch: Helena, odłóż ten młot, do jasnej cholery!
Helena: Zaraz Ci rozpierdziele żywcem tego twojego łysego arbuza!
Paździoch: Helena!! Mam zawał!
Helena: Tylko zawału potrafisz dostać! Gardzę Tobą!
Ferdek (śmieje się): I gitara!
Scena 5
(Ferdek siedzi w kuchni i je zupę. Do kuchni wchodzi Mariolka)’
Ferdek: O, Mariolka, dobrze, że Cię widzę.
Mariolka: A o co zasadniczo chodzi?
Ferdek: O nic, tak tatuś chciał sobie twój porozmawiać z Tobą.
Mariolka: A to sorry ojciec, ale ja nie mam czasu na takie pierdoły.
Ferdek: Siadaj, glucie!
Mariolka: Dziżas ojciec, zluzuj kitę.
Ferdek: Ja Ci zaraz zluzuje. W ogóle to słuchaj co do Ciebie mówie, bo to ważna sprawa jest polityczna!
Mariolka: Zamieniam się w słuch.
Ferdek: Głosowanie ma być wśród mieszkańców czy za barem są czy za kawiarnią.
Mariolka: No, coś tam z Łysym o tym rozkminialiśmy.
Ferdek: No bo właśnie, Mariolciu, rozchodzi się o to, żebyś ty za tym barem zagłosowała.
Mariolka: No, ale ojciec, decyzja już została podjęta. Ja i Łysy doszliśmy do konstruktywnych prawda wniosków i stwierdziliśmy, że no way, żeby pijaki do baru chodziły.
Ferdek: Jakie kurde way? Tu jest Polska i proszę mnie tu w ojczystym kraju po polsku mówić, a nie po murzyńsku! A w ogóle to ty się miałaś z tym łysym blokersem już nie spotykać!
Mariolka: Będę się spotykała z kim będę chciała! A teraz sorry Gregory ale lecę na beforek.
Ferdek: Jaki kurde beforel. co?
Mariolka: No normalny, przed afterkiem.
(Mariolka wychodzi)
Ferdek: Nie rozumie.
Scena 6
(Ferdek siedzi przed telewizorem i pije piwo. Do salonu wchodzi Waldek)
Waldek: Tatu, nie widziałeś gdzieś moich hantelków?
Ferdek: Nie, ale dobrze cycu, że Cię widzę.
Waldek: Tatu, ja też się cieszę, że cie kurna widzę, ale na siłkę zaraz muszę we podskokach zapierdzielać.
Ferdek: No dobre Walduś, ale siadnij no se na chwilę z ojcem.
(Waldek siada w fotelu)
Ferdek: Walduś, slyszaleś o tym głosowaniu, co to ma być pomiędzy barem a kawiarnią?
Waldek: No jak nie tatu, jak tak.
Ferdek: No i na co ty synku chcesz głosować?
Waldek: No jak to kurna na co, wiadomo przecież, że na bar.
Ferdek: Moja krew!
Waldek: Koledzy moi, co to se w bramie z nimi stoje, to też tam będą za barem głosowali.
Ferdek: No cycu, to mi się kurde podoba!
Scena 7
(Scena ma miejsce w piwnicy. Wszyscy lokatorzy siedzą na krzesłach. Brakuje tylko Boczka. Na środek wychodzi prezes Kozłowski)
Prezes Kozłowski: Witam Państwa. Zebraliśmy się tu dzisiaj, aby poznać wyniki demokratycznego głosowania. W tej oto kopercie zaklejonej klejem super glue są jego wyniki.
(Prezes szarpie się z kopertą i nie może jej otworzyć)
Prezes Kozłowski: k#$@a mać! Noża mnie proszę dać!
(Paździoch daje Prezesowi Kozłowskiemu nóż. Kozłowski otwiera list)
Kozłowski: Proszę Państwa, niniejszym ogłaszam, że mamy remis!
Halina: Jak to remis?
Ferdek: No właśnie kurde, albo jedno, albo drugie!
Paździoch: Kto nie głosował, przyznać się?!
(Do piwnicy po schodach schodzi Boczek)
Boczek: O, w mordę jeża, a co to za przedstawienie tutaj jest?
Prezes Kozłowski: Głosowanie polityczne.
Paździoch: A pan żeś głosował?
Boczek: Ja? Na co?
Paździoch: No nie, grubas nie głosował!
Boczek: Jak żem miał głosować, jak żem na wsi pod Elblągiem był. Świniaka musiałem utłuc na mięcho Panie, na ruszta nabić i upiec, bo takie mięso to moje ulubiene jest!
Ferdek: Panie Boczek, głosuj Pan!
Boczek: Ale niby za czym?
Paździoch: Chcesz Pan bar piękny, luksusowy na osiedlu?
Helena: A może kawiarnię ze słodkościami różnymi przepysznymi?
Ferdek: Gadaj Pan!
Boczek: Zaraz, ludzie. Ja sam nie wiem, co ja chcę. Bo wódka to moja ulubiena jest i słodycze to też moje ulubiene są.
Paździoch: Przestań pan pieprzyć, tylko się Pan określ!
Prezes Kozłowski: Zaraz, zaraz, panowie i panie. Nie wywierajmy presji na bekonie, to znaczy boczku. Panie Arnoldzie, ma Pan dwa dni na podjęcie decyzji. Pański głos będzie decydujący.
Scena 8
(Jest trzecia w nocy. Ktoś puka do drzwi)
Ferdek: Zara, kurde, co jest kurde, noc jest kurde, idę kurde.
(Ferdek otwiera drzwi. Za nimi stoi Paździoch)
Paździoch: Dobry wieczór, Panie Ferdku.
Ferdek: Czego?
(Paździoch wyciąga flaszkę)
Ferdek: Zapraszam bardzo serdecznie do kuchni.
(Bohaterowie idą do kuchni, Ferdek wyjmuje kieliszki, otwiera flaszkę, pije z Paździochem po kieliszku)
Ferdek: Mów Pan, o co się Panu rozchodzi.
Paździoch: O grubasa.
Ferdek: W sensie, że o Boczka?
Paździoch: No a kogo. Za dwa dni ma podjąć decyzję, czy jest za kawiarnią, czy za barem. Helena już odkąd wróciła do domu piecze mu jakieś babeczki słodkie zasrane.
Ferdek: No Panie, to to oszustwo jawne jest.
Paździoch: Dlatego nie możemy dać sobie w kaszę dmuchać. Musimy namówić grubasa, żeby zagłosował na bar.
Ferdek: No dobre Panie, ale jak?
Paździoch: Słuchaj Pan uważnie…
Scena 9
(Ferdek i Paździoch stoją pod kiblem z różowym papierem toaletowym)
Paździoch: Już dziewiąta, grubas zaraz powinien tu być.
Ferdek: Pewnie nażarł się kapuchy i ma obstrukcje.
(Na korytarz wchodzi Boczek)
Boczek: O dzień dobry, sąsiedzi. Co wy tak tu stoicie jak te widły w gnoju?
Ferdek: A tak se stoimy Panie Boczku.
Boczek: Korzysta ktoś? Bo ja to na dłuższe posiedzenie w mordę jeża.
Paździoch: Proszę bardzo.
(Paździoch pokazuje Boczkowi papier)
Boczek: O, w dupę węża. Różowy, trójwarstwowy, mięciutki i pachnący, mój ulubieny!
Paździoch: Rwij Pan, ile pan chcesz.
(Boczek ciągnie cały papier, nic z niego nie zostaje)
Ferdek: Panie, aż tyle?
Boczek: Będzie na później, w mordę jeża.
(Boczek wchodzi do kibla)
Paździoch (szeptem): 2 złote mnie ten papier kosztował, grubas pazerny.
Ferdek: Poczekaj Pan, czas na dalszą część planu. Idę po żarcie. Pilnuj Pan grubasa, żeby nie zwiał.
(Ferdek wchodzi do swojego mieszkania. W tym samym czasie z mieszkania Paździochów wychodzi Helena)
Helena: Marian! Co ty tak tu stoisz jak dupa na stypie? Ruszaj się na bazar i to migiem!
(Z kibla wychodzi Boczek)
Helena: O, dzień dobry Panie Boczek, niech Pan poczeka, mam coś dla Pana.
(Helena wraca do mieszkania. W tym momencie ze swojego mieszkania wychodzi Ferdek z miską pełną kiełbasy i innych mięs)
Paździoch: Panie, streszczaj się Pan, bo wróg nadchodzi!
(Z mieszkania wychodzi Paździochowa z faworkami. Zaczyna się ścigać z Ferdkiem)
Ferdek: Panie Boczek, masz Pan tu swojskie wędliny, świeżutkie, pachnące, podwędzane.
Boczek: Podwędzane to moje ulubiene!
Helena: Panie Boczek, co Pan będziesz jakieś byle gówno jadł? Masz Pan tu faworki domowej roboty, pyszniutkie, palce lizać.
Paździoch: Nie jedz Pan tego, to zatrute.
Helena: Zamknij się Marian!
Boczek: Co ja mam zrobić w mordę jeża? Faworki to moje ulubiene są i mięsa to też moje ulubiene!
(Boczek zaczyna się patrzeć na faworki i na mięso naprzemiennie)
Ferdek: Wystarczy, że zagłosujesz Pan na bar, to dostaniesz pan tyle mięsa ile pan tu widzisz.
Helena: Głosuj Pan na kawiarnie, to jutro zrobie Napoleonkę.
Boczek: Napoleonka to moja ulubiena jest!
Ferdek: A jak Pan na bar zagłosujesz to ja jutro zrobię Panu smalca tłuściutkiego, takiego wiesz Pan, wiejskiego.
Boczek: Smalec to mój ulubieny jest!
(Boczek zaczyna się kręcić aż w końcu upada)
Helena: To wszystko przez Was, namąciliście grubasowi we łbie! A ty Marian, nawet się nie waż wracać do domu!
Ferdek: Panie, może lepiej zadzwonić na Bonifratrów zanim grubas wykituje?
Paździoch: Nie teraz, musimy poczekać aż wykrztusi z siebie decydujący głos.
Scena 10
(Ferdek i Paździoch siedzą przy wódce w barze)
Ferdek: Powiem Panu, że ten Boczek to jednak jeszcze ostatnie szare komórki ma.
Paździoch: Panie, nie przesadzaj Pan. Nawet karaluch ma więcej rozumu niż taki Boczek.
Ferdek: Napijmy się.
(Kamera pokazuje Halinkę i Helenkę siedzącą w kawiarni)
Halina: Bardzo przyjemna ta kawiarenka, nie uważa Pani?
Helena: Czy ja wiem, wie Pani, te hałasy zza ściany mi trochę przeszkadzają.
Halina: Ma Pani rację. Pójdę poprosić kelnera żeby przyciszył muzykę.
Helena: Ale wie Pani co, ten Boczek to jest jednak debil.
Halina: No wie Pani, ta jego decyzja była dość kontrowersyjna.
Helena: No cóż, zawsze mogłobyć gorzej.
(Kamera pokazuje, że bar i kawiarnia to jedno miejsce oddzielone ścianą. Kawiarnia jest jasna i biała i gra tam kulturalna muzyka, zaś w barze jest ciemno, a ludzie piją piwo)
KONIEC
Wystąpili
Ferdek – Andrzej Grabowski
Halina – Marzena Kipiel Sztuka
Paździoch – Ryszard Kotys
Paździochowa – Renata Pałys
Boczek – Dariusz Gnatowski
Waldek – Bartosz Żukowski
Mariola – Basia Mularczyk
Prezes Kozłowski – Andrzej Gałła
[/center]