Co prawda scenariusz nie ma nic wspólnego z Wielkanocą (winny jest nagły atak weny), ale wesołych świąt!
MIGRACJA
Opis odcinka: Halina wyjeżdża do Wujka Władka. Ferdek wracając od Stasia uświadamia sobie, że nie wziął kluczy, przez co nie może wejść do mieszkania. Kiepski jest zmuszony ulokować się gdzie indziej. Paździoch i Boczek oferują mu nocleg, ale stawiają w zamian ciężkie warunki.
SCENA PIERWSZA
miejsce akcji: korytarz
Ferdek zatacza się do swojego mieszkania
Ferdek: Latała pani z panem aeroplanem, sratatatata!
Ferdek próbuje otworzyć drzwi, ale nie może.
Ferdek: Co jest kurde?
Próbuje jeszcze kilka razy, ale na marne. Zaczyna walić.
Ferdek: Halinka! Otwórz! Nie jestem pijany!
nikt nie otwiera
Ferdek: No dobra, trochi jestem, ale nie tak bardzo jak wczoraj! I nie tak bardzo jak jutro! Otwieraj, kurde!
nikt nie otwiera. Ferdek zaczyna się rozglądać. Zauważa na wycieraczce ślady po walizce.
Ferdek: Aaa no tak, wyjechała do Wujka Władka. Zaraz kurde, gdzie ja mam klucze?
Ferdek przeszukuje kieszenie, ale ich nie znajduje
Ferdek: O żesz w dupę. Zara, mam pomysła!
Ferdek bierze rozbieg i kopie drzwi żeby je wyważyć. Bez skutku.
Ferdek: Kurde no, zasrane drzwi! Najpierw skrzypią jak idę na wódkę do Boczka i budzą Halinę, a teraz nie chcą się otworzyć!
Ferdek myśli i wpada na kolejny pomysł.
Ferdek: A gdyby tak do pustostanu?
Kiepski idzie do pustostanu, ale drzwi do niego również są zamknięte. Kieruje się do pokoju kąpielowego, ale tam jest ta sama sytuacja.
Ferdek: No tak, klucze do prysznica zostały w domu. Żesz kurde no!
Ferdek idzie do toalety. Tu już drzwi są otwarte.
Ferdek: No! Jedyne normalne miejsce.
SCENA DRUGA
miejsce akcji: toaleta
Ferdek śpi na kiblu. Drzwi się otwierają i wchodzi Paździoch.
Paździoch: Aaaaa! Zboczeniec!
Ferdek się budzi
Ferdek: Co pan świrujesz, panie Paździochu, to tylko ja!
Paździoch: Pan Ferdek? Czemu żeś pan się nie zamknął? Co żeś pan tam robił?
Ferdek: Spałem.
Paździoch: W sensie ,,srałem"?
Ferdek: Nie poprawiaj mnie pan, bo nie jestem małe dziecko! Nie srałem tylko spałem. Żona wyjechała na wieś i zostawiła mnie bez kluczy.
Paździoch: No, sytuacja nie do pozazdroszczenia.
Ferdek: Co pan nie powiesz!
Paździoch: No właśnie. A teraz won, bo muszę.
Ferdek: Miej pan litość, panie Paździoch! Idź pan na górę do Boczka!
Paździoch: Panie! To jest prywatna publiczna toaleta, nie hotel. Sam pan idź spać do kibla u Boczka!
Ferdek: Jakże, przecież tam straszy!
Paździoch: Sraszy! Won, bo pójdę po strzelbę!
Ferdek: No i żeś pan popełnił ciężkiego grzecha! Wygoniłżeś pan człowieka z własnego domu!
Paździoch: Spokojnie, ja konto mam czyste. Może i pan wyglądasz jak połączenie obsranego menela i babci klozetowej, ale kibel to jeszcze nie jest pana dom! A teraz idź pan stąd!
Ferdek: A pan jesteś zaborcza menda i złodziej! Nigdy pana nie lubiłem!
Ferdek niechętnie wychodzi z toalety. Paździoch wchodzi i się zamyka. Ferdek zdejmuje rower i kilka innych przedmiotów ze ściany. Po chwili Paździoch spuszcza wodę i wychodzi.
Paździoch: Co pan robisz?
Ferdek: Namiot.
Paździoch: Z rowera i kilku rupieci?
Ferdek: Panie, araby na pustyni robią jeszcze gorsze, więc proszę mojego namiota kurde nie obrażać!
Paździoch: I gdzie pan to postawisz żeby nie blokowało przejścia?
Ferdek: A kto mówił że nie chcę żeby blokowało?
Paździoch: Nie no, skończ pan ten cyrk! Zgodzę się pana przenocować, ale pod dwoma warunkami.
Ferdek: Panie Paździoch, pan to jednak jesteś porządny człowiek! Ja zawsze pana lubiłem!
Paździoch: Dobra dobra, lepiej posłuchaj pan moich warunków.
Ferdek: No?
Paździoch: Po pierwsze, pójdziesz pan jutro ze mną na bazar. I będziesz pan sprzedawał ze mną gacie tak długo, aż pańska żona nie wróci ze wsi!
Ferdek: Ale panie Paździoch, ja się w ogóle nie znam na tekstyliach!
Paździoch: Wymachiwać gaciami i cyconoszami każdy potrafi. Ja zresztą pana podszkolę.
Ferdek: A zarobki?
Paździoch: Co zarobki?
Ferdek: To co sprzedam to sobie zatrzymam, no nie?
Paździoch: Nie no, bez przesady! Proponuję dzielić się po połowie z tego co pan zarobisz, czego zapewne i tak wiele nie będzie.
Ferdek: Nie no, panie! Nie oddam połowy własnych ciężko zarobionych pieniądzów!
Paździoch: Beze mnie to byś pan gówno zarobił, bo na bazar trzeba mieć pozwolenie. To jak, chałupa do spania i fifty-fifty?
Ferdek: No dobra kurde. Ale to jest szantaż, oszustwo i złodziejstwo w jednym!
Paździoch: Wiedziałem że się dogadamy!
Ferdek: A jaki jest drugi warunek?
Paździoch się uśmiecha
SCENA TRZECIA
Miejsce akcji: bazar
Paździoch i Ferdek rozmawiają przy stoisku
Paździoch: Patrz pan i się ucz!
Ferdek: Ale panie Paździoch, kto naw…
Paździoch chrząka
Paździoch: Pamiętaj pan o drugim warunku!
Ferdek: Ech… Wielmożny panie Marianie...
Paździoch: Tak?
Ferdek: Kto nawet spojrzy na te stare, brudne gacie?
Paździoch: Nieważne że są stare i brudne, panie Ferdku. Kluczem jest dobra reklama i odpowiednie zabezpieczenie potencjalnego klienta!
Ferdek: Nie rozumiem.
Paździoch się rozgląda
Paździoch: Widzisz pan tę grubą babę przy stoisku z powidłami?
Ferdek: No widzę.
Paździoch: Obserwuj.
Paździoch podchodzi do kobiety
Paździoch: Dzień dobry. Widzę, że kupiła pani słój malinowego dżemu!
Klientka: Tak, no i co z tego?
Paździoch: Taki smakołyk to dzisiaj rarytas. Mogę powiedzieć, że jest pani koneserką rzadkich smaków!
Klientka: Właściwie...
Paździoch: Ja tu jestem od ,,właściwie". I tak oto, mam ofertę właściwie dla pani. Damska bielizna w kolorze malinowego dżemu, aby uwypuklić zarówno pani balony, jak i pańską miłość do tego rarytasu. Wyłącznie 15 złotych! Bierze pani, prawda?
Paździoch wciska jej bieliznę i wystawia rękę po pieniądze. Ona, zmieszana, płaci. Uśmiechnięty Paździoch podchodzi do Ferdka.
Ferdek: To dobre było!
Paździoch: Klucz to wprowadzić ofiarę w zamieszanie. Nie można pozwolić ludziom na sekundę zastanowienia, bo inaczej tego gówna nigdy nie kupią. Biznesowy blitzkrieg, panie Ferdku! O, a propos historii. Widzisz pan tego frajera w okularach?
Ferdek: Tego trzymającego niemiecki mundur?
Paździoch: Tego samego! Patrz pan.
Paździoch bierze szare gacie i podbiega
Paździoch: Dzień dobry! Mam ofertę specjalnie dla pana, historyk dla historyka!
Klient: Dziękuję, mam już co chciałem.
Klient próbuje odejść, ale Paździoch go zatrzymuje.
Paździoch: Nie uciekaj pan jak Turcy pod Grunwaldem! Spójrz pan lepiej na to.
Paździoch pokazuje gacie
Klient: Brudne gacie, i w dodatku obsrane! Nie zawracaj mi pan dupy!
Paździoch: Żadne gacie! To jest cenny historyczny artefakt!
Klient: Jak to?
Paździoch: Wiesz pan czemu są obsrane?
Klient: Nie
Paździoch: Legenda głosi, że te właśnie gacie miał na sobie Edward Rydz-Śmigły gdy dowiedział się o ataku czerwonych 17 września 1939!
Klient: Poważnie?
Paździoch: Poważnie. Musiałem jechać aż do Rumunii i walczyć z tamtejszą milicją żeby odzyskać ten relikt.
Klient: Pan jest łowcą artefaktów?
Paździoch: Pan jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wie!
Klient: Ale czad!
Paździoch: No właśnie. A to brązowe jest pozostałością manewru, który w wojskowej nomenklaturze nazywa się ,,zesraniem się ze strachu". To jak, bierzesz pan?
Klient: Nie no, muszę to kupić! A ile to będzie?
Paździoch: No nie wiem. Dla pana... dwie stówy?
Klient: Stoi!
Dochodzi do transakcji. Zadowolony Paździoch wraca na stoisko.
Paździoch: Historyk zasrany, karwasz twarz.
Ferdek: Hehe, ja nie wiedziałem że robota na bazarze to taka zabawa!
Paździoch: Po dwudziestu latach by się panu znudziło. Ale mniejsza, załapałeś pan mechanizm?
Ferdek: No jak nie jak tak!
Paździoch: Dobrze, to ja tu pana zostawiam. Jadę odebrać zamówienie. Być może wkrótce przyjdzie mój wspólnik z nową dostawą bielizny. Postaraj się pan go nie wystraszyć. I nie próbuj pan niczego ukraść, bo znam każdą nitkę każdego biustonosza w mojej kolekcji!
Ferdek: Oczywiście, wielmożny panie Marianie!
Paździoch odchodzi. Po jakimś czasie przychodzi do Ferdka klient.
Klient: Dzień dobry, szukam biustonosza dla żony.
Ferdek: A ta żona jest gruba czy chuda?
Klient: A ja wiem... taka średnia
Ferdek: A co ta żona lubi robić? Jakie ma zainteresowania?
Klient: Czasami łowi ryby
Ferdek: O proszę! To się świetnie składa!
Ferdek bierze ogromny biustonosz
Ferdek: To właśnie w to była ubrana ciocia Gie... w sensie, kurde, sławna wędkarka Genowefa Kiepska kiedy złapała stumetrowego suma!
Klient: Co pan nie powiesz?
Ferdek: No ba! Bestia była taka duża, że jedzenia to im starczyło na jakieś czterdzieści lat, a może nawet i więcej.
Klient: Obawiam się że żona woli szczupaki.
Ferdek: Ale panie, to bez znaczenia! Jak tylko żona weźmie ten biustonosz to będzie mogła złapać taką rybę jaką będzie chciała! Moja żona Halina kiedyś, nosząc to, wyłowiła z Odry rekina i dwa wieloryby!
Klient: Czy pan przypadkiem nie robisz sobie tutaj ze mnie jaj?!
Ferdek: Panie, w życiu! Pracuję na tym bazarze jakieś 70 lat i nigdy nikogo nie oszukałem.
Klient: Ten bazar otworzono 50 lat temu
Ferdek: Panie, bo ja już kurde nie wytrzymię. Bierzesz pan czy nie?
Klient: Mógłbym, ale trochę za duży ten biustonosz
Ferdek wciska klientowi towar
Ferdek: To pan go sobie w domu utniesz kurde nożyczkami. Pięć dych się należy!
Klient: Dobra, masz, frajerze, bo mi cię szkoda.
Klient płaci i się wynosi. Ferdek się rozgląda i widzi brodatego, nieco zaniedbanego faceta z dużym pudłem, który idzie w jego kierunku. Kiepski do niego podbiega.
Ferdek: Witam dobrodzieja! A co to za pudło? Pewnie z jedzeniem, bo widzę po wyglądzie że się panu się nie przelewa. Jest pan bezdomny? No i gitara!
Facet: Słucham?
Ferdek: Ależ spokojnie, nie ma się czego wstydzić. Ja się panem nie brzydzę. Przeciwnie kurde, mam dla pana ofertę! Jak w nocy pan zasypiasz u Badury na złomowisku to musi być zimno. Musi, ale już kurde nie musi! Ciepłe gacie! Może damskie, ale za to wełniane! Tylko pięć dych! A jak pan nie masz kasy to może być pół litra na krechę u Malinowskiej i będzie gitara.
Facet: Panie!
Ferdek: No weź pan, bo słyszałem że ma być dzisiaj zimna noc! Minus 350 stopni Paskala! Jak pan nie kupisz u mnie gaci to panu dupa zmarznie na kość!
Facet: PANIE!
Ferdek: Tak?
Facet: Ja nie jestem żaden bezdomny, tylko oszczędny. A w tym pudle, parówo, jest dostawa towaru dla Paździocha! Ale jeśli on ma takich bezczelnych wspólników to gówno dostanie! Powiedz mu że zrywam kontrakt! Do widzenia!
Ferdek: Dupa! Dupa! Dupa!
Kiepski zagląda do kieszeni i wyjmuje 50 złotych które dostał za biustonosz
Ferdek: No i muszę się napić, kurde.
Ferdek idzie do sklepu
SCENA CZWARTA
miejsce akcji: bazar
Pijany Ferdek zatacza się na stanowisko Paździocha. Zauważa, że pod jego nieobecność rozkradziono wszystkie majtki i biustonosze.
Ferdek: Kurdeee, nieeeee!!! Dupaaaa, zasrany bazar, same złodzieje, zupełnie jak we sejmie!
Do Kiepskiego podchodzą policjanci
Policjantka: Zobacz Mariusz, kompletnie pijany!
Policjant: Kolego! Chuchnij no!
Ferdek: Panie, zamknij pan dupę, okradziono Paździocha a mnie się dostanie!
Policjantka: Słyszałeś?
Policjant: Słyszałem! No to spisujemy mandat. Znieważenie funkcjonariuszy, picie alkoholu w miejscu publicznym...
Policjantka: A pozwolenie na handel uliczny jest?
Ferdek: Dupa. Paździoch je gdzieś miał, ale...
Policjantka: Tak tak, akurat w to uwierzymy. Pisz, Mariusz.
Policjant: Jak się pan nazywa?
Ferdek czka
Ferdek: Paździocha okradli! Paaaździooochaaa okraaadli!!!
Policjant zapisuje kilka kartek i daje je Ferdkowi
Policjant: Termin płatności- siedem dni. Aha, pan, panie Paździoch ma od dziś zakaz prowadzenia handlu na tym bazarze. Do widzenia.
Policjanci odchodzą. Po chwili przychodzi uśmiechnięty Paździoch.
Paździoch: Oho, jak puściutko! Jeżeli pan wszystko żeś wyprzedał w jeden dzień to wróżę panu tutaj błyskotliwą karierę! No, pokaż pan ile żeś pan zarobił, to się podzielimy.
Ferdek: Yyy...
SCENA PIĄTA
miejsce akcji: korytarz
Ferdek wylatuje z mieszkania Paździochów
Paździoch: Precz, szatanie! I żeby pan mi się już więcej na oczy nie pokazywał!
Paździoch trzaska drzwiami, a Ferdek wstaje i się otrzepuje z kurzu
Ferdek: A co to, w Polsce jest tylko jeden bazar? Nie możecie wciskać gaciów gdzie indziej? Lenie zasrane, kurde!
z kibla wychodzi Boczek
Boczek: Dzień dobry, panie Ferdku. A co pan taki jakiś zachmurzony?
Ferdek: A bo mnie Paździoch wyrzucił ze swojego domu i nie mam gdzie mieszkać.
Boczek: Jak to? Pan i Paździoch mieszkacie razem? Jesteście tym, jak to mówią, gojami?
Ferdek: Panie, wypierdzielaj pan z takimi pomysłami! Menda mnie przygarnęła bo nie wziąłem klucza do własnego domu.
Boczek: No to miło z jego strony.
Ferdek: A gdzie tam, musiałem za niego tyrać na bazarze czterdzieści godzin na dobę przez osiem dni w tygodniu!
Boczek: Oj, współczuję. To ile żeś pan łącznie tam przepracował?
Ferdek: Jakieś pięćdziesiąt minut. I tyle mi starczy na całe życie! Dobra, rusz się pan, idę do piwnicy.
Boczek: Panie, bój się Boga! W piwnicy jest zimno, minus dwieście stopni! Skończysz pan jak ta kiszka co ją trzymam w lodówce!
Ferdek: Spokojnie panie Boczek, jak ta menda nie patrzyła to zawinełem jej cztery pary gaciów.
Boczek: To nadal nie wystarczy, w mordę jeża! Zamieszkaj pan u mnie! Ja jestem dobry człowiek, głodnego nakarmię, bezdomnemu dam kąta do spania, a spragnionego napoję.
Ferdek: Wódką?
Boczek chichocze
Boczek: Wódką.
Ferdek się uśmiecha.
Ferdek: No i gitara. Ja zawsze wiedziałem że z pana są ludzie, panie Boczek! Idziemy.
SCENA SZÓSTA
miejsce akcji: mieszkanie Boczka
Ferdek i Boczek piją wódkę
Ferdek: Pyszne, naprawdę. Pan jesteś prawdziwy Polak i katolik!
Boczek: Dziękuję, panie Ferdku! Napiliśmy się, to teraz trzeba się najeść i naoglądać rozrywki przed snem!
Ferdek: Liga Mistrzów?
Boczek: Lepiej, w mordę jeża.
Boczek włącza balet mongolski
Ferdek: O Boże...
Boczek się na niego smutno patrzy
Ferdek: O Boże... balet mongolski! Mój ulubieny!
Boczek się rozwesela
Boczek: No, mój też!
Boczek podgłaśnia, a Ferdek chowa ręce w dłoniach i próbuje usnąć. Patrzy na zegarek- 21:30. Zasypia. Budzi się o 2 w nocy. Boczek nadal ogląda balet. Znowu zasypia. Budzi go Boczek o 6.
Boczek: Panie Ferdku, ja idę do rzeźni. Opiekuj się pan moim domkiem i koniecznie podlej pan kwiatki. Jakby pan chciał do toalety to niech pan najpierw zamknie mieszkanie na klucz.
Ferdek: Spokojna pana rozczochrana. Do widzenia.
Boczek wychodzi, a Ferdek włącza telewizor i odpala Ligę Mistrzów. Wyjmuje z lodówki Boczka kilkanaście piw i siada na kanapie.
Ferdek: No i to jest kurde życie!
Ferdek bierze jednego paluszka ze szklanki na stoliku i go zjada. Otwiera pierwsze piwo.
SCENA SIÓDMA
miejsce akcji: mieszkanie Boczka
Ferdek nadal ogląda telewizję. Z pracy wraca Boczek.
Ferdek: O, witam pana Boczka! Jak było?
Boczek: A, dzień jak co dzień. Osiem godzin kręcenia kiszek takiego mi smaka zrobiło, że zjadłbym konia z kopytami, albo nawet i dwa!
Ferdek: Bo pan jesteś świn... w sensie, świ...etnie apetyczny! Jedzenie to samo zdrowie, panie Boczek!
Boczek: No jak nie jak tak!
Boczek idzie do lodówki
Boczek: Podlałeś pan kwiatki?
Ferdek: Oj, zapomniałem.
Boczek: A... Nie szkodzi, i tak już więdły i się nadawały tylko do zjedzenia
Ferdek (pod nosem): Co?
Boczek otwiera lodówkę
Boczek: Widzę że pan się poczęstował piwami.
Ferdek: Przepraszam że bez pytania, ale pomyślałem...
Boczek: Ależ spokojnie sąsiedzie, gość w dom, Bóg w dom!
Boczek wyjmuje schabowe i siada przy stoliku. Nagle jego uwagę przykuwa szklanka z paluszkami.
Ferdek: Co się pan tak patrzysz?
Boczek: W mordę jeża! Rozbój! Wczoraj tu były 53 paluszki, a teraz są tylko 52. Byli tu jacyś bandyci, panie Ferdku?!
Ferdek: Jacy bandyci? Ja sobie rano wziąłem.
Boczek: Że co?!
Ferdek: Jak to co? Wzięłem sobie słonego paluszka.
Boczek: Proszę natychmiast opuścić to mieszkanie!
Ferdek: Nie no kurde, to jakiś cyrk! Paździocha jeszcze zrozumiem, ale pan? Za gównianego paluszka?
Boczek: W moim domu jest tylko jedna zasada- nikt nie bierze jedzenia bez mojego pozwolenia! Wypad stąd, panie Ferdku! I żebym pana na oczy nie widział!
Ferdek: Ty grubasie pornograficzny! Ja tu stałem się bezdomny, a pan mnie wypierdzielasz bo panu zeżarłem jednego małego paluszka?! Pan jesteś bezduszny żarłok, wsza i chuligan! I powinieneś się pan wstydzić że pan jeszcze żyjesz na tej planecie!
Oburzony Ferdek wychodzi
SCENA ÓSMA
miejsce akcji: korytarz
Ferdek śpi w namiocie z roweru i kilku rupieci. Przychodzi Edzio. Zauważa, że Ferdek śpi. Przystawia trąbkę pocztową do jego ucha i zaczyna dmuchać.
Ferdek: Aaaa!!!
Edzio: Ale jaja! Panie Ferdku, obóz harcerski jest w lesie 20 kilometrów stąd!
Ferdek: Panie Edziu, zamknij pan jadaczkę bo to nie jest kurde śmieszne. Żona moja własna wyjechała sobie na wieś, a mi nawet kluczy nie dała, i muszę tu kiblować.
Edzio: Kibluje to się w kiblu, nie w namiocie. Ale się panu nie dziwię, bo mieszkania dziś kosztują krocie.
Ferdek: Święte słowa, kurde. A sąsiedzi to już doszczętne mendy i patałachy. Nie mogą ugościć człowieka na kilka dni bez jakiejś awantury.
Edzio: Teraz się u mnie ujawnia dusza apostolska. Panie Ferdku, pomoże panu Poczta Polska!
Ferdek: Naprawdę?
Edzio: Naprawdę!
Ferdek: Kurde, panie Edziu, ja zawsze pana lubiłem. Nawet gdy pan przynosił rachunki!
Edzio: O, byłbym zapomniał.
Edzio wyjmuje kilkanaście kopert z rachunkami skierowanymi do Kiepskich
Ferdek: Panie Edziu, to był tylko taki żart. Spuść pan to gówno w kiblu jeśli panu moje życie miłe! Pana życie zresztą też.
Edzio: A zatem niech rachunki zrobią w kiblu psi psi, a pan mi teraz poda nazwę tej wsi.
Ferdek: Ale po co?
Edzio: Dostarczymy pańskiej żonie... niecodzienną przesyłkę. Hahaha, ale jaja!
SCENA DZIEWIĄTA
miejsce akcji: korytarz
Ferdek jest schowany w wielkim pudle na wózku.
Ferdek: Panie Edziu, myślisz pan że to zadziała?
Edzio: Jak raz byłem pijany i chciałem uciec od żony to zadziałało!
Ferdek: A wysłał już pan kiedyś kogoś innego?
Edzio: Pan będziesz pionierem! Wspólnie zrewolucjonizujemy komunikację miejską i międzymiejską!
Ferdek: No dobra, ale jeśli pan sobie robisz jajca i mnie teraz wyślesz do Chin czy jakiejś Australii to ja wrócę i panu dupy z nogi powyrywam!
Edzio: Zatem niech pan lepiej przywiezie dla mnie ten wiejski bimberek, o którym mówiliśmy!
Ferdek: Dobra, nie pierdziel pan tylko mnie zawieź!
Edzio: Dobra! Schowaj pan teraz wszelką obawę, bo ruszasz pan na wielką wyprawę!
Edzio bierze wózek z pudłem i wychodzi z nim na klatkę schodową.
SCENA DZIESIĄTA
miejsce akcji: działka Wujka Władka
Halina i Władek pakują się do samochodu i rozmawiają
Halina: To było piękne kilka dni. Szkoda że mój mąż jełop nie chciał jechać.
Władek: Nic straconego, przecież właśnie do niego teraz ruszamy! To będzie miał Ferdek niespodziankę jak mnie zobaczy!
Halina: No dobra, wszystko spakowane?
Władek: No jak nie jak tak! Zamknęłaś chałupę na klucz?
Halina: Tak. W drogę!
Halina i Władek odjeżdżają. Wujek prowadzi.
Halina: Władek, a ty masz prawo jazdy?
Władek: Tak, kupiłem na bazarze u Paździocha. A może u Malinowskiego? Nie pamiętam, jestem pijany.
Po chwili przyjeżdża na działkę ciężarówka Poczty Polskiej. Kurier wynosi pudło z Ferdkiem przed płot i odjeżdża. Kiepski rozrywa karton i wybiega. Kieruje się do drzwi od chaty.
Ferdek: Nareszcie! Koniec życia na łasce mendy i grubasa! Halina! Władek! Zobaczcie kto przyjechał!
Ferdek próbuje otworzyć drzwi, ale mu się nie udaje. Widzi w oddali odjeżdżający samochód Wujka Władka.
Ferdek: Kurdeeeee!!!
KONIEC