
A oto scenariusz do Świata Według Kiepskich pod tytułem:
Prezydent-rezydent
Fabuła: Zbliżają się wybory na prezydenta miasta Wrocławia. Przy tej okazji okazuje się, że Marian Paździoch był jednym z kandydatów na urząd w roku 1990. Ferdek zaczyna interesować się sprawą. Kiedy do kamienicy przychodzi jasnowidz Pawełek, przedstawia on Ferdynandowi wizję tego, jak wyglądałby Wrocław, gdyby Marian wygrał przed laty wybory.
Osoby:
-Ferdynand Kiepski
-Halina Kiepska
-Mariola Kiepska
-Waldemar Kiepski
-Jolasia "Pupcia" Kiepska
-Marian Paździoch (w tym młody Paździoch grany przez Mariusza Czajkę)
-Helena Paździoch
-Janusz Paździoch
-Arnold Boczek (i jego alter ego Arnoldis Bekonis)
-Jasnowidzący Pawełek (z odcinka Sexi Flexi)
-Oficjel prezydenta
-Naukowcy
-Dwóch Niemców
-Tłum żebraków
Scena 1
Przedpokój Kiepskich, noc. Rozlega się pukanie do drzwi. Podchodzi do nich Ferdek w piżamie.
Ferdek: Zara, zara, no przecież się nie rozerwię, no!
Ferdek otwiera drzwi, a tam Janusz i Paździoch.
Janusz: Dobry wieczór, panie Ferdku!
Ferdek: Jaki dobry wieczór, jaki dobry wieczór, panie, jak tu noc jest, trzecia w nocy kurde!
Janusz: Konkretniej, panie Ferdku, mamy drugą czterdzieści cztery.
Ferdek: A co mnie to gówno obchodzi, panie, ja muszę spać, aby rano sobie do... no aby rano sobie wstać prawda, życia poużywać, dobranoc.
Ferdek zamyka drzwi, ale rozlega się znów pukanie i Ferdek otwiera.
Janusz: A pan wie, jaki dziś jest dzień?
Ferdek: A jaki kurde, jaki, sobota jest, kurde, do widzenia!
Janusz: Dziś dzień świętego Ferdynanda, a jak to się mówi - dzień święty święcić, prawda tato?
Paździoch: A jak!
Ferdek: To dobre, dobre, ale święcić to się panie we kościele święci święconkę panie, a teraz daj mi pan spać i do widzenia.
Janusz: Ale my coś dla pana mamy!
Paździoch wyjmuje zza pleców pół litra.
Ferdek: Na drodze wyjątku zapraszam, na drodze wyjątku, prawda, proszę.
Scena 2
Kuchnia Kiepskich. Na stole słoik kiszonych i kieliszki. Sąsiedzi piją kolejkę.
Ferdek: O, a panie, pan se spróbuj, prawda, ogórasa, taki twardy, chrupki, o!
Janusz: Niestety odmówię, mi kiszonki szkodzą, na zagryzkę proponuję świeżą pomarańczę, ewentualnie kandyzowane pestki granata!
Ferdek: A pestki srestki, dupa tam, pan co Polak jesteś czy ten Paragwajczyk albo inny Wenezuelitańczyk, kurde?
Janusz: Czy to naprawdę takie istotne?
Ferdek: Panie, pan mi lepiej powiedz, w jakim celu żeś pan przyszedł tutaj ze panem Paździochem, bo ja się obawiam, panie, że raczej nie na świętowanie, prawda!
Janusz: Wszystko ma swój cel jawny i ukryty!
Ferdek: To jakiego pan masz cela ukrytego, co?
Janusz: Wy-bo-ry.
Paździoch: Mówi to panu coś?
Ferdek: A co mówi, gówno mówi, panie, ja już swoje lata mam i ja kurde się polityką nie interesuję, bo to panie brud jest, afery, ciągle panie tego udupczyć, tamtego udupczyć a we Sejmie to se latają prawda polityki jak małpy w gaju dookoła i tyle mnie to interesuje.
Janusz: Ależ nie chodzi o Sejm. Chodzi o wybory na prezydenta miasta Wrocławia. Naszej małej, lokalnej ojczyzny! Przyszliśmy, aby naradzić się co do linii programowej całego naszego sąsiedztwa... Chodzi z grubsza o to, abyśmy całą kamienicą zagłosowali na jednego kandydata, aby pokazać naszą solidarność. W przeciwnym razie grozi nam mikro wojna domowa.
Ferdek: Tak, panie? To powiedz pan, kurde, na kogo głosować, co? Powiedz pan!
Janusz: My właśnie w tej sprawie!
Ferdek: Tak? To ja panu powiem, o! Gówno! Na nikogo się nie da w tym kraju i w tym mieście, prawda, głosować, bo wszyscy jednakowe mendy, złodzieje, panie, tylko podatki, inflacja, panie, żyć się nie da kurde, piwo o to ostatnio podrożało tyle, że ja już mniej kupuję. Ja zresztą zawsze se żem mniej kupował, bo ja alkoholik nie jestem.
Ferdek polewa jeszcze po kieliszku.
Ferdek: No, prawda, chluśniem bo uśniem, jeszcze.
Sąsiedzi wypijają.
Ferdek: Bo kiedyś, to panie, była polityka. Jak komuna była, prawda, to się ze komunistami walczyło, panie ja podczas stana wojennego to ja żem walczył, prawda ZOMOwców panie żem podtruwał wodą ze saturatora, że tak padali, jak muchy, o!
Paździoch: Wyobraźnię masz pan bujną!
Ferdek: A co wyobraźnię, panie, jak to prawda! I było na kogo wybierać, było! A teraz to każden jeden taki sam.
Janusz: Cóż... Poniekąd ma pan rację. Nasza rodzina wszak ma długie tradycje działalności politycznej.
Ferdek: O, o, właśnie! Bo pan, panie Paździoch, to jesteś stary prawda ubek, komunista i prawda pan żeś ZOMO i ORMO wspierał, a ja nawet nie wiem, czy pan żeś sam nie był w tych strunkturach prawda.
Paździoch: A gówno! Kandydowałem na prezydenta miasta!
Ferdek: Tak? Tak? Co pan nie powiesz!
Janusz: To święta racja, święta prawda, panie Ferdku. W roku 1990, zaraz po upadku systemu komunistycznego.
Ferdek: Ale że pan, panie Paździoch, kandydował se normalnie na prezydenta miasta?
Paździoch: Pan jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz!
Scena 3
Kuchnia Kiepskich. Ferdek je śniadanie, a Halina zmywa naczynia.
Halina: Ferdek, a co to znowu za hałasy w nocy były?
Ferdek: Co hałasy, jakie hałasy! Koszmara se miałaś sennego, a nie żadne hałasy.
Halina: Ferdek! Ty lepiej uważaj, co mówisz. Bo po pierwsze - ja w nocy to już nic ostatnio nie śnię, bo co niby ma śnić taka zapracowana, nieszanowana kobieta jak ja? A po drugie - koszmar to ja mam na co dzień, zwłaszcza z twojego powodu!
Ferdek: To sobie, prawda, na te-teranpię sobie pójdź, prawda, do psychoanalityka, żeby ci tam te psychotyczne rzeczy posprawdzali...
Halina: Ferdek! Ty mnie lepiej z równowagi dziś nie wyprowadzaj! A poza tym wziąłbyś się trochę zmobilizował! Za tydzień wybory na prezydenta miasta, a ty pewnie nawet nie wiesz kto kandyduje...
Ferdek: A co mam se wiedzieć, jak każden taki sam.
Halina: Kiedyś to ty się przynajmniej interesowałeś polityką, a to na tego żeś naskakiwał, a to na tamtego, a teraz nic! Nic! Zero inicjatywy!
Ferdek: Ale jakiej inicjatywy, Halincia, jak ja se same inicjatywy mam, o ja żem se chciał tego, prawda, uchwyta na papier toaletowy zamocować prawda w toalecie, bo trzeba sięgać daleko, albo windę prawda, aby nie trzeba było zapierdzielać na drugie piętro, ja już żem z prezesem Kozłowskim rozmawiał, czy to...
Halina: Z Kozłowskim, o z Kozłowskim! On to taki jest polityk jak z koziej dupy trąba! Zagłosowałbyś na dobrego włodarza miasta, to by w całym Wrocławiu zrobili remonty, windy by pomontowali, klatki odmalowali...
Ferdek: A tak, Halincia, a propos, to ty pamiętasz wybory, prawda w roku 1990?
Halina: Jak to ze sto lat było, co mam pamiętać! Kończ no to śniadanie, bo pozmywać trzeba.
Ferdek: Ale Halincia, se przypomnij, bo to normalnie podobno Paździoch wtedy se startował, kandydował prawda.
Halina: Paździoch? Ty się weź lepiej w ten głupi łeb puknij. Już wiele lat na tym świecie żyję, ale żeby Paździoch startował na polityka, to jeszcze nie słyszałam!
Ferdek: Tak? Tak? A zobaczymy, a zobaczymy?
Scena 4
Piwnica. Tajemnicza muzyka. Ferdek szuka w jakichś starych papierach. Znajduje stos starych gazet. Bierze je pod pachę i zabiera na górę. Bez zmiany sceny akcja przenosi się do salonu Kiepskich. Ferdek siedzi w fotelu i przegląda prasę. Do pokoju wchodzi Halina.
Halina: A co ty, Ferdek, tak czytasz?
Ferdek: A bo ja, prawda szukam se tych no, informacji o wyborach prawda w roku 1990.
Halina: Ty to się lepiej wyborami bieżącymi zajmij! Historyk się znalazł, phi!
Ferdek: A żebyś ty wiedziała, żebyś ty wiedziała, bo historia prawda to dziedzictwo narodowe, prawda, króle, rycerze, oni Polskę budowali i to wszystko we gazetach jest udokumentowane pięknie.
Halina: W gazetach? Ty mądry jesteś?
Ferdek: No nie w takich, nie w takich, ale we średniowiecznych gazetach, prawda z papirusa co je mnichy pisali, co je w kiosku drewnianym krytym strzechą ze trzciny na zamkach rycerze kupowali i czytali.
Halina też zaczyna szperać w gazetach i znajduje po chwili jakieś kolorowe pisemko.
Halina: A niech mnie, Ferdek! Patrz! To ten numer, z dziewięćdziesiątego siódmego! Jest, jest! Przepis na makowca! Tyle lat go szukałam i nic! Z żadnego innego przepisu nie wychodzi taki.
Ferdek: O widzisz, o widzisz, prawda, historia ważna jest kurde i pożyteczna.
Halina: To sobie czytaj, czytaj, tylko mi to potem posprzątać masz.
Halina odchodzi. Ferdek dalej przegląda gazety, aż w końcu znajduje taką datowaną na rok 1990. Na pierwszej okładce jest nagłówek: KANDYDACI NA PREZYDENTA MIASTA WROCŁAWIA. Ferdek wodzi oczyma po druku, aż w końcu znajduje nazwisko: MARIAN PAŹDZIOCH.
Scena 5
Przedpokój Kiepskich, wieczór. Słychać pukanie do drzwi.
Ferdek: No kurde, nie rozerwię się, kurde, zaraaaa!
Otwiera drzwi, a tam Boczek.
Ferdek: A co pan tu robisz, panie Boczek? Ja żem se seriala oglądał, prawda, a pan...
Boczek: Panie! Ale afera se normalnie jest, w mordę jeża!
Ferdek: Jaka afera, co afera?
Boczek: Bo se normalnie, kurde, Jasnowidzący Pawełek przyjechał, do Paździochów! I panie wróżby i tarota robi! I z kuli wróży, prawdę przepowiada!
Ferdek: A mnie to gówno obchodzą panie wróżby, zabobony, bo ja Polak jestem i katolik zresztą i ja se w zabobony średniowieczne nie wierzę.
Boczek: Panie, ale to se prawda jest, bo on wszystko przewidział! On se, ten Pawełek, podobno sto lat ma i se ta, pierwszą wojnę światową przepowiedział jak panie Sowiety napadły se na Polskie i Piłsudski panie bronił Polski pod Białymstokiem!
Ferdek: Panie, po pierwsze primo, to nie Sowiety były, tylko Niemce, a po drugie primo, to nie Piłsudski był, tylko panie Dąbrowski generał i daj mi pan spokój i do widzenia.
Boczek: Ale chodź se pan zobacz, bo normalnie, seansa se robi!
Ferdek: Seansa? Tak? Seansa? Sreansa panie! To zabobony są regularne, średniowieczne i tylko taki głupi jak pan i te Paździochy mogą wierzyć w to.
Boczek: A dupa! Panie, cała kamienica se przyszła wróżyć! I nawet spoza kamienicy przyszli! Waldek ze Jolantą też, w mordę jeża!
Ferdek: Wald... Jak już ja im zasadzę kopa w dupę, gołodupcowi szarlatanowi wierzyć będą, kurde!
Scena 6
Mieszkanie Paździochów. Paździochowie ubrani są w ezoteryczne, orientalne stroje. Przy stole siedzi Jasnowidzący Pawełek (z odcinka Seksi Fleksi), a oprócz tego obok siedzą Walduś, Jolanta i Badura. Jasnowidzący Pawełek miesza jakąś miksturę w kociołku, z której ulatuje czerwony dym.
Jasnowidzący Pawełek: O naparze święty, w kociołku ujęty, z drzew świętych wyjęty, powiedz prawdę, powiedz!
Janusz: Ta mikstura tak dziwnie buzuje, czy to zaraz nie wykipi?
Jasnowidzący Pawełek: Co wykipi! Gówno wykipi! Ale brakuje czegoś, brakuje!
Waldek: Może tego, o, soli i pieprzu trza dodać!
Jasnowidzący Pawełek: Gówno! Wódki! Wódki trza dolać! Pół litra wódki!
Janusz wstaje i szybko przynosi Pawełkowi wódkę. Ten wlewa ją do kociołka. Dym zmienia kolor na niebieski.
Jasnowidzący Pawełek: Abrakadabra, hokus pokus, lello-azazello, stań się miksturo magiczną!
Pawełek bierze stojący na stole róg, nabiera trochę mikstury i pije.
Helena: I co, widzisz pan coś?
Jasnowidzący Pawełek: Ciemność! Ciemność widzę! Zaraz... zaraz... widzę... widzę... Chłop jakiś idzie... Drugi chłop... Wchodzą tu, wchodzą!
Nagle do mieszkania wchodzą Ferdek z Boczkiem.
Ferdek: PANIE, CO PAN ROBISZ, PANIE, ZABOBONY PAN USKUTECZNIASZ, WEŹ PAN WYPIERDZIELAJ STĄD! A ty Walduś, synu mój, że ty wierzysz w te szarlatańskie sztuczki to ja żem się nie spodziewał!
Waldek: Ale ojciec, Pawełek se normalnie tera po kamienicach chodzi i przyszłość przewiduje, co łaska! I on se normalnie sto lat ponoć ma i tę drugą wojnę światową przewidział jak Niemce atakowały Sowietów i ten Penderecki bronił Polski pod Jasną Górą normalnie!
Jasnowidzący Pawełek: Zaraz... Widzę... Widzę... Widzę przyszłość... Widzę... dolary z nieba spadają... Tron złoty... Tron złoty wysadzany klejnotami... A na nim... A na nim...
Jolasia: No kto, Pawełku Jasnowidzący, wiedzę tajemną posiadający, wróżby nam wróżący, raczej nie inaczej?
Jasnowidzący Pawełek: Boczek... Boczek... Arnold Boczek jego nazwisko!
Boczek: O w mordę jeża! Że ja se będę te dolary miał i trona złotego?
Jasnowidzący Pawełek: Wizja... wizja się urywa... Nie wiem... Nie wiem... Wódki! Wódki dolać do kociołka! Więcej wódki!
Janusz przynosi kolejną butelkę, Pawełek wlewa ją do kociołka i pije z rogu kolejną porcję.
Jasnowidzący Pawełek: Nie! Nie Boczek! Nie Boczek! Paździoch! Janusz Paździoch!
Boczek: O, o, o! Dupa! Dupa, pan żeś pierwszy mnie powiedział! To w mordę jeża oszustwo jest! Pieniądze pan zwracaj!
Helena: Nie drzyj się pan, panie Boczek, bo Pawełek nie może się skupić!
Ferdek: A, kurde, pan taki mądry jesteś, pan zabobony uprawiasz i tyle! I tyle panu powiem!
Jasnowidzący Pawełek: Zamilcz pan! Zamilcz!
Badura: A ja sobie, karwa kafka, pięć złotych na tacę rzucę i chcę przyszłość znać - co będzie na złomowisku za rok?
Pawełek wyciąga karty i układa je na stole.
Jasnowidzący Pawełek: Lądowisko będzie... Lądowisko helikopterów... Hotel! Hotel z basenem! Wielki hotel z basenem!
Ferdek: Dupa, dupa, dupa! Pan nic panie nie umiesz przewidywać i pan źle przewidział, bo panie za pierwszej i drugiej wojny to nie Piłsudski armią dowodził, tylko Dąbrowski i panie pan jesteś dupa, a nie jasnowidz!
Jasnowidzący Pawełek: Kto we wróżby nie wierzy, ten w ciemności bieży! Ja panu wywróżę, bo pan jesteś niedowiarek! Niedowiarek... Kula! Gdzie szklana kula?
Janusz podaje Pawełkowi szklaną kulę.
Jasnowidzący Pawełek: O kulo przepotężna, powiedz mi o czym myśli ten osobnik słabej wiary!
Pojawia się zbliżenie na szklaną kulę. Na kuli pokazują się przyspieszone sceny z Ferdkiem z poprzednich scen, w końcu pokazuje się gazeta z nazwiskiem Paździocha.
Jasnowidzący Pawełek: Gazeta jakaś... Gazeta... A na niej... A na niej napis... Marian Paździoch. Wybory na prezydenta Wrocławia, rok 1990!
Waldek: O, o, o, ja żem se nie wiedział, że pan, panie Paździoch na prezydenta startował!
Paździoch: Niezbadane są wyroki boskie!
Ferdek: Kurde... Kurde... To czarna magia jest! Czarna magia! Tu po engzorcystę trzeba iść!
Helena: Dupa tam, od razu po egzorcystę! Szkoda, że jak pan pijany łazisz po kamienicy i wszystkich budzisz, to że wtedy egzorcysty nie chcesz pan wzywać!
Boczek: O, o! Bo pan diabeł jesteś, nie człowiek!
Nagle Pawełek wstaje i wyciąga jakąś małą fiolkę. Podaje ją Ferdkowi.
Jasnowidzący Pawełek: Oto mikstura poznania prawdy! Magiczna mikstura! Pokazuje przyszłość, która nigdy się nie wydarzyła! Wypijże to, człowieku słabej wiary!
Ferdek: Ja przepraszam bardzo, nic pił nie będę, bo to panie szarlataństwo jest i ja na prokuraturę to zgłoszę!
Jasnowidzący Pawełek chowa fiolkę i wyciąga inną.
Jasnowidzący Pawełek: A więc wdychajże opary poznania prawdy, człowieku zagubiony!
Pawełek otwiera fiolkę, z której leci zielony dym, który odurza Ferdka. Ferdek spada na ziemię.
Scena 7
Ferdek budzi się na środku kompletnie białej przestrzeni, w której jest bardzo jasno. Podchodzi do niego Boczek w białej, greckiej szacie.
Ferdek: Zara! Gdzie ja kurde jestem! Co pan tu robisz, panie Boczek!
Ferdek obraca się dookoła
Ferdek: Co, ja żem se umarł normalnie i niebo to jest? Bidnie tu! Co pan tu robisz panie Boczek?
Boczek: Jam nie Boczek, w mordę jeża, jam jest Arnoldis Bekonis, grecki strażnik podświadomości, w mordę jeża!
Ferdek: Panie nie udawaj pan Greka, bo nie jesteśmy w Grecji, kurde!
Boczek: Ja, panie nie udaję Greka, ja żem jest panie w pańskiej wyobraźni, podświadomości! Ja nie istnieję naprawdę!
Ferdek: Nie udawaj pan durnia, pan żeś tu jest normalnie i ja panu zaraz zasadzę kopa w coś!
Ferdek próbuje uderzyć Boczka, ale ten nagle znika i pojawia się w innym miejscu.
Boczek: Ja żem panu mówił, ja jestem tylko iluzją, w dupę węża! Pan żeś opary święte powąchał, magiczne, które pokazują prawdę o przyszłości nieznanej!
Ferdek: Jakiej przyszłości?
Boczek: A takiej! Takiej co pana podświadomie panie Ferdku, interesowała! Co by się stało, jakby Paździoch we 1990 roku został se prezydentem Wrocławia, o!
Ferdek: Ja panu powiem co by było! Piekło by było, panie i armagiedon! I tyle! I by była bieda, panie, szczury by latali, panie, robactwo po domach i by nawet kamienicy se nie było, tylko lepianki murzyńskie i szlus.
Boczek: A gówno prawda! Wypij to pan to się przekonasz!
Boczek wyjmuje zza szaty butelkę wódki i podaje ją Ferdkowi.
Ferdek: Co to jest?
Boczek: Czysta wódka, w mordę jeża!
Ferdek: Pan mnie znowu oszukujesz, panie Boczek i ja se to powąchać muszę, nim wypiję czy to trucizna żadna nie jest!
Ferdek otwiera flaszkę i wącha jej zawartość, odurza go to jednak i obraz zaczyna falować.
Scena 8
Ferdek budzi się na tapczanie w swoim mieszkaniu. Wygląda ono dość podobnie, choć w niektórych miejscach znajdują się różne futurystyczne sprzęty, obrazy na ścianach również są inne, bardziej nowoczesne. Jest wieczór, a obraz raz po raz zalewa się czerwonawym światłem, dochodzącym prawdopodobnie zza okna. Ferdek podchodzi do ściany, gdzie znajduje się futurystyczny kalendarz z datą 1992. Nagle rozlega się głos Boczka z dodanym echem.
Głos Boczka: Panie Ferdku!
Ferdek: Co jest, kurde, gdzie pan jesteś panie Boczek? Gdzie ja jestem? Czemu ten dom inaczej, kurde wygląda?
Boczek: Nie jestem Boczek, w mordę jeża! Jestem Arnoldis Bekonis a pan, panie Ferdku, jesteś se normalnie we roku 1992, dwa lata po tym jak Paździoch se wygrał wybory na prezydenta, o!
Ferdek: Kurde...
Ferdek zaczyna chodzić po mieszkaniu. Podchodzi do meblościanki i otwiera drzwiczki, a tam - alkohole wszelakich rodzajów - wódki, whisky, tequile, co dusza zapragnie.
Ferdek: Kurde! Kurde!
Ferdek próbuje wziąć wódkę, ale cofa rękę jak oparzony.
Głos Boczka: Nic nie można zabierać, w mordę jeża, bo pan zakrzywisz tunela se czasoprzestrzennego i cały Wrocław pierdyknie, srruuu! Szafeczki, drzwi i zasłony se można przesuwać, ale przedmiotów ruszać nie wolno!
Ferdek: Dobre, dobre! A co tu tak świeci, kurde na czerwono?
Głos Boczka: A idźta se do okna i zobaczta!
Ferdek podchodzi do okna i odsłania je: Za nim widok ja z filmu science fiction - ogromne wieżowce, gigantyczne podniebne autostrady oraz wielkie czerwone neony, które pulsują i rzucają światło na mieszkanie Ferdka. Ferdek jest zdumniony, po chwili słyszy pukanie do drzwi i idzie otworzyć. Do salonu wchodzi dwóch mężczyzn bez butów w niemieckich, połatanych strojach. Są brudni i obdarci.
Ferdek: Ktoście, kurde za jedni? Co?
Mężczyzna 1: Ich bin Deutsche, Niemiec! Ja przyjechał z München! Wielka bieda teraz jest w Deutschland, a Breslau to teraz najbogatsze miasto! Masz pan poratować złotówken?
Mężczyzna 2: Ja, ja! Odkąd Marian Paździoch został President Breslau, to najbogatsze miasto jest w Europa, a może i w cały świat!
Niemcy zdejmują kapelusze i klękają przed Ferdkiem, żebrząc o datki.
Ferdek: Dupa, dupa, dupa! Nic Szkopy jedne nie dostaniecie, bo wyście wojnę zrobili, Dąbrowski jenerał nas bronić musiał i żeście upadły, kurde wy jesteście zdrajcy i dobrze wam tak teraz, a Paździoch ta menda to nie lepszy jest od was, cham i oszust! O!
Niemcy wstają i odchodzą zasmuceni. Ferdek podchodzi tymczasem do TV (który jest wielką plazmą) i włącza telewizję. Pojawia się tam wielki ekran: REPORTAŻ Z RATUSZA (ekran pokazuje ratusz we Wrocławiu w otoczeniu ultranowoczesnych drapaczy chmur). Po chwili pojawia się reporterka i młody Marian Paździoch, grany przez Mariusza Czajkę.
Reporterka: Panie burmistrzu, to zaszczyt móc z panem prowadzić tę dyskusję!
Paździoch: Och, spokojnie! Ja jestem tylko małym, skromnym człowieczkiem, który robi wszystko, by mieszkańcom naszego miasta żyło się lepiej!
Reporterka: No właśnie! Ostatnie dane statystyczne pokazują, że Wrocław jest najbogatszym miastem kontynentu europejskiego. Średnie dochody na mieszkańca są o kilkaset procent wyższe niż w Berlinie, Paryżu i Londynie. W ciągu dwóch lat pańskiego urzędowania Przedmieście Oławskie stało się najbardziej luksusową dzielnicą Euroazji, wymijając o lata świetlne rejony takie jak londyński Mayfair albo paryskie Pola Elizejskie.
Paździoch: To prawda! Dochody przeciętnego mieszkańca tej dzielnicy wynoszą średnio 670 tysięcy złotych miesięcznie, a prognozy pokazują, że wkrótce będzie to większa wartość! Najbogatszą ulicą miasta jest, jak pokazują statystyki, ulica Ćwiartki, gdzie znajduje się ostatnia w mieście kamienica. Co więcej - Wrocław może poszczycić się jedyną w Europie siecią metra, która pokrywa każdy jeden kilometr kwadratowy miasta. Obecnie pracuję nad planami wdrożenia w mieście kolejki powietrznej, która będzie przewozić pasażerów z miejsca na miejsce z zawrotną prędkością 700 km/h.
Reporterka: A jak kwestia bezrobocia?
Paździoch: Stopa bezrobocia ociera się obecnie o błąd statystyczny. W całym mieście, liczącym obecnie dziesięć milionów mieszkańców, bezrobocie wynosi blisko 0%. Mówię blisko, gdyż jedna jedyna osoba, niejaki pan Ferdynand Kiepski, wciąż pozostaje dobrowolnie bez pracy. Oczywiście jasnym jest to, że większość ciężkich prac wykonują obecnie maszyny, tak więc praca większości obywateli polega na przyjemnym wylegiwaniu się na służbowej kanapie.
Ferdek ogląda TV z wielkim zdziwieniem, po czym wyłącza TV.
Ferdek: Panie Boczeeek! Panie Boczeeek!
Głos Boczka: Panie, ja se jestem normalnie Arnoldis Bekonis, panie! I weź mnie pan nazywaj normalnie, w mordę jeża, bo ja zaraz pana gromem z jasnego nieba pierdolnę, o!
Ferdek: Dobre, panie Bebekonisie, powiedz mi pan, czy to o mnie chodziło tej mendzie Paździochowi?
Głos Boczka: A jak, panie, a jak! O pana chodziło, bo pan se teraz we tym świecie jesteś ostatni nierób i jedyny bezrobotny we Wrocławiu!
Scena 9
Korytarz. Jest on ładnie przyozdobiony, wytapetowany i wyłożony żyrandolami i innymi dekoracjami. Ferdek chodzi po nim i podziwia liczne zmiany. Nagle od Paździochów wychodzi młody Paździoch.
Paździoch: Oooo! Witam szanownego pana! Jesteś pan może zagubionym wędrowcem, hę?
Ferdek: Zara! Kto pan se jesteś! Zara! Pan jesteś Marian Paździoch! Panie Paździochu, ale pan młody jesteś, kurde!
Paździoch zaczyna się śmiać.
Paździoch: Dziękuję bardzo, toż to wielki komplement! Jako prezydent miasta muszę być cały czas młody duchem!
Nagle odzywa się głos Boczka.
Głos Boczka: Panie! Ze Paździochem to se pan wszystko możesz robić, nawet rzeczy ruszać i poza kamienicę wyłazić, ale masz pan nie mówić, że pan jesteś Ferdynand Kiepski! Bo taki piorun pierdolnie, że kula ziemska się na pół rozerwie i się rozdupczy na amen, do kosmosa se pan polecisz!
Paździoch: Widzisz pan... Nie lubię blichtru pałaców i drapaczy chmur! Wolę mieszkać w moim dawnym, skromnym mieszkaniu i stąd zarządzać naszym pięknym miastem... Ale zaraz - przypominasz mi pan kogoś! Jesteś pan całkiem podobny do ostatniego bezrobotnego we Wrocławiu, Ferdynanda Kiepskiego!
Ferdek: Tak? A to zbieg okoliczności, panie prezydencie normalnie, bo ja żem se jest ten... Felicjan Małolepszy, kurde.
Paździoch: Miło mi pana poznać! Asz, panie Felku... Żebyś pan znał tego Ferdynanda Kiepskiego! Widziałem niedawno, że wychodził do sklepu po piwo... Ostatni bezrobotny miasta!
Ferdek: Bo widocznie, prawdaż, panie prezydencie, nie ma pracy dla ludzi z jego wykształceniem, kurde.
Paździoch śmieje się.
Paździoch: A tak przy okazji... Wybieram się niedługo do opery. Byłoby miło jakby mi pan potowarzyszył!
Ferdek: Tak? A to... A to ciekawe, prawda, ale ja se wolę inne rozrywki, panie...
Paździoch: Panie Felku, prezydent nalega! Trochę kultury jeszcze nikomu nie zaszkodziło!
Scena 10
Opera Wrocławska (może być na greenboxie). Ferdek i Paździoch siedzą w najlepszych strojach w loży i oglądają przedstawienie (słychać jakąś arię).
Ferdek: Ale panie prezydencie, pan se normalnie, kurde, za bileta nie zapłacił.
Paździoch: A bo to tylko ja! Bilety dla wszystkich mieszkańców są całkowicie za darmo! To moja prywatna inicjatywa! Sztuka musi być dostępna, bezpłatna i edukująca!
Nagle do Paździocha podchodzi jakiś oficjel.
Oficjel: Panie prezydencie... Jest mała sprawa...
Paździoch: Słucham... Tylko proszę cicho.
Oficjel: Nasze najnowszej generacji czujniki wykazały, że za pięć lat istnieje wysokie ryzyko wystąpienia groźnej powodzi w okolicach naszego miasta...
Paździoch: Karwasz twarz Barabasz! No... Panie Felku, pan se tu siedź, oglądaj, edukuj! Toż to czysta edukacja ze sceny i rozrywka! Ja tymczasem muszę pana na moment opuścić, ale wrócę! Wrócę niebawem!
Ferdek: Dobre... Dobre, panie prezydencie Paździochu, to ja czekam!
Paździoch i oficjel odchodzą, tymczasem Ferdek wyjmuje małpkę wódki i zaczyna pić.
Ferdek: No, kurde, chlupnąć se muszę, bo tego na trzeźwo nie idzie oglądać!
Scena 11
Wielkie pomieszczenie przypominające centrum zarządzania w filmie science-fiction. Wszędzie mnóstwo ekranów, wskaźników, etc. Przez iluminator widać drapacze chmur. Na środku stoi stół z rozłożonymi papierami, przy którym krząta się dwóch naukowców w białych fartuchach. Podchodzą do nich Paździoch z oficjelem. Naukowcy stają na baczność.
Paździoch: Spocznij, spocznij! No, panowie, pomału, co tam się dzieje?
Naukowiec 1: Panie prezydencie! Nasz ultranowoczesny radar geologiczno-hydrologiczno-sejsmograficzny DUPOTRZĄS 333 wykazał właśnie, że istnieje ogromne, blisko stuprocentowe ryzyko wystąpienia na terenie miasta ogromnej powodzi, która pochłonie większość budynków w odmętach wód za dokładnie pięć lat.
Naukowiec 2: Czyli w roku 1997.
Paździoch: Hmmm... Wobec tego musimy działać jak najszybciej. Proszę mi pokazać rejony, które są zagrożone najbardziej.
Jeden z naukowców bierze marker i kreśli coś na papierach na stole.
Naukowiec 1: Proszę bardzo.
Paździoch: Nie wolno nam zwlekać! Natychmiast wdrożyć plan awaryjny! Budowa zapór, codzienne pomiary i mierzenie ryzyka na nowo.
Naukowiec 2: Jakie to szczęście, że kazał pan zaraz po objęciu urzędu zbudować dookoła miasta najnowocześniejsze wały przeciwpowodziowe!
Paździoch: Nic nie jest mi tak bliskie, jak życie i dobrobyt mieszkańców... Panowie, załóżmy, że zbudujemy umocnienia w następujących rejonach...
Paździoch bierze marker i rysuje nim kilka kropek na mapach.
Paździoch: Czy moglibyście panowie obliczyć prawdopodobieństwo wystąpienia powodzi biorąc pod uwagę lokalizację tych umocnień?
Naukowiec 1: Naturalnie.
Naukowiec podchodzi do jakiegoś urządzenia, wprowadza tam dane, po czym wraca.
Naukowiec 1: Podaję ryzyko: Wynosi ono dokładnie 0,00000001 procent.
Paździoch: Karwasz twarz, za dużo... A jeśliby dodać dodatkowe umocnienia tutaj i tutaj?
Naukowiec 2: Wobec takiego założenia ryzyko zaokrągla się do czystego zera.
Paździoch: Świetnie! A więc panowie - do roboty! Wdrożyć!
Naukowcy odpowiadają gromkim "Tak jest", stają na baczność, Paździoch i oficjel natomiast odchodzą.
Scena 12
Mieszkanie Paździochów. Wygląda ono podobnie do tego zwykłego, ale jest nieco bardziej ustylizowane na coś w rodzaju pałacu (obrazy, żyrandole, rzeźby etc.). Młody Paździoch i Ferdek siedzą przy stole suto zastawionym najlepszym jedzeniem, owocami, itd. Razem z nimi siedzi również Paździochowa (grana przez Renatę Pałys, aczkolwiek bardzo mocno umalowaną i z peruką długich, czarnych kręconych włosów).
Paździoch: No! Jak tak pana lepiej poznałem, panie Felku, to wydajesz mi się pan bardzo podobny do mojego sąsiada... Może szampana? A z resztą... Alfredzie!
Do dwójki podchodzi kamerdyner.
Kamerdyner: Pan wzywał?
Paździoch: Wydaje mi się, że nasz gość bardzo chętnie by się czegoś napił. No, panie Felku! Czego byś się pan napił?
Kamerdyner zwraca się do Ferdka.
Kamerdyner: Mamy do dyspozycji dwieście rodzajów win z najlepszych francuskich, hiszpańskich i włoskich piwnic, w tym najdoskonalszego szampana, trzysta rodzajów whisky, szkockiej i amerykańskiej, ponad to ponad pięćset rodzajów nalewek, w tym aż czterysta ziołowych!
Ferdek: Wódkie czystą poproszę!
Kamerdyner: Robi się!
Paździoch: Jak wracaliśmy z opery, to musiał pan zauważyć nasz najnowszy drapacz chmur! Mierzy aż osiemset metrów! Cud techniki! Ogólnie miasto rozwija się pięknie, tylko tak między nami, panie Felku: te tabuny Niemców, Anglików, Szwedów i Francuzów, chodzących wszędzie bez butów i żebrzących do kapelusza... To prawdziwa plaga miasta! Ale cóż! Mam nowy plan pomocy dla imigrantów. Każdy żebrzący otrzyma dziesięć tysięcy złotych miesięcznie na drobne wydatki oraz mieszkanie. Specjalnie na ten cel buduję osiedle drapaczy po drugiej stronie Odry...
Helena: Marian to złoty człowiek i wspaniały mąż, panie Felku! Dziś dzwoniła królowa angielska z prośbą o pożyczkę, bo podobno w Anglii taki kryzys, że dzieci chodzą głodne i na bosaka... Uwierzy pan?
Ferdek: A to się rozumie, prawda, pani Paździo... pierwsza damo prezydentowo prawda, kurde, bo ja powtarzałem wiele razy, że ja jestem Polak prawda, patriota i te zachodnie wszystkie państwa to by chciały tylko piniędzy! A bo to grabiły, prawda, napadały, prawda, Niemce, prawda, Sowiety, prawda, a teraz niech się wszyscy w dupę pocałują i tyle im powiem.
Helena: Święte słowa, panie Felku, święte słowa!
W tym samym czasie kamerdyner przychodzi z luksusową butelką wódki i nalewa Ferdkowi kieliszek.
Ferdek: O, o, o! Dziękuję bardzo. No, pańskie zdrowie, panie prezydencie, kurde! I pani też, pani pierwsza damo wrocławska prezydentowo!
Ferdek wypija wódkę, ale nagle obraz zaczyna falować i Ferdek znów znajduje się w "limbo", gdzie wszędzie jest tylko bezkresna biel.
Ferdek: Panie Bo... Panie Bekonisie Adonisie, kurde!
Pojawia się Boczek w greckiej szacie.
Boczek: O, wrócił se pan ze swojej, pod-podświadomości, w mordę jeża! I co?
Ferdek: Panie... Panie...
Ferdek klęka na kolana przed Boczkiem.
Ferdek: Panie zabier mnie pan tam znowu, bo tam tak dobrze jest! Panie, wódkia bez limita, panie, piwo pez limita, wszędzie panie bogactwo, piniądze, o potąd, o potąd! I Niemce te wstrętne biedne takie, od nas, Polaków piniędze chcą brać! Panie zabierz mnie pan tam znów, bo ja se normalnie nie wytrzymię jak ja wrócę do naszego burdela normalnie.
Boczek: Kiedy to jest kategorycznie, normalnie, niemożliwe, o!
Ferdek: A bo co, kurde?
Boczek: A bo to projekcja se była we mózgu! Żeś pan do tunela czasoprzestrzennego wszedł! I gówno! I nie ma powrotu już, bo jak pan czas poprzestawiasz mózgownicą to cała galaktyka wybuchnie, kuźwa!
Ferdek wstaje.
Ferdek: Zabierz mnie pan tam kurde, albo panu zasadzę kopa w dupę, kurde, bo pan żeś jest świnia i pan ciągle chodzisz się wypróżniać, jak nie możesz, panie i pan żeś kiełbasów ostatnio nakupował i papiery zostawił i pan śmiecisz, a poza tym pan dupa jesteś i ament!
Boczek: Nie obrażajta strażnika czasoprzestrzeni!
Boczek podnosi rękę i niczym Imperator Palpatine razi Ferdka piorunami z dłoni, na co ten spada na ziemię.
Boczek: Wracasz se pan do zwykłego świata i tyle! Bo żeś pan, panie nie zasłużył nawet aby tam dalej być, o!
Obraz zaczyna falować.
Scena 13
Sypialnia Kiepskich. Ferdek leży w łóżku. Są przy nim Halina, Jolasia, Mariola i Waldek. Halina z Mariolą próbują cucić go poprzez machanie ręcznikami. W końcu Ferdek się budzi.
Ferdek: Co jest... Co jest?
Mariola: Ojciec się obudził!
Halina: Dzięki Bogu!
Ferdek: Ale co jest?
Halina: Spokojnie, Ferdziu, spokojnie. To był tylko zły sen. Tak? Już wszystko dobrze, odpoczywaj sobie.
Mariola: No, ojciec, normalnie jak ten Pawełek Jasnowidzący cię tymi oparami omamił to już myśleliśmy, że zszedłeś na zawał, albo coś!
Ferdek: O, o, o! Teraz syny i cory marnotrawne przyszły! Teraz! Ja żem mówił, że ten Pawełek Srawełek to szarlatan jest i zabobony uprawia, ale jak zwykle ojca się nie słuchać, bo po co! Bo po co! Wam się oczy otworzyli jak mnie się zamknęli!
Halina: Masz rację, Ferdziu, masz rację. Poleż sobie, odpocznij. Przynieść ci coś? Makowca zrobiłam, bigosu pan Boczek przyniósł...
Ferdek: Wódkie. Wódkie bym chciał.
Halina wzdycha.
Halina: Waldek, weź no przynieś ojcu kieliszek... Ale to Ferdek ma być po raz pierwszy i ostatni, rozumiemy się?
Scena 14
Ferdek wypija kieliszek wódki w sypialni, po czym zaczyna pocierać się w czoło.
Halina: Co się dzieje, Ferdek, znowu gorzej? Ferdek, Ferdziu, Jezus Maria, co ci jest?
Ferdek: Nic, Halinkia, nic, tylko ja żem se sna takiego miał...
Halina: No jakiego, opowiedz.
Ferdek: Że ten... Że Paździoch se normalnie tym no prezydentem Wrocławia był. I wszystko piękne było, prawda, wienżowce se stały, do opery żeśmy se poszli na spektakla kunlturalnego, a alkoholu i piniędzy to było potąd! O! I te Niemce biedne były i przychodziły żebrać, prawda, a tu wszędzie dobrobyt był i ja... I ja...
Halina: I co?
Ferdek nagle wstaje i jak uderzony piorunem wybiega z sypialni.
Halina: Ferdek! Ferdek! Ferdek!
Scena 15
Mieszkanie Paździochów. Przy stole siedzą Helena, Marian i Janusz. Wszyscy są poddenerwowani i ubrani już w normalne stroje.
Helena: Janusz! I co żeś narobił dobrego! Było tego szarlatana Pawełka wpuszczać! Zobacz co narobiłeś, jeszcze z tego wszystkiego oskarżenie będzie i co? Pierdel, serdel, burdel!
Janusz: Ciociu, Jasnowidzący Pawełek chodził po kamienicach z dobrymi intencjami. Nie możemy go winić o błąd w praktyce ezoterycznej. Takie błędy się zdarzają, mam w tej materii wieloletnie doświadczenie.
Nagle do mieszkania wbiega Ferdek.
Helena: Jezus Maria, dobrze, że pan jesteś, panie Ferdku! Żeśmy się wszyscy martwili, że pan zszedł już na amen, czy co!
Janusz: Widzisz, ciociu? Ezoteryka bywa groźna, ale nie ma jeszcze żadnych udokumentowanych przypadków śmiercionośnych konsekwencji czarów, nie licząc paleń na stosie czarownic. Ale to było dawno i nieprawda.
Ferdek klęka przed Paździochem.
Ferdek: Panie! Panie Paździochu! Panie, błagam! Zostań se pan prezydentem! Kandyduj pan! Kandyduj, póki jeszcze nie za późno! Jak we tym 1990 roku, błagam! Pan se będziesz najlepszym prezydentem, kurde! Ja żem pana zawsze szanował i miłował prawda po sąsiedzku! No, panie Paździoch!
Paździoch: Chory jakiś, czy co?
Janusz: Cóż... W ostatnim czasie tyle myśleliśmy nad wyborami, a tu taki pomysł... Ciociu, listy wyborcze nie są jeszcze zamknięte?
Helena: Chyba nie... A z resztą, co szkodzi? Pieniędzy by było, podpisy się zbierze... To co, Marian?
Janusz: Będą o tobie pisali w podręcznikach, tato.
Paździoch: Ja to muszę przemyśleć!
Scena 16
Zbliżenie na kartkę papieru z napisem KANDYDAT NA PREZYDENTA MIASTA WROCŁAWIA oraz na dłoń, która składa podpis: MARIAN PAŹDZIOCH
Plansza: KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ
Scena 16
Salon Kiepskich wyglądający jak kompletna rudera - obrazy pozdejmowane, w meblościance nic nie ma, brud i ubóstwo, śmieci walające się po podłodze, piec kaflowy dymi. Trwa obiadek, ale towarzystwo nie je przy stole, tylko przy rozwalonych skrzyniach. Na taboretach lub innych skrzyniach siedzą Ferdek, Mariola, Jolanta i Waldek, wszyscy w łachach. Obok stoi radio, z którego sączy się propagandowy ton:
Głos z radia: Już kilka miesięcy możemy podziwiać chwalebne skutki prezydentury objętej przez naszego wspaniałego włodarza miasta, wodza i wyzwoliciela, Prezydenta Generalissimusa Mariana Janusza Paździocha Chrobrego. Ludziom żyje się coraz lepiej. Rosną płace, rośnie spożycie, nastroje są coraz lepsze.
Ferdek: Walduś, wyłączże to radio zasrane, bo zara palpitytacji serca dostanę, kurde!
Waldek podchodzi boso do radia i je wyłącza.
Waldek: Jak to ojciec tera jedyna rozrywka jest, telewizora se nie ma, interneta se nie ma, nic se nie ma normalnie odkąd Paździoch prezydentem został.
Do salonu wchodzi Halina z talerzykiem, na którym znajduje się 5 surowych niewielkich ziemniaków.
Halina: No! Zajadajcie! Dziś niestety na surowo, bo wodę i gaz odcięli, ale za to chrupkie takie, dla zdrowotności! Może was najwyżej żołądek poboleć, ale to minie. No, Ferdek! Walduś! Jolasia!
Każdy bierze do ręki ziemniaka.
Mariola: Ja to normalnie oznajmiam wszystkich, że ja kartofli to mam dość i ja jutro wyjeżdżam se normalnie do Monachium na żebry, a co!
Ferdek: Do żadnego Monononachium nie jedziesz do tych Szkopów zasranych! Tu jest Polska!
Mariola: Tak? To se normalnie do Paździocha pójdę! A może coś da, o!
Mariola wychodzi z mieszkania i kieruje się na korytarz. Pod drzwiami Paździochów, które obłożone są złotym materiałem stoi tłum obdartych ludzi (wśród nich Boczek). Mariola przychodzi do nich, po jakimś czasie drzwi się otwierają i wychodzi ze środka Helena w stroju jak Maria Antonina i z biczem w ręku.
Helena: CZEGO?
Tłum klęka i zaczyna błagalnie wznosić ręce w kierunku Heleny.
Boczek: Pani Helenko, prezydentowo przenajsłodsza, w mordę jeża, dej pani jednego skwarka, bo mnie w brzuchu burczy już od trzech dni żem nic se nie jadł oprócz kapusty przegnitej!
Mariola: I nam pani da, pani Helenko, bo my już drugi tydzień o samych kartoflach, a dziś to o surowych!
Helena trzaska biczem na tłum i wszyscy się rozbiegają.
Helena: Wypie*****ć mi stąd plebsy! Żebrać będą, kuźwa mać!
Helena wraca do mieszkania, które jest stylizowane na pałac, podobnie jak w scenie wizji Ferdka. Na środku stoją dwa trony. Na jednym z nich siedzi Marian Paździoch ubrany w strój będący skrzyżowaniem munduru wojskowego dyktatora i króla, z koroną na głowie. Na drugim tronie siada Helena. Do dwójki podchodzi Janusz w stroju pazia popijający herbatę z porcelanowej filiżanki. Gra bombastyczna, triumfalna muzyka.
KONIEC.
Przy tej okazji proszę również wszystkich oceniających o zagłosowanie na kolejny scenariusz, bo pomysłów głowa pełna, a zobaczymy, co ludzie chcą.
DWA BROWARY
Ferdek Kiepski dowiaduje się, że Paździoch w czasach nastoletnich miał ksywkę "Dwa browary", a to stąd, że był w stanie wypić dwa piwa w przeciągu trzydziestu sekund. Tak się składa, że Mariana ma odwiedzić dawny kolega ze szkoły, który nigdy nie widział sztuczki Paździocha, a który przed laty założył się z nim o grube pieniądze, że ten owej sztuczki dokona. Paździoch jednak ma już swoje lata i nie jest w stanie dokonać tego spektakularnego czynu. Prosi o pomoc Ferdynanda Kiepskiego…
KIEPSKA ANALIZA
Do kamienicy Kiepskich wprowadza się tajemniczy psychiatra a'la Zygmunt Freud, który otwiera tam gabinet psychoanalityczny. Wkrótce okazuje się, że niemal wszyscy mieszkańcy kamienicy potrzebują terapii i skrywają najdziwniejsze fantazje. Wywołuje to niemały zamęt wśród sąsiadów.
SZTUKA NOWOCZESNA
Ferdek Kiepski otrzymuje profesjonalny zestaw do malowania obrazów. W ślad za nim idzie cała kamienica – mania malowania obrazów sprawia, że w kamienicy zorganizowany zostaje wernisaż dzieł, a wystawę odwiedza szanowany krytyk sztuki. Wyśmiewa on wszystkie prace za wyjątkiem obrazów Ferdka, które są łudząco podobne do obrazów nowoczesnego malarza awangardowego. Wykorzystując ten zbieg okoliczności, Ferdynand zamierza zarabiać na podróbkach obrazów.
PROHIBICJA
Marian Paździoch odwiedza Ferdka Kiepskiego i wyjawia mu, że miał niegdyś wuja z Ameryki, który był gangsterem w czasach prohibicji w USA i zostawił mu swój pamiętnik. Nieoczekiwanie prohibicja zostaje wprowadzona ponownie, ale w Polsce. Paździoch oraz sąsiedzi wykorzystują wspomnienia wuja i stają się gangsterami, którzy produkują i dystrybuują nielegalnie alkohol.