Nadszedł ten czas. Po dwóch latach w końcu skończy się ten 3. sezon.

Ale poza tym... nadszedł w końcu ten czas, kiedy po pięciu latach przyszła pora na zamknięcie tego tematu.

No dobra, może nie na wiek wieków - w końcu nigdy nie mówi się nigdy - ale póki co, jest to
ostatni scenariusz w tym temacie. Może kiedyś będą następne - ale to naprawdę w odległym "kiedyś".

Zapraszam do czytania i oceny!
S03E10 - NOCNY PATROL
Opis: Tajemnicze szmery i inne odgłosy wyrywają Halinę Kiepską z głębokiego snu. Kobieta przekonana jest, że hałasy są powodowane przez włamywaczy i usiłuje nakłonić Ferdka, by ten zbadał sprawę. Mimo braku śladów przestępstwa Halina uparcie twierdzi, iż złodzieje się czają. Postanawia nie spoczywać, póki nie uchwyci sprawcy na gorącym uczynku…
Obsada:
Ferdek - Andrzej Grabowski
Halina - Marzena Kipiel-Sztuka
Mariola - Barbara Mularczyk
Paździoch - Ryszard Kotys
Paździochowa - Renata Pałys
Boczek - Dariusz Gnatowski [*]
Janusz - Sławomir Szczęśniak
Gościnnie występuje:
Krzysiek - Krzysztof Ibisz
SCENA I
Sypialnia nocą. Ferdek i Halina śpią. Z innego pomieszczenia dobiegają odgłosy naczyń sugerujące, iż ktoś krząta się po kuchni. Jeden z takich odgłosów budzi Halinę, która zaraz zaczyna szturchać Ferdka.
Halina: Ferdziu… Ferdziu, śpisz?
Ferdek: (wciąż niemal śpiąc) Śpię, bo co?
Halina: Ferdek, ktoś jest w mieszkaniu. No słyszę, że ktoś się tłucze.
Ferdek: No i co z tego?
Halina: Jak to co z tego?
Ferdek: Pewnie Mariola się tłucze po kuchni.
Halina: Jak Mariola? O tej porze? Przecież jest druga w nocy.
Ferdek: Przecie Mariola tłucze się po kuchni tylko o takiej porze.
Halina: No to prawda, że ona zawsze wraca do domu o egzotycznych porach…
Ferdek: No, i gitara.
Halina: Ale, Ferdek, idź lepiej sprawdzić, proszę cię!
Ferdek: Halińcia, idź ty, skoro już se nie śpisz.
Halina: Ferdziu, ja się boję, a jeśli to włamywacz?
Ferdek: Halinka, jaki włamywacz nabijałby tak głośno? Mówię ci, że to Mariolka.
Halina: Ferdziu no, co ci zależy? Idź sprawdź, dla świętego spokoju.
Ferdek otwiera oczy i odwraca się w stronę Haliny.
Ferdek: Halińcia… Uspokójże się i kładź się spać. Dla świętego spokoju, co?
Halina: O nie, nie ma mowy! Ja na pewno nie zasnę, dopóki się nie dowiem, kto tam tak hałasuje.
Ferdek: Halinka, powiedz mi, dlaczego ty zawsze o trzeciej w nocy próbujesz drzeć ze mną koty jak pies z kotem? Przecie rano trzeba wstać…
Halina: Gówno mnie to obchodzi! Ja mogę nie spać całą noc!
Ferdek: Ta, i ciekawe co będziesz robić przez całą noc!
Halina: Rozmawiać. Mam bardzo wiele tematów do rozmowy z tobą.
Ferdek: Ta? Niby jakich?
Halina: A w pośredniaku byłeś?
Ferdek: Wiesz co, Halińcia, ja se chyba do kuchni pójdę wody się napić, to se przy okazji sprawdzę, kto się tam tak tłucze.
Halina: Ee, Ferdek, czekaj!
Ferdek: Co?
Halina: Ciupagę weź, na wszelki wypadek.
Ferdek wstaje niechętnie i idzie w stronę drzwi.
SCENA II
Kuchnia, pora nocna. W pomieszczeniu znajduje się Mariola zajadająca się jakimiś zimnymi nóżkami czy czymś innym. Ferdynand Kiepski wchodzi doń z ciupagą w dłoni.
Ferdek: A, to ty, Mariolcia.
Mariola: A ty, ojciec, myślałeś że kto? Duch Święty?
Ferdek: Nie, to matka zwariowała, myślała, że tu jakiś złodziej grasuje!
Mariola: A, Jolasia!
Ferdek: Żebyś, kurde, wiedziała… Ty wiesz, że ona mnie frytownicę ukradła?
Mariola: (ironicznie) Coś takiego…
Ferdek: No… No dobre, to skoro to nie złodziej, to ja se idę spać, bo trzeba rano wstać…
Mariola: Dobranoc, ojciec, dobranoc.
Ferdek wychodzi, jednak w progu zatrzymuje się i wraca do kuchni.
Ferdek: A dlaczego ty, Mariolcia, nie śpisz? Znowu żeś się po imprezach szlajała?
Mariola: Nie no, coś ty! Nie byłam na imprezie!
Ferdek: No i gitara!
Mariola: Ja dopiero idę na imprezę.
Ferdek: Mariolka!
Mariola: No co?
Ferdek unosi palec wskazujący do góry i milknie, wyraźnie nie wiedząc co powiedzieć.
Ferdek: No!
Ferdek wychodzi z kuchni.
SCENA III
Sypialnia, pora dnia - noc. Ferdek śpi, natomiast Halina czuwa, nadstawiając co chwila to jedno, to drugie ucho. W końcu udaje jej się zasłyszeć jakiś cichy szum.
Halina: Ferdek, Ferdek, wstawaj!
Ferdek: (wyrwany z głębokiego śnienia) Co, co jest?
Halina: Ktoś jest w domu!
Ferdek: Halińcia, kurde no, już drugi raz dzisiaj! Jeszcze raz i…
Halina: I co?
Ferdek: I będzie trzeci raz.
Halina: Ferdziu, idź sprawdź.
Ferdek: Ja już raz sprawdziłem, teraz twoja kolej.
Halina: Ta? A to niby dlaczego?
Ferdek: A bo jest równouprawianie, rozumiesz?
Halina: Nie, nie rozumiem. Bo u nas nie ma żadnego równouprawnienia! Od 40 lat nie ma! Ja ciężko pracuję i zarabiam na utrzymanie rodziny, a ty pierdzisz w fotel i tylko ci dupa rośnie! I bebzon!
Ferdek: Halinka, ja sobie wypraszam te wiejskie określenia rodem ze wsi! Jak już, to bęben!
Halina: Bęben. Chyba w pralce!
Ferdek: Halinka…
Halina: W pośredniaku byłeś?
Ferdek: Halina, już drugi raz się o to pytasz! Jeszcze raz i…
Halina: I co?
Ferdek: I będzie, kurde, trzeci.
Halina: To ja ci trzeci raz powiem: idź do salonu i sprawdź źródło hałasu!
Ferdek: To ja ci, Halińcia, oświadczam, że ja nigdzie sam nie pójdem, bo sam się bojem. Tyle w temacie.
Halina: A to w takim razie proszę bardzo! Ja mogę pójść, tuż za tobą.
Ferdek: No dobre, ale wtedy ja idę, a ty tuż za mną i ani centymetra dalej.
Halina: No oczywiście. Ciupagę weź.
SCENA IV
Ujęcie na drzwi od sypialni. Otwierają się one, w progu stają Kiepski z ciupagą w dłoni, a tuż za nim (i ani centymetra dalej) Halina, już bez ciupagi.
Salon. Absolutnie pusty. Ani żywej duszy. Do momentu, gdy wchodzą doń Ferdek z Haliną. Ferdek zaświeca światło.
Ferdek: No i miałem rację, kurde. Nie ma nikogo.
Halina: Skąd ty taki pewny jesteś? Może siedzi w szafie?
Ferdek: Po co, kurde, miałby w szafie siedzieć?
Halina: Ferdek, są na tym świecie rzeczy, o których się fizjologom nie śniło!
Ferdek: No to se otwórz i se zobacz.
Halina: Ja nie otworzę, ty otwórz!
Ferdek: A co ty się tak mną cały czas wyręczasz, co?
Halina: Ja się wyręczam? Nigdy w życiu!
Ferdek: Ta, no to otwórz!
Halina: Ale ja nie mogę!
Ferdek: Bo co?
Halina: Bo ja się boję… zarazków na klamce. Wiesz, jako pracowniczka służby zdrowia, no… Ja muszę być… sterylna!
Ferdek: Halinka, mnie twoja sterylizancja nie interesuje. A poza tym tam we tej szafie nikogo nie ma.
Halina: A to jak nikogo nie ma… To chyba nie ma się czego bać?
Ferdek: Pewnie, że nie!
Halina: No to otwórz!
Ferdek: Ja nie wyczymię, kurde… Wiesz co ci powiem, Halińcia? Jeżeli ktoś się tam schował, to pewnie już dawno się udusił!
Halina: Wiesz co, zaraz ja cię normalnie uduszę. Po mieszkaniu grasują złodzieje i ja ci to mówię! O właśnie, sprawdź lepiej czy nic nie zginęło.
Ferdek: Telewizor jest, czyli wszystko jest, bo nic innego w tym domu ni ma.
Halina: Ferdek, ty nie bądź bezczelny, ja cię proszę.
Ferdek: Halinka, idźmy już spać, JA cię proszę!
Halina: O nie, nie ma mowy! Jeśli ty myślisz, że ja po tym wszystkim ot tak położę się spać, to się mylisz! Ja tu zostanę… (Halina siada na fotelu) I będę czuwać! A ty razem ze mną!
Ferdek: Ale, Halińcia…
Halina: Żadne "ale"!
Ferdek: Ja mam do ciebie jedno, podstawowe pytanie.
Halina: Słucham. Zamieniam się w słuch!
Ferdek: Czy ty się dobrze czujesz?
Halina robi wiele mówiącą minę osoby mającej zaraz krzyknąć "paszoł won".
Ferdek: Znaczy się nie we w tym sensie, tylko rozchodzi mnie się o to, że ty jesteś strasznie przewrażliwiona, Halinka, i… może ty się powinnaś położyć?
Halina: Poleżę to ja sobie w trumnie! A teraz sobie posiedzę. O, może sobie telewizję pooglądam?
Ferdek: Przecie żadnego programu nie ma o tej porze.
Halina: (podnosi głos) Pasy będę oglądać!
Ferdek: Halińcia, idź spać!
Halina: Nie! I to jest moje ostatnie słowo!
SCENA V
Kuchnia osnuta pomroką nocy. Ferdek wchodzi do pomieszczenia, zapala światło, które jak to w serialach niewiele światła daje, żeby dalej było widać, że to noc. Wchodzi głębiej, natomiast w progu pojawia się Halina.
Halina: Szukasz tam czegoś, Ferdziu?
Ferdek: Do czajnika se szłem, wody się napić, przecie ci mówiłem!
Halina: Ta? A może piwa się napić chciałeś?
Ferdek: Jak piwa, Halińcia, jak piwa? Przecie po pierwsze ja piwa prawie wcale nie piję. A po drugie, nawet piwa w lodówce nie ma, sprawdź se sama.
Halina: No właśnie, nie ma!
Ferdek: No właśnie.
Halina: Więc mi powiedz: gdzie ty trzymasz piwo?
Ferdek: Nie rozumiem.
Halina: Nie mydl mi oczu. Wyobraź sobie, spotkałam dziś na klatce Arnolda Boczka. I wyobraź sobie, że widział ciebie, jak wracałeś od Stasia z siatką pełną piwa! I wyobraź sobie…
Ferdek: Halinka, ja cię przywołuję! Ty już trzeci raz użyłaś zwrotu "wyobraź sobie"!
Halina: A zatem wyobraź sobie, mój drogi Ferdynandzie, że nie dość, że tych puszek było około trzydziestu, to jeszcze kilka różnych rodzajów piwa! I ja już cię nawet nie pytam, skąd miałeś na to pieniądze, bo wiem, że banku nie obrabowałeś, tylko moją portmonetkę. Ale powiedz mi, jak ty to wszystko zdołałeś wychlać?
Ferdek: Halinka, to jest konfabulancja grubasa, który zresztą sam był pod wpływem alkoholu!
Halina: Wiesz co? Ja zacznę podejrzewać, że jedynym złodziejem tutaj jesteś ty!
Ferdek: Przepraszam bardzo, ale tu się mnie zaczyna obrażać i nazywać nie tylko alkoholikiem, co jest ordynarną nieprawdą, ale i złodziejem. A to już cios poniżej pasa dla mojej godności.
Halina: Godność, mój kochany, ty straciłeś już dawno temu. A teraz do salonu!
Ferdek: Ale napić się chciałem…
Halina: Trzydzieści puszek miałeś, wystarczy ci na parę tygodni. Do salonu!
Ferdek ze spuszczoną głową wraca do salonu.
Halina: Jełop.
SCENA VI
Salon, co tu dużo mówić, ciemno jak w dupie u Murzyna. Ferdek i Halina oglądają telewizję. Jak widać, są kanały, które coś wówczas jednak nadają.
W telewizorze ulubieniec wszystkich Polaków, Krzysztof Ibisz, młodszy niż zwykle prezentuje widzom pytanie, które pojawia się również na belce u dołu ekranu.
Krzysiek: Oto kolejne pytanie w naszym nocnym teleaudiovideoquizie - "Ulubiony przysmak konia to:
Koniczyna
Konina
Koniak
Konin
Ferdek: B! Halińcia, dzwońże do nich, może coś wygramy.
Halina: Nigdzie nie zamierzam dzwonić, impulsów mi szkoda. Poza tym pierdoły pociskasz, bo konie jedzą koniczynę. A!
Ferdek: Jak A, jak B?
Znów program.
Krzysiek: Tak, słucham? Jaka jest pańska odpowiedź?
Głos w telefonie: Be!
Krzysiek: No cóż, bardzo mi przykro, ale prawidłowa odpowiedź to A!
Salon.
Ferdek: Kurde, to konie nie jedzą koniny? Świat się kończy.
Halina: No widzisz, Ferdek? Koń ma cztery nogi i też się potknie. Tylko tym razem to ty się potknąłeś.
Ferdek: Halinka, zrozumiałem aluzję i pozwolisz, że przemilczę ją milczeniem.
Ktoś puka do drzwi.
Ferdek: Otwarte!
Halina spogląda na Ferdka.
Ferdek: Od teraz będę milczał!
Do salonu, nie zważając na późną porę, wchodzi Helena Paździoch (z domu Majsner - przyp. red.)
Helena: Dobry wieczór państwu.
Ferdek: Jaki wieczór, pani Paździochowa? Trzecia w nocy jest!
Halina: Ferdek, zajmij się może swoim milczeniem, co? Bardzo przepraszam, pani Helenko, mój mąż nigdy nie umiał zamilknąć.
Helena: Tak, wiem, pamiętam. Chciałam tylko wpaść i pożyczyć wałek!
Halina: Wałek? O tej godzinie chce pani… ciasto robić?
Helena: A gdzie tam, nic z tych rzeczy! W dzień bym tego nie zrobiła!
Halina: To po co pani wałek?
Helena: Wie pani, śmieszna historia. Marian jak zwykle przeszkadzał mi w spaniu swoim chrapaniem, więc zagroziłam mu, że go pobiję wałkiem, a okazało się, że nie mam wałka!
Halina: A, rozumiem…
Helena: O, widzę że państwo też to oglądają… Wiedziała pani, że konie nie jedzą koniny?
Halina: Yy… ee…
Helena: No właśnie! A Janusz wiedział!
Halina: Ale co się właściwie stało, że państwo tak po nocy oglądają telewizję?
Helena: Wie pani, ja o to samo mogłabym zapytać panią!
Halina: No, trochę wstyd się przyznać…
Ferdek: Pewnie że wstyd, Halinka! Pani Paździochowa, moja żona, tu siedząca, uroiła sobie, że po domu grasują włamywacze!
Halina: Ferdek, ja nic sobie nie uroiłam! Ja wyraźnie słyszałam hałasy!
Helena: Ale wie pani, że ja to samo? Cały dom na nogi postawiłam!
Ferdek: O ja pierdzielę…
Ferdek zakrywa twarz z załamania.
Halina: To znaczy… Pani też słyszała te hałasy?
Helena: A jakże! Nawet przed chwilą!
Obraz faluje. Przenosimy się do mieszkania Paździochów, a konkretnie do ich sypialni. W łóżku śpią Helena i Marian. Jakiś cichy szmer wyrywa Helenę ze snu. Co jej się śniło, pozostanie słodką tajemnicą autora scenariusza.
Helena: Marian, Marian!
Marian: Czego?
Helena: Wstawaj, łysa pało! Ktoś po mieszkaniu łazi!
Marian: Nigdzie nie idę. To pewnie Janusz.
Helena: Janusz. Janusz ma zawsze twardy sen. To jest włamywacz!
Marian chrapie.
Helena: Śpiący rycerz, łysy dureń. Sama to załatwię.
Helena wstaje z łóżka i otwiera szufladę w szafce nocnej.
Helena (narratorka): Od razu sięgnęłam po wałek do szuflady nocnej, uświadomiwszy sobie, że przecież w szafie nocnej na pewno nie ma wałka. Był tylko nóż.
W tym czasie Helena wyciąga z szafy sporych rozmiarów nóż kuchenny. Tymczasem Marian ma syna i chrapie wniebogłosy.
Salon mieszkania Paździochów. Na kanapie śni okryty paroma kocami Janusz. Do pomieszczenia cicho wchodzi Helena z nożem w dłoni. Po ścianach przesuwa się tajemniczy cień, na pewno nie należący do nikogo z Paździochów. Helena podchodzi bliżej, gdy nagle Janusz otwiera oczy i przerażony widok swej macochy z nożem w dłoni chowa się pod kołdrą i krzyczy przeraźliwie. Cień na ścianie przemyka błyskawicznie i znika.
Helena: Nosz ku**a mać, Janusz!
Janusz wychyla się spode kołdry.
Janusz: No co też ciotka po nocy z nożem?
Helena: Janusz, po domu grasuje włamywacz! Upolowałabym dziada, gdybyś nie wydarł gęby!
Janusz: Ciociu, niechże ciocia się opamięta i niech ciocia spróbuje o tym zapomnieć.
Helena: Już zapomniałam!
Janusz: No i prawidłowo!
Helena: Idę do Kiepskich pożyczyć wałek, może jeszcze nie śpią.
Janusz: Jakże to, o tej porze?
Helena: Ojca muszę uciszyć, bo przecież nie da mi spać! Nożem go nie uciszę! Chociaż…
Janusz: O nie, ciociu, nie myśl o tym! Będę protestował!
Helena: Dobra, wystarczy. Idę.
Obraz faluje, znów wracamy do salonu. Niewiele się zmieniło, poza tym że Ferdek śpi.
Helena: No. I zapomniałam! Ale teraz, jak to pani powiedziała, to mi się przypomniało!
Halina: Nieprawdopodobne…
Helena: A jednak!
Halina: Słyszałeś, Ferdek? Ferdek!
Ferdek się przebudza.
Ferdek: Co?
Halina: Gówno!
SCENA VII
Mieszkanie Paździochów, noc rozjaśniona blaskiem żarówki w lampie. Helena i Janusz siedzą na fotelach i rozmawiają o starych Polakach. No a tak w sumie to raczej o czymś innym. Zresztą zobaczcie sami.
Helena: Dokładnie ta sama sytuacja u pani Halinki Kiepskiej była, wyobraź sobie. Tylko bez noża!
Janusz: Niesamowite, naprawdę. Tylko jakim cudem jedna osoba zdołała się włamać do dwóch mieszkań naraz?
Helena: A kto powiedział, że jedna? Tu może cała banda grasować! Pytanie brzmi, jak oni się tu dostali. Bo do Kiepskich to rozumiem, tam drzwi są zawsze otwarte. Ale tutaj?
Janusz: Przez okno?
Helena: Nie, raczej wykluczone. Usłyszałbyś.
Janusz: No nie wiem, ciociu, wiesz że mam twardy sen.
Helena: Gówno prawda, lekko podłoga zaskrzypiała i już się obudziłeś i spłoszyłeś gnoja!
Janusz: Ja ciocię przepraszam, ale widok cioci z nożem o trzeciej w nocy jest absolutnie przerażający. Zresztą za dnia również.
Helena: Dobra, dobra, powinieneś się już dawno przyzwyczaić. Ale złodzieja… To tu od ponad 30 lat nie widziałam.
Janusz: Czyżby ktoś tak długo usypiał ciociną i tatową czujność?
Helena: Nie wiem! Ale zaręczam ci, że się dowiem! A wiesz, co wtedy zrobię?
Janusz: Co takiego?
Dramatyczna pauza.
Helena: Po prostu. Każę mu wyp***dalać.
SCENA VIII
Salon Kiepskich, noc oświetlona niebieskim światłem telewizora. Ktoś puka.
Ferdek: Kogo tam znowu do dupy niesie… Otwarte!
Do mieszkania wchodzi Boczek.
Ferdek: Ja pierdzielę, no. Czy cała kamienica cierpi dzisiaj na bezsenność czy co?
Boczek sprawia wrażenie, jakby tego nie dosłyszał i zbliża się do stołu Kiepskich.
Boczek: Dobry wieczór!
Ferdek: Jaki wieczór, panie? Trzecia w nocy jest!
Boczek: Ja tylko na chwilę se przyszłem, wałek pożyczyć!
Halina: A po co panu wałek o tej porze?
Ferdek: (ironicznie) Ciasto będziesz pan robił?
Boczek: Jak nie, jak tak, w mordę jeża?
Boczek chichocze.
Halina: Bardzo mi przykro, panie Boczek, ale wałek pożyczyłam pani Helenie Paździoch, więc musi pan ewentualnie ją poprosić.
Ferdek: A co pan, wałka w domu nie masz?
Boczek: Miałem se, w mordę jeża, ale mnie ukradli!
Halina: Jezus Maria, kto?
Ferdek: Jak to kto, Halinka, włamywacz? Hehe.
Boczek: Panie, nie śmiej się pan, bo naprawdę mnie ukradli!
Ferdek: Tylko błagam, nie mów pan, żeś pan w nocy usłyszał, że ktoś panu wałek podpierdziela, bo ja już nie mogę słuchać tych pierdół!
Boczek: Nie!
Ferdek: To do widzenia i dobranoc.
Boczek: Moja historia jest dużo straszniejsza i zupełnie inna, niż się panu wydaje, i pani też, pani Halinko.
Halina: Jezus Maria, niech pan opowiada!
Ferdek: To ja se idę do kuchni.
Halina: Siedź! Proszę bardzo, niech pan mówi!
Boczek: Otóż wstałem se przypadkiem o drugiej nocy i zapragnąłem pilnie napić się mleka. Podszłem se do lodówki, wyjęłem se karton i se nalałem!
Halina: I co było dalej?
Boczek: Potem se wypiłem, a potem se karton schowałem do lodówki i poszłem se spać!
Halina: I to wszystko?
Boczek: Skądże znowu! Potem se wstałem jeszcze raz, bo mi było mało, otworzyłem lodówkę…
Halina: Do brzegu, panie Boczek, oszczędzi mi pan szczegółów!
Boczek: No to położyłem się drugi raz, aż tu nagle jak coś nie zaszeleści, jak coś nie brzęknie, jak coś nie trzaśnie wreszcie!
Halina: Jezus Maria…
Boczek: No dokładnie! No to se wzięłem i wyjęłem spod łóżka nóż i zaczaiłem się na korytarzu…
Obraz faluje. Przenosimy się na piętro Boczka, który to wychodzi z mieszkania i z nożem w ręku podąża korytarzem.
Boczek: Hop, hop, jest tu ktoś?
Boczek (narrator): Wtedy na ścianie zobaczyłem coś niepokojącego. Jakiś dziwny cień poruszał się na ścianie. W pierwszej chwili myślałem, że to mój cień, ale miał raptem 60 kilogramów na oko!
Na ścianie pojawia się cień, podobny jak u Paździochowej. Boczek ściska nóż w dłoniach i wymachuje nim w powietrzu.
Wracamy na moment do salonu.
Ferdek: Halińcia, sprawa jest prosta. Włóż se nóż pod łóżko, jak każdy normalny obywatel i jesteś bezpieczna!
Halina: Cicho, Ferdek! Daj panu Boczkowi skończyć!
Obraz faluje i wracamy na piętro. Drzwi od mieszkania Boczka nagle zatrzaskują się. Boczek orientuje się w sytuacji i wraca, próbując otworzyć drzwi. Bezskutecznie. Puka więc do nich.
Boczek: Halo, kto tam jest? Otwierać, w mordę jeża!
Puka jeszcze raz.
Boczek: Kto tam jest?
Głos z wewnątrz (identyczny z głosem Boczka): To ja, Arnold Boczek!
Boczek: A, no tak, faktycznie!
Dosłownie chwila milczenia.
Boczek: Zara… Gówno prawda! To ja żem jest Arnold Boczek! Otwieraj!
Boczek puka, wciąż bezskutecznie. Wracamy do salonu.
Boczek: W końcu żem po godzinie wyważył drzwi brzuchem, no ale włamywacz zdążył ukraść mnie mojego wałka!
Halina: Przyznam, że nie bardzo rozumiem… Nie ukradł telewizora, nie ukradł radia?
Ferdek: Halinka, przecie to wszystko bzdury są. Grubas plecie trzy po trzy.
Boczek: Panie, nie obrażaj pan, dobre? Mówię prawdę, najświętszą prawdę. Przysięgam se na Boga!
Ferdek: Boga pan w to nie mieszaj, dobre? Bóg to pana dopiero osądzi.
Halina: Ferdek, nie piernicz. Ale, panie Boczek… Jeśli to, co pan mówi jest prawdą… To to jest niezwykle intrygujące. Trzeba o tym jak najszybciej opowiedzieć Paździochom.
Boczek: Myśli pani, że on se tu gdzieś jeszcze jest?
Halina: Jestem o tym przekonana, panie Boczek. To ja lecę. Ferdek, pilnuj domu!
Ferdek: Ta, ta, arrivederci Roma.
Halina wybiega błyskawicznie z mieszkania.
SCENA IX
Przedpokój. Ferdek wyciąga kluczyk z szuflady, wchodzi do sypialni i otwiera szafkę pod lustrem. Wyciąga z niej drugi kluczyk i idzie do salonu. Tam zastaje Boczka.
Ferdek: A pan co, jeszcze tu jesteś?
Boczek: No, jezdem se, a co?
Ferdek: To się bardzo dobrze składa, bo akurat miałem pana opierdzielić!
Boczek: Mnie, a za co? Ja se gówno robię!
Ferdek: To swoją drogą, ale za pana donosicielstwo będziesz się pan smażył w piekle!
Boczek: Za jakie donosicielstwo, co pan?
Ferdek: A po coś pan mojej żonie powiedział o moich piwach, które żem se kupił na czarną godzinę?
Boczek: Ale panie Ferdku, ja żem nie chciał, to tak jakoś samo mi ze ust wyskoczyło!
Ferdek: A tak się składa, że miałem się z panem podzielić. No ale w takiej sytuacji to sam pan rozumie, że jest to niewykonalne. A żałuj pan, bo tych rodzajów piwa to tam było że hoho, panie!
Boczek: (podniecony) Jezusie Nazarejski, że hoho?
Ferdek: No panie, zwykły Mocny Full to pikuś! Jeszcze jest Bardzo Mocny Full, panie, Piekielny Full, Full Wypas, panie, Lubelski Full, panie, Full Lite, tego to akurat nie piję, to już na wypadek konfliktu zbrojnego… No ale cóż. Mendy i świnie nie pławią się w piwie.
Boczek: Panie Ferdku, dej pan jedną puszkę, bo nie wytrzymię!
Ferdek: A co mnie to gówno obchodzi, że pan nie wytrzymiesz?
Boczek: Bo wiesz pan, ja to wtedy różne rzeczy mówię… Mógłbym se przypadkiem powiedzieć, gdzie pan to piwo chowasz…
Ferdek: Panie Boczek, świnia pan jesteś, tyle panu powiem. Bezczelna świnia erosomańska.
Boczek: Panie, nie obrażaj pan, dobre?
Ferdek: Cicho tera!
Ferdek podchodzi do meblościanki i odklucza szafkę z prawej strony. Z barku wyciąga dwie puszki Bardzo Mocnego Fulla.
Boczek: Panie Ferdku, a pani Halinka to nie znajdzie tych puszek?
Ferdek: Moja żona, panie Boczek, myśli że kluczyk od tej szafki zaginął 25 lat temu. A ja żem go wtedy schował i od tamtej pory wszelkie piwa na czarną godzinę chowam właśnie tam. Zazwyczaj po tygodniu, góra dwóch, już ich nie ma.
Boczek: Panie, to ja żem nie wiedział, że pan masz własny sejf na alkohol!
Ferdek: Pan jeszcze wielu rzeczy nie wiesz, panie Boczek. O świecie i o małżeństwie.
SCENA X
Salon, noc, ciemna noc, aczkolwiek minęło około 15 minut, więc już jest bliżej dnia niż dalej. W salonie zgromadzeni są wszyscy - Ferdek i Halina na fotelach, Boczek, Helena i Marian na kanapie oraz Janusz stojący koło pieca.
Helena: Drzwi zamknąłeś, Janusz?
Janusz: Zamknąłem, ciociu.
Helena: A okna?
Janusz: Na klucz.
Helena: Musiałam się upewnić. Nie wiadomo, czy ten złodziej nie zechce wrócić.
Halina: Ja nie mam najmniejszego zamiaru wracać do łóżka, pani Helenko.
Helena: A ja właśnie wprost przeciwnie. Złodziej sobie zajrzy przekonany o tym, że śpię, a ja spod poduszki…
Helena wyciąga nagle zza pleców nóż.
Helena: ...O! Wbiję mu nóż w plecy!
Ferdek: Widzę, że humor się pani wyostrzył, pani Helenko.
Helena: Niech sobie gnój nie myśli, że może mnie bezczelnie okradać w środku nocy! Ja czuwać mogę całą nocą i będę patrzeć mu na ręce!
Halina: A nie uważa pani, że ten nóż to może jednak… drobna przesada?
Janusz: No właśnie, ciociu… My z tatusiem przygotowaliśmy plan zastępczy!
Helena: To znaczy?
Janusz: Tato, zaprezentuj!
Marian wyciąga zza pleców coś w rodzaju niewielkiego miotacza.
Marian: Broń na strzałki. Konkretnie na strzałki usypiające.
Ferdek: O kurde. A skąd pan ma takie cuś?
Marian: Samą broń można dostać w sklepie z zabawkami.
Ferdek: A strzałki?
Janusz: A strzałki to już przyjechały prosto z mojego ukochanego Paragwaju.
Ferdek: A przepraszam, a dlaczego akurat z Paragwaju?
Janusz: Wie pan, my w Paragwaju, by wyżywić całą rodzinę, używaliśmy tych oto strzałek by uśpić jakąś zwierzynę, a potem wypatroszyć i spożyć. Czasem usypialiśmy nieproszonych gości, a potem paliliśmy na stosie.
Ferdek: Co pan powie?
Janusz: A tak naprawdę to po prostu przywiozłem je ze sobą, gdyż dostałem je za darmo od pewnego paragwajskiego przyjaciela.
Boczek: Przepraszam że przerwię, ale taka szczałka to źwierzę też może uśpić?
Janusz: Naturalnie.
Boczek: A mogię to sobie do rzeźni pożyczyć?
Ferdek: Po cholerę to panu, panie Boczek?
Boczek: No do świń, w mordę jeża. Jakby se takiego świniaka normalnie uśpić i…
Ferdek: Panie, żebym ja pana zara nie uśpił, panie, świnio jedna.
Halina: Dobra, Ferdek, już dosyć! Panie Januszu, niech pan kontynuuje o tym planie!
Janusz: Plan jest bardzo prosty. Korytarz, złodziej, strzałka, puf i włamywacz śpi jak dziecko.
Halina: A co potem?
Janusz: A potem to już wedle uznania. Przywiązać do krzesła, torturować, decyzja należy do państwa.
Ferdek: Mnie się ten pomysł bardzo podoba, panie Januszu, bardzo.
Janusz: To się bardzo dobrze składa, panie Ferdku. Bo to właśnie pan będziesz musiał trafić włamywacza tą strzałką.
Ferdek: Ja? A dlaczego ja?
Janusz: Bo ja niestety mam za słaby refleks.
Helena: Ja tym bardziej nie, to robota zdecydowanie dla mężczyzny. Marian?
Marian: Ja tym bardziej nie. Nie mam cela.
Ferdek: Ale przepraszam, zostaje jeszcze pan Boczek.
Boczek: A dlaczego ja? Mnie już okradł.
Ferdek: No i właśnie dlatego. Będziesz pan robił za mściciela.
Boczek: Panie, ja nie będę żadnym mścicielem! Nie idę i koniec!
Janusz: W takim razie ja… proponuję losowanie.
SCENA XI
Przedpokój, porę dnia możecie już tylko obstawiać. Pomieszczenie zajmują Ferdek, Boczek oraz Janusz trzymający w dłoni dwie zapałki. Pozornie są one równej długości. Pozornie.
Janusz: Sprawa jest prosta. Idzie ten, kto wylosuje dłuższą zapałkę.
Boczek: Zara, panie, a nie powinien iść ten, co będzie miał krótszą?
Janusz: A jakaż to różnica? Szanse są jednakowe. Proszę losować.
Ferdek chwyta za jedną zapałkę, Boczek za drugą. Obie są pozornie jednakiej długości. Pozornie. A nawet nie pozornie, a na pewno - są sobie równe.
Boczek: Panie, która jest dłuższa?
Ferdek: No jasne, że pana, a czyja?
Boczek: A gówno prawda! Takie same są! Losowanie było ustawione, w mordę jeża!
Janusz: No tak, najwyraźniej wziąłem dwie takie same zapałki. Ale spokojnie, nic się nie stało…
Janusz wyciąga monetę z kieszeni.
Janusz: Orzeł, idzie pan Ferdek, reszka, idzie pan Boczek.
Boczek: Ja nie chcę reszki! Ja chcę orła!
Ferdek: Jak orła, jak tu nie ma orła? Przecie to paragwajska moneta.
Janusz: To był skrót myślowy. Zgadza się pan na reszkę, panie Ferdku?
Ferdek: No dobre no, w końcu głupszym się ustępuje.
Janusz rzuca monetą.
Janusz: No cóż, orzeł! Przykro mi, panie Boczek, ale wypadło na pana!
Boczek: Jak na mnie? Ja żem miał najpierw reszkę! Ja nigdzie nie idę!
Janusz: Mam jeszcze kostkę, możemy rzucać kostką.
Ferdek: Panie Paździoch, zostaw pan. A pan, panie Boczek, wychodzisz w tej chwili albo już nigdy więcej nie dostaniesz pan ode mnie żadnego piwa z sejfu.
Janusz: Z jakiego sejfu?
Ferdek: Nieważne, i tak już pan wiesz za dużo. To co, panie Boczek?
Boczek: A gówno! Właśnie, że się już więcej z panem nie napiję!
Ferdek: I vis-a-vis, panie.
Boczek przez chwilę zamyśla się głęboko i w tym swoim zamyśleniu jest niemal bliski płaczu.
Boczek: No dobra, w mordę jeża! Pójdę!
Ferdek: I prawidłowo, panie, i na co to było gęgać? Idź pan!
Boczek czyni znak krzyża i wychodzi.
SCENA XII
Korytarz, trwająca noc daje się wszystkim we znaki. Głównie dlatego, że korytarz jest pusty. Nagle uchylają się drzwi od klatki schodowej.
Ujęcie z oczu bohatera wchodzącego na korytarz z klatki. Powolnym krokiem zbliża się on prosto do mieszkania Kiepskich. Gdy staje tuż przed nimi, ujęcie zmienia się na zbliżenie na WC, z którego wychyla się Boczek. Wyciąga broń i strzela. Strzałka trafia, jak się okazuje, prosto w pośladek ubranego na czarno bohatera, który upada twarzą do podłogi. Boczek wybiega z kibla i podchodzi do "ciała", nie wiedząc co z nim zrobić. W końcu klęka przy nim i obraca je. Tajemniczą postacią okazuje się… Mariola.
Boczek: O w mordę jeża!
SCENA XIII
Salon Kiepskich, kolejna z rzędu scena rozgrywająca się nocą. Rekord chyba już pobity. Poza Marianem siedzącym na fotelu Haliny, obróconym w stronę kuchni, wszyscy bohaterowie - Ferdek, Halina, Helena i Boczek - stoją nad kanapą, na której leży nieprzytomna Mariola.
Boczek: Pani w mordę jeża Mariolu? Nie reaguje.
Marian: Śpi jak zabita.
Boczek: To może ja jej sztuczne oddychanie zrobię? No te, usta-usta.
Helena: Panie Boczek, ona śpi, nie umiera.
Boczek: No to nie wiem, no. Może ją po twarzy klepnąć?
Ferdek: Ja ci dam, grubasie jeden pornograficzny, klepnąć ty! Precz z łapami!
Boczek: To może wodą ją oblać?
Ferdek: Panie, zakończ pan tę swoją listę pomysłów, bo zara ja pana wodą obleję!
Mariola zaczyna poruszać głową, powoli otwiera oczy.
Boczek: O… Patrz pan! Ockła się!
Mariola: A-a co ja tutaj robię? I czemu mnie tak boli głowa?
Mariola chwyta się za czoło, pokazując wszem i wobec swój ból.
Ferdek: Mariolcia, córeczko, tatuś ci wszystko wyjaśni. Otóż ten pan… (wskazuje ręką na Boczka) Nazwiska nie muszę wymieniać… W swej niezdarności i nieudolności pomylił ciebie ze włamywaczem i strzelił do cię ze szczałki usypiającej.
Mariola: Włamywacza? A co, mamy złodzieja w domu?
Halina: O właśnie! Może my w ogóle podeszliśmy do tego wszystkiego od złej strony?
Helena: To znaczy? Bo nie rozumiem?
Halina: Może ten złodziej nie zamierza tu wracać… Bo on tutaj jest przez cały czas?
Mariola: E tam, pierdzielenie takie. Jaki złodziej w ogóle? Włączcie lepiej telewizor, bo teraz to już nie zasnę.
Ferdek obraca się w stronę telewizora.
Ferdek: O kurde… A gdzie jest telewizor?
Halina: No jak gdzie? No prze…
Halina odwraca się w momencie wypowiadania tych słów w stronę telewizora, którego jak się okazuje… nie ma!
Halina: A-ale jak?
Mariola: A mamuś, a do tamtej szafki to przypadkiem klucz nie zaginął dawno temu?
Mariola wskazuje na szafkę, znaną nam wcześniej z pełnienia funkcji sejfu Ferdka na piwo.
Ferdek: O żeż k**wa!
Ferdek podbiega do otwartej szafki, która jest doszczętnie pusta.
Boczek: I-i ta szafa też se była wcześniej zamknięta, w mordę jeża!
Boczek wskazuje na szafę Kiepskich, od której drzwi są otwarte na oścież.
SCENA XIV
Sypialnia nocą, po raz czternasty i ostatni. Ferdek i Halina sobie leżą.
Halina: Był tam. Był przez cały czas. W szafie siedział.
Ferdek: No siedział, kurde, siedział. Ale jak to się mogło stać?
Halina: A ja ci powiem jak. Cuciliśmy Mariolkę, a w tym czasie ten ktoś hyc! telewizor pod pachę i wyszedł!
Ferdek: A przepraszam bardzo, a moje piwo?
Halina: O tym piwie jeszcze sobie porozmawiamy przy jakiejś okazji! Bo jest o czym! 25 lat kłamstw! Brawo! Nazbierało ci się!
Ferdek: Halinka, ale nie o to mnie się rozchodzi. Ja się pytam, jak on to wszystko udźwigł?
Halina: A normalnie! Nie znasz się na tych złodziejach? Wszystko normalnie ci zabiorą, wszystko!
Ferdek: No ale właśnie nie zabrali wszystkiego! I jak ty to, Halinka, wytłumaczysz?
Halina: No jest w tym pewna prawidłowość, Ferdek. Boczkowi zabrał wałek, tobie zabrał piwo, Paździochowej zabrał jej ukochany nóż…
Ferdek: Jak to?
Halina: Tak to! Jak Paździochowa wróciła do domu, zostawiła tam nóż. I ten złodziej go wziął i poszedł!
Ferdek: No dobre, ale co to za prawidłowość jest?
Halina: Oj, Ferdek, no. Po prostu złodziej pozabierał to… co było dla nas najważniejsze! Rozumiesz?
Ferdek: I że niby wałek Boczka?
Halina: No to musiało być raczej symboliczne. On nie ma nic cennego.
Ferdek: No niby tak… No mnie jest telewizora szkoda…
Halina: Mnie nawet ten telewizor nie interesuje, nawet się cieszę, że on zniknął.
Ferdek: Wiesz co, Halińcia, no nie bluźnij!
Halina: Ale daj mi skończyć! Mnie ten telewizor nie interesuje, no ale ten złodziej jest na wolności!
Ferdek: Halinka, wszyscy kradli, kradną i będą kraść. No i co na to poradzisz?
Halina: I co? I ty byś to tak zostawił? Tobie to odpowiada!
Ferdek: Halińcia… Bóg widzi wszystko!
Halina: No bardzo to pocieszające! Tylko ciekawe, kto ukarze tego złodzieja!
Ferdek: Bóg, Halińcia. Bóg i historia! Ament.
KONIEC
Tym samym, jak co sezon, możecie sobie wybrać, które nazwisko było najlepsze i który program był najlepszy:
Nazwiska 3. sezonu:
- Romuald Dręczywuj ("Piątek trzynastego")
- Andrzej Piptak ("Wagary")
- pani Słonina ("Wagary")
- pan Salceson ("Wagary")
- stary Porwina ("Wagary")
- Brzęczykuta z bazaru ("Wagary")
- adwokat Przegroda ("Szczęśliwa gwiazda")
- Krzesimir Włosak ("Pół litra literatury")
- Dariusz Banialuk ("Wielka majówka")
Najlepszy program TV:
- wywiad z Dręczywujem ("Piątek trzynastego")
- program z redaktorem ("Piątek trzynastego")
- program z redaktorką ("Piątek trzynastego")
- program o protestujących ("Piątek trzynastego")
- krótki program z politykiem ("Wagary")
- nietypowe przemówienie Minister Edukacji ("Szczęśliwa gwiazda")
- rozmowa z Włosakiem, kandydatem na prezydenta ("Pół litra literatury")
- prognoza pogody ("Wielka majówka")
- teleaudiovideoquiz ("Nocny patrol")
Podsumowanie ocen i inne pierdoły będą później.