Ja na prawdę jestem tolerancyjny jak mogę, ALE. Dlaczego scenariusze w których Adrian Nowakowski maczał palce, nawet jako drugi scenarzysta są tak strasznie dziurawe logicznie? Ten na dodatek jest na prawdę baaardzo ciężki, ja się tak nie męczyłem z nudów od dawna... nie no ok od "Podziałów Plemiennych", ale poza tym to chyba na jakimś z 1 sezonu więc no xd.
Okropny jest ten odcinek, rzekłbym że jeden z najgorszych w sezonie i w serialu (na jedno wychodzi hehe), ale jest jakaś taka aura w tym Boczku, zwłaszcza w kontekście smutnych wydarzeń po nakręceniu 30 sezonu, i przez to myślę o nim jako jednym z najgorszych, a nie najgorszym xd.
Natomiast nie działa w nim nic - od pierwszej do ostatniej sceny (co to k*rwa było).
Imiona i zachowywanie tych Preppersów.
Czy to jest kabaret Koń Polski? Czy Tadeusz Drozda jest ghost-writerem tego odcinka?
Okropne te sceny z nimi są. Strasznie sztuczne, choć chyba najbardziej sztuczna to jest ta na korytarzu z Paździochami i Ferdkiem, te dialogi
. Jeszcze scenariusz wymusił aby Boczek mówił do przysłowiowej ściany, i tutaj mówi głównie przed siebie, a więc do kamery - wychodzi to tak dziwnie.
Ale to nie koniec dziwnych rzeczy, odcinek to kolejny bubel logiczny:
Czemu akurat ta piwnica, jaki to ma sens
, zwłaszcza że jest w środku metropolii Wrocławskiej tak na prawdę. I w ogóle czemu oni nie chcą odsprzedać tej piwnicy (za pieniądze!), bo uwaga trzymają tam narty i przetwory. Za to jak Boczek się tam zamyka to nagle jest im wszystko jedno. Jakby ja rozumiem koncept że odczuwają chwilową radość z braku Boczka, ale oni się tak strasznie nie przejęli tym, że stracili dobytek i przetwory
, i to jeszcze za darmo, a mieli możliwość tracenia ich za duże pieniądze.
I w ogóle ten wątek straszenia Boczka.... co to w ogóle było? "przekonajmy Boczka że nastąpiła zagłada więc zorganizujmy w piwnicy koncert jakiejś staroukraińskiej muzyki awantgardowej - CZEMU. A ta scena z ta małpą - za co, za co.
Ale najlepsze - nie widzimy żadnej psychologii postaci, żadnej zmiany na to co się stało, on takie "aha no nastapiła zagłada okej".
Ale to nic! Potem była scena jak Kozłowski z Ferdkiem i Haliną puka do niego - i już w ogóle nie ma mowy o tym że on myśli, że jest koniec świata. (zresztą mogli też jakoś bardziej zbudować to, że Boczek przejął się słowami preppersów - tego dosłownie NIE MA). A co do końca świata - XDDDDD. Ja w takim razie przezyłem już kilka końców świata, serio - mieszkam w Warszawie i kilka razy zdarzyło mi się widzieć duży wiatr i deszcz. Potem jest jeszcze pseudo trąba powietrzna - tego na szczęście nie miałem okazji doświadczyć, ale myślę że daleko takim wydarzeniom do końca świata.
Cało to odczuwanie braku Boczka - podobałoby mi się (nawet znośna scena u Badury chociaż ile można), ale serio mogli to poprzedzić chociaż jedną sceną - pokażcie co Ferdka popchnęło do tęsknoty za Boczkiem, albo po prostu jak zaczyna go brakować, no ale do tego trzeba mieć minimum chęci twórczych, a tu ich zdecydowanie nie ma.
Na plus natomiast brak Jolasi - dziękuję Panie Adrianie za aż trzy odcinki bez niej.
Fajnie, że jest trochę więcej Boczka, nawet jak jego kwestie są żenujące i jest go nam przez większośc odcinka szkoda. Natomiast pomysł był tak dobry, tak kurna dobry - a to co dostajemy to taki odcinek homeopatyczny, rozcieńczony w kilkuset roztworach wodnych, takie popłuczyny po prostu.
0,5/10 bo Boczek
Czy nadaje się ten odcinek do ironicznego oglądania? Absolutnie nie, ten odcinek nie jest tak zły że aż absurdalnie śmieszny, ten odcinek jest po prostu nudny i żałosny, zero frajdy.