Czyli moje kolejne opowiadanie "Gazowa Menda"
Cz.1
Ferdek siedzi przed telewizorem, nagle słyszy pukanie.
-Otwarte!
Wchodzi Boczek.
-Dzień dobry panie Ferdku niech pan włączy telewizor.
-Po co kurde?
-Włącz pan
Ferdek włącza, lecą wiadomości.
-Mówi Joanna Pierdziej, jesteśmy na miejscu w którym odbył się napad na sklep monopolowy. Jest zemną właściciel Stanisław Malinowski, co pan może powiedzieć o napadzie?
-A więc. Zamykałem sklep, gdy nagle zrobiło mi się duszno i straciłem kurna przytomność, gdy się ocknąłem zobaczyłem że ktoś obrobił kasę!
Ferdkowi zrzedła mina/
-Okradli sklep Stasia?
-Tak w mordę jeża i przez kilka tygodni będzie zamknięty.
-To gdzie my teraz po piwo bedziem chodzić?
-No właśnie, to jest jeden z problemów.
-A są kurde inne?
-A co jak ten złodziej do nas przyjdzie i okradnie?
-Panie, u kogo jak u kogo ale u pana, kurde nie ma co kraść.
-A byś się pan zdziwił.
Noc, sypialnia Kiepskich, Kiepscy leżą w łóżku.
-Halika śpisz?
-Śpię bo co?
-Wiesz że monopolowy u Stasia okradli?
-Słyszałam coś.
-I co o tym myślisz?
-Co mam myśleć? Trochę w tym szczęścia, zamknięte będzie przez parę tygodni to dostępu do tego śmierdzącego piwska nie będziesz miał i może to rzucisz.
-Halinka, co ja mam rzucać?
-Jak to co, pijesz nałogowo.
-Ja piję nałogowo? Co prawda zdarza mi się wypić piwko, dwa okazyjnie ale nie tak by się nachlać.
-Dobra, dobra jełopie. Ja muszę spać żeby rano wstać, w przeciwieństwie do niektórych, a właśnie w pośredniaku byłeś?
-Dobranoc Halinka.
Następnego dnia, w kuchni.
Ferdek je śniadanie. Halina mówi:
-Masz tu pięćdziesiąt złotych i masz kupić kilo ziemniaków i kapusty a resztę mas mi oddać.
-Dobrze dobrze, Halińciu.
-Ale żeby nie powtórzyło się jak ostatnim razem że kupiłeś to śmierdzące piwsko.
-Dobrze kurde.
Halinka wychodzi do pracy.
Ferdek siada przed telewizorem, pieniądze kładzie na ławie i włącza telewizor.
Kilka godzin później, Ferdek przysypia na fotelu, nagle widzi jak pięćdziesiąt złotych unosi się w powietrzu i leci w kierunku uchylonego okna.
-Co jest kurde?
Ferdek chwyta banknot ale on ciągle leci do okna.
-Kurde!!
Ferdkowi zaczyna robić się duszno, a jego głowę otacza zielona chmura.
Kiepski mdleje i upada na podłogę.
Ferdek odzyskuje przytomność, i słyszy pukanie do drzwi. Idzie otworzyć.
-Dzień dobry Panie Ferdku co ma szyję w futerku.
Ferdek przeciera szyję z kłaków kurzu które się do niej przyczepiły.
-Czego pan chcesz panie Edziu?
-Listy ludzie piszą do baby do dziada a ja listonosz głupi muszę to rozdawać.
-Dobra dawaj, pan kurde co pan masz.
-A no rachuneczki, rachuneczki.
-Dobra dawaj pan.
Gdy Edzio odchodzi od drzwi, wchodzi Halina.
-I co jełopie, kupił żeś to coś miał kupić?
-No właśnie Halinko, pieniążki odleciały.
-Jak odleciały?
-No oknem.
-Ty zemnie idiotki nie rób, pewnie znów żeś piwsko kupił.- Halinka obwąchuje Ferdka – Nic nie czuję, więc jak nie piwsko to coś żeś kupił Jełopie?
-Już Ci kurde Halińciu mówiłem, że banknot wyleciał przez okno.