Odcinek ten to dno, dno, dno i jeszcze raz żenada.
W poprzednich dwóch odcinkach były fajne pomysły ale skopana realizacja. Tu zarówno pomysł był beznadziejny (twórcy chyba zapomnieli o odcinku "Bara Bara") jak i jego wykonanie. Praktycznie ZERO śmiesznych tekstów, Ferdek jak zwykle ostatnio gburowaty, narzekający, do tego jeszcze cała masa sztucznych retrospekcji, które nic nie wnosiły lub zawierały absurdalne informacje o przeszłości Halinki (historia o miłości do organisty była po prostu żenująca). Historyjka Marioli o jej nowym chłopaku, którego poznała w bibliotece też sztuczna i bez polotu. Przenoszenie akcji w retrospekcjach do dziwnych lokacji kręconych w greenboxie to już standard, oczywiście zwiększający sztuczność.
I pomyśleć, że z najlepszego polskiego serialu komediowego zrobił się taki chłam.
Mam nadzieję, że nigdy nie doczekam 457 odcinka ŚWK.