W odpowiedzi na liczne prośby publikuję następną część:
SCENA VII
(Wrocław, Ćwiartki ¾, korytarz Kiepskich i Paździochów, do toalety biegną Ferdek i Paździoch zaopatrzeni w rolki papieru toaletowego)
Ferdek i Paździoch jednocześnie: Pierwszy!
Paździoch: Ja pierwszy wchodzę, jestem starszy!
Ferdek: Nie, ja wchodzę pierwszy, bo mnie się bardziej chce!
Paździoch: I co z tego?
Ferdek: Panie, ja mam legitymację kombantancką, więc mam pierwszeństwo!
Paździoch: A ja mam obstrukcję!
Ferdek: Ale żeś pan ubek!
Paździoch: A pan alkoholik i moczymorda!
Ferdek: Wsza łysa!
Paździoch: Moczymorda wąsata!
(otwierają się drzwi od klatki schodowej wjeżdża Ks. Mateusz na rowerze)
Ferdek: O! Dobrze, że ksiądz jest! W samą porę. Niech no ksiądz powie. Komu się kurde, należy pierwszeństwo do kibla?!
Paździoch: Pewnie, że mnie, bo byłem kiedyś ministrantem.
Ferdek: I zomowcem!
Paździoch: A pan zawsze byłeś, jesteś i będziesz wrzodem na zdrowym organizmie narodu oraz odpadem społecznym.
Ferdek: Ożesz ty mendo łysa!
Paździoch: Widzi ksiądz, widzi?!
Ks. Mateusz: Spokojnie, panowie. Ja tu w całkiem innej sprawie.
(z kibla słychać spuszczanie wody, otwierają się drzwi, wychodzi Boczek)
Boczek: O w mordę jeża! Pan ksiądz? Hihi hehe
Ferdek: O widzi ksiądz grubasa!? On się tu bezkarnie defekuje w naszej prywatnej publicznej toalecie. I jeszcze mordę cieszy!
Paździoch: Niech go ksiądz ekskomunikuje!
Ks. Mateusz: Chwila, to później... Arnold, poznajesz mnie.
Boczek: Nie, a bo co?
Ks. Mateusz: To ja, Mateusz Żmigrodzki. Chodziliśmy do jednej klasy w szkole podstawowej we Wsi pod Elblągiem. Pamiętasz?
Boczek: Eee… nie.
Ks. Mateusz: Dawałem ci zawsze spisywać zadania z matematyki. (Boczek tępo kręci nosem) I zjadłem kiedyś przez pomyłkę twoją kanapkę ze smalcem.
Boczek: Aaaa! To trza było tak od razu… A co ty Mateuszek, żeś się tak na księdza przerobił?
Ks. Mateusz: To ja chciałem ci zadać pytanie. Co robiłeś w nocy z poniedziałku na wtorek?
Boczek: Yyy… Baleta mongolskiego żem se oglądał we telewizorze, w mordę jeża.
Ks. Mateusz: Kręcisz, Arnold. Nowa seria baletu zaczyna się dopiero za miesiąc
Boczek: Eee… Powtórkie włączyłem…
Ks. Mateusz: A potem?
Boczek: Zgłodniał żem.
Ks. Mateusz: A potem.
Boczek: Bigosu na świńskim ryju, żem se zachciał nasmażyć.
Ks. Mateusz: Arnold, mów wszystko po kolei. Co pamiętasz?
Boczek: No właśnie, nic se nie pamiętam. A, po kapuste, żem se poszedł do „Stasia”. I nie pamiętam więcej.
Ferdek: Co pan nie pamiętasz?! Jak pan nie pamiętasz?! Z Bocianem i Kolędą żeś pan gorzałę chlał!
Boczek: Ta, a skąd żeś se pan to mógł wiedzieć?
Paździoch: Bo pan Ferdek sam gorzałę chlał z nijakim Kazimierzem Badurą. Wiem bo widziałem, przez okno!
Ferdek: Ale o 21-szej byłem kulturalnie w domu już, bo mecz leciał. A pan Boczek dalej się alkoholizował z marginesem.
Ks. Mateusz: Czyli nie pamiętasz, co się działo potem?
Boczek: Nic a nic, w mordę jeża.
Ks. Mateusz: Więc nie wykluczasz, że masz związek z morderstwem Moniki Korczab?
Boczek: Co?! Ja żem nikogo nie zabił. W to, to mnie nie wrobita!
Ks. Mateusz: Nie warto się zasłaniać brakiem pamięci, bo prawda i tak prędzej czy później wyjdzie na jaw. Według mnie było to tak:
(Obraz faluje, następuje wizualizacja rekonstrukcji zdarzeń według Ks. Mateusza, akcja dzieje się nocą rozświetloną blaskiem księżyca we dworku Lucy, do którego wchodzi Monika)
Ks. Mateusz-narrator: Feralnej nocy Monika Korczab wróciła dość późno i była dość głodna.
Monika: (zdejmuje buty) O matko! Nareszcie! Cały dzień nawet bez śniadania…
Ks. Mateusz-narrator: Postanowiła, że poczęstuje się kiełbasą (Monika idzie do kuchni i bierze kiełbasę z lodówki) Przypomniała sobie jednak, że zapomniała umyć rąk.
Monika: Cholera! Przypomniałam sobie, że zapomniałam umyć rąk!
(idzie do łazienki, otwiera drzwi, a tam zapalone światło i Arnold Boczek na kiblu)
Ks. Mateusz-narrator: Byłeś tam ponieważ zabłądziłeś pod wpływem alkoholu.
Głos Ferdek: Ja żem zawsze mówił że to jest i był nielegalny wypróżniacz w cudzych toaletach!
Monika: Aaaa! (przerażona zamyka drzwi z powrotem) Co pan tu robi?! Pan ma swoje u siebie na górze!
Boczek: (spuszcza wodę, otwiera drzwi i wychodzi)Teraz już nic robię. Co żem miał robić to żem zrobił. Idę do domu. Dobranoc.
Monika: Ani kroku! Znam kung-fu, ju-jitsu, muay thai. (bierze kiełbasę do ust i przyjmuje gardę)
Boczek: Ooo! A co se pani tam je? (wącha) Mmmmm… elbląska podbutwiała… Moja ulubiena! Dej pani gryza!
Monika: (niewyraźnie z kiełbasą w ustach) Nie!
Boczek: Jednego małego gryza. Głodny jestem!
Monika: (niewyraźnie ale zrozumiale) Niech pan sobie kupi!
Boczek: A udław się nią! Chitrusie ty! (Monika krztusi się kiełbasą i pada na ziemię) O w mordę jeża!
(koniec wizualizacji, obraz faluje, wracamy do kamienicy Kiepskich)
Ks. Mateusz: Przyznaj się Arnold. Tak było?
Boczek: (przerażony) Nie wiem. W mordę jeża, nie pamiętam!
Ks. Mateusz: Skoro nie pamiętasz, to znaczy, że mogłeś to zrobić.
Boczek: Może… W dupę węża! Co żem narobił najlepszego?! (rzewnie płacze) Co ja żem narobił?!
(z pokoju kompielowego wychodzi Asp. Mieczysław Nocul, z kibla Sierż. Marian Marczak, z kosza obok drzwi Kiepskich Asp. Antoni Dziubak a z wnęki obok Sierż. Przemysław Gibalski)
Asp. Nocul: (do Boczka) Aspirant Mieczysław Nocul, jest pan zatrzymany pod zarzutem zabójstwa Moniki Korczab.
Boczek: (szlocha) Ale ja żem nie chciał, panie. To niechcący było!
Asp. Nocul: Gibal, Dziubak, zakuć go! (Gibal i Dziubak zakuwają)
Sierż. Gibalski: No, teraz nam się nie wywiniesz. Gagatku!
Ferdek: Ale, zaraz panowie zabieracie nam Boczka?
Sierż. Marczak: Tak jest!
Ferdek: Ale nam go oddacie?
Asp. Dziubak: Raczej nie za prędko. Dwadzieścia pięć lat. Minimum!
Ferdek: Kurde…
(Policja wyprowadza Boczka, idzie a nimi Ks. Mateusz, gdy wszycy wyszli już na klatkę podbiega Paździoch)
Paździoch: Panie Boczek! Łap pan mydło! (wyciąga z kieszeni i rzuca) Tylko go pan nie upuść w swoim nowym domku! Hehe
Ferdek: PIERWSZY!!! (energicznie wchodzi do toalety, Paździoch próbuje się wepchnąć, lecz nie zdążą dobiec zanim Ferdek zamyka drzwi)
SCENA VIII
Dołek na komisariacie w Sandomierzu. Boczek siedzi po ciemku i płacze. Nagle zapala się światło. Wchodzą Monika, Nocul, ks. Jacek i postać grana przez Cezarego Żaka, ale ani Biskup, ani Prezydent.
Boczek: A co tu się dzieje w mordę jeża?
Monika: Jesteś wolny! (Nocul otwiera drzwi)
Boczek: O! To pani? Ale jak to?
Nocul: No wyłaź!
Boczek (wstaje, ale nie wychodzi, tylko się niepewnie rozgląda): Zara… To spisek jaki czy co? A co ja wam zrobiłem?
Ks. Jacek: Ty nic i właśnie dlatego wyłaź!
Boczek (dalej się rozgląda): Zara… Panią znam, pana władzę też już znam, księdza też żem kiedyś na mszy widział, a jak nie tego, to jakiegoś podobnego, bo też takie czarne sukienkie miał… A pan to kto se jest?
Postać Żaka: Wynocha mi stąd!
Boczek: Aaa no tak! Pan Prezydent! To jak se Pan Prezydent rozkaże!
Postać Żaka: Ja ci dam prezydent! Paszoł von!
Boczek: Dobre, do widzenia! (ucieka przestraszony)
Monika (ogląda się za Boczkiem) : Polazł?
Nocul: Polazł!
Monika: To teraz mi, Patryk, powiedz, po co była ta szopka!
Ks. Jacek: No jak to po co? Na tym człowieku ciąży klątwa! Gdzie się nie zjawi, tam giną ludzie! Wiesz dlaczego go przenieśli z Białorusi? Bo musieli! Bo całe miasto umarło i zaczęły ginąć przedmieścia, więc go na taczce wywieźli i im się koło od taczki złamało akurat w Sandomierzu i stąd to nasze nieszczęście!
Monika: Dobra, fajnie, nie ciebie pytałam. Co z tym mają wspólnego Wilkowyje?
Patryk Kozioł (znany do tej pory jako Postać Żaka: Miałem przepuścić taką piękną okazję do zemsty na moich braciach, co mnie w dzieciństwie sprzedali Cyganom, a rodzicom powiedzieli, że utonąłem w studni? Nigdy bym sobie tego nie darował! (śmieje się złowieszczo)
Ks. Jacek: A ze mną co teraz będzie?
Patryk Kozioł (wyjmuje zza pleców walizkę jak w kreskówce): Masz tu milion dolarów i urządź sobie życie w Sandomierzu po swojemu!
Monika (bierze pieniądze): No… Nie powiem żeby mi się to nie podobało, ale wy nienormalni jesteście… I serio wierzycie w jakąś klątwę i w to, że ona się teraz odwróci?
Patryk Kozioł: Już się zaczyna odwracać. (klaszcze, a komenda zamienia się w salę kinową, wszyscy siedzą w fotela)
Monika: Co to?
Patryk Kozioł: Monitoring!
Monika: Wy jesteście nienormalni!
Patryk: Patrz!
(na ekranie widać jak na plebanii trwają nerwowe przygotowania w związku z jakąś uroczystością)
Michałowa: Nie wierci się, bo ta sutanna jeszcze niepoprawiona! Ale nie siada, bo…
SCENA IX
Ekran kina się powiększa, sala kinowa znika, widać w dalszym ciągu tę samą akcję, tylko bez otoczki.
Michałowa: …bo się wygniecie, a ja całą noc prasowałam!
Bp. Kozioł (załamuje ręce): Co ja z Michałową mam…
Michałowa: No no! Dziękuję się mówi! Za mój trud!
Bp. Kozioł: No dziękuję…
Michałowa: Wiem, że boli, ale w końcu nie codziennie zostaje się kardynałem…
Bp. Kozioł: No już… Boję się z Michałową kłócić, bo to może być już mój ostatni awans…
Michałowa: No! I tak ma być!
(widać pauzę video i głowę Moniki jak w Królu Lwie 3 [url=
https://img.wattpad.com/7dc2b4e13e5ad9a ... 382e6a7067] W SENSIE, ŻE COŚ TAKIEGO[url])
Monika: Coś ci ten plan nie idzie…
Patryk: Spokojnie, zaraz się rozkręci…
(video znowu startuje)
Bp. Kozioł: A tak w ogóle, Michałowo, to…
Patryk Kozioł (off): Dobra, nudzi mnie to. Skaczemy do kolejnej sceny!
SCENA X
Kościół w Wilkowyjach. Ławki pękają w szwach, jest też telewizja. Przy ołtarzu jednak nic się jeszcze nie dzieje, bo księża i ministranci są w zakrystii i ludzie dopiero na nich czekają. Nagle wpada spóźniony Biskup odgrywany przez Orzechowskiego i siada sobie przy ołtarzu. Rozgląda się i czeka aż inni wyjdą. Wreszcie z zakrystii wychodzą ludzie z Biskupem Koziołem na czele. Kozioł widzi postać Orzechowskiego i się dziwi.
Bp Kozioł: Wargacz? Coś ty, się szaleju najadł? Idź mi stąd!
Bp Orzechowski: Ale o co chodzi?
Bp Kozioł: Bardzo niesmaczny żart! Naprawdę bardzo niesmaczny!
Bp Orzechowski: Nie rozumiem…
Bp Kozioł: No już! Wyjazd!
Bp Orzechowski: Do mnie tak? Do mnie?
(zaczynają się szarpać, a potem bić, a ludzie nagrywają to smartfonami)
Patryk Kozioł (off): Widzisz, Monisiu? Dzieje się!
Monika: Wy jesteście nienormalni!
Patryk Kozioł (kładzie jej palec na ustach i szepcze jak małe, podekscytowane dziecko) Ćśśśśś! Nie przeszkadzaj! Przeskoczmy lepiej do kolejnej sceny!
SCENA XI
Plebania Ojca Mateusza
Emilka (podbiega ze smartfonem do Ojca Mateusza) : Proszę księdza, ksiądz ostatnio był w tym Wilko-cośtam, prawda?
Ks. Mateusz: Wilkowyjach. Tak, a co?
Emilka: A wie ksiądz może dlaczego jeden z tamtejszych księży pobił naszego biskupa?
Ks. Mateusz: Co?
Emilka: No niech ksiądz patrzy! (pokazuje mu bójkę na YouTube)
Ks. Mateusz (szepcze): Nieprawdopodobne…
Emilka: To o co poszło?
Ks. Mateusz: Nie wiem… Pierwsze widzę tę scenę… Musieli się pobić jak już wróciłem…
Ks. Jacek (off): Jak to wrócił, Patryku?
Monika (off) : Dobre! (śmieje się)
Patryk Kozioł: Spokojnie. Klątwa zrobi swoje, tylko trzeba dać jej czas.
Ks. Jacek: Mam nadzieję…
Patryk Kozioł: Patrzcie lepiej na to!
SCENA XII
Dom Krawczyków i Norków.
Karol (trzyma telefon i chichocze): Dobrze! Dobrze! Jeszcze raz!
Norek: Co tam oglądasz, Karol?
Karol: Patrz, ktoś się wreszcie wziął za tego naszego byłego dozorcę!
Norek: Dozorcę?
Karol: No tego starego, niewydarzonego… Ar… Ar…
Norek: Argasiewicza?
Karol: O! Właśnie!
Norek (patrzy w ekran) : O! Faktycznie! A o co poszło?
Karol: A co za różnica?
Norek: A ten, co go bije, też mi kogoś przypomina…
Karol: Ta melepeta? Ciekawe kogo… Dobrze, że się bierze za Argasiewicza, ale jak tak patrzę na ten obraz nędzy i rozpaczy, to nie wiem czy mu się uda… Przecież to chuchro…
Norek: To, że ktoś jest od ciebie chudszy Karol, nie oznacza od razu, że jest chuchrem.
SCENA XIII
Korytarz Kiepskich. Boczek wychodzi z WC. Nagle gaśnie światło i tylko jeden reflektor kieruje się na Boczka.
Boczek: Co jest, w mordę jeża? (rozgląda się i widzi Ferdka, Waldka, Mariolkę, Halinę, Helenę i Mariana) O! To wy se jesteśta! A tamtej to ja se nie zabiłem. Ona se żyje, bo mnie uniewinniły policjanty ze samego Sandomierza. W mordę jeża.
Ferdek: Panie Boczek. Tu nie o to się rozchodzi!
Boczek: A o co? A, dobra, wiem co se powiecie… ja tu i tak ostatni raz se żem przyszedł.
Paździoch (z grobową miną) : My nic nie powiemy, tylko panu pokażemy…
Boczek: A co?
Paździoch: Po prostu pan patrz!
(Mariolka i Walduś wyświetlają na rzutniku na ścianie scenę bójki z Wilkowyj)
Ferdek: I my zrobimy panu tak samo, jak pan tu jeszcze raz przyjdziesz!
Boczek: O nie! Znowu te Wilko-coś tam? Moja noga już tu nigdy nie postanie! Zresztą, odczepta się w końcu wszyscy ode mnie i dejta mnie święty spokój. Do widzenia! (wybiega do siebie)
SCENA XIV
Łódź. Komisarz Michał Orlicz, Komisarz Piotr Górski i Komisarz Andrzej Sochoń siedzą sobie w prywatnym mieszkaniu przy piwie.
Orlicz: Odszedłem, bo już nie mogłem wytrzymać z tym debilem… Codziennie zjadał mi skarpetki…
Górski: Skarpetki? Ja już zapomniałem co to jest!
Andrzej Sochoń (przełyka głośno ślinę) : Ojej…
Górski (klepie kolegę po ramieniu i się śmieje) : No! Powodzenia!
Alex (wbiega nagle do pokoju) : hau hau hau!
Sochoń: O nie! Von od moich skarpetek!
Górski: A co tam masz w pysku?
Alex (podaje im telefon, a oni oglądają bójkę w Wilkowyjach) : hau hau hau!
Sochoń: Widzisz Alex, to samo z tobą zrobię, jak się do mnie zbliżysz!
Alex (oburzony) : hau hau hau!
SCENA XV
Warszawa. Dom Kwiatkowskich z Rodziny Zastępczej.
Jacek Kwiatkowski (siedzi na kanapie, ogląda YouTube na smartfonie i mruczy pod nosem) : Bezstresowe wychowanie bezstresowym wychowaniem, ale czasem mnie korci (śmieje się)
SCENA XVI
Ciemne nieduże pomieszczenie, na biurku z licho świecącą lampką stoi stary komputer z szarym kineskopowym monitorem, przy którym siedzi Ursus, obok stoi Pabfer i pisze na klawiaturze. Dalej we fotelu siedzi MrOLX.
Ursus: Może starczy już tych crossoverów?
Pabfer: Nieee. Crossoverów nigdy za wiele. Dawaj jeszcze. Czytelnicy wytrzymają.
MrOLX: I tak nikt wam tego nie przeczyta.
Pabfer: Nie szkodzi. Teraz twoja kolej, Ursus! Pisz, dawaj, dawaj!
SCENA XVII
Królowy Most, ganek plebanii. Ksiądz Antoni spokojnie rozlewa wino z gąsiora do mniejszych butelek. Podbiega organista Witek z telefonem.
Witek: Proszę księdza! Proszę księdza! Niech no ksiądz zobaczy sobie co ja na telefonie znalazł!
Ks. Antoni: Witek, ty mnie głowy telefonami nie bałamuć! Bo ja obowiązki swoje mam. A i ty chyba próbę chóru powinieneś mieć.
Witek: Oj ,chwila. Niech no ksiądz zobaczy bo to strasznie śmieszne jest. (spogląda się w telefon) Hihihi
ks. Antoni: Witek, ile ja mam ci powtarzać, że te telefony i internety to zguba człowieczeństwa jest. A jak tobie się nudzi i masz czas na głupoty, to ty mnie lepiej pomóż wino rozlewać.
Witek: (patrzy się w telefon i uśmiecha pod nosem) No ale proszę księdza, przecież to śmieszne. Hihi (podtyka księdzu telefon pod nos) Może ksiądz poznaje? Hihi
ks. Antoni: Toż to Piotrek Kozioł, mój kolega z seminarium. A co on? Oczadział od tych godności biskupich?
Witek: No ale bije się nieźle. Hihi
ks. Antoni: No krzepę to on miał, i celność też.
Witek: A ten drugi to kto?
ks. Antoni: A to? Z twarzy kojarzę, tylkom nazwiska zapomniał. Ale on też biskupem został. Widzisz ty Witek, co pycha z człowiekiem robi…
Witek: Łooo, ale strzała dostał! Hihi Hehe!
ks. Antoni: No, nie da się zaprzeczyć. Pokaż no Witek lepiej, bo słabo widzę. (zabiera Witkowi telefon i śmieje się pod nosem) Dobrze Piotruś, dołóż mu!
(wchodzi komisarz Henryk)
Henryk: Pochwalony, proszę księdza!
ks. Antoni: O! Henryk, podejdź no. Usiądź obok i zobacz co Witek znalazł we internecie. Pośmiejem się razem. HEhehehe
SCENA XVIII
Basen w wielkiej luksusowej willi. Na pływającym dmuchanym materacu leży sobie dorosły Piotruś Wolański, patrzy się w laptopa i podśmiewa. Podbiega Marlena Wolańska.
Marlena: Piotruś, coś cię chyba bawi tak jakby?
Piotruś: Tak jakby dwóch księży się biję. Bynajmniej
Marlena: O, pokaż!
Piotruś: I z Pawłem Zawadą też tak powinni zrobić, bo to tak jakby łobuz, bandyta, łapserdak, jełop, kanalia i wrzód na zdrowym organizmie narodu polskiego, czy gdzie on tam teraz mieszka.
Marlena: Bynajmniej!
Monika (off): Co wy mi tu pokazujecie?! Jesteście jacyś nienormalni!
Patryk Kozioł (off): Poczekaj! Bo tu była mowa o Pawle Zawadzie, a jeszcze jest Paweł Zawadzki- taki polonista, który jednocześnie jest detektywem-amatorem, a przez jakiś czas pracował też jako tajny agent i…
Monika (off): Dziękuję panu za tę garść bezcennych informacji, ale mam to w dupie.
Patryk Kozioł (off): A jeszcze taki jeden Henryk Mikos…
Monika (off): Tego to akurat znam i on się nie potrafi posługiwać telefonem…
Patryk Kozioł (off): A no tak, przepraszam…
Ursus i MrOLX (krzyczą razem jeszcze bardziej off, ale tak się wkurzyli, że jednak ich słychać): PABFER, NIE SRAJ CROSSOVERAMI!!!
Pabfer (też bardziej off niż Patryk i Monika, ale tak samo off jak Ursus i MrOLX): A mogę jeszcze coś o Mamuśkach?
Ursus i MrOLX (wiadomo jak): ZBOCZENIEC!!!
SCENA XIX
Dom Solejuków. Solejukowa lepi pierogi, do domu wchodzi lekko stawiony Solejuk.
Solejukowa: O, Solejuk! Dobrze żeś wrócił. Idź no po Wargacza, i przyprowadź go tu do mnie.
Solejuk: A na cholerę ci Wargacz potrzebny?!
Solejuk: No przecież pierogi miał mi rozwozić dzisiaj, ale nie ma go do tej pory. Nie marudź tylko idź i poszukaj!
Solejuk: Ani mi się śni. Nie możesz sama go sobie poszukać?
Solejukowa: Zajęta jestem. Ślepy jesteś, że nie widzisz?
Solejuk: Nie mam zamiaru, kobieto! W moim domu, żadnych interesów z tą gnidą nie będzie! Tfu! Psia mać!
Solejuk: Ta, a niby dlaczego?
Solejuk: Bo to pijak i złodziej!
Solejukowa: Ot, znalazł się abstynent sprawiedliwy. To kogo mi niby polecasz do współpracy, co?
Solejuk: eee, a bo ja wiem. Sama kombinuj, to twój biznes.
Solejukowa: No właśnie. Nikogo już do pomocy nie ma. Bo wszyscy kariery i awanse porobili przez tą Amerykankę. A Wargacz, tak się składa, że już moje pierogi rozwoził. I dobrze sobie dawał radę, a na pewno sto razy lepiej od ciebie. Bo on chociaż trzeźwiejszy jeździł rowerem i nie wywalał się do rowu z towarem. Toż to nawet nasz Burek roznosił we koszyku.
Solejuk: Ale zdechł! I Od czego?!
Solejukowa: Nie ważne od czego, ważne że sobie radził…
Solejuk: Bo się twoich pierogów nażarł! Dlatego zdechł! Psa na zmarnowanie puściłaś! I Wargacz może też zjadł.
Solejuk: (bierze wałek i wygania Solejuka) Ty mnie tu pomówień nie wymyślaj i się Burkiem nie zastawiaj! Masz iść Wargacza poszukać i bez niego nawet mi się na oczy nie pokazywać!
SCENA XX
Solejuk wychodzi podenerwowany z domu, odpala papierosa i idzie w kierunku zagrody Wargaczów
Pabfer (off): Spotyka po drodze Myszkę Miki
Ursus i MrOLX (off): NIE, k#$@a, NIE SPOTYKA!!!
Solejuk: (sam do siebie) Wargacza się babie zachciało, kurna jego mać!
(Solejuk idzie za oborę Wargacza, z której Wargaczowa wypycha wózek czubato załadowany obornikiem, wywala wszystko na ziemię obok dużej pryzmy gnoju i zaczyna podrzucać widłami to co wysypała na ową pryzmę)
Solejuk: Dobry. Jest Grzegorz może?
Wargaczowa: A widać?! Nie ma! Sama wszystko muszę tu robić, bo wy chłopy to wszystkie żeśta takie same alkusy!
Solejuk: A kiedy wróci?
Wargaczowa: A skąd mogę wiedzieć?! Któryś dzień go nie ma!
Solejuk: A gdzie go mogę znaleźć?
Wargaczowa: Czy ja po chińsku gadam?! Nie wiem i nie obchodzi mnie to! Robotę mam! I poszedł mi stąd, bo jak cię Solejuk tymi widłami zaraz…!
Solejuk: Dobra, dobra… Już idę.
(Solejuk idzie sobie przez Wilkowyje, napotyka pijanego Myćkę)
Solejuk: Widziałeś Wargacza może?
Myćko: (nawalony w trzy du*y) Nooo…
Solejuk: A gdzie?
Myćko: Nie wiem… Tam gdzieś… (pokazuje palcem nieprecyzyjnie przestrzeń za sobą)
Solejuk: A kiedy?
Myćko: Przed chwilą… tydzień temu dokładnie… (przewraca się na ziemię)
Solejuk: (sam do siebie) No weź tu kurna się teraz dogadaj z pijakiem! (idzie dalej spotka starszą kobietę ciągnącą wózek z bańkami mleka) Dzień dobry, widziała może pani Wargacza?
Stara Kobieta: COOO?!
Solejuk: Czy Wargacza pani widziała?
Stara Kobieta: A gdzie jest?!
Solejuk: Co „gdzie jest”?
Stara Kobieta: COOO?!
Solejuk: (krzyczy) Gdzie jest Wargacz, się pytam!
Stara Kobieta: O co się pyta? Pan powtórzy bo nie słyszę!
Solejuk: WARGACZA SZUKAM!
Stara Kobieta: Nie drzyj się pan, bo ogłuchnę!
Solejuk: To widziała go pani, czy nie?
Stara Kobieta: COOO?!
(Solejuk macha ręką i idzie dalej, kobieta puka się w głowę pod jego adresem. Idąc, Solejuk napotyka dwójkę młodych, schludnie ubranych ludzi)
Solejuk: Przepraszam, nie widzieliście może Wargacza Grzegorza? (młodzi ludzie patrzą na niego lekko uśmiechnięci naiwnym wzrokiem)
Solejuk: Wargacz, Grzegorz. Niewysoki, krępy, łysawy. Gęba jak kafel, nos jak kartofel. Czapka zimowa, kufajka... No… przepity taki.
Młody mężczyzna: Przykro mi. Jesteśmy nietutejsi. Ale zamiast owego pana Grzegorza, może warto najpierw poszukać wewnętrznego spokoju?
Młoda kobieta: Czy myślał pan może o nadchodzącym końcu świata?
Młody mężczyzna: Nadchodzi Armagiedon na który warto się przygotować duchowo. A tak się składa, że w ten piątek mamy spotkanie na którym omówimy to zagadnienie bardzo szczegółowo.
Młoda kobieta: Proszę, oto broszurka, na której znajdzie pan wszystkie potrzebne informacje. (wciska Solejukowi małą kolorową gazetkę)
Solejuk: A dejta wy mi spokój! (idzie dalej szybkim, nerwowym krokiem)