kacrudy pisze: ↑2019-12-01, 20:58
PEŁNA KULTURKA
Obsada:
Ferdek - Andrzej Grabowski
Halina - Marzena Kipiel-Sztuka
Mariola - Barbara Mularczyk
Waldek - Bartosz Żukowski
Jolasia - Anna Ilczuk
Paździoch - Ryszard Kotys
Boczek - Dariusz Gnatowski
Janusz - Sławomir Szczęśniak
Gościnnie występują:
Oskar - Sebastian Stankiewicz
Badura - Lech Dyblik
Opis: Pewnego dnia Halina spotyka Boczka na korytarzu. Sąsiad zachowuje się inaczej, niż zwykle. Jest niezwykle uczynny, kulturalny, a co najdziwniejsze - mówi wierszem. Dopytywany przez Halinę stwierdza, że nagła zmiana to pozytywne skutki tajemniczego szkolenia, które zorganizowano w zakładzie Boczka. Budzi to zazdrość u Ferdka, który zdaniem Haliny z kolei nie ma w sobie za grosz kultury. Kiepski postanawia więc sięgnąć po radykalne środki…
Scena I
Korytarz. Z klatki schodowej na korytarz wchodzi Halina w stroju pielęgniarki i z torbami pełnymi zakupów. Z WC wychodzi Boczek w garniturze.
Boczek: (z poważną miną i bez emocji w głosie) Dzień dobry, pani Halino.
Halina: Dzień dobry, panie Boczek.
Boczek: Widzę, że była pani w sklepie spożywczym. Pozwoli pani, że pomogę nieść pani zakupy?
Halina: Pozwolę… Ale… Panie Boczek, panu coś jest?
Boczek: Cóż to za pytanie, pani Halino? Nigdy nie czułem się tak wyśmienicie jak dziś.
Halina: No nie wiem, jakoś dziwnie się pan zachowuje.
Boczek: Dziwność jest pojęciem względnym. Czy mogę zajrzeć do pani artykułów spożywczych?
Halina: (nadal ze zdziwieniem w oczach) Proszę.
Boczek zagląda do papierowej torby z zakupami i wyjmuje z niej ogórka.
Boczek: Widzę, że w torbie znajduje się śmietana, tak… A ten ogórek mówi mi, że zamierza pani przygotować mizerię.
Halina: Ogórek panu mówi?
Boczek: No tak, pani Halino, ma pani rację. Wszakże "jeśli ogórek nie śpiewa, i to o żadnej porze, to widać z woli nieba prawdopodobnie nie może". Konstanty Ildefons Gałczyński.
Halina: Jezus Maria, panie Boczek, panu naprawdę coś jest!
Boczek: No co też pani powiada, pani Halino?
Halina: No, no, chodź pan ze mną, zaraz pana zbadam!
Boczek: Proszę bardzo, jeżeli aż tak daleko sięga pani troska o mnie, to nie ma problemu.
Halina: Nieprawdopodobne…
Halina i Boczek zbliżają się do drzwi - Boczek podbiega pierwszy i otwiera drzwi, przepuszcza Halinę w drzwiach.
Scena II
Kuchnia. Ferdek siedzi przy stole i popija Mocnego Fulla, Halina krąży po pomieszczeniu.
Ferdek: Halińcia, powiedz mnie jeszcze raz: Arnold Boczek, ten sam prostak, świnia i cham ze wsi spod Elbląga zaczepił cię pod kiblem i gadał do ciebie wierszem?
Halina: Tak, dokładnie ten sam Arnold Boczek, żaden inny!
Ferdek: No ale przecie to jest fizjologicznie niemożliwe! No bo jak taki niewykształcony i niewychowany ktoś jak Boczek może nagle, kurde, wierszem gadać?
Halina: Nie wiem, nie wiem, skąd mam wiedzieć. Ty przez ponad trzydzieści lat małżeństwa nie zadeklamowałeś mi ani jednego wiersza, więc nie wiem, skąd się bierze coś takiego.
Ferdek: Halinka, ale to nie o mnie teraz jest mowa, tylko o Boczku, kurde.
Do kuchni wchodzi Boczek.
Boczek: Ja bardzo przepraszam, że przerywam państwu tę dyskusję i to w kluczowym jej momencie, ale muszę zadać jedno dosyć ważne pytanie.
Halina: Słuchamy, jakie?
Boczek: Czy ja mógłbym coś u państwa spożyć?
Halina: Proszę.
Ferdek: Co, jakie proszę, Halińcia, jakie spożyć, ja…
W tym czasie, gdy Ferdek mówił, Boczek zdążył otworzyć lodówkę i wziąć z niej pęto kiełbasy.
Boczek: Bardzo dziękuję.
Boczek wychodzi.
Ferdek: Widziałaś, Halińcia, może i mu się coś poprzestawiało, kurde, ale apetyt to mu się nie zmienił!
Scena III
Salon. Boczek siedzi na wersalce i spożywa kiełbasę za pomocą widelca i noża - a po każdym kęsie wyciera usta serwetką. Ferdek i Halina stoją obok meblościanki i dyskretnie między sobą rozmawiają.
Ferdek: Zoba, Halinka. Przecie grubas zawsze kiełbasę w łapie trzymał i wpierdzielał tak, że aż tłuszcz kapał. A tera nóż, widelec… Z nim jest coś naprawdę nie tak, Halińcia.
Halina: Ferdek, to że ty nie używasz noża i widelca, nie oznacza, że z resztą społeczeństwa jest coś nie tak.
Ferdek: Wypraszam sobie, Halinka!
Halina: Ciszej, jełopie! Trochę racji masz, sytuacja jest dosyć niecodzienna.
Ferdek: Do wariatkowa trzeba dziada odwieść!
Halina: To nie jest choroba, Ferdziu. Boczek nawet chory nie używałby tak mądrych słów.
Ferdek: To co mu jest?
Halina: Może po prostu zmądrzał na starość!
Ferdek: Albo mu się normalnie woda z mózgu zrobiła i ta jego głupota mu się, rozumiesz, cofła?
Halina: To tak nie działa, Ferdek. Gdyby tak było, tobie by się już dawno "cofła".
Boczek: Pani Halino, a czy mógłbym panią prosić o jedną szklankę wody?
Halina: Yy, tak… Zaraz przyniosę! (znów do Ferdka) Widzisz? Jak taki Boczek nie był nigdy wcześniej obyty z kulturalnym zachowaniem, to nie mogło to mu tak samo przyjść!
Ferdek: No ale tak w sumie, Halińcia, to co nas to gówno obchodzi, co? Niech se jest kurturarny, jak se chce, ja mam to w dupie!
Halina: Wiesz co? Tobie w pierwszej kolejności przydałoby się trochę kultury.
Ferdek: A idźże, idźże…
Boczek: Pani Halino, bardzo bym prosił o szklankę wody!
Halina: Panie Boczek, czy może pan przejść do kuchni? Chciałabym z panem zamienić słówko.
Boczek: Nie ma problemu, pani Halino. Cała przyjemność po mojej stronie.
Boczek wstaje i zmierza w stronę kuchni, oczywiście otwierając drzwi i przepuszczając w nich Halinę.
Ferdek: Kurtura, kurde… Wierszem gadać to każden jeden potrafi, a robić ni ma komu!
Scena IV
Kuchnia. Halina i Boczek siedzą przy stole.
Boczek: Pani Halino, to było tak: pewnego dnia dyrektor naszego zakładu stwierdził jednoznacznie, że jesteśmy nadzwyczaj opryskliwi i niewychowani, i zmusił nas do poczynienia radykalnych kroków związanych z naszą resocjalizacją.
Halina: No to bardzo ciekawe. No i co?
Boczek: Z początku nic. Szło nam, mnie i moim kolegom, nie obwijając w bawełnę, fatalnie. I wtedy dyrektor zorganizował dla nas specjalne szkolenie o kulturze i relacjach międzyludzkich.
Halina: Znaczy… Mam rozumieć, że to wszystko to zasługa tego… szkolenia?
Boczek: W rzeczy samej, pani Halino… Jednak będąc szczerym, to niewiele zapamiętałem z tegoż szkolenia. To wszystko… samo przyszło.
Halina: Niesamowite. A nie wie pan, kto prowadził to szkolenie? Wie pan, mojemu mężowi to by się przydało jak mało komu!
Boczek: Niestety nie mam takich informacji, pani Halino.
Halina: No trudno.
Boczek zerka na zegarek na ręce.
Boczek: O rany, ale się późno zrobiło! Trochę się zasiedziałem, muszę już iść. Do zobaczenia, pani Halino!
Halina: Do widzenia, panie Boczek.
Boczek opuszcza kuchnię.
Halina: Kto by pomyślał… Pełna kulturka.
Scena V
Salon w trakcie obiadku. Przy stole siedzą Ferdek, Halina, Waldek, Jolasia i Mariola. Wszyscy jedzą zupę i siedzą w absolutnej ciszy, jedynie Ferdek głośno siorbie.
Halina: Ferdek, przestań siorbać, bo ja zaraz oszaleję!
Ferdek: ...Halinka… O co ci, kurde, chodzi?
Halina: O jajco, jełopie! Ja chcę choć raz zjeść obiad w spokojnej, rodzinnej atmosferze!
Ferdek: No to co ci w tym przeszkadza?
Halina: Jak co? Twój niekulturalny sposób spożywania obiadu!
Ferdek: Halińcia, ty znowu pijesz do mnie z tą kulturą!
Halina: Nie, Ferdziu, w tym domu pijesz tylko ty!
Waldek rechocze.
Jolasia: Zawrzyj się, Waldemar, bo ty akurat kultury w sobie też za grosz nie masz bynajmniej!
Waldek: Jak nie mam, jak mam normalnie!
Jolasia: Nie masz! Jesteś człowiekiem niekulturalnym, wulgarnym, pijącym… I w ogóle mnie niesatysfakcjonującym.
Waldek: Akurat to ja mam se więcej kultury w sobie niż ty włosów na głowie, wiesz?
Halina: Przestańcie się kłócić, bo ja zaraz dostanę regularnego szału! Trochę kultury przy obiedzie!
Ferdek: Tak jest, kurde.
Ferdek znów siorbie.
Halina: A ty, Ferdek, to mógłbyś brać przykład, choćby z Arnolda Boczka!
Ferdek: A dupa tam!
Mariola: A dlaczego, mamo, akurat z Boczka?
Halina: Bo pan Boczek, wyobraźcie sobie, po jednym szkoleniu z kultury osobistej wrócił całkowicie odmieniony! Kulturalny, wychowany, obyty z poezją… Cud!
Mariola: Mówisz, że po szkoleniu? Czekaj, z czymś mi się to kojarzy…
Halina: Wiesz, kto je przeprowadził?
Mariola: Nie wiem… Ale ktoś mi już kiedyś wspominał o jakimś szkoleniu.
Halina: O, widzisz? Czyli to już jest jakaś znana firma!
Jolasia: Słyszałeś, Waldemar? Ty też masz skorzystać z usług tego szkolenia!
Waldek: A jak nie, to co?
Jolasia: To nie mamy sobie nic do powiedzenia, oprócz "do widzenia"!
Jolasia się śmieje.
Scena VI
Sypialnia nocą. Ferdek i Halina leżą w łóżku.
Halina: Ja nie wiem… Co ja w tobie widziałam te 40 lat temu?
Ferdek: Jak co widziałaś, Halińcia?
Halina: No właśnie nie wiem. Jak tak na ciebie patrzę, to ja nie widzę w tobie żadnych pozytywnych cech!
Ferdek: Halińcia, przepraszam bardzo, ale widziały gały co brały, i tyle w temacie!
Halina: Tylko że ty kiedyś byłeś zupełnie inny. Szarmancki, dżentelmenski, kulturalny… A dziś? Moralne dno i wodorosty!
Ferdek: Wiesz co, Halinka, ja mam wrażenie, że ty mnie obrażasz!
Halina: Ja? Coś ty! Skąd ci to przyszło do głowy? Ja po prostu stwierdzam fakty!
Ferdek: Fakty, Halinka… Dzisiaj to se każden jeden może mówić co chce i powiedzieć, że to są fakty, a to gówno prawda jest!
Halina: I widzisz? I znowu się objawia twoja arogancja wobec przyzwoitości! Ja cię teraz nie proszę, ja żądam: masz coś ze sobą zrobić!
Ferdek: Co?
Halina: Nie wiem, wymyśl coś! I nie waż mi się wracać do chałupy, dopóki się nie odchamisz!
Ferdek: A żebyś wiedziała, że se pójdę!
Halina: Że ty pójdziesz to ja wiem, tylko masz tu wrócić jako kulturalna osoba.
Ferdek: A żebyś wiedziała, że wrócę! Ja ci powiem, Halinka, że będę tak kurturarny, że ty jeszcze zatęsknisz za starym mną!
Halina: No i zobaczymy! Idź!
Ferdek: No to idę!
Halina: Idź!
Ferdek wstaje i wychodzi z sypialni.
Scena VII
Korytarz.Ferdek stoi pod drzwiami od pustostanu i kilka razy przymierza się, aby zapukać, ale szybko rezygnuje. Po chwili delikatnie ciągnie za klamkę i wchodzi po cichu do środka.
Wewnątrz pustostanu znajduje się mnóstwo gratów. Oskar i Mariola śpią na łóżku w rogu pokoju. Ferdek wchodzi do środka i przewraca się o stojący na środku pokoju motocykl, robiąc przy tym hałas. Oskar budzi się i wstaje z łóżka.
Oskar: Kto tu jest?
Ferdek: To ja!
Oskar: Tata? A co tata tu robi?
Ferdek: Przyszłem żem, bo potrzebuję, żebyś mnie we w czymś pomógł.
Oskar: Jasna sprawa, co tatuś chce i kiedy chce!
Ferdek: Ciemno tu jak w dupie u Murzyna!
Oskar: No… Noc jest.
Ferdek: Co to za gówno, o które żem się potknął?
Oskar: A, to mój motocykl! Sam go złożyłem, ze śmieci zebranych na złomowisku. Jak się ojcu podoba?
Ferdek: Hayabuza to to nie jest…
Oskar: Ale to tam nieistotne! No, ale z czym tatuś do mnie przychodzi? Co tatę trapi?
Ferdek: Potrzebuję czegoś, co by mnie ukurturarniło normalnie.
Oskar: Znaczy taki… Odchamiacz?
Ferdek: No, coś takiego, no w sumie… Tak.
Oskar: Świetnie się składa, ojcze… Bo akurat mam pod ręką coś takiego…
Oskar zaczyna grzebać w swoich gratach, wyciąga z niego coś co przypomina hełm i pilota do niego.
Oskar: O tutaj!
Ferdek: A to działa?
Oskar: Oczywiście, że działa! Już kilka instytucji ode mnie pożyczało ten wynalazek i są bardzo zadowoleni z efektów!
Ferdek: No to, kurde, z nieba żeś mi spadł! Podłanczaj to!
Oskar zakłada Ferdkowi na głowę urządzenie i wciska przycisk na pilocie. Hełm zaświeca się.
Oskar: No, to jak tatusia odchamiamy? Lekko, mocniej czy pełna kulturka?
Ferdek: No pełna, kurde!
Oskar: Na pewno?
Ferdek: No jak nie, jak tak?
Oskar: No dobrze, to… Odpalam!
Hełm zaczyna migać, Ferdkiem zaczyna trząść.
Scena VIII
Przedpokój. Halina w stroju pielęgniarki szykuje się do wyjścia, stojąc przed lustrem. Nagle ktoś puka do drzwi.
Halina: Już, zaraz!
Halina otwiera drzwi. W progu stoi Ferdek, wystrojony w elegancki garnitur.
Ferdek: Dzień dobry, kochana żono.
Halina: Jezus Maria, Ferdek! Ty masz gorączkę?
Ferdek: Co najwyżej miłosną, ukochana.
Halina: Jezu Chryste… Ty… Ty się odchamiłeś!
Ferdek: W rzeczy samej, powiem więcej: nigdy przedtem nie czułem się tak swobodnie i naturalnie jak teraz.
Halina: Nie, to jest niemożliwe. Jak żeś tego dokonał?
Ferdek: Halino… Czy to ważne? Cel uświęca środki.
Halina: Jak mam to rozumieć?
Ferdek: Idź już do pracy, ukochana… A ja…
Halina: Stój! Zanim dokończysz, pozwól że ja to zrobię! Posprzątasz mieszkanie, umyjesz okna i obierzesz kartofle.
Ferdek: Co tylko zechcesz.
Halina: Niesamowite….Kto by pomyślał. Mój jełop.
Halina otwiera drzwi i wychodzi z mieszkania. Ferdek wyciąga z szuflady komody okulary i zakłada je na nos.
Scena IX
Korytarz. Boczek (nadal w garniturze) wychodzi z WC. Podchodzi do niego Ferdek.
Boczek: Dzień dobry, panie Ferdynandzie.
Ferdek: Dzień dobry, panie Arnoldzie. Przepraszam bardzo, naprawdę bardzo pana przepraszam, ale co pan tu robi?
Boczek: Wie pan, panie Ferdynandzie, o takich sprawach nie wypada powiadamiać na forum.
Ferdek: Rozumiem, ale przecież, proszę mnie źle nie zrozumieć, ale ma pan swoją, za przeproszeniem, toaletę na swoim piętrze. Dlaczego nie stara się pan załatwiać swoich potrzeb fizjologicznych na pańskim piętrze?
Boczek: Ponieważ na moim piętrze pewna osoba regularnie dopuszcza się kradzieży papieru zwanego potocznie toaletowym.
Ferdek: Tylko że, panie Arnoldzie, proszę mnie źle nie zrozumieć, ale po pańskich wizytach w naszej kabinie toaletowej również dochodzi do kradzieży papieru i zachodzi podejrzenie, że to pan odpowiada za ten zbrodniczy czyn.
Z mieszkania wychodzi Marian i obserwuje sytuację.
Ferdek: Dlatego pomimo mojej ogromnej sympatii do pana, zmuszony jestem powiedzieć panu, aby pan, bardzo przepraszam za wulgarne wyrażenie, ale: wypierdzielał.
Boczek opuszcza korytarz i wychodzi na klatkę.
Marian: Panie Ferdku, nie poznaję pana. Co się panu stało?
Ferdek: Panie Marianie Januszu Paździochu, po prostu staram się zachowywać kulturalnie, w przeciwieństwie do niektórych mieszkańców tego budynku. A teraz przepraszam, ale muszę przygotować mieszkanie do powrotu mojej kochanej, niedocenianej żony, Haliny.
Ferdek wraca do mieszkania, pozostawiając zszokowanego Mariana.
Scena X
Salon. Do pomieszczenia wchodzi Halina z zakupami. Z progu jest zaskoczona.
Halina: Matko Boska… Jak tu czysto. Ferdek!
Z kuchni przychodzi Ferdek.
Ferdek: Słucham.
Halina: Ferdziu, ty naprawdę sam to wszystko posprzątałeś?
Ferdek: Absolutnie sam, Halino.
Halina: Niewiarygodne. Odkurzone, wymyte… I ty naprawdę… Zupełnie sam?
Ferdek: Nie rozumiem, droga żono, czy ty próbujesz mi coś insynuować?
Halina: Nie, nie, skąd, absolutnie. A kartofle?
Ferdek: Obrane. Równo trzy kilo.
Halina: Jezus Maria, to kto to wszystko zje?
Ferdek: Halino, przecież nie jesteśmy sami we wszechświecie. Są dzieci, jest synowa… Tak, synowa, wspaniała kobieta, naprawdę.
Halina: Oj, nie zagalopywuj się, bo to się już zaczyna robić niezdrowe. A powiedz mi taką jedną rzecz - w pośredniaku byłeś?
Ferdek: Kochanie, przecież wiesz doskonale, że w tym kraju niestety, ale nie ma żadnej pracy dla ludzi z moim wykształceniem.
Halina: Tak, to prawda… Ale z twoją elokwencją i kulturą osobistą, może się coś znajdzie.
Ferdek: Niemniej, Halino, nie mogę iść, ponieważ bardzo, ale to bardzo poważnie boli mnie noga noga w biodrze i nie mogę chodzić dobrze.
Halina: No widzisz, i do tego mówisz wierszem. Na pewno praca w pośredniaku już na ciebie czeka.
Ferdek: Ale…
Halina: Ferdziu, kulturalni ludzie niemający pracy chodzą do urzędu pracy. A ty chyba jesteś człowiekiem kulturalnym?
Ferdek: Oczywiście, że tak.
Halina: Więc wędruj!
Ferdek: To może ja buty przebiorę…
Halina: Tylko się pośpiesz.
Ferdek idzie w stronę sypialni.
Halina: No nie wierzę… On naprawdę idzie do pośredniaka!
Do salonu wchodzi Mariola.
Mariola: Kto idzie do pośredniaka?
Halina: Twój ojciec!
Mariola: Nie no, weź mnie nie rozśmieszaj. Już to widzę.
Halina: Ja też jestem w szoku. Nie wiem, co mu się stało! Od rana chodzi taki elegancki, kulturalny, jak Boczek po tym jego szkoleniu!
Mariola: Zaraz, zaraz, czekaj… Szkoleniu…
Halina: Co?
Mariola: O! Już wiem, kto mi mówił o tym całym szkoleniu!
Halina: No kto?
Mariola: Chodź ze mną, mamo!
Halina: Ale dokąd?
Mariola: No chodź!
Halina i Mariola wybiegają z salonu.
Scena XI
Pustostan. Rozmowa Oskara, Haliny i Marioli.
Oskar: No więc to moje urządzenie do odchamiania zostało wypożyczone, oczywiście nie za darmo, zakładowi, w którym pracuje pan Arnold Boczek. I tam zostało wykorzystane do odchamiania wszystkich pracowników.
Halina: I mój mąż, jak rozumiem, również wziął i wykorzystał tę maszynę?
Oskar: Ten, no…
Mariola: No, no mów!
Oskar: No tak, no miałem tego nie mówić… No ale jemu już chyba wszystko jedno. Mam nadzieję, że się pani na mnie nie gniewa, pani matko?
Halina: Czy ja się gniewam? Ja jestem zachwycona! Spójrzcie tylko na mojego męża!
W otwartych drzwiach widzimy przechodzącego Ferdka.
Ferdek: Kochanie, informuję cię, iż wychodzę do urzędu pracy!
Halina: Życzę szczęścia!
Ferdek odchodzi.
Mariola: No, wygląda na to, że to faktycznie działa!
Halina: Panie Oskarze, ja… Ja nie wiem, jak mam panu dziękować. Pan dokonał niemożliwego! Jego przez 40 lat żadna siła nie ruszyła z fotela!
Oskar: Proszę mi nie dziękować… Proszę dziękować nauce! To ona tego dokonała!
Mariola: No a ten, no… Efekty uboczne?
Oskar chrząka.
Halina: A co, jakieś są?
Oskar: Nie no, chyba raczej jakoś nie… Tylko ten… Istnieje ryzyko, że to odchamianie to… To ono jest tylko tymczasowe.
Halina: Jak to?
Oskar: To znaczy nie tyle tymczasowe, co po prostu… Może zostać przerwane przez jakiś nieprzewidziany bodziec.
Halina: Jaki bodziec?
Oskar: Nie miałem czasu na dokładne eksperymenty, ale… Pewnie to zależy od otoczenia.
Scena XII
Park. Na ławce siedzi Badura pijący wino. Ścieżką przechodzi Ferdek.
Badura: Uszanowanie, panie Ferdku!
Ferdek: Przepraszam, bardzo się spieszę do urzędu pracy!
Badura: Panie, wypluj pan te słowa! Chodź pan, napijemy się!
Ferdek: Przykro mi, ale ja jestem człowiekiem kulturalnym i nie spędzam czasu w takim towarzystwie.
Badura: Nie no panie, nie pociskaj pan takich pierdół. Przecież to jest najważniejsza kultura ze wszystkich!
Ferdek: Jakaż to?
Badura: Kultura picia, panie!
Ferdek: Tak pan powiada? No cóż, chyba nie zaszkodzi mi spróbować tejże kultury!
Badura: Nie krępuj się pan, bierz pan!
Badura podaje Ferdkowi butelkę, Ferdek po obwąchaniu jej i przejrzeniu etykiety pociąga łyk wina.
Badura: I co?
Ferdek: Bardzo ciekawy odłam kultury!
Badura: No i widzisz pan! Zara się przejdziem do Stasia po więcej tego towaru!
Ferdek: A czy to przypadkiem nie będzie już alkoholizm, proszę pana?
Badura: Nigdy w życiu, panie, żaden alkoholizm! Na alkoholizm to cierpią te wszystkie menele, panie, a my… Jesteśmy smakoszami!
Ferdek: No cóż, skoro tak sprawa wygląda, to oczywiście mogę peregrynować za panem…
Badura: Tak jest, panie Ferdku! Lecim na Szczecin!
Scena XIII
Podwórko koło trzepaka. Ferdek i Badura śpiewają i co chwila pociągają łyk wina. Z salonu przez okno sytuację obserwują Halina, Mariola i Oskar.
Halina: No i było tak pięknie i wszystko jak zwykle trafił szlag!
Mariola: Mówiłam ci, że ojciec to jest normalnie niereformowalny!
Na podwórku pojawia się także zataczający się Boczek.
Halina: No zobaczcie no, no nawet Boczka z powrotem przerobili!
Oskar: Przecież… Ja tego nie rozumiem…
Na podwórku pojawia się jeszcze Janusz, także - a jakże - zataczający się.
Halina: No nie! No nawet pan Janusz! Co jak co, ale myślałam, że on to akurat jest kulturalny z natury!
Mariola: Widzisz, mamo? Z kim przestajesz, takim się stajesz!
Kamera znów obejmuje zataczających się bohaterów na podwórku.
KONIEC