Słowo od autora: scenariusz pisany jest w stylu 28. sezonu. To taki trochę eksperyment, ale nawet mi się spodobało, faktycznie im więcej bohaterów, tym łatwiej się to pisze.
Jeśli wyszło źle - to nawet lepiej, znaczy że przyswoiłem ten styl.
Mam jednak nadzieję, że tytuł odcinka nie okaże się zbytnio proroczy.
TOTALNY KATAKLIZM
Obsada:
Ferdek - Andrzej Grabowski
Halina - Marzena Kipiel-Sztuka
Mariola - Barbara Mularczyk
Waldek - Bartosz Żukowski
Jolasia - Anna Ilczuk
Paździoch - Ryszard Kotys
Paździochowa - Renata Pałys
Boczek - Dariusz Gnatowski
Janusz - Sławomir Szczęśniak
Gościnnie występują:
Kozłowski - Andrzej Gałła
Kozłowska - Joanna Kurowska
Badura - Lech Dyblik
Stasiek - Marek Pyś
Redaktorka - Beata Rakowska
Astrofizyk - Dariusz Siastacz
Opis: W telewizji pojawia się informacja o asteroidzie zbliżającej się w kierunku Ziemi. Reakcje mieszkańców na ten temat są z początku podzielone - jedni są przerażeni, inni podchodzą do tego z dystansem. Jednak wkrótce wybucha wielkie poruszenie, gdy okazuje się, że w celu uratowania ludzkości przygotowane są rakiety, którymi społeczeństwo ma ewakuować się na inną planetę. Wówczas wszyscy przygotowują się do podróży w kosmos - wszyscy z wyjątkiem Ferdka, który nadal bardzo sceptycznie podchodzi do medialnych doniesień na ten temat…
Scena I
Salon Kiepskich, wieczór. Ferdek siedzi na fotelu, a na kanapie siedzą Waldek i Jolasia oraz Mariola. W tle cicho gra telewizor.
Ferdek: Halinka, chodźże szybciej, bo zara się będzie film zaczynał!
Do salonu wchodzi Halina z talerzem pełnym racuchem.
Halina: Jestem, jestem, nie drzyj się tak! Macie tu dzieci, racuchy, częstujcie się!
Waldek, Jolasia i Mariola rzucają się na racuchy. Halina siada na fotelu.
Halina: A coś się dzieje ciekawego w tej telewizji?
Jolasia: Nuda, mamciś, nuda! Najpierw był wywiad z politykiem, a teraz z astrofizykiem. I teraz gadają o asteroidzie kosmicznej, a potem ma być film produkcji zagranicznej.
Halina: Ferdek, daj głośniej, to chociaż będziemy wiedzieli, o czym mówią.
Ferdek: Halińcia, przecie to głupie głupoty są jakieś. Jedni durnie takie głupoty gadają, a drugie durnie w to, Halinka, wierzą. I telewizja tak ogłupia ludzi.
Halina: Wiem, Ferdziu. Widzę to na twoim przykładzie.
Waldek wybucha śmiechem.
Ferdek: Zawrzyj się, Cycu, bo ty też głupi jesteś.
Waldek: Tatuś, przecie sam mówiłeś normalnie, że w dzisiejszych czasach to nie potrzeba normalnie mieć wykształcenia.
Ferdek: No bo nie potrzeba, ale to nie znaczy, że trzeba być głupim!
Mariola: Dobra, cicho, bo coś mówią!
Przeskok na studio telewizyjne, w którym siedzą redaktorka i gość - wspomniany przez Jolasię astrofizyk.
Astrofizyk: Także jak już wspominałem, jestem w 100% przekonany o tym, że asteroida 2007 BK uderzy w Ziemię w przeciągu najbliższych kilku tygodni, dokonując olbrzymich zniszczeń.
Redaktorka: I co, tak po prostu? Przeleci, uderzy, sru! i już? I co, i żadnego ratunku nie ma?
Astrofizyk: Nie.
Redaktorka: Wie pan, to bardzo ciekawe, bo przed chwilą rozmawiałam z poprzednim gościem, który zresztą był tu przed panem, i on mówił to samo, tyle że stwierdził, że ratunek jest. I zaprezentował mi i widzom bardzo długi plan uratowania naszej, prawda, pięknej planety.
Astrofizyk: Proszę panią, proszę państwa, to jest gówno prawda. Plan zaprezentowany przez mojego poprzednika jeszcze bardziej zrujnuje znany nam świat.
Redaktorka: Czyli mamy rozumieć, że to absolutny koniec Ziemi, jaką znamy?
Astrofizyk: Na tę chwilę, z przykrością stwierdzam, że tak.
Wracamy do salonu.
Halina: Jezus Maria, no!
Ferdek: To pierdoły takie pociskają, kurde. Pieprzyć głupoty we telewizji to każden jeden umie, a robić ni ma komu!
Jolasia: Tylko że ojcze, to co mówi naukowiec, to ma nawet sens, bo ja też gdzieś czytałam, że dobiega naszej Ziemi kres!
Halina: Jolasiu, ale na to trzeba zawsze patrzeć z przymrużeniem oka, bo to już nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy ma w nas coś uderzyć.
Ferdek: No dokładnie, Halinka.
Waldek: No dobre, ale takie te… Dinożarły, to co na ten przykład wybiło normalnie?
Ferdek: Dinożarły się same powyzabijały, Cycu, bo się struły swoimi, tymi, gazami, kurde.
Waldek rechocze.
Scena II
Korytarz, wieczór. Ferdek wychodzi z mieszkania, z klatki na korytarz wbiega Boczek.
Boczek: Panie Ferdku, słyszałeś pan? Asteroida leci w naszą stronę!
Ferdek: Słyszałem, panie Boczek, i się panu naprawdę dziwię, że się pan dajesz nabrać na takie pierdoły.
Boczek: Jakie pierdoły, panie? Przecie to naukowiec astrofizyk we telewizorze mówił!
Ferdek: Panie, za darmo to on tego nie mówił. A takie debile, jak pan, to łykają to wszystko jak pelikan.
Boczek: Nie obrażaj pan, dobre? Inaczej pan będziesz mówił, jak ta asteroida tu będzie leciała!
Z mieszkania wychodzi Janusz.
Janusz: Panie Boczek, pan Ferdek ma absolutną rację. Powiem panu, że cztery lata temu była dokładnie taka sama sytuacja. Też zapowiadali koniec świata, że asteroida, że to, że tamto, no i faktycznie uderzyła! Tylko, że się okazało, że to był niewypał!
Boczek: Jak niewypał? Nic nie rozumiem!
Janusz: No wie pan, uderzyła, trochę postraszyła ludzi, ale koniec końców żadnych większych szkód nie było.
Ferdek: I widzi pan, panie Boczek? Nie ma co trząść gaćmi ze strachu!
Janusz: Każdą podawaną przez media informację trzeba przecedzić przez bardzo duże sito, bo jeśli będziemy wierzyć we wszystko, co usłyszymy, to media dalej będą nami tak manipulować.
Ferdek: Tak jest, panie Januszu, i ja to zawsze powtarzam.
Boczek: Ta? A skąd pan to w ogóle wiesz, panie Paździoch, jak pan żeś jeszcze rok temu to se we Paragwaju był?
Janusz: Panie Boczek, a pan myśli, że w Paragwaju nie praktykuje się takich manipulacji? Tak samo, jak w Polsce, proszę państwa. Tylko obywatele mądrzejsi. A my, i z prawa, i z lewa, mamy takich Boczków i efekty są, jakie są.
Boczek: Panie, nie obrażaj pan!
Ferdek: Panie Boczek, takie są fakty. Przepraszam bardzo, ale idę do kibla.
Ferdek wchodzi do kibla. Janusz wraca zaś do mieszkania, Boczek zostaje sam na korytarzu.
Scena III
Sypialnia nocą. Ferdek i Halina leżą w łóżku.
Halina: Ferdek, śpisz?
Ferdek: Śpię, bo co?
Halina: Bo ja nadal myślę o tej asteroidzie. Wiesz, tej, co ma w nas uderzyć.
Ferdek: Halińcia, idź lepiej spać, żeby rano wstać, a nie dupę po nocy zawracasz.
Halina: No ale słuchaj. Podobno naukowcy biorą to wszystko bardzo na poważnie. Nawet ma być zorganizowany lot na "drugą Ziemię".
Ferdek: Halinka, to wszystko to jest pic na wodę fotomontaż, to jest, kurde, wszystko ukartowane.
Halina: A ja bym nie była tego taka pewna, wiesz? Już raz zapowiadali asteroidę. I uderzyła.
Ferdek: No dobre, ale przecie nic nie rozpierdzieliła, nie?
Halina: Niby nie, no ale jednak uderzyła! I ja ci powiem, że myślę, że może jednak mamy się czego obawiać.
Ferdek: Wiesz co, Halinka, mnie się to już niedobrze robi od tego ciągłego pieprzenia, kurde.
Halina: Ferdek, wiesz co ci powiem? Jak już ta asteroida tu przyleci, to najpierw uderzy w ciebie, jestem o tym głęboko przekonana. Dobranoc!
Halina gasi światło. Zarówno ona, jak i Ferdek, odwracają się na przeciwległe boki.
Scena IV
Pod sklepem "U Stasia". Ferdek i prezes Kozłowski siedzą przy stoliku. Ferdek trzyma w ręku Mocnego Fulla.
Kozłowski: Muszę panu powiedzieć, panie Ferdku, że za mojej kadencji to ludzi straszono meteorytami setki razy. I najczęściej wychodziło z tego całe gówno.
Ferdek: Panie prezesie, bo to przecie są wymysły telewizji, telewizja nas panie, kurde, straszy, i nas odciąga od prawdziwych problemów.
Kozłowski: Ale jednak zdarzają się prawdziwe asteroidy! Cztery lata temu była, tę historię to pan znasz?
Ferdek: No jak nie, jak tak?
Kozłowski: No, albo, ten, była taka historia, to było gdzieś z 20 lat temu, jak pierwszy raz startowałem na Prezesa Rady Osiedla. Wtedy właśnie po raz pierwszy moim konkurentem w wyborach był Talarek.
Ferdek: Co pan powie? No i co?
Kozłowski: To ja wtedy, wiesz pan, powiedziałem to samo, że uderzy w nas asteroida, że wszystko rozpieprzy i w ogóle, kurka wódka… No i że tylko ja mogę ich uratować.
Ferdek: I co było dalej?
Kozłowski: Przegrałem te wybory!
Ferdek: Oj, to bardzo mi przykro, panie prezesie…
Kozłowski: Ale słuchaj pan dalej! Talarek wygrał wybory, a wtedy nagle srrru!
Ferdek: Jak sru? Co sru?
Kozłowski: Asteroida sru! I faktycznie rozpieprzyła całą naszą wrocławską gospodarkę! No i koniec końców w następnych wyborach wybrali mnie, no i tak już mnie wybierają do dziś.
Ferdek: O kurde… Ale skąd pan żeś wiedział, że uderzy ta asteroida?
Kozłowski: Panie Ferdku, Talarka to ja znam nie od dziś. Ja żem od razu wiedział, że z jego prezesowania to nic dobrego nie wyjdzie. Ale, jak to mówią, Polak mądry po szkodzie. I wybrali mnie dopiero po szkodzie.
Ferdek bierze łyk Mocnego Fulla.
Scena V
Złomowisko. Badura siedzi na skrzynkach i popija wino leśne. Podchodzi do niego Ferdek.
Badura: Uszanowanie, czcigodny panie Ferdku.
Ferdek: Uszanowanie, panie Badura.
Badura: A cóż to pana, karwa kawka, dzisiaj do mnie sprowadza?
Ferdek: Panie Kazimierzu, to co zawsze. Problem naiwności ludzkiej zmusza mnie do, prawda, wypicia w pańskim towarzystwie.
Badura: Ma się rozumieć, panie Ferdku, na tę okazję mam odłożone trochę alkoholu.
Badura wyciąga zza gratów całą skrzynkę wina. Wyciąga jedną butelkę i podaje ja Ferdkowi.
Ferdek: Podziękował.
Badura: No to mówże pan, co pana tak trapi.
Ferdek: Panie Kazimierzu, naukowiec jeden z drugim we telewizorze asteroidą straszy, a moja dobra, ale głupia żona we tę asteroidę wierzy.
Badura: Rozumiem pana, panie Ferdku, ale muszę panu powiedzieć, że każda bajka zawiera ziarno prawdy.
Ferdek: Czyli co, pan też wierzysz w tę asteroidę?
Badura: Pokażę coś panu. Stasiek!!
Do mężczyzn przychodzi Stasiek.
Stasiek: No co jest, Kaźmirz?
Badura: Pokaż panu Ferdkowi skałę!
Stasiek odchodzi i za chwilę wraca z fragmentem meteorytu w ręku. Podaje go Badurze.
Badura: Patrz pan!
Ferdek: Co to jest?
Badura: To jest meteoryt, który pozostał po asteroidzie, która się rozbiła 20 lat temu.
Ferdek: I gdzie ona się rozbiła?
Stasiek: Panie Ferdku, bo to było tak, że ja se normalnie żem siedział we chałupie, nie, no i żem se tak spał, a tu nagle budzę się i patrzę przez okno, że tu coś kuźwa leci! No to wybiegam i patrzę, a ta, ta, asteroida to ona prosto na mój dom leci!
Ferdek: No i co?
Badura: I gówno! Stasiek został bez dachu nad głową i przylazł do nas na złom. Zresztą Bocian to samo, też mu asteroida rozpierdzieliła dom.
Ferdek: A panu?
Badura: Mnie trochę inna asteroida uczyniła bezdomnym. Jeszcze peerelowska.
Ferdek pociąga wino.
Scena VI
Ferdek wchodzi na korytarz. Obok swojego mieszkania na krzesełku siedzi Marian. Z mieszkania wychodzą Helena i Janusz, którzy ciągną za sobą walizki.
Helena: Cholera, jakie to ciężkie! Marian, dziadu, ruszyłbyś się i mi trochę pomógł, a nie się tak rozsiadłeś jak jakieś panisko!
Ferdek: Co się tu, kurde, dzieje?
Marian: A nie widać? Odlatujemy!
Ferdek: Gdzie?
Marian: W kosmos!
Ferdek: Jak w kosmos? Gdzie w kosmos?
Janusz: Kierunek: zachód. Tam musi być jakaś cywilizacja.
Helena: Janusz, skocz jeszcze do Stasia, no bo przecież trzeba zrobić zakupy, zanim wszyscy się rzucą i nic nie będzie!
Ferdek: Zara, kurde… Panie Januszu, przecie pan sam żeś mówił, że z tą asteroidą to gówno prawda jest!
Janusz: Wie pan, tak mówiłem, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że na tę chwilę jest większe prawdopodobieństwo, że uderzy, niż że nie uderzy.
Helena: Dobra, starczy już tego pieprzenia. Janusz, idź do tego Stasia, bo zaraz wszystko wykupią.
Janusz: Już idę, ciociu.
Janusz wychodzi na klatkę schodową.
Helena: No. A ty, Marian, chodź, pomożesz mi spakować resztę rzeczy. A nie tylko siedzisz i się lenisz!
Marian wstaje i idzie wraz z Heleną do mieszkania. Tymczasem z mieszkania Kiepskich wychodzi Halina, również ciągnie za sobą walizkę.
Halina: No, jesteś wreszcie, Ferdziu. Chodź, pomożesz mi!
Ferdek: W czym?
Halina: Jak w czym, w pakowaniu! Lecimy!
Ferdek: O kurde.
Scena VII
Salon. Ferdek siedzi na fotelu, a Halina stoi obok meblościanki.
Ferdek: Ja ci, Halinka, powiedziałem. Ja nigdzie nie lecę!
Halina: Ferdek, wszyscy lecą! Dzieci lecą, Paździochowie lecą, Boczek leci…
Ferdek: No i bardzo dobrze i niech se lecą, w dupie ich mam.
Halina: Ależ ty jesteś uparty jak osioł! Nie rozumiesz, że jak nie polecimy, to nie ma dla nas żadnego ratunku?
Ferdek: Halińcia, telewizja kłamie, tyle ci powiem!
Halina: Aha, czyli znów przez twoje teorie spiskowe mamy stracić jedyną szansę na lepsze życie?
Ferdek: A co tam może być lepszego? Założę się, że we tym kosmosie to nikt nie pije browara.
Halina: No tak, zapomniałam, że puszka piwa i butla wódki to cały twój zasrany sens życia! Uważaj, co ci teraz powiem: nie obchodzi mnie, co mi masz do powiedzenia. Jutro odlatuje rakieta. I my nią polecimy, czy ci się to podoba, czy nie!
Ferdek: Halinka, nie szalej…
Halina: Milcz! I najlepiej już zacznij się pakować! I idź do Stasia, trzeba zrobić zapasy, bo jutro niedziela niehandlowa.
Ferdek: Kurde no, no koniec świata normalnie!
Halina: Nie męcz, bo to już się nudne robi. A jak spotkasz po drodze pana Boczka, to powiedz mu, że może pożyczyć trochę prowiantu od nas, bo mnie o to prosił!
Ferdek: O nie, tak kurde być nie będzie!
Ferdek wstaje i wychodzi z mieszkania.
Scena VIII
Podwórko obok kontenera na śmieci. Boczek podchodzi do śmietnika z wiaderkiem i wysypuje śmieci. Ku niemu zbliża się Ferdek.
Boczek: O, panie Ferdku, dobrze że pana widzę!
Ferdek: Panie, odpierdziel się pan, dobre? Żadnego prowiantu pan nie dostaniesz i tyle w temacie!
Boczek: Panie, ale pani Halinka mi powiedziała, że jak będzie miała, to mi da! Przecie to tylko na czas lotu!
Ferdek: Ani ja, ani moja żona nigdzie nie lecimy!
Boczek: No jak nie, panie! Przecie tu jutro asteroida pierdyknie! Nikt tu nie chce zostawać!
Ferdek: Ja nie jestem nikim! Nikim to jesteś co najwyżej pan, bo się pan nabierasz na takie durnoty!
Boczek: Panie, a pan to jesteś normalnie ostatni cham, kuźwa!
Ferdek: Wypierdzielaj mi pan stąd, grubasie jeden ty! Wypierdzielaj!
Boczek spluwa na podłogę i ucieka. Ku Ferdkowi kroczy niespodziewanie Kozłowska.
Kozłowska: O, to pan, panie Ferdku! A co pan tak gębę wydzierasz na całe osiedle?
Ferdek: Szkoda gadać, pani prezesowo, przez tę całą asteroidę to się normalnie ludziom w dupach poprzewracało, wie pani?
Kozłowska: Znowu jakaś asteroida?
Ferdek: A jak, kurde. I to jaka! Totalny kataklizm ma być, kurde, wszyscy się pakują i w kosmos lecą!
Kozłowska: Coś panu powiem, panie Ferdku, patrz mnie pan na usta. Prawdziwy kataklizm to będzie, jak ten mój Andrzej znowu wygra wybory. Bo wtedy to ten cały smród, który się za nim ciągnie, to długo długo nie wywietrzeje.
Ferdek: Tak?
Kozłowska: A jak! Toż to taki łapówkarz i złodziej, że aż mu się z dupy kurzy!
Ferdek: A przepraszam, a jak nie prezes Kozłowski, to w takim razie kto?
Kozłowska: No jak to kto? Ktoś młody, świeży, no taki wie pan… Nowy, lepszy model!
Scena IX
Przedpokój nocą. Ktoś puka do drzwi, Ferdek idzie otworzyć.
Ferdek: No idę, przecie się nie rozerwię, kurde.
Ferdek otwiera drzwi, w progu stoi Boczek.
Ferdek: To znowu pan? Mówiłem panu, że żadnego żarcia pan ode mnie nie dostaniesz!
Boczek: Panie, ale ja nie po to tu przyszedłem!
Ferdek: To po cholerę mi pan dupę po nocy zawracasz?
Z sypialni wychodzi Halina.
Halina: Czego się tak drzesz, do jasnej cholery?
Boczek: Pani Halinko, niech pani wyjdzie na korytarz! I pan też!
Halina: A po co?
Boczek: Afera jest!
---
Bez dźwięku przejścia. Przenosimy się na korytarz, gdzie znajdują się Marian, Helena, Janusz i Kozłowski, którzy się mocno między sobą sprzeczają. Po chwili dołączają do nich Ferdek, Halina i Boczek.
Halina: Co się tutaj dzieje, pani Helenko?
Helena: Proszę sobie wyobrazić, że pan prezes Kozłowski przyszedł tu i nam zabronił lecieć, ot co!
Halina: Ale dlaczego?
Kozłowski: Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że panuje tutaj epidemia wszawicy. No w takiej sytuacji muszą mi państwo wybaczyć, no ale nie mogę państwa stąd wypuścić, muszę nałożyć na państwa kwarantannę.
Helena: Pocałuj mnie pan w dupę, mojego głosu to już pan nigdy nie dostaniesz!
Janusz: Ciociu, spokojnie. To trzeba dyplomatycznie.
Boczek: Dupa tam dyplomatycznie. My se sami sprawiedliwość weźmiem.
Helena: O!
Kozłowski: Proszę państwa, nie bądźmy zwierzętami. Zachowujmy się jak cywilizowani ludzie!
Halina: Chwileczkę. No dobrze, panie prezesie, ale co w takim razie pan zrobi, żeby nas nie zostawiać na pastwę losu z tą asteroidą?
Kozłowski: Jaką asteroidą? Co jak co, myślałem, że akurat pani będzie mądrzejsza i nie będzie wierzyła w takie bzdury! To są zwykłe plotki i pomówienia. Nic tu nie leci i tyle! A te rakiety to pomysł tych paranoików, którzy wierzą w tę teorię spiskową!
Marian: A ja tak szczerze mam to w dupie. I tak nie chciałem lecieć.
Ferdek: I ja tak samo, panie Marianie, ja też mam to w dupie i idę się napić.
Ferdek wraca do mieszkania.
Scena X
Kuchnia nocą. Ferdek siedzi przy stole i pije wódkę. Wchodzi Halina.
Halina: Wiesz co, Ferdek? Ja już naprawdę nie wiem, co mam o tym myśleć.
Ferdek: O czym?
Halina: No o tym wszystkim!
Ferdek: Najlepiej nie myśleć o tym wcale, Halinka. Napij się wódki.
Halina siada przy stole. Ferdek podaje jej kieliszek i nalewa do niego wódki.
Halina: Ja nie wiem, Ferdziu, czy to takie proste. Zapić to wszystko wódą.
Ferdek: Oczywiście, że proste. Halinka, taka asteroida to jeszcze nie koniec świata.
Halina: Co chcesz przez to powiedzieć?
Ferdek: To, że ja już przeżyłem tyle końców świata, że ten jeden kolejny mnie nie rusza.
Halina: Może i coś jest w tym pokrętnym rozumowaniu, ale no nie wiem…
Ferdek: O której ta asteroida ma w nas pierdzielnąć?
Halina: Mówili, że o 21.
Ferdek: No to pożyjemy, zobaczymy.
Ferdek przechyla swój kieliszek i wypija zawartość. Halina po krótkiej chwili robi to samo.
Scena XI
Salon Kiepskich. Na fotelach siedzą Ferdek i Halina, na kanapie Marian, Helena i Boczek. Obok pieca stoją Janusz i Mariola, Waldek i Jolasia stoją bliżej meblościanki. W tle gra telewizor.
Studio telewizyjne - widzimy redaktorkę, tę samą, co w scenie I.
Redaktorka: Proszę państwa, za niecałe pół minuty będziemy już wiedzieć, ile warte były naukowe bełkoty naukowych głów i czy asteroida rzeczywiście w nas pieprznie. Uwaga: 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1…
Cisza. Nic się nie dzieje.
Redaktorka: No i to tyle. Jak zwykle okazało się, że teorie pseudonaukowców to standardowe pierdzielenie o Szopenie.
Znów widzimy salon. Wszyscy wybuchają z radości.
Redaktorka: Chwileczkę… Proszę państwa, właśnie przed chwilą otrzymałam informację, że asteroida 2007 BK dosłownie przed momentem uderzyła w inną planetę, znajdującą się na zachód od nas - MAS-93.
Z powrotem salon.
Helena: O cholera… Pani Halinko, pani patrzy! To ta planeta, na którą mieliśmy lecieć!
Halina: Widzę, pani Helenko… Ferdziu, nie wierzę, że to powiem, ale miałeś rację.
Ferdek: Halinka… Miałem.
Janusz: Wygląda na to, że o zagładzie w najbliższym czasie nie będzie mowy. Słowa astrofizyka okazały się bardzo na wyrost.
Ferdek: Panie Januszu, jak to żeś pan powiedział… Każdą podawaną przez media informację trzeba przecedzić przez bardzo duże sito. Amen.
KONIEC