Z niemałym opóźnieniem - ale jest!
Następny odcinek!
S03E02 Wagary
Opis: Paździoch podczas jednej z nocnych libacji wpada na pomysł zorganizowania “wagarów” od pracy. Zamierza je urządzić wraz z Ferdkiem i Boczkiem. Kiepski ochoczo zabiera się do organizacji, jednak natrafia na pewne komplikacje, które zaczynają uniemożliwiać sąsiadom wspólny wypad…
Scena I
Korytarz. Pod kiblem siedzi nieruchomo Boczek i nie odrywa wzroku od ściany. Na korytarz wchodzi Ferdek.
Ferdek: Panie Boczek, pan wchodzisz, czy pan wychodzisz, bo blokada się robi?
Boczek nie reaguje.
Ferdek: Halo? Panie Boczek?
Ferdek macha ręką przed twarzą Boczka. Ten nadal nie reaguje.
Ferdek: Kurde, no... Co jest? Panie Boczek, proszę mnie stąd opuścić!
Boczek nadal nie reaguje. Z mieszkania wychodzi Marian.
Ferdek: O! Panie Paździoch! Dzwoń pan na pogotowie, niech dziada stąd zabierają.
Marian: Spokojnie, panie Ferdku. Właśnie idę go ocucić.
Ferdek: Jak ocucić? Czym?
Marian wyciąga zza pleców wódkę.
Ferdek: E tam, panie, wódką go pan nie obudzisz. Kiełbasy pan mu daj, od razu się obudzi grubas jeden.
Marian: Nie bój pan żaby, o tym też pomyślałem!
Marian wyciąga drugą rękę z kiełbasą.
Ferdek: No to tera go pan podkarm.
Marian zbliża się do Boczka i wymachuje mu przed twarzą kiełbasą. Boczek porusza przez chwilę oczami i zjada kawałek kiełbasy.
Ferdek: O, obudził się, kurde.
Boczek: Panowie, a co się stało, w mordę jeża?
Ferdek: No jak co, panie? Siedziałeś żeś pan pod kiblem, panie, i żeś pan nieruchawy był i żeś pan blokował.
Boczek: To ja se nie wiem... Szłem se tu, na dół, i żem se tak przysiadł. Ale, kuźwa, nie pamiętam, co żem chciał zrobić.
Marian: Na tym piętrze to pan tylko jedną rzecz mógłbyś robić.
Boczek: Panie, nie obrażaj pan, bo ja se wiele rzeczy robię i ja w ogóle...
Boczek mruży oczy. Przewraca się na podłogę i zasypia.
Marian: Panie Boczek?
Ferdek: Zasnął!
Marian: Co się z nim dzieje, karwasz twarz!
Ferdek: Nie wiem, ale trzeba dziada odwieźć do czubków albo na Bonifratrów, bo przecie on pod naszym kiblem leży.
Marian: Zostaw go pan! Niech leży. Godzina, dwie i sam pójdzie.
Ferdek: Panie, to chociaż go przesuńmy, bo on, kurde, centralnie pod kiblem leży.
Marian: Ja go nie podniosę! Ja mam chory kręgosłup, a jeszcze dodatkowo na bazarze dwanaście godzin dziennie zapieprzam.
Ferdek: Wie pan, ja zasadniczo to też go nie podniosę, bo mnie noga boli w biedrze i ja dźwigać nie mogię.
Marian: No to zostawmy go tak! Przejdzie ktoś, to się nim zainteresuje i go podniesie.
Ferdek i Marian rozchodzą się do mieszkań.
Scena II
Kuchnia. Halina myje naczynia, Ferdek pije piwo przy stole.
Halina: Wiesz co, Ferdek, ja rozmawiałam dzisiaj z Boczkiem na klatce.
Ferdek: Ta, i co?
Halina: No ja ci powiem, że z nim jest coraz gorzej.
Ferdek: Jak gorzej, co?
Halina: No normalnie, zmizerniał chłop. Schudł strasznie, ledwo mówi, no wczoraj to przecież cały dzień u nas na korytarzu spał i w nocy też. Ja się zaczynam poważnie martwić o jego zdrowie.
Ferdek: A tam, Halińcia, kurde, zdrowie, przecie on młody chłop jest, ledwo po pięćdziesiątce, kurde. Zresztą gdzie on tam schudł, jak on nawet we śpiączce kiełbasę żre. Mówię ci, on jeszcze będzie żył, jadł i na naszym piętrze srał.
Halina: No ja nie jestem tego taka pewna, Ferdek. On nawet nie wie, jaki my dzień tygodnia mamy.
Ferdek: Halinka, on głupi zawsze był i głupi pozostanie, on nie wie, jak ma na drugie imię, a ty się go o dzień tygodnia pytasz.
Halina: Wiesz co, ja jednak uważam, że przyczyna ukryta jest nieco głębiej.
Ferdek: Ta, niby gdzie?
Halina: Nie wiem! Może się przepracowuje, biedak.
Ferdek: Ta, przepracowuje! Ile to on tam pracuje? Halińcia, tyle on tam pracuje, że ja go prawie cały czas we kamienicy widzę. Wymówki se znajdować i głupiego udawać to każden jeden potrafi, ale robić ni ma komu.
Halina: O patrzcie państwo, najbardziej zapracowany na osiedlu się odezwał. W pośredniaku byłeś?
Ferdek: Przepraszam cię bardzo, Halińcia, ale tu się nie o mnie rozchodzi, tylko o Boczka, kurde.
Halina: No to proszę bardzo! Idź do niego, pogadaj z nim, zapytaj o zdrowie, w końcu to twój sąsiedzki i przyjacielski obowiązek.
Ferdek: Jaki on tam mój przyjaciel, kurde? Tyle co dzień dobry, do widzenia, pocałuj mnie w dupę, i to jest wszystko, Halińcia.
Halina: Tak, a jak ostatnio z nim i z Paździochem wódkę przy tym stole piłeś, to co to było?
Ferdek: Jakiej wódki, Halinka, przecie ja alkoholu nie piję w ogóle!
Halina: O, to świetnie się składa!
Halina zabiera Ferdkowi piwo i wychodzi z nim z kuchni.
Ferdek: Ale zara, e... Kurde, no!
Scena III
Przedpokój nocą. Ktoś puka do drzwi. Ferdek idzie otworzyć.
Ferdek: Zara, no przecie się nie rozerwię.
Ferdek otwiera drzwi, w progu stoi Marian.
Marian: Dobry wieczór, panie Ferdku.
Ferdek: Jaki wieczór, panie Paździoch? Pan wie, która jest godzina?
Marian: Tak, wiem! Trzecia w nocy!
Ferdek: No to dobranoc...
Ferdek próbuje zamknąć drzwi, Marian zatrzymuje je nogą.
Marian: Panie Ferdku, wiesz pan, jak to mówią...
Marian wyciąga wódkę.
Marian: ... Szczęśliwi czasu nie liczą.
Marian się śmieje, Ferdek się lekko uśmiecha.
Ferdek: Wiesz pan, panie Paździoch, jak to mówią - gość w dom, Bóg w dom. Proszę. Tylko cicho, bo żona to się ostatnio na alkohol czuła zrobiła.
Ferdek i Marian wchodzą do kuchni.
Scena IV
Kuchnia nocą. Ferdek nalewa wódkę do kieliszków.
Ferdek: Dobre, to mów pan, po coś pan dzisiaj przyszedł, bo musimy się streszczać...
Marian: A to niby dlaczego?
Ferdek: A dlatego że ja muszę iść spać, żeby do roboty rano wstać.
Marian: Panie Ferdku, pan nie wiesz nawet, co to znaczy wstać rano do pracy.
Ferdek: A pan to może wie?
Marian: Właśnie, że wiem! W końcu to ja wstaję codziennie o szóstej rano i zapieprzam na bazar, bez wolnej niedzieli!
Ferdek: Nie no, panie Paździoch, przecie to pański bazar. Czego se pan nie wstaniesz, kurde, na dziewiątą?
Marian: Żona...
Ferdek: No to kiepsko, panie Paździoch... Wypijmy może.
Ferdek i Marian przechylają kieliszki.
Marian: Ale nie po to tu przyszedłem. Chciałbym porozmawiać o naszym sąsiedzie z góry, o Arnoldzie Boczku.
Ferdek: Co ja mógłbym o nim powiedzieć, panie... Świnia, erosoman, złodziej...
Marian: Nie o to się rozchodzi, sąsiedzie.
Ferdek: A o co?
Marian: O jego stan zdrowia!
Ferdek: A co wy się, kurde, wszyscy tak tym Boczkiem przejmujecie? Zachlał się pewnie i śpi, gdzie popadnie, kurde, bo to alkoholik jest.
Marian: No ja bym na pana miejscu tego nie lekceważył.
Ferdek: Dlaczego nie?
Marian: To są klasyczne objawy przepracowania!
Ferdek: Ta, a skąd pan wiesz?
Marian: Bo dokładnie to samo przytrafiło się mojemu znajomemu 40 lat temu.
Ferdek: Jakiemu znajomemu?
Marian: Słuchaj pan, mój znajomy, Andrzej Piptak, był znanym i szanowanym nauczycielem historii w szkole podstawowej w Rzeszowie:
Obraz faluje. Widzimy Paździocha ucharakteryzowanego na dużo młodszego i Piptaka, którzy siedzą razem w kawiarence.
Piptak: No mówię ci, Marian, z tymi ancymonami to jest normalnie tragedia, karwasz Barabasz. Te bachory, rozumiesz mnie, nie odróżniają Mieszka I od Bolesława Chrobrego, karwasz twarz. A ten gówniarz, co w pierwszej ławce siedzi, to on twierdzi, że Hitler Krzyżakiem był, karwasz Barabasz.
Marian: Andrzej, nie denerwuj się. Przecież to dopiero czwarta klasa…
Piptak: Jak mam się nie denerwować? Przecież te gałgany to normalnie mnie do grobu wpędzą. A ten Kazik, wiesz który, ten co tak ze Staśkiem trzyma, to on normalnie chyba na złomie kiedyś wyląduje! No mówię ci, ja go pytam, kiedy była bitwa pod Grunwaldem, a on do mnie, że po co się zastanawiać nad przeszłością, rozumiesz, jak można tu i teraz wino pić, karwasz twarz!
Marian: Andrzej, ty za dużo myślisz o tej twojej zasranej pracy! Ty musisz wziąć sobie wolne.
Piptak: Gówno tam wolne! Ja sobie wolne wezmę, a te pierdoły już całkiem zdurnieją i mnie zaczną z Mieszkiem I mylić, karwasz Bara…
Piptak niespodziewanie nieruchomieje, zaskoczony Marian macha przed jego twarzą.
Marian: Andrzej? Żyjesz?
Marian nadal macha ręką przed twarzą Piptaka, ten nadal nie reaguje. Obraz faluje i wracamy do kuchni.
Ferdek: No i co było dalej?
Marian: Andrzej siedział tak nieruchomo do wieczora, a potem na kolanach doczołgał się do mieszkania.
Ferdek: No a potem?
Marian: Potem dalej pracował, pracował, pracował i w końcu serce nie wytrzymało i…
Ferdek: I co?
Marian: I gówno. Wylądował na bezrobociu, zapił się i zmarł.
Ferdek: O ja pierdzielę, ale pan chyba nie sugierujesz, że Boczek się zaharowywuwywuje na śmierć?
Marian: Ja wiem jedno: Boczek musi sobie wziąć koniecznie urlop i spędzić cały dzień na czymś przyjemnym.
Ferdek: Czyli na czym konkretnie?
Marian: A co sprawia największą przyjemność, panie Ferdku?
Ferdek: Alkohol?
Marian: Tak jest! Jutro, z samego rana, zbieramy ekipę, bierzemy skrzynkę wódki i idziemy!
Ferdek: Gdzie?
Marian: Na wagary! Nigdy żeś pan na wagarach nie był?
Ferdek: No jak nie byłem, jak byłem! W podstawówce żem se na wagarach był.
Marian: (ściszonym głosem) Bo pan żeś skończył tylko podstawówkę.
Ferdek: Co, co?
Marian: Gdzie pan żeś był na tych wagarach?
Ferdek: No jak gdzie, panie, no przecie żeśmy chodzili nad jezioro, panie, kurde.
Marian: No i genialnie! Akurat moja żona wyjeżdża z rana do Katowic, zatem jutro rano nakłonisz pan Boczka, aby się zwolnił z roboty i wagarujemy!
Ferdek: Dobre, a tymczasem pimpek pimpek.
Ferdek i Marian przechylają kieliszki.
Scena V
Korytarz. Ferdek idzie w stronę WC, z WC z ledwością wychodzi Boczek.
Ferdek: Panie Boczek, czekaj pan!
Boczek: Panie, jak ja żem tam był, to papieru już nie było.
Ferdek: Dupa tam papier, panie Boczek. Ja w innej sprawie.
Boczek: Ta? A w jakiej, bo ja się do roboty śpieszę.
Ferdek: No właśnie w tej sprawie.
Boczek: Co? Panie, nie ma szans, w mordę jeża. We rzeźni u nas są wszystkie wakaty pozajmowywane, a poza tym za chudy żeś pan jest do tej roboty.
Ferdek: Mnie nie o pracę się rozchodzi, tylko o... brak pracy.
Boczek: Jaki brak pracy, panie? Mów pan o co chodzi, bo mnie się ostatnio nie myśli za dobrze.
Ferdek: Chodzi mnie o to, żebyś se pan urlopa wziął!
Boczek: Gdzie urlopa, panie? Tera to se wszyscy urlopy powzabierali i ktoś to wszystko musi obrabiać.
Ferdek: No to nie wiem, to udawaj pan, że pan chory jesteś.
Boczek: Jak chory, panie, gdzie chory? Mój szef to się od razu zauważy, że ja se zdrowy jestem, a nie chory.
Ferdek: Dzwoń pan do niego w tym momencie! Tylko nie tu! Cho pan!
Ferdek i Boczek wchodzą do mieszkania Kiepskich.
Scena VI
Salon. Ferdek i Boczek siedzą na fotelach, po prawej stronie stoi wieszak ze schnącymi ubraniami.
Boczek: Panie, ale jak ja mam se udawać, że se katara mam? Ja tak nie umiem!
Ferdek: Czekaj pan.
Ferdek wstaje, ściąga jedną klamerkę z wieszaka, daje ją Boczkowi.
Boczek: Gdzie ja mam se to włożyć niby?
Ferdek: Do dupy, wie pan? Panie, na nos se pan załóż, co pan tak ciężko myślisz dzisiaj, kurde.
Boczek: A, po co na nos?
Ferdek: Żebyś pan miał katara wiarygodnego, rozumiesz pan?
Boczek: Nie.
Ferdek: Patrz pan.
Ferdek zakłada sobie klamerkę na nos.
Ferdek: (zmienionym głosem) A tera pan se rozumiesz?
Boczek: A, panie, już rozumiem. To od tej roboty mnie się tak ciężko myśli, w mordę jeża.
Ferdek ściąga klamerkę z nosa, oddaje ją Boczkowi.
Ferdek: Bierz pan i telefonuj pan.
Boczek wstukuje numer w telefonie, zakłada klamerkę na na nos i przykłada telefon do ucha.
Boczek: (zmienionym głosem) Halo, pani Słonina? Pani połączy mnie, w mordę jeża, z panem Salcesonem, dobre? No… (po krótkiej chwili pauzy) Halo, pan Salceson? No, ja se dzisiaj nie przyjdę. Źle się czuję, w dupę węża. No panie, nie słyszysz pan, jaki katar se mam potworny? Ja wiem, że urlopy mają i rąk do pracy ni ma, ale ja chory jestem… Dobrze, do widzenia!
Boczek rozłącza się i ściąga klamerkę z nosa.
Ferdek: I co?
Boczek: Jest, panie, w mordę jeża! Dwa dni urlopa mnie dał!
Ferdek: Nie no, panie, to będzie tera świętowanie, kurde, to będą, panie Boczek, najdłuższe wagary w pana życiu.
Ferdek i Boczek śmieją się, do salonu wchodzi Halina w stroju pielęgniarki.
Halina: A co wam tak wesoło, chłopy?
Ferdek: Halińcia, a co ty… Nie w robocie jesteś?
Halina: Byłam, ale sobie wolne wzięłam! A co! Tyle czasu zapieprzam w tym cholernym szpitalu, to se odpocznę. A co, wybierałeś się gdzieś?
Ferdek: Nie, właśnie se z panem Boczkiem chcieliśmy telewizora pooglądać, prawda, panie Boczek?
Boczek: Yyy, j-jak nie, j-jak tak, w mordę jeża!
Ferdek włącza telewizor, a w nim redaktorka.
Redaktorka: Szanowni Państwo, jeżeli dopiero włączyli państwo odbiorniki, to z góry uprzedzam, że program, który państwo właśnie oglądają, jest nudny jak flaki z olejem. A to dlatego, że moim gościem, jest ten sam polityk, co zawsze, z tej samej partii, co zawsze.
Kamera pokazuje także polityka. Wracamy do salonu, Ferdek wyłącza telewizor.
Ferdek: Wiesz co, Halińcia, ja se odprowadzę pana Boczka na górę, bo we telewizorze to nic ciekawego ni ma. Panie Boczek, chodź pan!
Scena VII
Korytarz. Ferdek wychodzi z klatki schodowej na korytarz, puka do mieszkania Paździochów.
Ferdek: Panie Paździoch! Otwieraj pan!
Drzwi otwiera Marian.
Marian: Słucham, co się dzieje?
Ferdek: Panie, problem jest! Żona moja w domu zostaje, urlopa se wzięła, panie, kurde, cały nasz plan w pizdu.
Marian: Wiesz pan, ja też mam drobny problem.
Ferdek: Jaki?
Helena: (z oddali) Marian, z kim ty tam pierniczysz? Właź do środka, bo przeciąg jest!
Marian: Już idę, Helena, nie drzyj się tak! (ciszej) To jest ten problem. Helena nie wyjechała do Katowic, tylko została tu!
Ferdek: Panie, no to musimy nasze plany na kiedy indziej przełożyć.
Marian: O nie! Boczek musi iść z nami dzisiaj, bo inaczej ta robota go wykończy!
Ferdek: Ta, a jak pan chcesz to wykonać, jak pan masz żonę w domu i ja zresztą też, co?
Marian: Zaraz coś wymyślę! Przyjdź pan z Boczkiem za kwadrans do piwnicy. Tam obmyślimy, z której strony się za to zabrać.
Ferdek: Najlepiej od dupy strony, wie pan? Mnie się wydaje, że to w ogóle nie wypali.
Marian: Myśl pan pozytywnie, panie Ferdku! Do zobaczenia za kwadrans!
Marian zamyka drzwi.
Scena VIII
Piwnica. Ferdek i Boczek siedzą na krzesłach, Boczek zaczyna przysypiać.
Boczek: Panie Ferdku… (ziewa) No i gdzie jest ten Paździoch, w mordę jeża? Bo mnie się spać chce!
Ferdek: Panie, nie wiem, miało być piętnaście minut, a czekamy na tę mendę już pół godziny.
Boczek: To może se pójdziemy do domów? Mnie się normalnie oczy same zamykają do snu.
Ferdek: Zjedz pan coś, to panu sen od razu przejdzie.
Boczek: O masz pan rację, panie Ferdku! Zara se skoczę do siebie po jakiegoś serdla, w mordę jeża.
Za plecami bohaterów pojawia się Marian.
Marian: Obawiam się, że jednak zostaniesz pan tu!
Boczek: Panie, ale ja se muszę coś zjeść. Cały tydzień żem tyrał we rzeźni i ani kawałeczka mięsa żem nie skubnął stamtąd. A poza tym, śpiący jestem, w mordę jeża, spać mi się chce.
Marian: Panie Boczek, ja właśnie wymyśliłem fantastyczny sposób na to, abyśmy się udali na te całe zasrane wagary!
Ferdek: Ta, ciekawe jaki?
Marian staje twarzą do Ferdka i Boczka.
Marian: Musimy się pozbyć naszych żon!
Ferdek: Hehe, to żeś pan, kurde, wymyślił, panie. Takie coś to se nawet taki Boczek by mógł powiedzieć, wie pan?
Boczek: Panie, nie obrażaj pan, bo ja też bym mógł parę niemiłych rzeczy o panu powiedzieć.
Ferdek: Ta, niby jakich?
Boczek: Yyy, no, w mordę jeża… Nie powiem teraz, bo żem śpiący jest.
Marian: Ale panowie no, bądźmy przez chwilę poważni, a przynajmniej takich udawajmy, i naradźmy się, jak pozbyć się naszych żon.
Ferdek: No normalnie, kurde, trzeba je wysłać na jakieś zakupy czy coś i niech se, kurde, do wieczora nie wracają.
Marian: Odpada.
Ferdek: A dlaczego?
Marian: Ponieważ nie chcę, aby w czasie, gdy my będziemy się świetnie bawić, moja żona ogołociła mnie z majątku.
Boczek: Zieeew… Ja se chyba wiem…
Marian: O, słuchamy, panie Boczek!
Boczek: Puśćmy im balet mongolski!
Ferdek: Panie Boczek, pan żeś chciał spać, to pan idź spać, a nie pierdoły pan pociskasz. Panie Paździoch, tera pana kolej.
Marian: No więc, ja myślę, że należy obie panie gdzieś zamknąć, najlepiej tu, w tej piwnicy, i wypuścić dopiero rano.
Ferdek: Panie Paździoch, pan jak coś wymyślisz, to normalnie klękajcie narody, wie pan?
Marian: Tak? A co się panu w moim pomyśle nie podoba?
Ferdek: A chociażby to, panie Paździoch, że jakbyś pan wypuścił pana żonę rano, to by panu tak nakopała do dupy, że by panu odpadła razem z nogami.
Marian: To najlepiej je uśpić na cały dzień!
Ferdek: Jak uśpić?
Marian: Normalnie, proszkiem nasennym. Do wody, napoju albo do piwa i nie ma człowieka… Na cały dzień, oczywiście.
Ferdek: A skąd pan wytrzaśniesz tera proszek nasenny, co?
Marian: A stąd!
Marian wyciąga proszek nasenny z kieszeni.
Ferdek: Kurde, panie Paździoch, ja żem wiedział, że pan jesteś menda i świnia, ale żeby na czarną godzinę we kieszeni usypiacza trzymać, to… Ooo, panie Paździoch, to ja już wiem, dlaczego po pana nocnej wizycie tydzień temu żem spał do szesnastej!
Marian: Na kimś musiałem wypróbować ten patent, a pan to dosyć twarda sztuka. Więc jak pana uśpiło, to uśpi słonia!
Ferdek: Panie, a skąd ja wiem, czy to bezpieczne jest? Ja pana znam nie od dziś i ja wiem, że panu nie można ufać. Ja się w ogóle zastanawiam, czy pan tym Boczka nie faszerujesz!
Zbliżenie na Boczka, który twardo śpi.
Marian: Boczka w to nie mieszajmy! Sprawa jest prosta: bierzesz pan proszek, wsypujesz pan jedną łyżeczkę do napoju i podajesz pan żonie. Czy to jasne?
Ferdek: Panie Paździoch, ja nie wiem, czy ja panu na pewno mogę zaufać, ale jak to mawiał poeta: “nie chcem, ale muszem”.
Scena IX
Salon. Ferdek siedzi na fotelu, a Halina prasuje ubrania.
Ferdek: Halińcia, a co ty tak prasujesz cały czas i prasujesz, co?
Halina: A co w tym dziwnego? Wygniecione te ubrania, jak psu z gardła wyjęte, to prasuję.
Ferdek: No ale mnie się nie o to rozchodzi, tylko o to że ty tak prasujesz, a może ty byś se przerwę zrobiła i byś się czegoś napiła?
Halina: A wiesz, że nawet chętnie! Zaraz pójdę, sobie wody naleję.
Ferdek: Ale Halińcia, stój, no po co masz się męczyć, ja ci zara przyniosę!
Halina: Ferdek, ja od razu zaznaczam, że ja ci pieniędzy na wódkę nie dam, jeżeli o to ci chodzi.
Ferdek: No wiesz co, Halinka? No bój się Boga, Halińcia, jak ci to mogło przez myśl przejść w ogóle? I ja się, kurde, w tym momencie powinienem obrazić na ciebie, ale zrobię wyjątek i przyniosę ci tę wodę.
Ferdek idzie do kuchni. Tam wlewa wodę do szklanki, a następnie wyciąga paczuszkę proszku nasennego i wsypuje łyżeczkę do szklanki.
Ferdek: Jedna łyżeczka… I druga jeszcze, żeby się za szybko nie obudziła… I trzecia też profilanktycznie…
Ferdek po wsypaniu trzech łyżeczek proszku do szklanki zanosi ją do salonu i kładzie na stół.
Halina: O, i widzisz Ferdziu? Czasami jest z ciebie pożytek w domu! Przyniósłbyś mi jeszcze z kuchni koszulę, na pralce leży.
Ferdek: Halińcia, dla ukochanej żony wszystko.
Ferdek idzie do kuchni. Do mieszkania wchodzi zmęczony Boczek.
Boczek: Dobry wieczór, pani Halineczko.
Halina: Jezus Maria, panie Boczek!
Boczek: Co?
Halina: No przecież jest dwunasta godzina, po południu, jaki wieczór?
Boczek: A, no faktycznie, jakoś tak mi się pomyliło, faktycznie słońce se za oknem jest.
Halina: Jezu, no, wyglądasz pan jak wrak człowieka po prostu! Kiedy pan ostatnio jadłeś?
Boczek: Przedwczoraj. Pani Halinki, ja se nie mam nawet siły iść i lodówkię otworzyć, a do tego cały czas jestem śpiący. Tak mnie zaschło, w mordę jeża, w gardle…
Halina: Wody się pan napij! O, tu na stole leży. Ferdek nalał dla mnie, ale niech pan wypije.
Boczek: O, dziękuję, czcigodna pani Halineczko!
Boczek wypija wodę.
Boczek: No, od razu lepiej, w mordę jeża. Ja se przyszłem do pana Ferdka, bo chciałem się go zapy…
Boczek zaczyna mrużyć oczy, po czym je zamyka i ląduje na kanapie.
Halina: Panie Boczek, wszystko w porządku?
Halina podchodzi do Boczka, stara się go ocucić. Z kuchni wraca Ferdek.
Ferdek: O kurde, Halińcia, co tu się dzieje?
Halina: Nie wiem! Przyszedł tu, napił się wody i jebut na kanapę!
Ferdek: O ja pierdzielę…
Scena X
Korytarz. Ferdek wybiega z mieszkania i puka do drzwi mieszkania Paździochów.
Ferdek: Panie Paździoch, otwieraj pan! Kurde no, panie Paździoch…
Drzwi otwiera rozradowany Marian.
Marian: I jak, panie Ferdku, śpi? Bo moja, hehe, śpi jak zabita!
Ferdek: Wiesz pan, śpi, ale…
Marian: Ale co?
Ferdek: Boczek, kurde, wziął i wychlał proszek nasenny.
Marian: No nie no, panie Ferdku, spieprzyłeś pan sprawę!
Ferdek: Panie, przestań pan pierdzielić i chodź pan mi pomóc!
Marian: Jak to? Przecież pani Halinka jest w domu!
Ferdek: No właśnie jest taka sprawa, panie Paździoch…
Marian: Jaka?
Ferdek: Chodź pan, zobaczysz pan!
Scena XI
Salon. Boczek śpi na kanapie, Halina zaś na podłodze. Do pomieszczenia wchodzą Ferdek i Marian.
Ferdek: O właśnie, widzisz pan?
Marian: Ale jakim cudem, karwasz twarz!
Ferdek: Spanikowałem, panie, no… (wyciąga paczuszkę proszków) Tyle zostało.
Marian chwyta paczuszkę.
Marian: Panie, pan żeś zmarnował moje środki nasenne. Pan wiesz, ile to kosztuje?
Ferdek: Ile?
Marian: Tysiąc pięćset złotych za paczuszkę!
Ferdek: A co mnie to gówno obchodzi? Moja wina, że grubas wyżłopał wodę, która należała, prawda, do mojej żony?
Marian: Masz pan szczęście, że akurat ten środek dostałem za darmo, od szwagra w Bremie! A teraz trzeba wynieść grubasa!
Ferdek: Jak wynieść, gdzie?
Marian: Na górę.
Ferdek: Panie, pan się chyba tych środków nawdychałeś. Chcesz pan dźwigać 200 kilo żywej wagi po schodach na górę?
Marian: No niby racja. No to zostawmy go tu.
Ferdek: O nie, to jest wykluczone.
Marian: A to dlaczego?
Ferdek: Ponieważ w tej wersalce znajduje się źwierzę.
Marian: Jakie znowu zwierzę?
Ferdek: Małpka.
Ferdek i Marian śmieją się.
Marian: No dobrze, ale w takim razie co zrobimy z Boczkiem?
Ferdek: O właśnie, i to jest bardzo dobre pytanie. I ja panu powiem, że na takie pytania na sucho się nie odpowiada.
Marian: Hehehe, domyślam się, co pan kombinujesz.
Ferdek: No, to idź pan po litra.
Marian: J-jak to? Dlaczego akurat ja?
Ferdek: Bo ja żem ostatnio widział u pana we szafce schowaną, a dostęp do mojej aktualnie blokuje pan Arnold Boczek.
Marian: No dobrze, ale to tylko w drodze wyjątku.
Scena XII
Sypialnia. W łóżku leżą Halina i Boczek, słońce za oknem powoli zaczyna zachodzić. Halina budzi się, zauważa leżącego obok niej Boczka i z krzykiem wybiega z sypialni.
Halina wbiega do salonu, gdzie siedzą kompletnie pijani Ferdek i Marian, zaś na stole znajduje się stos pustych butelek wódki.
Halina: Jezus Maria, Ferdek, w sypialni jest… (zmienia wyraz twarzy na widok pustych butli) Ferdek, a co ty tu robisz?
Ferdek: O, Halińcia słońce ty moje, już się, kurde, obudziłaś?
Halina: Ferdek, co w naszej sypialni robi Boczek? Czemu ty znowu chlejesz i w ogóle co się działo przez ostatnie cztery godziny?
Ferdek: No, nor… (czka) Normalnie, Halińcia, Boczek se zemdlał, rozumisz… Ty se też zemdlałaś i ja ze panem Marianem was do sypialni przenieśliśmy.
Halina: Ale nadal się nie dowiedziałam, dlaczego ty wódę lejesz w gardło!
Ferdek: Halińcia, myśmy po prostu chcieli zrobić burzę mózgów, a po kieliszku, kurde, lepi się myśli.
Halina: Idźże, idźże. Ja widzę, że ci powinnam ukrócić te twoje biesiady! (chwyta się za plecy) Ale mnie plecy bolą!
Marian: A, to… może dlatego, że nam pani spadła po drodze!
Halina: No tak! Bo pewnie nieśliście po pijaku! Tylko jestem ciekawa, co na to pani Helenka powie.
Ferdek: Paździochowa se, kurde, nic nie powie, bo ona se też zemdlała.
Halina: Jełop!
Halina wychodzi z mieszkania.
Marian: Panie Ferdku, a ile żeś pan tego proszku wsypał, że grubas się jeszcze nie obudził?
Ferdek: No jak ile, panie, no tyle, ile żeś pan mówił, łyżeczkę jedną… Plus dwie, tak profilanktycznie!
Marian: O, to będzie go trzymało!
Ferdek: A kiedy się obudzi?
Marian: Nie wiem! Może dopiero rano, to jest bardzo mocny środek, w Niemczech jest tylko na receptę. Trzysta pięćdziesiąt ojro za paczkę.
Ferdek: Panie Paździoch, na szczęście nasze najlepsze lekarstwo nie jest na receptę, kosztuje mało i łatwo się nalewa do kieliszka.
Ferdek i Marian śmieją się, Ferdek nalewa wódki do kieliszka.
Scena XIII
Kuchnia. Ferdek siedzi przy stole, popija piwo i czyta gazetę. Do kuchni wchodzi Boczek.
Boczek: Dzień dobry, panie Ferdku!
Ferdek: A dzień dobry, panie Boczek. Widzę, że pan już wstałeś.
Boczek: Jak nie, jak tak? Panie, w życiu tak dobrze nie spałem! Tylko trochę mnie plecy bolą.
Ferdek: A to pewnie, dlatego że… (Ferdek w porę gryzie się w język) Żeś pan się krzywo położył.
Boczek: No może! Ale panie Ferdku, ja jestem tak wypoczęty, że ja mogem tera harować od rana do nocy! Tylko najpierw powiedz mnie pan, co ja, w mordę jeża, wczoraj robiłem, bo ja se z tego zmęczenia nic nie pamiętam.
Ferdek: No, ten,no… Kurde no… No normalnie, no, przyszłeś pan, wycieńczony, panie, odwodniony, kurde, to żem pana we małżeńskim łożu położył, pan żeś zasnął i żeś pan spał do tej pory.
Boczek: O w mordę jeża, widzisz pan? I dobrze, żeś mnie pan położył, bo mnie zmęczenie puściło jak ręką odjął. Piwo panu postawię.
Ferdek: Ale panie, nie musisz pan, przecie to był tylko sąsiedzki odruch pomocy, panie, no ale jak pan koniecznie musisz, to postaw pan dwa, żeby dwa razy nie latać.
Boczek: Dobre, to do widzenia, panie Ferdku.
Ferdek: Do widzenia, panie Boczek!
Boczek wychodzi z kuchni, z kolei wchodzi Halina.
Ferdek: O, Halińcia, kiedy śniadanie będzie, bo ja głodny żem jest!
Halina: Ja z panem nie rozmawiam!
Ferdek: Halinka, no co ty, kurde, o co ci się rozchodzi?
Halina: Oj, ja ci zaraz powiem, o co mi się rozchodzi! Chłopie, no tak żeś się wczoraj uchlał, że stary Porwina spod piątki policję wzywał.
Ferdek: Co ty gadasz, Halińcia, przecie ten dziad nawet numeru na 997 nie zna!
Halina: O, to jeszcze nic! Dopiero to się działo, jak żeś policjanta rozpił i to na służbie.
Ferdek: Serio?
Halina: Ferdek, no chcieli nas na komendę zabrać. Masz szczęście, że się skończyło na mandacie, który oczywiście zapłacisz!
Ferdek: Jak zapłacę, Halinka?
Halina: Normalnie! Zarobisz i zapłacisz! Masz na to cały tydzień!
Ferdek wypija ze zdenerwowania resztę piwa.
Scena XIV
Korytarz. Widzimy Boczka i Mariana stojących naprzeciwko ściany tuż obok WC, kamera obejmuje tylko ich.
Boczek: Panie Paździoch, widzisz pan, to co ja?
Marian: Widzę.
Boczek: Panie, ja bym se w życiu nie pomyślał, że coś takiego mogłoby się stać.
Marian: No wie pan, przez 40 lat mu się nie zdarzyło, to i ja jestem szczerze zaskoczony!
Boczek: Panie, ale skąd to mu się wzięło?
Marian: Mandat dostał za to, co wywijał wtedy, kiedy pan w najlepsze spałeś.
Boczek: A co zrobił?
Marian: Gówno! Mordę darł, że sąsiedzi nie mogli spać!
Kamera obejmuje teraz także Ferdka, który siedzi nieruchomo na krześle obok WC.
Boczek: Panie, a to prawda, że on poszedł pracować na bazarze?
Marian: Sam widziałem! Miał stoisko niedaleko Brzęczykuty. W końcu jakoś na mandat musiał zarobić!
Boczek: I zarobił?
Marian: A jakże! Ale tak się naharował, że…
Boczek: Że co?
Marian: Sam pan widzisz!
Boczek i Marian wpatrują się chwilę w Ferdka, Boczek macha ręką przed jego twarzą.
Boczek: To co, panie Paździoch? Usypiamy?
Marian: Coś pan, zwariował? Nie mam już proszku, a poza tym to nie są tanie rzeczy!
Boczek: No to co z nimy zrobimy?
Marian: My nic! On już na mandat zarobił, to zobaczysz pan, że sam się położy!
Boczek: Dobre, to chodź pan do mnie. Mam pyszną, szkocką whisky! Wuj z Ameryki mnie przywiózł!
Marian: A, to świetnie! Trzeba będzie oblać sukces zawodowy pana Ferdka!
Marian i Boczek śmieją się i wychodzą na klatkę schodową. Kamera robi zbliżenie na nieruchomą twarz Ferdka.
KONIEC
WYSTĄPILI:
Ferdek - Andrzej Grabowski
Halina - Marzena Kipiel-Sztuka
Paździoch - Ryszard Kotys
Paździochowa - Renata Pałys
Boczek - Dariusz Gnatowski
GOŚCINNIE WYSTĄPILI:
Redaktorka - Beata Rakowska
Polityk - Juliusz Rodziewicz
Piptak - Krzysztof Dracz