Tym razem odcinek oparłem na minionym już przedmundialowym meczu towarzyskim Polska - Litwa. Zapraszam do przeczytania oraz ocenienia!
Odcinek 10 - Katastrofa przedmundialowa
Scena 1 (sypialnia rano, Halina wchodzi do pokoju, na łóżku leży śpiący Ferdek)
Halina: Ferdek, wstawaj.
(Ferdek nie reaguje)
Halina: Ferdek!
(Ferdek mruży oczy, podnosi głowę)
Ferdek: Co jest Halińcia? Co mnie tak budzisz z samego rana?
Halina: Jakiego rana? Jedenasta już!
Ferdek: To czego, Halińcia, we w pracy nie jesteś?
Halina: A bo wolne sobie wzięłam. Słuchaj uważnie, Ferdynand. Wstawaj szybko, pozamiatasz mieszkanie, później wyniesiesz śmieci, bo śmierdzą, potem zrobisz zakupy, kartkę masz na stole, a i koniecznie ciuchy w szafie poukładaj, bo rozpierdziel tam ostatnio zrobiłeś, że klękajcie narody!
Ferdek: Jak ja, gdzie ja?
Halina: Ty, ty, jak pieniędzy na piwsko szukałeś.
Ferdek: Halińcia, no ale jak ty se wolne zrobiłeś, to czemu ty se sama kartoflów nie obierzesz, tylko wykorzystujesz męża swojego, co się, prawda, trudzi poszukiwaniem pracy, co w naszym kraju przy moim wykształceniu ponadwyższym jest, kurde, niemożliwe.
Halina: Temu, że za godzinę pekaes mam. Do ciotki Marii jadę. Nie mówiłam ci?
Ferdek: Nie.
Halina: No to ci mówię. Jutro rano wracam i jak nie będzie wysprzątane, to...
Ferdek: Pójdziesz do adwokata, tak?
Halina: Nie, to wtedy już ci więcej nie dam żadnych pieniędzy na alkohol.
(Ferdek podnosi się)
Ferdek: Halina, to jest molestancja! Ja protestuję!
Halina: To idź do Sejmu, proszę bardzo. Jak wrócę i zobaczę w domu bajzel, to ci nawet na drogę kopa w dupę zasadzę!
(Halina odchodzi)
Ferdek: O, kurde!
Scena 2 (salon, Ferdek odkurza mieszkanie, po chwili przerywa i siada na wersalce)
Ferdek: No to chwila przerwy!
(Ferdek otwiera browara i popija łyk, wstaje i odkurza dalej, po czym ponownie siada i popija browara, potem odkurza dalej, do mieszkania wchodzi Marian)
Marian: Ho, ho, ho, co ja widzę. Ktoś tu chyba oklapł i siedzi pod pantofelkiem.
Ferdek: Panie Paździoch, o pantoflach to pan nic nie mów, bo wszyscy doskonale wiemy, że na tym osiedlu największym pantafolarzem jesteś pan. Zresztą obuwiem też pan handlujesz, i to nielegalnie, więc się, kurde, wszystko zgadza.
Marian: Chwileczkę, panie Ferdku. Przecież to pan odkurzasz mieszkanie pod nieobecność żony, a nie ja.
Ferdek: A skąd pan wiesz, że jej nie ma?
Marian: Bo tak się składa, że pańska żona wyjechała razem z moją. Ale ja mam cały dzień wolnego i zamierzam go uczcić.
Ferdek: Ta, niby jak?
Marian: Mundial, mówi to panu coś?
Ferdek: No, jak nie jak tak, panie. Co byłby ze mnie, kurde, za kibic, gdybym nie wiedział, co to jest Mundial, panie! Ale przecie to się za tydzień zaczyna.
Marian: No tak. Ale dzisiaj Polska gra mecz towarzyski.
Ferdek: O kurde, panie Paździoch. Jasne, że do pana idę.
Marian: Zaraz, panie Ferdku. Mecz zaczyna się o 17:00, a już jest niemal wpół.
Ferdek: Jak wpół, panie, jak jest...
(Ferdek spogląda na zegarek stojący na stole, ten pokazuje godzinę 16:30)
Ferdek: O k**wa!
Marian: No nic, pozostaje mi tylko życzyć panu powodzenia!
(Marian wychodzi, Ferdek siada na fotelu, popija łyk browara)
Ferdek: A dupa tam, po meczu odkurzę!
(dzwoni telefon)
Ferdek: Halo? Halińcia, cześć. No i co tam u... Co? Jak to zdrowa? Jak to już wracasz? Hali... Ha... Halo?
(Ferdek odkłada telefon na stół)
Scena 3 (przedpokój, Ferdek odkurza, otwierają się drzwi i uderzają w głowę Ferdka)
Ferdek: No żesz, kurde.
(Ferdek odchyla drzwi, w progu Boczek, Ferdek wyłącza odkurzacz)
Ferdek: Co pan chciałeś, bo ja zara do odkurzania wracam.
Boczek: Panie Ferdku, bo pan Paździoch to pana goni, bo se już hymna śpiewają.
Ferdek: Jak hymna, już? Kurde, ja żem jeszcze nie skończył.
Boczek: Panie, daj se pan na luz. Po meczu se pan poodkurzasz. Ja też żem kolację na po meczu przełożył, w mordę jeża.
Ferdek: Panie, pan bez przerwy żresz, a jak pana znam, to pan jakieś paluszki czy czopsy do Paździocha przemycisz.
Boczek: Panie, nie obrażaj pan, bo pan też se lubisz zjeść, a wypić to nawet bardziej.
Ferdek: Powiedziałbym coś panu, panie Boczek, ale nie mam czasu. Idź pan już, zaraz dojdę.
Boczek: No dobre. A, panie Ferdku?
Ferdek: Słucham!
Boczek: A nie ma pan czasami może jakichś paluszków, w mordę jeża? Wie pan, do mecza.
Ferdek: Nie, nie mam.
Boczek: Panie Ferdku, ale ja żem ostatnio tam u pana w szafce widział jedną paczkę, nienadgryzioną.
(Ferdek przewraca oczami, spogląda na zegarek na ręce)
Ferdek: Chodź pan, tylko szybko!
Scena 4 (kuchnia, Ferdek otwiera szafkę, wyciąga paluszki i wsypuje je do szklanki, którą trzyma Boczek)
Ferdek: Masz pan tutaj.
Boczek: Dziękuję.
(Boczek chwyta garść paluszków, gryzie je)
Ferdek: Panie, co pan robisz, na mecza se pan zostaw, a nie już pan żresz.
Boczek: Ale panie Ferdku, sprawdzam, czy nie podstare jakieś.
(Boczek zjada paluszki z dłoni)
Boczek: Panie Ferdku, dosyp pan trochi tych paluszków, bo mało jest.
(Ferdek, już nieco poirytowany, wsypuje resztę paluszków do szklanki)
Ferdek: Masz pan i idź pan już stąd.
Boczek: Dziękuję, panie Ferdku. I pośpiesz się pan.
(Boczek odchodzi)
Ferdek: Już bym tam był, gdyby nie pan.
(dzwoni telefon)
Ferdek: Halo? Cześć, Halińcia. No już prawie pood... Co? Jakie kartofle? Ale zara, Halińcia! Ja mam... Halo?
(Ferdek rzuca telefon na stół, przeszukuje szuflady)
Ferdek: Kurde, gdzie jest obieraczka w tym domu?
Scena 5 (korytarz, Ferdek wychodzi z mieszkania, puka do drzwi Mariana, Marian otwiera drzwi)
Marian: No, nareszcie. Przyszedł pan w samą porę. Akurat się zaczęło.
Ferdek: Panie Paździoch, bardzo chętnie, ale tera potrzebuję obieraczkę.
Marian: A na cholerę panu obieraczka, kiedy tam zaczyna się mecz?
Ferdek: Panie Paździoch, kurde, nie gadaj pan tyle, tylko dawaj pan te obieraczkie! Jak nie obiorę tych kartoflów, to już nigdy nie obejrzę żadnego mecza, rozumiesz pan?
Marian: Spokojnie, panie Ferdku. Co się pan tak pieklisz? Już przynoszę!
(Marian wchodzi do mieszkania, ekran przyciemnia się i rozjaśnia z powrotem, Ferdek siedzi pod ścianą, Marian wraca z obieraczką)
Ferdek: No panie Paździoch, ile można czekać?
Marian: Po prostu się zapatrzyłem, jak nasi strzelają gola, ale już jestem.
Ferdek: Co pan, już gola strzelili?
Marian: No ba!
Ferdek: No nie no, panie Paździoch, aż tak długo pana chyba nie było. Dawaj pan te obieraczkie!
(Ferdek ucieka do mieszkania, kładzie obieraczkę na szafce koło drzwi)
Ferdek: Kurde, no jeszcze mi się chce!
(Ferdek wraca na korytarz, próbuje otworzyć WC)
Boczek: Zajęte!
Ferdek: Panie Boczek, pośpiesz się pan!
(Boczek wychodzi z WC)
Boczek: A, panie Ferdku, nie masz pan może jeszcze jakichś paluszków?
Ferdek: Panie Boczek, pół godziny minęło, nie mów, żeś pan wszystko wpierdzielił.
Boczek: No właśnie, pośpiesz się pan, bo już se dwa gole były.
Ferdek: Jak dwa, jak jeden był, a poza tym skąd pan wiesz, jak pan w kiblu byłeś?
Boczek: Eee... No, pan Paździoch mówi głośno dosyć, w mordę jeża. To co, idziesz pan już?
Ferdek: Panie, najpierw mnie pan wpuść!
(Ferdek wchodzi do WC, a Boczek do mieszkania Paździochów)
Ferdek: (zza drzwi) Jeszcze, kurde, papieru ni ma!
(Ferdek wybiega z WC biegnie do mieszkania i wraca z papierem do toalety)
Scena 6 (kuchnia Ferdek siedzi przy stole, na podłodze poobierane ziemniaki)
Ferdek: Dobre, jeszcze tylko śmieci wynieść i gitara!
(Ferdek wyciąga kubeł spod zlewu, wychodzi na korytarz, zatrzymuje się pod drzwiami Mariana)
Boczek i Marian: (zza drzwi) Goooooool!!!!
Ferdek: Kurde, no!
(Ferdek wybiega na klatkę schodową)
Marian: (zza drzwi) A nie, jednak spalony.
Scena 7 (kuchnia, Ferdek chowa kubeł pod zlew, wchodzi Boczek)
Boczek: Dobry, panie Ferdku.
Ferdek: Czego znowu, panie?
Boczek: Po te paluszki se przyszłem, w mordę jeża.
Ferdek: Jakie znowu paluszki?
Boczek: No te, co żeś mi pan obiecał dać pod kiblem.
Ferdek: Jak obiecał, jak żem nic nie mówił? A zresztą... Bierz pan... (otwiera szafkę) Kurde, a gdzie one są?
Boczek: Panie Ferdku, bo ja se je już zjadłem.
Ferdek: Zara, ale tu druga paczka jeszcze, kurde, była.
Boczek: A to też już zjadłem.
Ferdek: Jak, panie, kiedy?
Boczek: No wtedy, co żeś se pan poszedł do kibla, to ja se wziąłem drugą paczkę. Z szafki.
Ferdek: To po cholerę mi pan dupę zawracasz, jak żeś je pan zeżarł, co?
Boczek: Abo panie, pan se masz jeszcze trzecią paczkę, o tam, we szafie!
(wskazuje palcem w stronę salonu)
Ferdek: W szafie, w szafie... O kurde!
(Ferdek biegnie do salonu, Boczek idzie za nim, Ferdek otwiera szafę, z której niemal wysypują się ubrania)
Ferdek: Ja pierdzielę, no, wiedziałem, że o czymś za-pomniałem.
Boczek: O!
(sięga ręką do szafy i wyciąga paluszki)
Boczek: Są, w mordę jeża!
Ferdek: (próbuje wyrwać Boczkowi paluszki z rąk) Panie, zostaw pan to! (puszcza paczkę) No dobre, ale pomożesz mi pan to szybko poukładać, to se chociaż drugą połowę zobaczę.
Boczek: Panie Ferdku, jaką drugą połowę, jak druga połowa se już leci. Już, panie, 3:0 jest.
Ferdek: Jakie 3:0? Kurde no... Panie Boczek, bądźże pan człowiekiem, pomóż mi pan. Za pięć minut wracamy do Paździocha.
Boczek: Kiedy ja nie mogę, panie Ferdku. Ja żem się umówił ze panem Paździochem, że ja biere paluszki i idę z z powrotem, bo mu muszę, w mordę jeża, Plajsztatyna podłączyć.
Ferdek: A po co?
Boczek: Jak to po co? Żeby grać, panie! W Fafę! Do widzenia!
(Boczek wychodzi)
Ferdek: Nie no, świnia normalna!
Scena 8 (korytarz, z klatki schodowej wychodzi Halina z walizkami, w tle słychać głośne dźwięki wuwuzeli i wrzaski Mariana)
Halina: Jezus Maria, a co tam się dzieje?
(Halina zbliża się do drzwi mieszkania Paździochów, te otwierają się i uderzają Halinę w głowę)
Halina: Jezu!
Boczek: O, to pani, pani Halineczko. Ale się śmiesznie złożyło!
Halina: Co się złożyło, panie Boczek?
Boczek: Bo wcześniej pan Ferdek dostał drzwiami we głowę, a tera pani, w mordę jeża!
Halina: No tak... Przepraszam, czy nie ma tam może...
(z mieszkania wybiega Paździoch z szalikiem i wuwuzelą)
Marian: Wygraliśmy! (trąbi w wuwuzelę, po czym ucicha) O, to pani, pani Halinko. A czemuż to pani tak szybko wróciła?
Halina: Wie pan, po prostu okazało się, że ciotka źle napisała datę i list był sprzed dwóch tygodni... Nieważne. Nie ma tu przypadkiem mojego męża?
Marian: O nie! Mogę panią absolutnie zapewnić, że pani męża tu nie ma.
Boczek: Cały dzień se sprzątuje, w mordę jeża.
Marian: Nie dał się nawet zaprosić na mecz polskiej reprezentacji.
Halina: No właśnie...
(scena przenosi się do mieszkania Ferdka, Ferdek wrzuca złożone ubrania do szafy i wyciąga futro Haliny, odwiesza je do przedpokoju)
Halina: (zza drzwi) Gdybym wiedziała, że ten mecz jest dzisiaj, to może bym mu odpuściła...
Ferdek: O, kurde.
(Ferdek wiesza futro, wraca do salonu, wrzuca resztę ubrań do szafy, rozkłada starą piżamę)
Ferdek: A i tak się już w nią nie mieszczę.
(Ferdek otwiera piec, próbuje upchnąć piżamę pomiędzy resztę starych ubrań, zamyka piec, po czym siada na wersalce zmęczony i wyciąga piwo, popija je)
Scena 9 (mieszkanie Paździochów, Marian i Boczek grają na konsoli w piłkę nożną, Marian steruje Polską, a Boczek Senegalem)
Boczek: No i co, panie Paździoch? Mówiłeś pan, żeś pan jest mistrz Fafy, a pan jesteś piłkarz jak z koziej dupy trąba.
Marian: Po pierwsze, panie Boczek, to ja panu przypominam, że w pierwszym meczu wygrałem z panem 19 do jaja...
Boczek: Bo żeś mi pan sterowania nie chciał pokazać!
Marian: ...A po drugie, to pan na razie wygrywasz 2:1, wszystko się może jeszcze wydarzyć.
Boczek: Akurat, panie. Zobaczysz pan, że wygram ja!
Marian: Czy pan sobie wyobraża, że nasza reprezentacja miałaby przegrać z krajem, który dopiero co zlazł z drzew, i to jeden do dwóch?
Boczek: Panie Paździoch, sam żeś pan powiedział, że wszystko może się zdarzyć, a poza tym to jest gra, a nie mecz, w mordę jeża.
(pukanie do drzwi)
Marian: Idź pan otwórz!
Boczek: Ja? Dlaczego ja? Przecie to pański dom!
Marian: No idź pan, potrzymam panu pada.
Boczek: No dobre, ale nie graj pan.
(Boczek wstaje i idzie, Marian odkłada pada Boczka)
Marian: Teraz, grubasie, pożałujesz, że zadarłeś z mistrzem Marianem Januszem Paździochem!
(Boczek wraca z Ferdkiem przy boku)
Boczek: Cho pan, masz pan tu kieliszeczek i napij się pan.
(Boczek nalewa wódkę do kieliszka Ferdka)
Ferdek: Zara, panie Boczek, przecie Paździoch zara panu gola wbije!
Boczek: Gdzie?
Ferdek: No tu, patrz pan, do pana bramki leci.
Boczek: (po chwili pauzy) Łee, i tak nie trafił. No to, co? Po maluszku, panie Ferdku?
(stukają się kieliszkami, przechylają je)
Boczek: I co, pani Halinka pana puściła?
Ferdek: Tak.
Boczek: Za, to, żeś pan posprzątał?
Ferdek: Tak.
Boczek: W mordę jeża, ale od razu pana puściła czy najsampierw nie chciała?
Ferdek: Nie, od razu... Znaczy, chyba tak... Znazy, nie wiem, kurde, bo spała.
Marian: Teraz pana ogram, panie Boczek!
(chwila pauzy)
Marian: Goooooool! I co, zatkało kakało?
Boczek: Panie, jaki gol, jak spalony był!
(Marian wpatruje się tępo w telewizorze)
Marian: Ty fiucie! Sędzia kalosz!
Ferdek: Panie, nie przeżywaj pan tak. Napijże się pan.
Boczek: Właśnie, przecie to tylko głupia gra.
Marian: Panie Ferdku, w pierwszym meczu Boczek był Francuzem i go ograłem 19:0. W drugim był Niemcem...
Boczek: I wygrałem!
Marian: Przypadkiem! W końcu to ja strzeliłem trzy gole, w tym dwa hat-tricki! A panu się poszczęściło, bo żeś pan pięć karnych dostał.
Ferdek: No i co z tego?
Marian: No i to, że byłem najlepszy. A teraz, kiedy pojawił się... pan Boczek, męczę się z jakimiś pieprzonymi murzynami.
Ferdek: Panie Paździoch, ja panu powiem tyle - nigdy nie wolno lekceważyć przeciwnika. O!
KONIEC
WYSTĄPILI:
Ferdek - Andrzej Grabowski
Halina - Marzena Kipiel-Sztuka
Paździoch - Ryszard Kotys
Boczek - Dariusz Gnatowski