Machnąłem kolejny scenariusz. Zapraszam do oceniania.
Odcinek 9 - Ojcowie i synowie
Scena 1 (sypialnia nocą, Ferdek i Halina leżą w łóżku, nagle z góry rozlega się dudnienie)
Halina: Jezus Maria, co tam się wyprawia?
Ferdek: Panie Boczek!
(Ferdek sięga po miotłę leżącą pod łóżkiem, uderza nią o sufit)
Ferdek: Panie Boczek, cisza nocna jest. Wyłanczaj pan to!
Halina: Idź tam i zobacz, co się tam dzieje.
Ferdek: Dlaczemu ja?
Halina: Ponieważ ja muszę spać, żeby rano do roboty wstać.
Ferdek: Ja też se muszę przecie rano wstać, bo na mnie tu czekają, kurde, obowiązki domowe.
Halina: O, patrzcie państwo! A kiedy ty ostatnio chociażby dywan wytrzepałeś?
Ferdek: Jak to kiedy? Tydzień temu!
Halina: Ta, tydzień temu to Badura ci wytrzepał. Na święta ostatnio żeś wytrzepał i to dwa lata temu!
Ferdek: Halina, nie rozdrapuj starych ran, co to się jeszcze nie zagoiły, bo ja ci przypominam, że mnie od wtedy biodro napierdziela w nodze, w kolanie.
Halina: Ferdek, ja nie mam czasu na pierdoły. Idźże ucisz tego cholernego Boczka, bo inaczej to ja cię w to twoje biodro takiego kopa zasadzę, że od razu się naprostuję.
Ferdek: Kurde, no.
(Ferdek wstaje, wychodzi)
Scena 2 (Ferdek wchodzi na korytarz, z mieszkania z hukiem wylatuje Marian)
Helena (zza drzwi): I dopóki nie będzie cicho, nie masz się co pokazywać w tym mieszkaniu, pasożycie jeden!
Marian: O, panie Ferdku. Widzę, że pana też żona do Boczka pogoniła.
Ferdek: No... Nawet tak.
Marian: No to chodź pan! Trzeba postawić grubasa do pionu!
Ferdek: Tak jest, bo o tej porze to porządni ludzie śpią, a nie jakieś disco polo czy inne puszi-puszi po nocach puszczają. Chodź pan!
(Ferdek i Marian wychodzą)
Scena 3 (Ferdek i Marian wchodzą na piętro Boczka, pod drzwiami WC leży Boczek okryty kocem)
Boczek: O, pan Ferdek i pan Marian! Dobry wieczór!
Marian: Dobry wieczór! Przyszliśmy porozmawiać z panem.
Boczek: No dobre. Tylko do kibla mnie nie właźcie, bo panowie se tu nie mieszkają.
Ferdek: Panie, czego pan leżysz pod kiblem, jak pan se u siebie małżeńskie łoże we domie masz?
Marian: I co to za muzyka jest?
Boczek: No dobre, to ja se powiem. To było tydzień temu. Wyszłem ja se na zakupy, a tu pod szkołą mnie się tak zachciało, w mordę jeża, z kibla skorzystać. A że w pobliżu żadnego fuj fuja nie było, to ja se wlazłem w krzaki i zrobiłem swoje.
Ferdek: Panie, a co to nas gówno obchodzi?
Boczek: No bo zara po wypróżnieniu przyjszł se do mnie jeden z uczniów i mówi mi: "Panie, w mordę jeża, co se pan tu robisz?"
Ferdek: No i co żeś pan powiedział?
Boczek: Ja se grzecznie odpowiadam, że gówno. A on mi mówi, że na mnie dzielnicowemu doniesie.
Ferdek: A to gówniarz jeden! No i co?
Boczek: No i gówno! Dogadaliśmy się, że jak se tu imprezę urządzi, to da mi spokój.
Ferdek: O nie, kurde. Tam się tera nierząd na imprezie odbywa?
Boczek: Nie, panie, tera to on se tylko muzykę puszcza. Impreza za tydzień jest.
Marian: No nie, tak nie może być! Trzeba stamtąd wykurzyć gówniarza!
Boczek: Ale jak?
Ferdek: Ja se mam pomysła! Czeba wejść z drugiej strony, wybić szybę, gówniarza wytargać za włosy i wypierdzielić.
Marian: Panie, a jak pan chcesz się niby dostać do okna?
Ferdek: Jak, jak? Normalnie, po drabinie.
Boczek: Panie, a skąd pan, w mordę jeża, taką długą drabinę weźmiesz?
Ferdek: A. No to wejdziemy na dach i spuścimy liny i wtedy zjedziemy po tych linach i zejdziemy do okna, i... I... Nie, ku**a, to głupie jednak.
Boczek: Zara, panowie, coś mnie się przypomniało!
Ferdek: No, co?
Boczek: Przecie ja mam zapasowy klucz!
Marian: No, zaskakująco szybko przyszło to panu do głowy.
Ferdek: To dawaj pan, kurde, otwieraj!
(Boczek podchodzi do drzwi, przekręca klucz, drzwi uchylają się, jednak nie otwierają się)
Ferdek: Co jest, kurde, zacięły się?
(Marian zagląda przez szparę w drzwiach)
Marian: Zabarykadował się, gałgan! Lodówkę podstawił!
Boczek: O kuźwa!
(Boczek wali do drzwi)
Boczek: Ty gnoju jeden, wyłaź stamtąd, bo jak nie, to ci nogi z dupy powyrywam, ty. Odstaw te lodówkie!
Ferdek: Panie Paździoch, spierdzielamy, póki nie patrzy!
(Ferdek i Marian odchodzą, Boczek nadal krzyczy do drzwi)
Scena 4 (kuchnia, Ferdek siedzi znużony przy stole, popija piwo, wchodzi Mariola)
Mariola: Tato, a tatuś wie, że ja tatusia kocham najbardziej na świecie?
Ferdek: Nie dam, bo nie mam, a nawet jakbym miał, to bym też nie dał.
Mariola: Ale ja nie chcę pieniędzy.
Ferdek: A co?
Mariola: Telefon!
Ferdek: O, i co jeszcze? Może jeszcze lapatopa ci nowego kupię, co? Z internatem i facebokiem!
Mariola: No, ojciec, plis! Mama się nie chce zgodzić!
Ferdek: No i bardzo słusznie, że się nie zgadza, bo piniondze, rozumiesz, trzeba oszczędzać i wydawać na artykuły pierwszej potrzeby, rozumiesz, chleb, masło, lekarstwa...
Mariola: Ta, i wódkę!
Ferdek: No to mówię, lekarstwa. A młodzież w tym kraju to by se wszystko chciała mieć, ale robić ni ma komu. Tak jak ten gówniarz, co u Boczka siedzi!
Mariola: Jaki gówniarz?
Ferdek: Taki smark jak ty u grubasa imprezę urządza.
(pukanie do drzwi, Ferdek wstaje i idzie do drzwi)
Ferdek: No idę, kurde. No nie rozerwie się.
(Ferdek otwiera drzwi, w progu wysoka blondynka z torebką)
Kobieta: Dzień dobry panu, czy to Ćwiartki 3/4?
Ferdek: Tak.
Kobieta: Oto moja wizytówka. Nazywam się Anna Szpilkowska. (robi ukłon) Przyszłam porozmawiać o pana synu.
Ferdek: A, no... Proszę.
(Ferdek wprowadza Szpilkowską do kuchni)
Ferdek: Mariolcia, won stąd do siebie, wpuść gościa.
(Mariola odchodzi, Ferdek i Szpilkowska siadają)
Szpilkowska: Bardzo rodzinna atmosfera tutaj panuje.
Ferdek: Tak, bardzo. (wraca Mariola, podchodzi do lodówki, wyciąga kiełbasę) Mariola, zostaw te kiełbasę, bo to moja kiełbasa jest, na urodziny żem ją dostał! Odłóż ją, ty... glucie jeden!
(Mariola odchodzi)
Ferdek: Słucham panią.
Szpilkowska: No cóż, jest mi bardzo przykro, że przyszłam tu z taką sprawą, no ale jest ona bardzo poważna.
Ferdek: Ale o co się rozchodzi z moim synem?
Szpilkowska: No cóż. Przejawia bardzo agresywne zachowania. Bije się, kopie, pali papierosy. Jeszcze jedno przewinienie i będziemy go musieli z naszej szkoły oddelegować.
Ferdek: Znaczy się, ja bardzo przepraszam, ale przecie Walduś już szkołę skończył dawno.
Szpilkowska: Nie, ja nie mówię o Waldemarze, tylko o Konstantym.
Ferdek: Co pani pierdzieli? Przecie mój syn ma na imię Waldek, a nie Konstancin.
Szpilkowska: No jak to? Konstanty, syn pana Arnolda Boczka. To nie pan?
Ferdek: Piętro wyżej.
Szpilkowska: Ach, to ja pana bardzo przepraszam. Widocznie podano mi błędny adres. Przepraszam bardzo i do widzenia.
(Szpilkowska odchodzi)
Ferdek: O kurde.
Scena 5 (korytarz, Ferdek idzie stronę WC, wychodzi stamtąd Boczek)
Ferdek: Stój pan, panie Boczek!
Boczek: Panie, ale ja żem se nic nie ukradł. Nawet papiru trochi zostawiłem.
Ferdek: Dupa tam papier, panie Boczek. Z kim pan masz to dziecko?
Boczek: Jakie dziecko, w mordę jeża?
Ferdek: Srakie! Nieślubnym ojcem pan jesteś tego małolata, co se muzykę u pana puszcza!
Boczek: Naprawdę? A to ja żem nie wiedział!
Ferdek: Pan to jednak debil jesteś. Jak można nie wiedzieć, że się dziecko ma i to w domu?
Boczek: Panie, nie obrażaj pan, dobre? A tak w ogóle, to nie jest mój syn, bo ja nawet nie ten tego.
Ferdek: No jak nie pana, jak pana? Obcasowa mówiła, nauczycielka, że pana.
Boczek: A to se mogła kłamać, i co, gówno, co?
Ferdek: Ta, na pewno, nauczycielka weszła mi do domu kłamać. Idź pan do domu i się pan zastanów, czy to nie pana, dobre? Może se pan coś przypomnisz.
Boczek: No dobre.
Scena 6 (przedpokój nocą, ktoś puka, Ferdek podchodzi do drzwi)
Ferdek: Zara, kurde. Co jest? Noc jest, kurde.
(w progu Marian)
Marian: Dobry wieczór, panie Ferdku. To ja.
Ferdek: Dobre, nie gadaj pan tyle, tylko właź pan z tą wódką, bo się ściemnia.
(Marian wchodzi, Ferdek zamyka drzwi)
Scena 7 (kuchnia nocą, Ferdek i Marian siedzą przy stole, piją wódkę)
Marian: No i co pan powiesz o tym nieślubnyn synu Arnolda Boczka?
Ferdek: A skąd pan wiesz, że on ma bachora, jak ja żem panu nic nie mówił?
Marian: Niechcący usłyszałem pańską spokojną pogawędkę z Boczkiem. No i myślałem, że może pan coś powie.
Ferdek: A co ja mam powiedzieć? Chłop bachora zrobił i go trzyma u siebie.
Marian: Ha, no właśnie. Ale teraz pytanie: z kim on go zrobił?
Ferdek: Z kim, z kim, no nie wiem z kim, nie chwalił mi się.
Marian: No właśnie, a pamiętasz pan tą jego narzeczoną, którą tu kiedyś sprowadziliśmy? Puszysta taka.
Ferdek: Schabową? No jasne, że pamiętam. Wpierdzieliła mojego schabowego, kurde.
Marian: No więc właśnie ją podejrzewam o bycie matką dziecka. Po prostu musimy ją tu znowu ściągnąć.
Ferdek: Panie Paździoch, ja mam lepszego pomysła. Zadzwonimy do tej nauczycielki i niech ona powie, kto jest matką tego Konstancina.
Marian: Wie pan, panie Ferdku? To wcale nie jest głupi pomysł. Ale masz pan jej numer?
Ferdek: No mam. Dawała mnie wizytówkię.
Marian: To świetnie. Jutro z samego rana pan do niej zadzwoń.
Ferdek: No dobre, a tymczasem... Chluśniem bo uśniem.
(Ferdek i Marian wypijają po kieliszku)
Scena 8 (salon, Ferdek przeszukuje szuflady)
Ferdek: Kurde, gdzie ta wizytówka? Kurde, no... O jest.
(Ferdek wyciąga wizytówkę, chwyta za telefon, wybiera numer)
Ferdek: Halo? Pani Obcasowa... Tak, no przecie mówię: Szpilkowska. No bo jest taka pilna sprawa niecierpiąca zwłoków. Czy mogłaby pani przyjechać na Ćwiartki 3? Do pana Arnolda Boczka. Tak, dziękuję bardzo. Do zobaczenia.
(Ferdek odkłada telefon)
Ferdek: No, czekaj ty...
Scena 9 (piętro Boczka, Ferdek i Marian wchodzą na korytarz, z WC wychodzi Boczek)
Boczek: O, dzień dobry panom! Jak zdrówko!
Marian: Panie Boczek, powiem to tylko raz i więcej nie. Z kim pan masz to dziecko?
Boczek: Panowie, ale to nie jest mój syn. Przysięgam, jak Boniedydy!
Ferdek: Panie, nie pierdziel pan głupot! (wchodzi Szpilkowska) My wiemy, że masz pan syna z tą Schabową, panie.
Szpilkowska: Ekhem, przepraszam panów bardzo, ale... dlaczego mnie tu wezwano?
Marian: Pani Szpilkowska, w tym oto mieszkaniu znajduje się Konstanty Boczek, syn Arnolda. (wskazuje na Boczka)
Szpilkowska: Panie Boczek, czy ten łysy mężczyzna mówi prawdę?
Boczek: Tak... Znaczy nie...
Szpilkowska: To znaczy?
Boczek: To jest mój syn, ale go tam nie ma.
Ferdek: Że co?
Boczek: Znaczy odwrotnie, jest tam, ale to nie mój syn.
Szpilkowska: Przepraszam, ale ja nic nie rozumiem.
Ferdek: Niech pani tam, kurde, zapuka.
(Szpilkowska podchodzi do drzwi, puka)
Szpilkowska: Konstanty, to ja, pani Szpilkowska. Proszę, wyjdź do nas.
(z mieszkania wychodzi mały chłopiec)
Ferdek: To jest ten uczeń?
Marian: Panie, to gdzieś pan się wypróżniał?
Boczek: Pod podstawówką, w mordę jeża.
Konstanty: Tata!
(Konstanty przytula się do Ferdka)
Boczek: Panie Ferdku, nie chwaliłeś się pan, że masz pan dzieciaka w podstawówce.
Ferdek: Co pan pierniczy, panie Boczek? Przecie to nie mój syn.
Szpilkowska: To przepraszam bardzo, ale... czyj to syn?
Boczek: Mój!
Ferdek: Pana?
Boczek: No sam pan żeś tak mówił, w mordę jeża.
Ferdek: No bo ta pani tak mówiła!
Konstanty: Ale... to nie jest mój tata. Ten pan pozwolił mi tu urządzić imprezę. A ten gruby, z wąsami, to mój tata.
Ferdek: Nie jestem twoim tatą! Wypierdzielaj!
Szpilkowska: No jak nie pan, to kto?
(na korytarz wchodzi... sobowtór Ferdka)
Sobowtór Ferdka: Konstanty! Co ty tu robisz? Twój kolega mówił mi że tu jesteś.
Konstanty: Tata!
(Konstanty przytula się do sobowtóra Ferdka)
Ferdek: O kurde!
Szpilkowska: To pan jest ojcem Konstantego?
Sobowtór Ferdka: No tak. Arnold Bloczek, ojciec Konstantyna Bloczka.
Szpilkowska: Bloczek, powiada pan? (Szpilkowska wyciąga z torebki kartkę) Ach, faktycznie, zjadłam "l" no i wyszedł Boczek. Muszę sobie kupić okulary!
Marian: To znaczy, że pan Boczek...
Szpilkowska: Tak, tak, nie ma z panem Konstantym nic wspólnego. Bardzo przepraszam. Do widzenia w takim razie.
(Szpilkowska, Bloczek i Konstanty wychodzą)
Boczek: No! A teraz proszę stąd wypierdzielać, bo pany tu nie mieszkają, tylko u siebie na dole!
KONIEC
Ferdek - Andrzej Grabowski
Halina - Marzena Kipiel-Sztuka
Mariola - Barbara Mularczyk
Paździoch - Ryszard Kotys
Paździochowa - Renata Pałys
Boczek - Dariusz Gnatowski
GOŚCINNIE WYSTĄPILI:
Bloczek - Andrzej Grabowski
Szpilkowska - Anna Smołowik
Konstanty - Szymon Goździkowski