Na szczęście ten odcinek był akurat bardzo dobry i "dziwadłem" go nazwać nie można.
Na plus oczywiście zasługuje sam fakt, że to jeden z (niestety!) tylko trzech scenariuszy napisanych w tym okresie wyłącznie przez Yokę. Cały czas mnie nurtuje, co to był za tymczasowy "rozłam" i dlaczego nie potrwał dłużej, efekty były bardzo dobre (no wiem, że nie zawsze, ale i tak jest więcej na plus niż na minus
).
Fabuła rzeczywiście bardzo lekka i przyjemna, ale tym samym z filozoficznym wręcz przesłaniem, co mi się bardzo podoba, o to chodzi w tym serialu, pośmiać się i wysnuć naukę.
Fajny, nieco "detektywistyczny" klimat, właściciwie takie coś zaobserwować można we wszystkich trzech odcinkach Yoki. Tutaj mamy przede wszystkim genialne sceny z Ferdkiem sprzedającym ubrania Paździochowi, potem ta akcja z Marianem ubranym w za długi garnitur (i znów Rzeszów
), plus za to, że Halinka jednak o wszystkim wiedziała i bawiła się z Ferdkiem w kotka i myszkę.
Trochę z tej idylli wyprowadza nas obiadek, zwłaszcza po jednosezonowej nieobecności Pupcińskich, ale już trudno, skoro muszą być, to dobrze że tylko na obiadku.
Zakończenie faktycznie może i podobne do "Zamianki", ale jednak dojście do takiego stanu rzeczy zupełnie inne, nawet powiedziałbym, że trochę ciekawsze.
Zasłużone
8/10.