Nadszedł czas na zapowiadany odcinek. Scenariusz napisali wspólnie Sobiszewscy. Widać w nim inspirację starymi odcinkami. Oczywiście wszystko musiało zostać podane w nowej otoczce, z obowiązkowymi scenkami obiadowymi i na wysypisku śmieci u Badury. W niczym to jednak nie przeszkadza, a nawet pozytywnie urozmaica epizod, nadając mu dobre tempo.
Odcinek mocno wciąga praktycznie od pierwszej sceny. Przedstawienie jego głównej tematyki zajmuje niemal połowę czas antenowego. Dowiadujemy się, iż Ferdek z rodziną mogą wzbogacić się o ważący 3 kg i odziedziczony po śp. seniorce złoty łańcuch, pod warunkiem zjedzenia w obecności adwokata przez Ferdka 100 jaj i żaby. Główny bohater, będąc przymuszonym przez żonę i zdopingowanym przez resztę rodziny i sąsiadów, chcąc, nie chcąc, podejmuje się wyzwania...
Z trudem odniesione zwycięstwo okazuje się być pyrrusowym. Ferdek, cokolwiek by w życiu nie zrobił, niechybnie obraca się to - nawiasem mówiąc często w wyniku jego wad i drobnych podłości - w niwecz. Babka nawet zza grobu mści się na wieloletnim złodzieju renty, co ,,dla jaj, by seniorka się czasem rozweseliła, bo miała ponure życie, zamykał ją w szafie, nawet na 3 Zdrowaśki"
.
Motyw nie osiągnięcia celu, mimo zmobilizowania się, a raczej wskutek dawien dawniej popełnionych błędów przenosi ten odcinek, podobnie, jak wcześniejszy, inna problematyka, poziom wyżej w stosunku do większości epizodów do 2004 r. i w ostatnich 2 latach. Chociaż jest on pełen śmiesznych scen, zabawnych dialogów i soczystych ripost, nie jest to jedynie śmiech dla śmiechu. Całe szczęście, nie ma też obecnego do niedawna natrętnego politykowania bądź filozofowania. Mamy po prostu do czynienia z - chociaż wyrażonym prostym językiem - inteligentnym humorem na poziomie. W pełni zasłużone 9/10.
.