Rewelacja. Brakowało mi takich odcinków.
To co zauważyłem w tym odcinku i co jest jego największą zaletą to to, że przez cały czas przewijają się jakieś gagi, do tego udane, mam na myśli to, że w każdej rozmowie, scenie pojawia się jakiś mały humor, który niekoniecznie musi nawiązywać do fabuły odcinka, to jest zresztą cecha sitcomów. I to jest właśnie to co mnie urzekło w tym serialu w odcinkach z czasów (według mnie) jego świetności czyli końcówka Okila, początek Yoki. Nie wiem czy dobrze tłumaczę o jakie zjawisko mi chodzi, zresztą próbuję to od jakiegoś czasu wytłumaczyć Kacrudemu, ale z marnym skutkiem
. Do tego humoru jest masa, ale na szczęście nie głupkowatego (jednak da się zrobić odcinek bez pierdzenia, bekania, srania) i zarazem duża ilość humoru nie przyćmiewa tu jakiegoś komentarza społecznego, zawsze coś dalej można wynieść z tego odcinka. Akcja skupiona wokół głównych bohaterów. Do tego odcinek jest zdecydowanie inny, widać trochę inny koncept na niego i to koncept udany, dzięki temu dostajemy bardzo klimatyczny twór, pomaga też w tym dużo scen w innym oświetleniu, inną pracą kamery.
Pierwsza sekwencja nocna znakomita - uwielbiam jak akcja dzieje się w krótkim odstępie czasu - to był motor napędowy odcinka Rój, którego całego zrobiono w takiej konwencji i właśnie dzięki temu wydaje mi się Rój ogląda się tak dobrze, podobnie jak i ten odcinek poniekąd. Nawet scena z jedzeniem w łóżku, których nie lubię tu była umotywowana i zabawna, zwłaszcza dzięki Boczkowi, który na dodatek nie irytuje. A nawet zwolennicy pierwszych odcinków się ucieszą - jest powrót wynalazków, w fajnej formie muszę przyznać. Sceny pod oknem były świetne, szczególnie dość zaskakujące wyskoczenie Heleny. Tylko jest jeden duży zarzut: to jedyny greenbox w tym odcinku i jest na prawdę bardzo słaby, to okno jest w takim miejscu, że widzimy, że to mieszkanie Paździocha, pełno flarów i niepotrzebnych świecidełek, złe proporcje - niestety z greenboxami tego pokroju musimy w prawie całym tym sezonie borykać. Potem świetna scena na korytarzu, zwłaszcza Paździoch z "moja żona była kobietą upadłą, więc upadła" i powrót Heleny i jej komiczna wręcz odwaga - przez ten skok swoja droga miała super fryzure, nieironicznie powinna taką mieć zawsze i gdybym nie uwielbiam Madzi z obecnego mojego avataru to bym sobie ustawił właśnie ją. Scena zakończona ładnie nagraną sceną otwarcia pustostanu i "przyjazdu" Kozłowskiego.
Bardzo dobre picie wódki w kuchni, ciekawa dużo gagów - do tego ja bardzo lubię postać Włodka - kierowcy Kozłowskiego który ma słabą głowę, pojawił się w paru odcinkach i niestety zaniechano jej na potrzeby żenującej postaci Bociana, którego z innymi złomiarzami musimy oglądać dzisiaj i są znacznie bardziej irytujący od Jolasi. Której zresztą korzystając z okazji pochwalę, że nie ma. A Kozłowska w tym odcinku jest zupełnie, zupełnie inna - jak za Adka - z charakterkiem, ale spokojna i nie irytująca. Ciekawe. Nawet muzyka dobra.
Potem świetna scena w salonie - jak przeszła rozmowa z tego, że lubią Kozłowskiego na tego że to ich wróg, Kozłowska przyszła i wzięła poduszki bo ostatnio im się nie przelewa
, ale było dużo dobrych momentów. I właśnie - na przykładzie tej sceny pokażę może o co mi chodziło na początku z tą konstrukcją pierwszy odcinków Yoki i ostatnich Okila, czyli co wyróżnia ten odcinek wśród "nowych" czego brakuje mi w innych odcinkach z tego okresu.takie drobnostki jak to, że jak Kozłowska zapukała to Ferdek wspomniał żeby schować wódkę, jak Boczek szepnął Halince że Kozłowskiego do pierdla zamknąć i napluł jej w ucho - takie drobnostki, małe a cieszą i budują solidny odcinek.
Scena z gromnicą bardzo dobra, świetna gra Gnatowskiego. Potem standardowa i świetna scena gadania na sąsiadów w kuchni.
Scena w pustostanie średnia - chyba najgorsza w odcinku, jednak pochwalę to co zawsze jak się pojawia - pomieszczenie nie na greenboxie, a w studiu (pojawiło się trzy sceny temu, ale na chwilę, to wspominam tu). Żeby być sprawiedliwym jak zwykle - 0,5 do oceny za to.
Scenę na pewno ratuje podsłuchujący i piszący donosy Paździochowie, stara dobra menda Paździoch. Najlepsze było jednak jak przyszedł Talarek z lekarzem i Helena do Paździocha "to trzeba było nie donosić dziadu". Na plus tez tekst "cztery godziny herbatę niosłeś?". Zakończenie świetne, nie przeszkadza mi, że nie ma sensu, że Talarki taszczyli do pustostanu, zwłaszcza, że tak jak mówiłem greenboxy nie rozpieszczają, jedynie gra aktorska żony talarka może pozostawiać wiele do życzenia, ale to krótki występ, nie przeszkadza mi to.
Zupełnie inny odcinek, bardzo klimatyczny i bardzo zabawny.
Cieszę się, że go sobie powtórzyłem, bo się doprawdy zakochałem w nim. Jeden z najlepszych odcinków od powrotu Waldka.
Dobra, tak mi się spodobał (dziwnie tak mówić, bo oglądałem go jeszcze w dniu premiery, ale uważałem, że jest tylko dobry), że daję mu jednak te 10/10, a co. I chyba to jest mój ulubiony odcinek od powrotu Waldka, oficjalnie, amen
A i zapomniałem w plusach wymienić jeszcze genialnej sceny na korytarzu czyli niezręczne wychodzenie Ferdka i Paździocha
i nawet jego beret się pojawił, po raz pierwszy od tak dawna <3 Czyli jednak go nie zgubili, czy to potem było?