Pod względem humorystycznym odcinek taki se, ale pod względem przesłania bardzo na plus. Pokazano, jak ludzie dotknięci przez los potrafią sobie radzić, gdy ze sobą współpracują. Kilka uwag:
- czemu Kurowska raz gra żonę Kozłowskiego a raz koleżankę Haliny z pracy?
- szkoda, że Boczka nie spotkało nieszczęście za to, że docinał Ferdkowi, byłoby to takie bardziej "z jajem", typowe dla tego serialu (oczywiście nie chodzi o to, by się na nim mścili ale by potem uczestniczył też w tej kolacji)
- niepotrzebnie zakończono tą pseudofilozoficzną brednią Dracza w parku, mogło się skończyć na kolacji
- znowu inna melodia w napisach końcowych, ostatnio plaga, choć w tym odcinku akurat miało to uzasadnienie
- scenariusz jednak znowu trochę wtórny, bo były odcinki o podobnej tematyce przynajmniej dwa, oba zresztą związane też ze świętami Bożego Narodzenia:
Lolek i
Opowieść Wigilijna (ten drugi podobny w tym sensie, że też spotkało ich nieszczęście ale potem siedzieli razem przy stole).
Ogólnie ujdzie. 4/10
Mam nadzieję, że nigdy nie doczekam 457 odcinka ŚWK.