Odcinek do strawienia. Zapowiadało się naprawdę dobrze, Ferdek się śmiał i to tak, jak to robił dawniej - szczerze i zabawnie. Podstawianie poduszki-pierdziuszki też na plus, też w stylu starych sezonów, choć troszkę gorzej wykonane. Dobrze, że Ferdek i Boczek śmiali się pod kiblem, zamiast ciągłego "wypierdzielania". Ferdek jako świnia - udane, choć szczerze przyznam, sam się troszkę przestraszyłem.
Kolejny plus - wręczenie gówna Ferdkowi, która powędrowała aż do prezydenta, nierealne, ale w tym serialu wszystko jest możliwe. No i świetne zakończenie. Poza tym była scena normalnej rozmowy Ferdka z Waldkiem, a to rzadkość.
Teraz minusy - Pupcińscy (Jolasia w sukni - wielka dama, co to ma być?
), a wylanie kompotu na Waldka to w ogóle dno dna - a on przecież jej tylko zrobił dowcip. Tragedia. Zbędny występ Malinowskiej, ale Kozłowskiego zniosłem za wspominanie Smolenia i Laskowika - ukłon w stronę ś.p. odtwórcę roli Edzia.
Wielkiej tragedii nie było, wszystko zepsuła ta Jolasia.
7/10. 6,5 byłoby sprawiedliwe, ale połówek nie wolno, więc już zaokrąglam.