Ale syf totalny, gdyby nie Kożuchowska to ten odcinek nie różniłby się od wielu syfów jakie nakręcił już Yoka.
Początek słaby, Ferdek przypomina Bolka nie tylko "walką" z komunizmem ale tym marudzeniem i facjatą utytłaną w tłuszczu jak obwarzan na krzywdzie Narodu usmażony.
Nie mógł drzeć ryja o kaszankę jak o ogóra ?
Potem przyszły dziwolągi - lafirynda i pedał, tu się niestety nic nie zmieniło.
Pomysł na wygranie spotkania z Kożuchowską sam w sobie dobry ale wykonanie ?
Po co te sny ?
Nie mogło być to w rzeczywistości ?
Fajnie przyszła do Ferdka z wódką - szkoda że to tylko sen. Byłoby naprawdę super.
Sen Halinki też może być ale Kożuchowska jak kot, marna próba popatrzenia sobie przez wiadomo kogo na kształty ciała białej kobiety.
Niestety potem było jeszcze gorzej. Odcinek dobiła Jolasia z zebrą we włosach i darciem ryja.
Jedyny śmieszny akcent pod koniec to pertraktacje Ferdka z Pażdziochem w sprawie gaci.
Kożuchowska grą aktorką zakasowała wszystkich, pokazała co znaczy profesjonalne podejście. Różnica kolosalna.
To określenie wymyśliła Korwin-Piotrowska bo Kożuchowska religijna.
Tylko Yoka chyba jej nie powiedział że użyje tego sformułowania...
choć z drugiej strony Kożuchowska powiedziała że jest z Torunia.
Potrafiła zakpić z samej siebie.