Bardzo nierówny odcinek, mam do nigo bardzo ambiwalentny stosunek.
Na minus wkurzający jak zwykle Kozłowski, pierwsza scena z "basiu basiu" żałosna
.
Na mały plus piosenki, choć sztuczne to mogą być, ale oczywiście jak zwykle nie pasowały do odcinka.
Jolasia nie wkurzała aż tak jak potrafiła.
Na wielki minus mało Paździocha i praktycznie brak Boczka który robił za tło w jednej scenie.
Dobre też było jak Jolasia "sprowokowała" Prezesa zakończeniem swojego występu.
Zabawne popisy Ferdka i Kozłowskiego w salonie.
I teraz największe minusy.
Humor sobiszewskich, ja wiem, że oni mają małe poczucie humoru, ale jak raz nie było żartów o pierdzeniu, tak i tak musiały się pojawić żarty z kiosku. Bo przecież pękające spodnie na dupie to takie śmieszne, jeszcze jakby ktoś bąka walnął to już w ogóle posrali by się scenarzyści
. Analogia celowa.
No i na koniec Halina, Pani Sztuko ja bym radził robić stand-upy bo miło sie Pani słucha i jest Pani zabawna, ale po tym odcinku (Jej wygibasy po pierwszym występie Jolasi, wszystkie odzywki do Kozłowskiego i te durne podśpiewujki)
uważam, że od aktorstwa a zwłaszcza słabego powinna się trzymać z daleka. Choć scenarzyści też jej zbyt dobrych dialogów nie dali, więc nie ukrywajmy pola do popisu to nie miała.
Zakończenie dobre.
3+/10