Tym razem miło się zaskoczyłem, bo spodziewałem się totalnego bełkotu i dna, zgodnie z tytułem, a tu dostałem jednak zjadliwy epizod, oczywiście przesadzony, ale paradoksalnie z umiarem.
Tylko znów twórcy chcieli pokazać, jacy to oni są odważni, bo atakują telewizję, ale mimo to nie próbują odciąć się od polsatowskiej pępowiny, wskutek czego otrzymujemy przesłanie, iż powinniśmy przestać oglądać telewizję, bo telewizja jest zła, no chyba że Polsat, on nie jest zły.
Pierwsza połowa odcinka praktycznie go ciągnęła, była bardzo klimatyczna i świetnie się ogląda takie "zamknięte w kamienicy" historie, plus ten program na początku, fajnie że aby umotywować wybuchy Ferdka, stworzyli nadto ekspresywną postać prezentera, jest to tak wyolbrzymione, że nie czuć irytacji w czasie oglądania tegoż.
Czego nie można było powiedzieć o scenie u Stasia i na terapii. Ta pierwsza była tak nieznośnie słabo i nieprzekonująco zagrana, wykonana i napisana, że mam wrażenie, jakby twórcy chcieli nam pokazać, iż to Ferdek zachowuje się tam najrozsądniej.
Terapia to takie nico i marazm, że miałem ochotę, tak jak Kiepscy, wyrzucić telewizor przez okno. Tyle dobrego, że oglądałem to na telefonie.
Zakończenie miałem zminusować, bo jednak znów było czymś w rodzaju "dopowiedzenia dla niekumatych", ale generalnie ciężko było ten odcinek jakoś spuentować, więc niech będzie, że dam neutral.
Lekko naciągane
6/10.