Odcinek
Ślub
Buła: Rzecz zaczęła się od tego, ze mój Walduś postanowił się ożenić.
Wiesiek: No to moje gratulacje!
Jadźka: No i dlatego Cie pobił?
Bula: Nikt mnie nie pobił, nic takiego nie miało miejsca. Walduś miał na uczelni koleżankę, z która uczył się po lekcjach, a że na tej medycynie, Ty wiesz jak im zadają? No to jak to się mówi, kuł z nią. No i któregoś dnia nad ranem ojciec jej na tym kuciu ich nakrył. No i mówi, jak to tak wygląda, to maja się ożenić.
Kupiłem temu teściowi czekoladki, temu teściowi album – wziąłem z domu, nie używany dużo, małej pończochy i idę.
Jadźka: A kim są rodzice tej dziewczyny?
Bula: No właśnie, ona śpiewa w operze, on profesor konserwatorium, a miedzy nami mówiąc SWOŁOCZ!
(…)
Bula: Od początku nie dali poznać kim są, mieszkanko proszę bardzo, przestronne, nie w bloku, ale od razu mnie coś tknęło, no jak to książki są, to nigdy czystości nie utrzymasz, kurz zawsze będzie!
Jadźka: Święta racja.
Bula: A tam pełne póły! Jakby księgarnię obrabowali. Ale muszę wam powiedzieć ze ta mała, milutka, od razu wpadła mi w oko, jako synowa.
Wiesiek: A jak się prezentowała z wyglądu?
Bułλa: Trudno powiedzieć, bo cały czas w sukience siedziała. A tak rozmowa się nie klei, oni mi cały czas o jakiś meblach mówią, o meblach mnie, coś o Ludwiku zaczęli mówić, coś po francusku, ja w końcu mowie, czy oni chcą mi opchnąć meble czy córkę?
Jadźka: I bardzo dobrze Buła, powiedziałeś im
Wiesiek: Bardzo rzeczowo
Buła: W dodatku, wino otworzyli
Jadźka: No nie no wino…
Bula: Ten teść zaczął opowiadać Waldusiowi co on zamówił, wiec ja wziąłem dwie szklaneczki i udałem się do pokoju synowej, no akurat tak się złożyło, ze miałem przy sobie Brendy – delikatny napój no i tak sobie gwarzymy o przyszłości i bardzo sympatycznie no i ja w pewnym momencie poprosiłem żeby przymierzyła pończochy, co kupiłem, czy pasują i w najmniej zręcznym momencie, w chwili kiedyśmy fałdy poprawiali, wszedł ten teść, bez pukania! I nagle usłyszałem od tego profesora no takie słownictwo, jakiego byś się w tym domu nie spodziewał, zaczęli mnie popychać a na podwórku wdały się jeszcze w to wszystko psy!
Od Pontiego