Pamiętam, jak kiedyś jechałem z kolegami rowerem na zarobkowe zbiory truskawek i wtedy o poranku pewien gospodarz prowadził krowę na palu drogą krajową, ja rowerem normalnie przy nim przejechałem, krowa się zlękła i uciekła w zielone zboże razem z palem, zezłoszczony gospodarz, który trzymał w ręku młotek (zapewne do wbicia pala w ziemie) w moim kierunku posłał kilka niecenzuralnych słów. Mi się śmiać było jak ta krowa dała dyla razem z tym palem.
Jechałem wtedy pierwszy, koledzy z tyłu.
Później w parafii był odpust, po mszy był posiłek, coś w rodzaju agapo i pamiętam, że ten gospodarz stał obok mnie i jadł razem ze mną kiełbaski. Nie poznał mnie, ale ja go poznałem.
Ogólnie sytuacja mnie rozbawiła, no a krowę zapewne dogonił, bo miała nogi spętane.