david123lost pisze:Być może to konto rzeczywiście należy do Janusza Sadzy, albo ktoś odwala bardzo dobry teatrzyk i wszystkich robi w konia. Narazie podchodzę do tego sceptycznie, choć nie wykluczam, że ten profil jest autentyczny. Co do usera Patrick_Yoka - tutaj jest pewność, że to prowokacja. Wystarczy spojrzeć na IP - Bytom.
Tez nie mam pewności, ale mam nadzieję, że tak.
Oto kolejna wypowiedź Pana Janusza:
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi na mój post. Do założenia konta na tym profilu namawiali mnie od dawna bliscy znajomi, uważając, że powinienem zabrać głos w temacie tworu, który dalej funkcjonuje, zbierając skrajne recenzje. Tworu, którego jestem ojcem. Uważałem, że dyskusja wirtualna jest bezsensowna, albowiem dzieło obroni się lub polegnie samo. Zmieniłem zdanie i stąd moja obecność tutaj. Uznałem, że w związku z tak szerokim odbiorem (pozytywnym i negatywnym) serialu, ktoś z tfurcuf powinien jednak zabrać głos. Również żałuję, że nie są to obecni scenarzyści. Zakładając profil, nie zakładałem jednorazowego pojawienia się na nim, zatem jestem do Waszej dyspozycji, jeśli chodzi o moją "kiepską" bytność:) Dużo by opowiadać, pisać na temat serialu... Darz bóbr, że podążę za modą i może być, być będzie, opiszę kiedyś książkowo kulisy funkcjonowania Kiepskich... Ale wtedy potrzebowałbym dobrego prawnika, który uchroniłby mnie przed konsekwencjami szczerości:) Reasumując, na dziś. Jeszcze raz dziękuję za wszystkie posty. Dzięki Wam wierzę, że kilkanaście lat temu warto było spotkać się z Kalwasem i Sobiszewski w jednym małym pomieszczeniu, żeby wspólnie zabawić się słowem. W inny sposób, niż nas medialnie przyzwyczajono wówczas. Do napisania:)
A to artykuły Pana Sadzy dla Interii z 2008 r.:
Stało się i nie ma odwrotu. Sami sobie wylobbowaliśmy ten los... Dokładnie za cztery lata całe to piłkarskie tałatajstwo przeniesie się z Austro - Szwajcarii w granice przedwojennej Polski. No, prawie przedwojennej, bo bez Białorusi i Litwy.
Po wylosowaniu gospodarza EURO 2012 wszyscy Polacy (łącznie ze starcami i dziećmi poczętymi) ryknęli zgodnym chórem : „Do boju, Polsko!”
>Politycy roztoczyli przed narodem wizję piłkarskiego święta na światowym poziomie.
W przeciwieństwie do tegorocznych gospodarzy Mistrzostw, ani Polska ani Ukraina nie posiadają jednak paru drobnych szczegółów, które ułatwiłyby takie święto zorganizować. Autostrad, stadionów i hoteli. Najbardziej znanym i reprezentacyjnym stadionem w naszym kraju był do niedawna stadion X-lecia. Znanym z tego, że reprezentował handlarzy z całego wschodniego świata, którzy na boisku urządzili sobie targowisko. Handlarzy przegoniono, a zwołano budowlańców, żeby z targowiska zrobić Stadion Narodowy. Tyle, że polscy budowlańcy budują stadiony w ojczyźnie footbolu - Anglii, która nie zakwalifikowała się do Mistrzostw. Ściąga się więc robotników z Ukrainy, bo ci raz, że są pod ręką, dwa, z przyczyn czysto ekonomicznych wolą budować stadiony u nas, niż u siebie. Mimo, że Ukrainie jako współgospodarzowi imprezy, stadiony również by się przydały... O, słodka paranojo!
>Jedyna polska autostrada kończy się na 375 kilometrze. Niestety, nie łączy ani jednego miasta,
w których odbywać się będą mecze. Na sprawną rozbudowę lotnisk też nie ma co liczyć. Wystarczy się przyjrzeć ,w jakim tempie rozbudowuje się port lotniczy w stolicy. O PKP nawet nie wspominam. A wizy na polsko – ukraińskiej granicy? A odprawy celne? Będą korki większe niż podczas strajku kierowców TIR-ów. Miliony potencjalnych kibiców czeka transportowa apokalipsa.
czytaj dalej
>Nic to! W tragicznych sytuacjach entuzjazm i wola walki to słowiańskie cechy narodowe. Historia udowodniła, że rzucanie się z bagnetem na niemiecki czołg przynosi zamierzony efekt. Zatem do boju, Polsko! Na razie na froncie budowlanym. Po zwycięskiej batalii o stadiony, autostrady i hotele, stoczymy bitwę o skład narodowej jedenastki. Już teraz trwa strategiczne pozyskiwanie najlepszych wojowników - zawodników. Najlepiej, żeby mieli brazylijskie korzenie, bo jak wiadomo, każdy małolat w Brazylii to potencjalny Pele albo Ronaldo. Dlatego zamiast szukać i szkolić małolatów, kopiących piłkę gdzieś pod Radomiem czy na Żuławach, nadaje się polskie obywatelstwo małolatowi z Brazylii. Był już taki jeden, który miał zostać drugim Lubańskim. Olisadebe się nazywał. Bez skrupułów wykorzystał polski paszport i jako Olisadebe - Polak czmychnął z nowej ojczyzny tam, gdzie płaci się w dewizach. Jako Olisadebe – Nigeryjczyk nie miałby najmniejszych szans.
>Finałowy mecz EURO 2012 ma rozegrać się na stadionie w Kijowie. Biorąc pod uwagę fakt, że Ukraińcy są jeszcze bardziej niezorganizowani organizacyjnie niż my, to... Kijowo to wszystko widzę.
Oby moje słowa w kupę się zamieniły, bo chcę za cztery lata być świadkiem drugiego cudu nad Wisłą. Tym bardziej, że pierwszego nie widziałem. Niestety, potrzebny będzie również cud nad Dniestrem. Na naszą klęskę niecierpliwie czekają Włosi. Niech siedzą na ławce rezerwowych do samego końca. Sprawna organizacja Mistrzostw Europy, to poza profitami finansowymi również promocja w świecie. A tej Włochom akurat już nie potrzeba. I tak są już wypromowani. Zadbała o to sycylijska mafia i Zbigniew Boniek. Sukces naszego EURO to szansa na zmianę nienajlepszego wizerunku zarówno Polski, jak i Ukrainy. Świat mógłby się w końcu dowiedzieć, że Ukraina to nie tylko nosicielki HIV, a Polska to nie tylko barbarzyńca żrący angielskie łabędzie.
PS. Czerwiec 2012. W telewizji zapowiadają dziś piękny dzień, ale w tej części kraju to nic oryginalnego. Wychodzę z hotelu po lekkim obiedzie, żeby zdążyć na finałowy mecz EURO 2012. Dziś Polska dokopie Włochom! Wierzę, że rzymski Stadio Olimpico przyniesie nam szczęście... Do boju Polsko!
i 2:
Dawno, dawno temu ktoś, komu cholernie się nudziło, wymyślił igrzyska. Okazało się, że był to genialny wprost pomysł.
Mniej lub bardziej krwawe pojedynki odwracały uwagę ludu od problemów w kraju. Zamiast drzeć ryja, że jest źle i trzeba obalić rząd, lud darł ryja, że chce chleba i igrzysk. Przyglądając się w podnieceniu rzezi na arenie, szary motłoch mógł obalić co najwyżej flachę. Zagryzając naturalnie chlebem.
Czasy się ucywilizowały, cywilizując cokolwiek formę organizacji igrzysk. Jednak sensem ich istnienia, niezmiennie pozostaje walka. Niestety, często nie mająca nic wspólnego z walką sportową. Co prawda współcześni gladiatorzy, nie zabijają się już spektakularnie jak za starych, dobrych czasów ale zabijanie jako takie, przypisane jest do olimpijskich igrzysk jak zbrodnia do kary.
>
Na olimpiadzie zabija się na przykład śmiechem. W 1980 roku w Moskwie, polski lekkoatleta Kozakiewicz Władysław wykonał w stronę niezadowolonej ze zwycięstwa Polaka radzieckiej publiczności, słynny „gest Kozakiewicza". Cały świat dowiedział się wówczas, gdzie się zgina dziób pingwina. Od spontanicznego śmiechu „skonał" wówczas niejeden kibic. Przynajmniej w tzw. „bloku wschodnim".
>
W 1996 roku Międzynarodowy Komitet Olimpijski przyznał organizację igrzysk Amerykanom. Nie byłoby w tym nic szczególnie zabójczego, gdyby nie fakt, że był to rok jubileuszowy - setna rocznica pierwszych nowożytnych igrzysk. Decyzja Komitetu zabiła tym samym nadzieję Greków na organizację szczególnej olimpiady w ojczyźnie olimpiad. Od tej pory nie ma chyba sensu udawać Greka...
czytaj dalej
>
Olimpiada w Berlinie w 1936 roku była podręcznikowym przykładem zabójstwa dobrego smaku. Faszyści wykorzystali sport do celów propagandowych, głosząc wyższość rasy aryjskiej nad innymi. Najlepszym sportowcem tego żenującego turnieju został czarnoskóry Amerykanin Jesse Owens. Udowodnił tym samym, że szkopy kompletnie nie mieli racji. Oni sami przekonali się zresztą o tym dotkliwie parę lat później w Norymberdze.
>
Pierwszą powojenną olimpiadę zorganizowano w Londynie w 1948 roku. Były to ostatnie igrzyska, podczas których sportowcy starli się w dwóch obowiązkowych dyscyplinach - literaturze i sztuce (sic!)... Po jej zakończeniu, Komitet Olimpijski wycofał obie dyscypliny, zabijając tym samym sportowego ducha Makbeta na amen. W sumie szkoda, bo kontakt z literaturą i sztuką, przydałby się niejednemu sportowcowi.
>
Na igrzyskach zabija się również w sposób dosłowny. Zazwyczaj z pobudek politycznych. Atak terrorystów islamskich na olimpiadzie w Monachium w 1972 roku pozbawił życia kilku izraelskich sportowców. Podobnie bezsensowny zamach miał miejsce 24 lata później, podczas igrzysk w Atlancie.
>
Nigdy jednak igrzyska nie były tak blisko zabójstwa doskonałego jak w tym roku.
Z powodów politycznych naturalnie, podejmowane są próby zabicia samych igrzysk!
A wszystko przez to, że jakiś facet w garniturze przyznał organizację największego święta pokojowej rywalizacji Pekinowi. Stolicy kraju, którego armia wyrzyna w pień protestujących zwolenników wolnego Tybetu. Statystycznemu mieszkańcowi Ziemi słowo „bidet" jest zdecydowanie bliższe niż nazwa Tybet. Jednak towarzyski ostracyzm z nie przyłączenia się do protestu działa skuteczniej, niż czosnek na wampira.
>Dlaczego nie protestowano po podjęciu decyzji, że w Pekinie? Tego nie wiedzą nawet najstarsi górale. Tybetańscy, ma się rozumieć. Doszło nawet do zgaszenia olimpijskiego ognia podczas pokojowej sztafety. Przypadek bezprecedensowy w historii igrzysk. "Olimpia jest miejscem świętym. Ten, kto waży się wejść do miasta z bronią w ręku, będzie napiętnowany jako bluźnierca" - pisał Pauzaniasz w "Wędrówkach po Helladzie". Pojawiła się w tym roku idealna okazja, żeby stoczyć ostateczną walkę o sportowego ducha igrzysk i zabić w zarodku przyszłych bluźnierców. Jak? Pogodzić skłócony przez decyzję MKOl świat i przenieść organizację olimpiady z Pekinu do... Krakowa? Ale z tego pomysłu to chyba nawet Zeus by się uśmiał...
Można porównać sobie style.
Pozdrawiam.
Wziąłem wypowiedzi p. Sadzy w cytat i proszę robić w ten sposób. - p91