Wczoraj obejrzałem po raz drugi i zauważyłem jak wiele rzeczy nie daje rady tam odpowiednio wybrzmieć. Po pierwszym seansie rozmawiałem z kolegą, który mi mówił, że pod wpływem filmu zainteresował się tematem i wiele czytał i mi opowiadał różne szczegóły tej historii, a ja myślałem, że wie to z książek i z Internetu, a on się upierał, że mimo, że dużo czytał, to wie te różne kwestie z filmu. A ja tego w ogóle nie pamiętałem. Obejrzałem wczoraj drugi raz i wyłapałem: O! Faktycznie wspomniano o tym w 2 zdaniach, ale z powodu natłoku informacji uciekły mi te detale. Poza tym części nie zrozumiałem, bo wcześniej nie znałem tej historii, a film niedostatecznie ją wyjaśnił. A czy były ważne? Zależy jak na to spojrzeć... Jeśli chcemy thriller psychologiczny, to dla przeżyć Oppenheimera to było średnio ważne, natomiast jeśli nastawiamy się na film historyczny, to jest to bardzo ważne. Oba podejścia są dobre- zależy od osoby i tyle. Ja bym chciał obie rzeczy po trochu, a dostałem tylko 1. Z jednej strony Nolan nakręcił w pewnym sensie film o wszystkim, a z drugiej- pominął kwestie mające walor historycznym. Jednak problemem wcale nie jest fakt, że w tym filmie było tak dużo. Problemem było to, że siłą rzeczy, aby nie robić 30-godzinnego serialu, tylko (i tak długi film), pewne kwestie trzeba było potraktować hasłowo. Wydaje mi się jednak, że to nie wynika z nieumiejętności Nolana. Odnoszę wrażenie, że taka była koncepcja od samego początku.
I to jest główny problem tego filmu z perspektywy nieamerykańskiego widza- to jest film od Amerykanina dla Amerykanów. Tam są stwierdzenia: każdy kojarzy coś tam coś tam... OK, w USA może tak, ale nie w Polsce. A tak naprawdę, to wydaje mi się, że w USA też nie każdy tak wszystko wie:
https://www.youtube.com/watch?v=hqxwoTg_At0
I czy taka koncepcja filmu jest zła? Nie wiem czy można tak jednoznacznie, obiektywnie stwierdzić. Jest na pewno dla wielu osób problematyczna, ale jakąś tam swoją grupę odbiorców ma. I może nawet dobrze, że ma konkretną grupę odbiorców, to ostatnio powstaje wiele filmów z zamiarem bycia dla każdego, tylko w taki sposób, że w efekcie są dla nikogo. To po prostu artystyczna wersja dobrze znanej historii- od fana dla fanów. W przypadku adaptacji klasycznych baśni to świetnie działa (Czerwony Kapturek: Prawdziwa Historia), natomiast w przypadku tego typu opowieści już trochę mniej.
Czy lubię koncepcję pomieszano z poplątanym? W fikcyjnych filmach jak Incepcja czy Tenet uwielbiam, ale skoro to było na faktach, to akurat tutaj chciałbym się czegoś dowiedzieć. I można argumentować, że to tylko reklama tematu, o którym należy potem poczytać, a nie opierać się na samym filmie. Nie do końca kupuję tę argumentacje, dlatego, że mam inne oczekiwania. Jeśli ktoś ma akurat takie, to spoko, to nie jest złe, ale ja oceniam sam film. Istnieje on w jakimś celu i ma mi dostarczyć wszystkiego, co potrzeba. Poszedłem do kina tylko ze względu na nazwisko Nolana, natomiast Projekt Manhattan obchodził mnie mniej. Liczyłem na historię, która sama w sobie jest wystarczająca. Może się wydawać, że sam sobie zaprzeczyłem, bo zaczynam od walorów historycznych, a potem mówię, że Nolan i że historia. W takim razie ten film ma zarówno Nolana, jak i portret psychologiczny głównego bohatera. Problem w tym, że
perfekcyjny film zawiera obie te rzeczy- po prostu historię stojącą na własnych nogach. Swego czasu krytykowało się Snydera, że jego DCEU nie stoi na własnych nogach, bo jeden film bardziej ma zapowiadać kolejny niż sam w sobie coś opowiadać. przeciwstawiało się temu MCU. Potem MCU też niestety obrało tę złą taktykę. Tylko, że Oppenheimer robi podobną rzecz. Nie dokładnie taką samą, bo w przypadku DCEU i MCU taki zabieg to nieumiejętna reklama swoich kolejnych produktów, aby trzepać na tym kasę, natomiast ani Nolan ani Universal nie zarobią ani grosza na tym, że ktoś sobie wejdzie na Wikipedię, obejrzy coś na YouTube lub kupi książkę. Dlatego na Nolana trzeba spojrzeć znacznie łagodniej. A jednak warto odnotować, że
nie daje nam on wszystkiego.
Po drugim seansie podchodzę bardziej krytycznie, jednak nie zrozumcie mnie źle-
to wciąż rewelacyjne dzieło sztuki. Od strony artystycznej nie mam nic do zarzucenia i nie podzielam zdania osób, krytykujących chaos. Tzn. chaos oczywiście tam był, ale miał swój urok. Tylko, że jego urok kończy się na byciu intrygującą wizją artystyczną. I w przypadku fikcji jak Incepcja czy Tenet tyle wystarczy, jednak w przypadku filmu na faktach tyle nie wystarczy i film pewnych rzeczy po prostu nie dostarcza, mimo, że jest- podkreślę to jeszcze raz-świetny. Czy mam prawo oczekiwać, aby film był podręcznikiem od historii? Może nie w 100%, ale do pewnego stopnia tak. A jaka jest granica?
Żebym całkowicie zrozumiał opowieść przedstawioną na ekranie bez konieczności sięgania po coś więcej. Wracam do pierwszego zdania posta- wiele rzeczy nie dało rady wybrzmieć. Głównie chodzi mi tu o podręcznikową historię, ale to się na kinowej opowieści też odbiło i w kinowej opowieści też nie wszystko wybrzmiewa- bo przecież te 2 kwestie muszą mieć między sobą związek.
Nolan nakręcił na faktach również Dunkierkę. Oglądałem ją, ale szczerze mówiąc, już jej dobrze nie pamiętam, więc za dużo się nie wypowiem. Zapamiętałem jednak tyle, że
nie miałem zastrzeżeń odnośnie niedopowiedzeń w fabule i chodzi mi tylko o to! Może lepiej byłoby żeby ta historia miała... nie wiem.. 6-9 godzin w postaci 2-3 filmów lub miniserialu. Wcześniej pisałem o innych filmach jako o kontynuacjach. Tę też bym pociął. I nie ze względu na chaos artystyczny, który był celowy i miał swój urok i to pocięcie by akurat odebrało mu wiele tego uroku i pod tym względem film byłby słabszy, a że to już któryś z kolei film, który Nolan zrealizował w podobny sposób. Mnie jednak bardziej chodzi o walory historyczne oraz o to, jak te walory historyczne przekładają się na sferę bycia kompletną historią, również artystyczną.
O tę relację chodzi mi nawet bardziej niż o same walory historyczne.
Obniżam ocenę do:
9/10,
czyli nieznacznie!
Celowo pisałem ogólnikowo żeby uniknąć spoilerów, ale argumenty podałem konkretne.
Wciąż czekam na kolejne dzieła Nolana i wiem, że większością z nich się nie zawiodę!