Wow, no muszę powiedzieć, że jestem pod dużym wrażeniem!
Dobra, film nie był idealny. I nie nazwałbym go adaptacją - to raczej dzieło na motywach powieści Mostowicza. Bardzo dobre odczytanie książki na nowo z mnóstwem smaczków. Historia naprawdę dała radę!
Co mi się w tej wersji podobało?
-Granie konwencjami - niby mamy motywy z książki (i z obu filmów) ale poprzestawiane, przeinaczone i pozmieniane. Czy na plus? W większości tak. Kupuje mnie choćby dr Pawlicki, który nie jest "czarnym charakterem", lecz raczej po prostu zagubionym lekarzem, który stara się robić dobrze tak jak może. Wilczur/Kosiba w wykonaniu Lichoty mistrzowski. Nieco bardziej podobny chyba do Junoszy-Stępowskiego niż do Bińczyckiego. Pogłębienie rodziców Czyńskich, w których ojciec wychodzi na bardziej rozumnego i kochającego oraz demoniczna, czasami zakrawająca wręcz o przesadę hrabina
-Upływ czasu - tego brakowało mi zarówno w wersji z 1937 jak i 1981 roku. Zaczyna się na początku lat 20. (i to widać - po strojach, po warunkach, po pojazdach, czy choćby Soborze w Warszawie), kończy się (według tego co wywnioskowałem) w 1937 roku, co stanowi pewien ukłon dla oryginalnej powieści, która ukazała się w tym czasie
po prostu cudo.
-Marysia i Leszek inni niż w powieści i starszych filmach, ale również ciekawi i wciągający. Leszek powoli przełamujący swoje arystokratyczne zabawy i Marysia, która nie od razu się w nim zakochuje i potrafi być charakterna.
-Wątek Beaty w leśniczówce, co chyba stanowiło ukłon w stronę filmu z 1937 roku, co jako fan starego kina uznaję za duży plus
. Również Marysia grająca na pianinie to smaczek z mniej znanej wersji filmowej.
-Zofia jest ciekawą postacią, ale trochę jednak gorszą niż oryginalna rodzina młynarza. Poza tym ma swoje mankamenty, o czym wspomnę niżej.
A CO BYŁO GORSZE, CO NIE ZAGRAŁO?
-Nieścisłości i błędy: Tych się trochę uzbierało. Interesuję się epoką dwudziestolecia na poważnie i chociaż cieszę się, że twórcy zadbali o widoczny upływ czasu, to jednak gryzą mnie braki, które ewidentnie wyniknęły z braku odpowiedniego resarchu. Co choćby? Ano na przykład, to, że a) Dr Pawlicki porusza się ambulansem, tylko pytanie z jakiego powodu? Takie samochody były na wyposażeniu szpitali, a nie małomiasteczkowego lekarza, który powinien był raczej przyjechać zwykłym autem albo bryczką. b) Wykonanie telefonu z Radoliszek (czy tam okolic) do Lozanny byłoby w latach 30. niemożliwe. Wtedy nawet by zadzwonić do innego dużego miasta (np. z Warszawy do Krakowa) to trzeba było się nagimnastykować, a telefony międzymiastowe były bardzo drogie. Na dalsze dystanse porozumiewano się telegramami (różnego rodzaju) i pocztą, co widać chociażby w filmach amerykańskich z lat przedwojennych. Nawet jeżeli stary Czyński wydałby na taką rozmowę milion złotych, to na 99% byłaby ona niemożliwa do zrealizowania! c) Zofia jest niekonsekwentna. Raz zachowuje się jak typowa chłopka, a innym razem jak zadziorna pani z większego miasta. Jej dom jest też co najmniej dziwny - miejscami wygląda jak wiejska chałupa, innym razem prawie jak dom w średnim mieście. Do tego budynki gospodarcze to raz chałupy nakryte strzechami, a innym razem murowane budynki. Może oglądałem film nieuważnie, ale to było widać! Dodatkowo poziom zmotoryzowania był deczko za duży jak na podradomską wieś, chociaż doceniam fakt, że twórcy pokazali postęp jaki dokonał się w motoryzacji poprzez 15 lat. d) Aktorstwo - raz idealne, a czasami takie o se. Niektórzy chłopi powiedzą coś gwarą, inni mówią współczesnym językiem, co bardzo razi. e) Stroje - mam wrażenie, że momentami kompletnie coś się twórcom pomieszało. Nadal nie rozumiem czemu Czyński miał fryzurę conajmniej o kilka dekad wyprzedzającą swoje czasy. Może i był outsiderem, ale w tamtych czasach (biorąc dodatkowo pod uwagę to jaką miał kochaną mamusię) chodziłby wypomadowany z przedziałkiem. e) Brak pewnych elementów charakterystycznych dla epoki - na ścianach urzędów powinny wisieć portrety prezydenta Mościckiego i Piłsudskiego (lub Edwarda Rydza-Śmigłego), na stole sędziowskim powinien stać krzyż, brakowało mi generalnie jakichś "smaczków", które lepiej wprowadziłyby widza w epokę. Czegoś takiego jak Machulski zrobił w "Vabanku". Po cichu też liczyłem, aby zobaczyć szerzej Warszawę w tym 1937 roku, niestety ukazano tylko kawałek jakiejś robotniczej dzielnicy.
A pozostałe drobne decyzje twórców? Przeniesienie akcji z Kresów na okolice Radomia? Nieźle! Nieco inny Dobraniecki? Też nieźle! Pomieszanie wątków? Doceniam, że film nie był bezpieczną adaptacją i nie bał się pobawić kilkoma wątkami i coś poprzestawiać.
No i jeszcze świetna muzyka ludowa, która dodaje klimatu. Sceny z chłopami w sądzie również interesujące, znów podobieństwo do wersji z roku 1937?
No i zaskoczenie? Film oceniam na
7/10. Nie jest ani lepszy, ani gorszy od dwóch poprzednich wersji. Jest w mojej opinii diametralnie, wręcz radykalnie inny. Ma swoje słabości, ale i poprzednie wersje je moim zdaniem miały. Ale zdecydowanie przerósł moje oczekiwania i odczytał nieco już pewnie zapomnianą powieść Dołęgi-Mostowicza na nowo. A to się ceni!