Słów kilka o słynnym filmie.
Sama powieść, niezwykle ceniona i uznawana za arcydzieło polskiej literatury, przedstawia nieco zafałszowany obraz rzeczywistości. Cieszący się złą sławą fabrykanci w rzeczywistości byli opiekunami robotników, organizującymi im pomoc socjalną, opiekę medyczną, w miarę godne życie, a nawet rozrywkę. Sytuacje, które przedstawił Reymont miały miejsce, i to w stopniu umiarkowanym, dopiero po pojawieniu się ruchu socjalistycznego na przełomie XIX i XX wieku i fermencie, jaki zasiał, jak też w dobie wielkiego kryzysu w latach 30-tych. Łódź - mimo pewnych problemów i korupcji - była w XIX wieku symbolem sukcesu gospodarczego i relatywnie dobrego współżycia ze sobą ludzi o różnym wyznaniu i narodowości - Polaków, Żydów, Niemców i Rosjan. Wiedza autora o tym mieście jawi się, jako ograniczona, a jego wizja przepełniona jest sentymentem do ludowych wartości, co często zarzucali mu współcześni. Z biegiem lat, zwłaszcza w epoce PRL-u, narracja powieści zakorzeniła się jednak w ludzkiej podświadomości. Wykorzystała to ówczesna kinematografia, kręcąc komunistyczną w swej wymowie ekranizację, a funkcję reżysera powierzając wiernemu do lat 70-tych systemowi Wajdzie.
Na plus zapisać można na pewno porzucenie epizodycznej struktury dzieła, które u Reymonta szybko schodzi na wątki poboczne, gubiąc ten główny i na długie chwile zaplątując się nieco w opisach szarości i brudu miasta, jego zepsucia moralnego, nudy bogaczy i koszmarnej egzystencji biedoty-robotników. Same opisy są przesadzone i momentami powodują senność, co będący u szczytu kariery Wajda inteligentnie przeciął przez porzucenie tychże epizodów, skupienie się na samej historii i komunistycznej puencie, jak też sprawnym montażem. Aktorstwo stoi na najwyższym poziomie. Daniel Olbychski gra swoją najlepszą, poza rolą Kmicica w "Potopie" rolę. Nie zawodzę też plenery - niemalże oddające w 100% te łódzkie z czasów carskich. Wszędzie słychać turkot maszyn. Gdy już wszystko mocno rozkręca się, mamy jednak rozczarowujące cięcie - szybkie zakończenie i socjalistyczny epilog-moralitet.
Suma sumarum, film, tak, jak i powieść, budzi lekki niedosyt. Niewątpliwie, jest to arcydzieło polskiej prozy i kina. Nie pozbawione jednak wad. 5/6 i 9/10.