Kurczę, jak ja bym chciał, żeby taki sezon 11. powstał też w dzisiejszych czasach. Ten odcinek stawiam na równi z "Urodzinami", tu były fajne piosenki, dzięki którym "Cały ten jazz" mógłby przebić "Urodziny", jednak nie obeszło się bez minusa. Na plus pierwsza scena i śpiewanie Ferdka. Scena w piwnicy świetna, głównie przez Boczka kradnącego ogórki i dialog o saksofonie: "Panie, trąba w mordę jeża" "Trąba to jesteś pan, a to jest puzon".
Marian "Ptasznik" Paździoch fajnie opowiadał o saksofonie. Scena łóżkowa niezła, potem bardzo dobra scena na korytarzu i tekst Mariana: "Co, już trzecia? Pora na śniadanko" i wyciąga butlę. Helena też zaliczyła dobry występ: "Marian, ja ci tę trąbę w dupę wsadzę i zatrąbię!"
Ferdek grający na garach dobry, śmieszne było, jak stłukł jeden pod nogami Haliny. Scena w piwnicy całkiem niezła, śmieszny Boczek z jego strojem. Kolejna dobra rozmowa Ferdka z Haliną, jak ten o drugiej w nocy siedział w przedpokoju, a Halina mówiła o tym jazzowaniu w piwnicy: "W Polsce to się nazywa ordynarne picie wódki z sąsiadami degeneratami. Jazzuj tak dalej, a się dojazzujesz do adwokata!"
I teraz przyszła pora na pierwszy i jedyny minus odcinka - retrospekcja Paździocha. Zakończenie bardzo dobre, piosenka śmieszna, natomiast samych bohaterów mi było nawet trochę szkoda.
Mimo minusa mogę śmiało wystawić ocenę
10/10. Nadal liczę, że jeszcze zobaczymy kiedyś taki właśnie odcinek.