Przyjemny, mały rodzynek w tym sezonie.
Wolne i spokojne tempo sprawdziło się tutaj dzięki bardzo udanej kompozycji. Naprawdę zmyślnie to pomyślane, gdy przechodzimy od Ferdka szukającego swoich pięciu minut przez wątek handlowej umowy z Paździochem do pojawienia się Elvisa. Nie ma w tym nudy, zwłaszcza gdyby oglądało się poraz pierwszy.
Przy tym też trochę dobrego humoru jak chociażby pobudka Paździocha czy dekonspiracyjne metody Ferdka względem Presleya.
Oczywiście nie zabrakło też znaków szczególnych świadczących o śladach twórczości p. Sadzy i 1. sezonu (teoria, że to odrzucony koncept jak najbardziej prawdopodobna). Dłuższe, treściwsze dialogi, mniejsza lotność, motyw wyraźnie fantastyczny, wyższa wrażliwość Ferdka no i styl zakończenia. Fakt, faktem mimo odmiennej 6-sezonowej interpretacji Ferdka trzyma się całość kupy i wychodzi zupełnie przyzwoicie (i dobrze, bo infantylizm Kiepskiego z okolic setnego odcinka mnie męczy)
Ogólnie chwali się, poziom ósemkowy to nie jest, ale:
7,5/10 jak najbardziej