Mocarny odcinek.
Dialogi, sceneria, muzyka idealnie wkomponowane w taki klimat cwaniactwa biznesowego i zazdrości dla bardziej przedsiębiorczych sąsiadów, ale po kolei:
Ferdek podszedł do drzwi; idę o zakład, że w nowych odcinkach scena zaczynałaby się gdy już stoi przy drzwiach
; i to jego wzdrygnięcie "co jest kurde...co to kurde jest?"
Sam motyw samowolki biznesowej Paździocha w oklepanej przez siebie odzieżowej branży bazarowej na korytarzu mistrzowski. Tak samo jak zarekwirowanie prywatnej-publicznej toalety na przymierzalnię; Paździoch: "Panie Ferdku, spokojnie, przecież muszla nadal tam stoi tylko przykryłem ją obrusem - można korzystać do woli"
Protesty Ferdka świetne, w ogóle wtedy już był zdziadziałym dziadem z nikłą wesołością a potrafił idealnie się odciąć (inni scenarzyści?
): Ferdek: "Panie Gęgęgę, Panie...Panie chciałbym Panu zwrócić uwagę, że sektor korytarza nie jest Pana osobistym sektorem, tylko to jest dobrem wspólnym mieszkańców Panie, i ja protestuje!" - to "Panie" tak niweczy kurtuazję w rozmowie że można dosłownie paść.
Dobra scena łóżkowa, bez debilnej filozofii na siłę i na chama wtrąconej beznadziejnej muzyki.
Korytarz i tekst Ferdka do wyglądającego wiejsko jegomościa: "Panie przepraszam, sklep z podkowami to na drugij ulicy Panie" - po prostu miód.
No i walka o Eurasy w kalesonach między Boczkiem a Ferdkiem, typowo polskie dogadanie się przy wódzie w sprawie wspólnego interesu - czyli orżnięciu mendy Paździocha - tekst Boczka "Panie jak Pan nie bieresz to ja bierę, Panie" nie irytował - być może dlatego, że nie jest tam wepchanym na siłę wiejskim pseudosloganem?
Z tymi kozaczkami też dobra bajka, kiedyś takie ploty chyba nawet chodziły. Paździoch ostatecznie zgarnął całą pulę.
10/10
Ciekawi mnie, czy Paździoch celowo nakręcał klientelę żeby w końcu położyć łapę na diamentach z eleganckich aksamitnych beretów, czy się mu trafiło jak łysej mendzie ziarno...