Kultowy odcinek i na pewno choć wydawałoby się, że pomysł tak na prawdę jest dość oklepany i przewidywalny, to jednak fajnie że sięgnięto po tego typu fabułę.
To co mi nie pasuje z tym odcinkiem to trochę brak wyważenia humoru z fabułą. Bo według mnie może to nie jest jeszcze to co dzisiaj (Nawet nie ma co porównywać) ale mimo wszystko mogli odstawić na później ten scenariusz i dodać więcej humoru.
I podkreślam mało go jest, jak na sezon 5, po prostu trochę więcej oczekiwałem.
Natomiast sama fabuła fantastyczna, jeżeli porówna się go z podobnym względem zamysłu twórczego "Poltergeista" to na prawdę nie da się odnieść wrażenia, że to wyszło spod tej samej ręki
.
Historia mnie bardzo wciągnęła. Na plus przede wszystkim Boczek, który jak zwykle panikował
Zwłaszcza jak się nie chciał wypróżnić,
"ja pana zaklinam nawet nie siadaj pan na sedes"
"panie Ferdku i co bulgocze ?"
.
Opowieści Boczka o Rzeszowie świetne, wątek ten zgrabnie przewija się przez większość odcinka.
Klasyczna nocna scena z Paździochem świetna, kiedyś to potrafili nawiązywać do klasyki...
Scena z Paździochem w kuchni kultowa i przezabawna
.
Nie podobało mi się to, że od razu tak znaleźli tą mapę, wiem, że to miało prześmiać filmy przygodowe, ale zaczęło pachnieć 26 sezonem takie nawiązywanie. Ale to pierdoła, mnie irytują takie rzeczy, takie jak na przykład to jak ktoś dzwoni i od razu mówi do słuchawki, albo Boczek przychodzi i mówi, że (X) jest w telewizji i my widzimy dopiero intro programu
Scena w salonie - majstersztyk. Najlepszy numer wartburga
, gra Kotysa - mistrzostwo.
Zakończenie świetne
Choć się spodziałem, że Paździoch wyskoczy, ale mimo to zadowalało widza to zakończenie.
8,5/10