No to zaczynam 4. sezon.
Całkiem dobre rozpoczęcie sezonu, co prawda tematyka nieprzyjemna, bo szkolna.
Jednak całkiem śmiesznie wyszedł powrót bohaterów do szkolnych ławek. Postać Belfegora przekomiczna i trochę przerażająca, ale chyba taki był zamysł.
Waldka nigdy szczególnie nie lubiłem, jednak tu był wyjątkowo irytujący, w kółko się jąkał i powtarzał to samo, jak zobaczył piórnik, to "A na co to jest?"
Zrobili z niego takiego kretyna, że szkoda gdakać... A w następnej transzy 4. sezonu będzie jeszcze gorzej. Dopiero w końcowej scenie się nieco "zrehabilitował".
Natomiast na plus wszystkie retrospekcje bohaterów, szczególnie Boczka: "Boczek, byłeś, jesteś i zawsze będziesz chudzielcem".
Paździoch też dobry: "Mnie nauczyciele zawsze lubili", a jak przyszedł Belfegor, to od razu postawiony do szeregu.
Występ Babki krótki, ale śmieszny, to samo Halina, nie obraziłbym się, gdyby i teraz mogło być jej tak "dużo".
Także pozytywnie wypadł Kiersznowski w roli Faraona, swoją drogą, gdybym nie znał wcześniej tego odcinka, to nie spodziewałbym się, że twórcy wykorzystali postać, która wcześniej pojawiła się tylko raz. Taka dbałość o szczegóły cieszy(ła), jednak, nie oszukujmy się, od początków serialu nie dbano o szczegóły w wielu rzeczach (dobra, bo za bardzo odbiegłem od tematu).
Pomysł, żeby Belfegor był tylko wizją bohaterów, całkiem dobry, oj, czasami wspomnienia są przykre.
Natomiast moja ulubiona scena to bolesna i bezlitosna parodia "Miłość ci wszystko wybaczy", tu przechrzczona na "Szkoła ci nic nie wybaczy".
9/10, solidne rozpoczęcie solidnego sezonu.