Gdy byłem mniejszy to zawsze obawiałem się straty bliskich.
Bardzo przejmowałem się świadomością, że np. w ciągu 10 kolejnych lat mogą umrzeć dziadkowie, bo mieli już wtedy swoje lata. I w sumie gnębiło mnie to, że nie wiadomo co będzie potem. Czy oni będą szczęśliwi, jak wygląda życie po śmierci (czy nadal mamy postać ludzką, czy już sama dusza- jakkolwiek to wygląda). I czy ludzie pamiętają swoje życie ziemskie. Czy spotkam się z nimi po śmierci? Będą o mnie pamiętać? Czy tam już nic nie ma znaczenia, bo mają szczęście wieczne?
No właśnie, wieczne.
Mnie bardziej przeraża wieczność, aż dziwnie się czuję, gdy pomyślę, że nigdy to się nie skończy. To jest straszne i co najgorsze
NIE MA ŻADNEGO WYJŚCIA.
Opcje:
1. Życie wieczne po śmierci- bez końca (zawsze będziemy istnieć, ZAWSZE, to jest nie pojęte).
2. Reinkarnacja- daje nadzieję na nową historię, oraz ponowne egzystowanie na świecie. Jednak bez sensu jest ciągle się odradzać. W kółko. Bylibyśmy uwięzieni w pętli.
3. Czarny obraz a.k.a brak jakichkolwiek odczuć, świadomości. Nie ma niczego. Nawet nie wiesz, że nie żyjesz. Np. za nim urodziliśmy się, niczego nie było. I nie czuliśmy, że upływa czas, bo on dla nas nie istniał.
Czekam na wasze odpowiedzi