WAŻNE:
Pomóż przetrwać forum - zbiórka na dalszą działalność! Przekaż dowolną kwotę przelewem poprzez PATRONITE lub PAYPAL
- KLIKNIJ po szczegóły!
Możesz nas wesprzeć poprzez: Blik, przelew SMS | PATRONITE.PL || PayPal.com (kliknij: paypal lub płatność kartą)
Dla osób, które pomogą ranga Zasłużeni + wyróżnienie nicka kolorem i pogrubieniem. DZIĘKUJEMY!
Mam zaszczyt przedstawić
Scenariusz pod tytułem PLANTACJA.
Pomysł i zarys fabuły - Pabfer
Realizacja i dialogi - MrOLX
Streszczenie: Janusz zakłada na korytarzu plantację stewii paragwajskiej. Wszystkim ona przeszkadza w codziennym życiu i każdy robi Januszowi wyrzuty. Tylko Ferdek, nie wiedzieć czemu, jest dziwnie spokojny i zadowolony. Boczek pyta się sąsiada o przyczynę takiej postawy. Okazuje się, że Ferdek podejrzewa, że to nie stewia, tylko narkotyki i zbiera dowody i chce żeby policja aresztowała wszystkich 3 Paździochów i liczy, że wprowadzi się na ich miejsce ktoś lepszy. Wciąga Boczka do planu, skoro już się napatoczył.
Osoby: -FERDYNAND KIEPSKIGłowa rodziny, wieczny bezrobotny i alkoholik tysiąclecia -HALINA KIEPSKACiężko pracująca pielęgniarka i Matka Polka -WALDEMAR KIEPSKISyn Ferdynanda -MARIOLA KIEPSKACóra Ferdynanda -JOLASIA "PUPCIA KIEPSKA"Kochająca żona Waldemara -ARNOLD LEONCJO JAN BOCZEKRzeźnik, grubas i świnia pornograficzna -MARIAN PAŹDZIOCHMenda bazarowa -JANUSZ PAŹDZIOCHJego syn -HELENA PAŹDZIOCHJego żona -ANDRZEJ KOZŁOWSKINiestrudzony prezes spółdzielni Policjanci, detektyw, botanik i inni.
Scena 1
Salon Kiepskich, wieczór. Ferdek popija sobie piwo i ogląda program w TV. W programie pokazana jest kiepsko wykonana dżungla i jakiś aktor w stroju Tarzana a'la wypożyczalnia kostiumów karnawałowych. Aktor ten skacze przez kilka sekund i udaje różne ryki. Do pokoju wchodzi Halina, już przebrana w piżamę i szlafrok. Halina: Co oglądasz? Ferdek: A co oglądam, gówno oglądam, jakieś duperelelele, facet jakiś skacze jak małpa i ryczy jak krowa, prawda, nic już w tej telewizji nie ma, same jakieś małpy, gaje, dżungle, kurde. Halina: No to po co oglądasz jak takie beznadziejne rzeczy lecą? Ferdek: A po co oglądam, Halincia, a po co! A po to, prawda, aby się doedukować, prawda, ja se czekam, aż coś mądrego będzie, ale to nie będzie raczej, Halinka, bo cały czas o takie małpy puszczają i dżungle, lasy i szlus. Halina: No to po co czekasz jak i tak nie będzie! Wyłączaj tego grata i chodź spać, bo potem mi do południa leżysz w barłogu i nic koło domu nie zrobisz. Ferdek: A co ja mam robić, kurde, jak tu nic do robienia nie ma. Halina: Jak to co! Podłogę byś w kuchni umył, bo już się lepi jakby ktoś smarem wysmarował. Ogórki byś pokroił na mizerię, ziemniaki nastawił, nic tylko ja wszystko w tej chałupie muszę robić. No pomógłbyś Ferdek trochę, pomógł! Ferdek: Ale jak ja nie pomagam, jak pomagam, do Stasia prawda chodzę, zakupy robię, prawda... I jeszcze do parku se prawda chodzę... Halina: Tak! I na cmentarz z Badurą wino pić. Ale nie będzie tak, oj nie. Marsz do łóżka! Ferdek: Ale kiedy mnie się spać nie chce i co? I co? Halina: Ferdek... Chcesz awantury? Chyba nie. I ja też nie. Więc chodźże z tego zapierdzianego fotela do łóżka, wyśpisz się, jutro sobie pooglądasz. Bo oglądasz te durnoctwa całą noc, chichrasz się tu, a ja spać nie mogę. Ferdek: Halina, jak nie mogę, to przez nogę i se mogę, normalnie, kurde. Halina: Ferdek! To było moje ostatnie słowo. Do łóżka! I odstaw to piwsko! Ferdek wzdycha. Halina: Ferdek... Powiedz mi. Czy to coś naprawdę zasługuje na twoją uwagę teraz? Zbliżenie na telewizor, aktor w stroju Tarzana nadal skacze i udaje małpę. Ferdek: A dobre, dobre, wyłączam to gówno, bo same skakanie, ryczenie, prawda, masz rację, Halincia, kiedyś to programy były kulnturalne, prawda, a tera same dżungle, lasy, prawda. Halina: No! Potrafisz ty być czasem rozsądny.
Scena 2
Korytarz Kiepskich, ranek (pokazany od strony drzwi Ferdka. Ferdek powoli otwiera drzwi i idzie jak zawsze do WC. Ale im dalej idzie, tym korytarz bardziej przypomina dżunglę - wszędzie w wielkich donicach poustawiane są ogromne, rozłożyste donice, które ogarniają niemal całą przestrzeń, tak że trudno się przecisnąć. Wokół tego chodzi Boczek i podziwia rośliny. Boczek: O Jezu, dęby jakieś, czy palmy? Podchodzi Ferdek, również zdumiony. Boczek: Dzień dobry, panie Ferdeczku! Ferdek: Panie, jaki dobry, jaki dobry, jak pan tu jesteś. Co to w ogóle jest, zielska wszędzie pełno, chodzić się nie da. Pan żeś to przyniósł tu? Boczek: Panie! Ale nie oskarżaj pan, bo oskarżenie na mnie pada, a ja niewinny jestem! Bo to są rośliny jakieś, zielska nieznane, panie! Nie wiadomo skąd, nie wiadomo jakie! Jak to panie na dęby wygląda, albo na te o - palmy co se na Karaibach są! Ferdek: Dupa, panie, a nie palmy, zielsko jakieś zwykłe! Boczek: To normalnie se wygląda jak dżungla egzotyczna! Panie jak ja żem se wczoraj ten film we telewizji oglądał, to tam taki Tarzan był, człowiek-małpa normalnie! I on se skakał i ryczał i ze tygrysami walczył w takiej dżungli, jak o te zielska, o! Ferdek: Panie, sam pan jesteś człowiek-małpa egzotyczna, a tutaj to szczególnie wśród tego zielska i panie nie blokuj mi pan wejścia, bo ja se muszę na wypróżnienie wejść! Boczek: Ale panie, nie obrażajta mnie, w mordę jeża, dobre? Bo ja tu panie badania se robię, co to jest i skąd to jest, a pan teraz wypróżnienie se będziesz robił! Ferdek ignoruje Boczka i wchodzi do WC. Jednocześnie z mieszkania Paździochów wychodzi Janusz w lnianej koszuli i z dużym, słomianym kapeluszem na głowie. W ręku trzyma konewkę. Boczek: O, dzień dobry, panie Januszu! Pan se widział, co tu jest! Cuda jakieś! Rośnie to jak dęby, albo i palmy - o! Janusz: Jakie palmy, panie Boczek, jak to stewia paragwajska! Boczek: Stewia? Jaka stewia? Janusz: Normalnie, panie Boczek. Stevia stevius paragwaius. Gatunek charakterystyczny dla południowo-wschodniego Paragwaju. Przywiozłem nasiona, jeszcze na samym początku, jak tu się wprowadziłem... Boczek: Panie i pan to se tu przyniósł i uprawia teraz? Janusz: No a kto, panie Boczek? Ja! Widzi pan, stewia ma niesamowite właściwości, można z niej bowiem wyrabiać słodzik, który jest słodki jak cukier, a nawet bardziej! Taka zdrowa alternatywa do kawki, herbatki, ciasteczka, rogaliczka... Boczek: Panie, ale co pan zielsko będziesz dawał panie do kawy i ciastka nim se szprycował, w mordę jeża? Janusz: Trochę wyobraźni, panie Boczek, niech pan ruszy te ostatnie dwie szare komórki, które kurzą się pod pańską czaszką od dobrych kilku lat, jak słyszę od sąsiadów... Boczek: Ale! Ja se wypraszam, bo ja rozum se mam! Janusz: Ze stewii wyrabia się słodzik, a nie słodzi się stewią sensu stricto! Wygląda on jak zwykła aspiryna, albo biały proszek... Nie ważne. Teraz ludzie potrzebują alternatyw, prowadzą zdrowy, zrównoważony styl życia. Wie pan - siłownie, baseny, aerobik, zdrowe odżywianie, diety pudełkowe. Dzisiaj człowiek nowoczesny słodzi stewią, a nie białą śmiercią, jaką jest cukier. Boczek: Ale pan se to będziesz normalnie uprawiał tu? Janusz: A bo to jakiś kłopot, panie Boczek? W tym korytarzu panuje mikroklimat bardzo zbliżony do ziem południowo-wschodniego Paragwaju. Jest on idealny do wzrostu stewii. Miejsca troszkę jest... A jakby wszyscy zrzucili po parę kilo to byłoby jeszcze wygodniej. Nagle z WC wychodzi Ferdek. Ferdek: Panie! Ja żem wszystko słyszał! Pan tu plantację otwierasz niezarejestrowaną panie, to do urzędu trzeba iść panie, rejestrować! Janusz: Ależ panie Ferdku, to jest dla dobra nas wszystkich... Każdemu przysłuży się stewia zamiast cukru i zrzucenie kilku kilogramów! Ferdek: O kilogramy to pan się sam interesuj, a nie mnie pan zielskiem będziesz tu obmacywał, zara to urośnie do sufita i co pan zrobisz, co? Janusz: Cóż... Przebijemy sufit. A i pan Boczek będzie miał wtedy ładne roślinki wystające mu z podłogi! Boczek: Panie! Ale ja se żadnych zielsków nie chcę, panie! Co pan chcesz cukier z tego robić, jak to zielsko jest! To się normalnie panie nie da tak zrobić! A pan Ferdek to mądrze mówi! Ferdek: Mądrze, mądrze, panie Boczek, ale najlepiej to by było jakby pan se poszedł na górę do siebie, bo tu nie pana piętro jest, kurde! Janusz: A teraz pozwólcie panowie, muszę podlać moje piękne rośliny...
Scena 3
Salon Kiepskich. Ferdek drzemie w fotelu. Wchodzi Kozłowski z neseserem w ręku. Kozłowski: Uszanowanie panie Ferdku! Otwarte było to wszedłem, a co! Ferdek: A dzień... dzień dobry panie prezesie drogi, proszę siadać, proszę siadać panie! Napić się pan może, panie prezesie, by chciał? Kozłowski: Nie, nie! Tym razem wykluczone! Jadę na spotkanie służbowe, muszę być trzeźwy... Między nami, panie Ferdku... Ja bym się napił, ale jak ta Dydrykowska gorzałę ode mnie poczuje, to już! Amen! Kaplica! Ferdek: A to panie, nie musimy prawda wódki, ja se mam prawda likiera, żem dostał likiera jajecznego na prezenta. Kozłowski: A to inna bajka, panie Ferdku! Inna bajka! Ferdek idzie do kuchni i przynosi butelkę likieru oraz dwa kieliszki. Nalewa sobie i prezesowi. Ferdek: No to na jedną nóżkę! Kozłowski: Na jedną, kurka wódka! Opróżniają kieliszki. Ferdek: A to trza będzie na drugie, bo to panie słabe jest, spirytusa nie czuć prawie... Kozłowski: Nie, nie, nie! Kiedy indziej, kiedy indziej! Ferdek: A pan, panie prezesie, to w zasadzie w jakiej sprawie? Kozłowski: Aaaa... Taka rzecz, panie Ferdku. Dostaliśmy, kurka wódka, jakieś takie nagrody ze spółdzielni. Że tam niby za produktywność, za zarządzanie, takie pierdoły. Ale że nikt nie chce czytać tego, to sobie pomyślałem, że wejdę, może panu dam, będziesz se pan miał - podstawkę, o! Kozłowski wyjmuje z nesesera książkę zatytułowaną: ROŚLINY: WŁAŚCIWOŚCI LECZNICZE I PSYCHOAKTYWNE. Ferdek: O, dziękuję, dziękuję, prawda... A to o roślinach widzę! Kozłowski: A no o roślinach! O roślinach! A tak a propos... Cały korytarz macie jakimś zielskiem zagracony. Co to, las deszczowy ktoś sadzi, czy kwiaciarnię otwiera? Ferdek: Aaaa co tam, panie, Paździoch Janusz posadził zielsko, plantancję se założył, będzie z tego panie cukry jakieś robił, słodzidła, mazidła, tylko to zagraca, wejście do prywatnej, prawda, publicznej toalety zasłania. Kozłowski: Ciekawe... Ciekawe... Ale no! Czas nagli, panie Ferdku, więc żegnam! Ferdek: Do widzenia, do widzenia!
Scena 4
Salon Kiepskich, dzień. Przygotowania do obiadku. Halina nakrywa stół, Ferdek zaś siedzi na kanapie i czyta książkę od Kozłowskiego. Halina: O, Ferdek. Widzę, że książkę czytasz. Co cię tak naszło? Ferdek: A bo ja żem se dostał te książkę od Kozłowskiego, a ona prawda mądra jest, edukacyjna, o roślinach różnych, zielskach, prawda... Halina: No, nareszcie jakieś pożyteczne zajęcie! Nie powiem, Ferdek, jestem pod wrażeniem. Żebyś ty tylko codziennie taki był! Ferdek: A co nie jestem, jak jestem se, normalnie. Halina: No... Powiedzmy. A co mądrego żeś z tej książki się dowiedział? Ferdek: A różne rzeczy, prawda, że są te... róże, że są, rumianki, że se są, mięta prawda, że jest, majeranek, prawda... A to teraz trzeba wiedzę mieć, Halincia, bo jak Paździochy te zielska postawiły tam, to normalnie nie wiadomo, czy to nie trujące jest, tym się prokuratura normalnie powinna zająć i organy ścigania. Halina: No zgodzę się z tobą, że ten pomysł to kuriozum. Przejść się nie da, zapach jakiś dziwny! Zagraca to tylko i tyle. Pan Janusz mówił, że to niby stewia paragwajska, że z tego słodzik się robi... A bo to wie kto? Ferdek: A właśnie, a właśnie, mądrze mówisz, Halinkia, mądrze. Pokazuje się zbliżenie na książkę Ferdka. W końcu Ferdek dociera do strony z napisem: KONOPIA INDYJSKA i rysunkiem liścia marihuany.
Scena 5
Salon Kiepskich, obiadek. Skład obiadku jak zawsze. Wszyscy już jedzą. Waldek: Ojciec, tu se normalnie nie da się przyjść, bo wszystko zielskiem zagracone, że o! Ferdek: A bo to Paździochy złodzieje posadziły, a ja to nie wiem, czy to nie jest trujące, narkotyzujące, prawda... I to za to prokuratura powinna być. Mariola: A bo to faktycznie podejrzane. Liście niby nie takie, żeby marihuana była, ale kto tam wie? Waldek: A to może są te, dopalalacze, o! Jolasia: Jakie dopalacze, bynajmniej nie dopalacze, raczej nie inaczej, bo je się z chemikaliów robi gorących, trujących, parą fioletową parujących. Ferdek: Ale ja se nie wiem, czy ty Cycu prawdy nie mówisz, bo to naprawdę mogą być trutki jakie, narkotyki, prawda, a kto wie, czy to nie na sprzedaż jakąś, czy gdzie. Halina: Nic nie jest wykluczone. Mariola: A to teraz mało ludzi korzysta? Łysy też kiedyś sobie blanciki skręcał. To nawet podobno zdrowe. Ferdek: JUŻ JA CI DAM BLANCIKI, SRANCIKI, KURDE! NIE BĘDZIESZ SIĘ, CÓRO MOJA NARKOTYZOWAŁA ZIELSKIEM PAŹDZIOCHOWYM. Halina: Ferdek, spokojnie! Nikt się nie narkotyzuje... Jeszcze. Ferdek: Jeszcze, o jeszcze!
Scena 6
Korytarz Kiepskich, wieczór. Obecni są Janusz, Marian i Helena. Janusz montuje jakieś lampy jak w studiu filmowym, które oświetlają stewię. Nagle z mieszkania wychodzi Ferdek. Ferdek: Panie! Ale co pan robisz, co pan robisz znowu! Janusz: Jak to co panie Ferdku? Naświetlenie! Stewia potrzebuje światła, aby mogło prawidłowo rosnąć. Paździoch: I panu by się przydało, panie Ferdku, bo pan tylko siedzisz i pierdzisz w ciemnościach egipskich swojego mieszkania! Helena: No właśnie! Wara nam od naszych roślin! Ferdek: Co roślin, dupa roślin! Jak to zielsko jest, a nie wiadomo, czy to trutka jakaś, czy inne gorsze... Ja państwa ostrzegam! Ja ostrzegam! Janusz: Nie mamy sobie nic do zarzucenia. Janusz stawia lampę w miejscu wejścia do WC. Ferdek: Panie, co pan robisz, jak lampa normalnie blokuje wejście do kibla, jak teraz kto wejdzie, co? Janusz: Panie Ferdku, wejść zawsze będzie można rano, gdy będzie więcej światła, a teraz stewia potrzebuje naświetlania. Proszę najlepiej iść, pańska obecność nie wpływa obecnie korzystnie na mikroklimat tego korytarza. Ferdek: Panie! Ja tego nie popuszczę! Ja nie popuszczem, kurde! Helena: Nie drzyj się pan, tylko wracaj do siebie! Paździoch: Albo do wiadra! Ferdek: Panie, pałka się przegła, panie! Albo pan lampę zabierzesz, albo ja panu to sprzątnę i szlus. Janusz: Próbuję żyć w zgodzie z każdym, panie Ferdku. Ale w tym momencie beszcześci pan wielowiekowe tradycje rolnictwa paragwajskiego. Ferdek: A chciałem po dobroci, a chciałem! Ferdek odpycha lampę studyjną, która upada na ziemię i niszczy się, po czym wchodzi do WC.
Scena 7
Korytarz Kiepskich, obecni na nim są: Ferdek, Jolasia, Halina, Waldek, Mariola, Janusz, Marian, Helena oraz policjant. Janusz: Proszę jeszcze doliczyć do szkód koszta nadepniętego kabla. Policjant: Już nie przesadzaj pan... Ferdek: Ja panie żem to zrobił w stanie wyższej konieczności, bo mnie się chciało, a nie mogłem, kurde! Policjant: Z wami wszystkimi tylko problemy! Na całym osiedlu! Janusz: Uprzejmie proszę, panie władzo, o ukaranie sprawcy pouczeniem, względnie chętnie przyjmę odszkodowanie od skarbu państwa. Policjant: To już nie jest moja robota. Macie panowie! Policjant wręcza Januszowi i Ferdkowi mandaty. Policjant: Jeden dla pana Ferdynanda K. - za rozdupczenie lampy, a drugi dla pana Janusza P. - za utrudnianie czynności fizjologicznej w miejscu do tego przeznaczonym. W razie czego odwoływać się do grodzkiego. Branoc! Policjant przeciska się przez zarośla i wychodzi na klatkę.
Scena 8
Sypialnia Kiepskich. Halina i Ferdek w łóżku. Halina: 300 złotych, jełopie! 300 złotych! Co ty myślisz, że to na drzewach rośnie? Ferdek: Drzewa to zaraz se będą rosły, ale na korytarzu zasranym, jak Paździochy tam nadal będą robić! Halina: Ale weźże się czasem uspokój, dobrze? I ja ci uroczyście oznajmiam - ja za twój mandat płacić nie będę. Ferdek: To się kurde do sąda pójdzie, powie, że to był stan, prawda, wyższej konienczności i nie będzie płacenia żadnego, do widzenia. Halina: No żebyś ty się czasem nie zdziwił! Ferdek: A co mam se robić, Paździochy stawiają gówno jakieś, nie wiadomo, czy to nie te narnkotyki albo do-dopalacze jakieś, czy to nie trujące, a może to opary śmiertelne robi i co? Halina: Skoro masz podejrzenia, to kto ci broni wezwać organy ścigania? Ferdek: A... W sumie Halincia, w sumie... Halina: Uspokój się nieco, Paździochów spokojem udobruchasz i wiele na tym ugrasz! Ferdek: A ty wiesz, Halincia, że to dobre jest? Dobre, Halincia! Halina: No to się cieszę. A teraz dobranoc, bo muszę spać, aby jutro rano do roboty wstać. Ferdek: No dobranoc, dobranoc!
Scena 9
Korytarz Kiepskich. Ferdek chodzi wesoło po korytarzu i sobie nuci. Ferdek: Tralalilalalala trallala, trololololooo, o ho ho! Nagle z WC wychodzi Boczek. Boczek: Ooooo, dzień dobry panie Ferdku! Ferdek: A dzień dobry panie Boczku! Ale piękny dzień se jest, prawda? Boczek: A czy ja wiem, panie Ferdku? Wiater se normalnie wieje i prawie mi papiera ze kiełbasy zwiał, w mordę jeża. Ferdek: A jakie roślinki piękne! Boczek: Panie! Pan mi nawet nie mów! Bo ja się boję jak cholera! To panie rośnie i to większe jest coraz bardziej! To mi się zaraz do mnie przez sufit przebije i co? Ferdek: A co się przebije, gówno się tam przebije. Boczek: Panie, ale pan nie mów tak, bo ja żem se normalnie horrora przeżył, jak wczoraj normalnie se film leciał, co złe rośliny i zielska byli co się przez mury przebijały i ludzi se zjadały, o! Ferdek: A bo pan się naoglądasz durnoctw, małpów, panie, zielsków, panie, a potem pan gadasz. A to nieszkodliwe, prawda, piękne, zielone! Boczek: Jakie piękne! Jak to se roślina diabelska jest, mięsożerna, panie! Ferdek: O, to do pana najprędzej, prawda przyjdzie, najprędzej! Do widzenia!
Scena 10
Sklep "U Stasia". Są Boczek i Staś, na ladzie stoi kilka doniczek z muchołówkami. Boczek: Panie, wódkie pan dej i czikitę! Staś: A to pan se widział? Boczek: A co to? Staś: A takie nowe... Muchołówki, panie. Roślina mięsożerna. Muchy zżera, pająki, osy... A jaka dekoracja! Po dyszcze za doniczkę. Boczek: Panie! Ale nie strasz pan, dobre? Bo to panie diabelska roślina jest! Staś: Co pan pieprzysz? Boczek: Bo panie! U nas to normalnie se Janusz Paździoch zasadził zielsko, a takie wielkie, na cały korytarz o! I ono panie odurzające se może być! Staś: A niby czemu? Boczek: A bo pana Ferdka, normalnie, odurzyło już mocą diabelską, normalnie, bo on tego nienawidził, a teraz mu w ogóle nie przeszkadza! A jeszcze mówił, że pogoda piękna jest, a gówno prawda, bo wiater se wieje, że mnie papiera od wędliny porwał prawie! Staś: A co mnie to gówno obchodzi? Płacisz pan, czy wychodzisz?
Scena 11
Wnęka korytarza. Boczek czatuje tam ze szklanką przystawioną do ściany i nasłuchuje. Po chwili pojawia się widok na salon Kiepskich. Jest tam Ferdek i Waldek. Waldek: I taki se masz plan, tatuś, normalnie? Ferdek: A jak nie mam, jak mam, kurde. To się normalnie udowodni, że to zielsko jest, prawda, narkotyzujące i się zamknie i Paździochy pójdą siedzieć, a się kto lepszy wprowadzi. Waldek: A kto się niby wprowadzi? Ferdek: A bo ja wiem, a bo ja wiem... Ale na pewno nie Paździochy! Nagle Boczek odrywa szklankę i wchodzi do mieszkania Kiepskich. Boczek: Panie! Ja żem se wszystko słyszał!
Scena 12
Kuchnia Kiepskich. Siedzą Ferdek, Walduś i Boczek. Ferdek nalewa każdemu po kielichu. Ferdek: To już teraz pan wiesz, panie Boczek! Tylko gęba na kłódkię, bo jak panu zasadzę kopa w dupę, to pan zobaczysz! Boczek: Już, panie nie obrażaj pan, bo se zgoda miała być i konspiracja! Ferdek: Dobre! No! To siup! Wszyscy wypijają kolejkę. Ferdek: To tera trzeba będzie, kurde, śledztwo zrobić, żeby sprawdzić, czy to nie jest trujące. A jest! A jest i ja to wiem! I Paździochy siedzieć pójdą i tyle będzie.
Scena 13
Tajemnicza muzyka. Ferdek skrada się do "plantacji" Janusza i urywa jeden listek stewii. Chowa go do kieszeni i wraca do mieszkania. W międzyczasie z WC wychyla się Janusz i robi Ferdkowi potajemnie zdjęcie.
Scena 14
Kuchnia Kiepskich. Na stole wyściełanym ręcznikami papierowymi leży listek stewii. Boczek studiuje go lupą, a Ferdek przegląda swoją książkę o roślinach. Boczek: Ja żem se panu już od początku mówił, że ja panie badania robię, a pan wtedy co? Ferdek: Ale pan żeś nielegalnie robił, bo żeś pan je na nie swoim piętrze robił! Waldek: Ojciec i co, masz se te kononopie normalnie, czy nie masz? Ferdek: Już, Walduś, mam: Są: Konopie indyjskie. Waldek: No, ojciec, ja bym powiedział, że to średnio podobne. Ferdek: Co średnio podobne, jak to normalnie niedorozwinięte jeszcze jest, niekształtne. Boczek: Panie! Ale Waldek to se rację ma! Bo to wcale podobne nie jest! Ferdek: PANIE KTO TU JEST PANIE DOWODZĄCYM ŚLEDZTWA! JA PANIE, CZY PAN? Ferdek: No, Walduś, róbże tym swoim telefonem zdjęcie, rób. A pan, panie Boczek, wykręcaj numera na komisariata!
Scena 15
Mieszkanie Paździochów, poranek. Wszyscy smacznie jedzą śniadanie. Nagle słychać pukanie do drzwi. Helena: No, żyć człowiekowi nie dadzą. Jedz Janusz, jedz Marian! My nikomu w śniadaniu nie przeszkadzamy. Głos w tle: OTWIERAĆ POLICJA! Helena niechętnie wstaje i zlękniona podchodzi do drzwi. Otwiera je i nagle do środka wbiega 5 policjantów w strojach antyterrorystycznych i ze strzelbami w rękach. Policjant 1: RĘCE DO GÓRY WSZYSCY! Helena: Panie! Ale co pan robisz! W śniadaniu pan przeszkadzasz! Paździoch: Precz z komuną ZOMOWcy! Policjant 2: Zamknąć się! Ręce do góry wszyscy! No! Już! Wszyscy podnoszą ręce do góry, a nagle do mieszkania wchodzi dwóch mężczyzn. Jeden z nich ubrany jest jak stereotypowy detektyw, a drugi trochę jak jakiś leśniczy. Detektyw: Pry państwa... Jesteść... Państwo... Oskrżeni... O prrrrrowadzenie nielegalnej hodowli... Konopi... Względnie innych rroślin potrzebnych do tworzenia sybstancj pschoaktywnych... Janusz: Ależ zaszło straszne nieporozumienie! Toż to zwykła stewia! Stewia! Do produkcji słodzików! Detektyw: Pry pana... Jużmy się tym... Zajjjjjjmiemy. Prysz nie utrudniać śledztwa. Pnie Ziutku, msz pan coś? Ziutek (czyli ten gość w stroju leśnika): Na moje oko... To zwykła... stewia. Detektyw: Ssssssstewia? Ziutek: Najzwyklejsza w świecie. A nie... Stewia paragwajska, ulepszony gatunek! Piękna roślina, ale nie ma nic wspólnego z substancjami psychoaktywnymi. Detektyw: Cz-cz-czy jest pyn pewin? Ziutek: Ponad wszelką wątpliwość. Zrobiłem doktorat z botaniki na Uniwersytecie Warszawskim. Detektyw: To żygnam! Jeden z policjantów odsłania przyłbicę, okazuje się to być ten sam policjant, który wypisywał mandaty Ferdkowi i Januszowi. Policjant: No! My przepraszamy, że w śniadaniu przeszkodziliśmy, ale wiecie państwo - obowiązki! Zresztą... Pan Ziutek to jak tylko wszedł to już wiedział, że to stewia. Helena: Tak? To po co w takim razie ta szopka? Policjant: Premię za to dostajemy. No, do widzenia! Smacznego! Ale jajecznica, na boczku? Helena: Gówno to pana obchodzi! Żegnam!
Scena 16
Kuchnia Kiepskich. Ferdek i Halina również jedzą śniadanie. Ferdek: Halinkiaaaaaaa, a weź mi dej podaj ten musztardy z lodówki, bo ja nie mogię, skurcza żem dostał w ramieniu. Halina: Jeszcze musztardy mam ci podać? Jełop. Ferdek: Ale jak ja naprawdę se skurcza mam, no! Halina: To sobie rozmasuj! Znalazł się, kontuzjowany sportowiec. Ferdek: A co ty Halincia, taka jesteś dzisiaj wiedźma wiedźmowata Baba Jaga jakaś, czy co? Halina: A bo to! Bo żeś afery nakręcił z tą stewią, że to niby jakieś narkotyki, czy coś! A co się okazało? Jak zawsze - gówno. Stewia jak stewia, a tak to tylko relacje z Paździochami popsute i kto wie, czy nie będzie procesu o zniesławienie. A z tego, to mój drogi się nie wypłacisz, o nie. Ferdek: A co zniesławienie, a co zniesławienienie, jak ja żem podstawy miał, a że te mendy Paździochy raz w życiu nie kłamały, to akurat pecha miałem i tyle. Halina: Pecha? Pecha? Pecha to ty zawsze masz.
Scena 17
Sypialnia Paździochów. Janusz wyciąga spod łóżka sadzonki konopii. Do pokoju wchodzi Helena. Helena: Janusz, weź idź stewię podlej, bo jeszcze się będą domyślać, że to tylko zasłona dymna i że my tu coś knujemy. Janusz: Spokojnie, ciociu, na razie muszę podlać... inną stewię. To znaczy się, że gandzię, prawda. Helena: Tylko jak tym nas do pierdla wpakujesz, to nie będzie dobrze. Janusz: Do więzienia? Do więzienia nie idzie ten, kto ma władzę. Janusz bierze stojącą nieopodal konewkę i delikatnie zaczyna podlewać konopie.
Bez zmiany sceny przenosimy się znów do kuchni Kiepskich.
Halina: I ty Ferdek lepiej do Stasia nie łaź, tylko pieniędzy oszczędź! Bo ani grosza ode mnie nie dostaniesz jak Paździochowie coś wymyślą, ani grosza! Ferdek: Tak? Tak Halinka? To wiesz co? To ja nie będę już w tym domu złym, gdzie się ojca dzieci nie szanuje przebywał i ja idę i nie wiem, kiedy wrócę! Halina: A idź! Idź! Idź wódkę chlać! Ferdek wychodzi. Halina: Kogo to ja mam za męża! Boże! Widzisz i nie grzmisz!
Scena przełącza się na sypialnię Paździochów. Następuje wielki grzmot, który rozświetla pomieszczenie. Janusz: Jezus Maria, burza! Janusz ze strachu odskakuje w tył, upuszcza konewkę, z której zaczyna wylewać się ogromna ilość wody, która to w jednej chwili zatapia wątłe konopie.
KONIEC
Janusz powinien być profesorem na Uniwersytecie Warszawskim
Mój był tylko pomysł, więc pozwolę sobie ocenić realizację:
Po pierwsze primo- czy wydałem panu pisemne pozwolenie na umieszczanie Jolaśki (i to o zgrozo żywej) w moim pięknym scenariuszu? Chciałbym oświadczyć wszem i wobec, że nie mam nic wspólnego z jej udziałem!
Po drugie primo- za mało Mariana. Ś.p. Kotys i tak nie będzie musiał odgrywać tego scenariusza, więc mogłeś się nie sugerować jego stanem zdrowia (chociaż na chwilę obecną ten stan jest wyjątkowo stabilny )
Po trzecie primo- zaskoczyłeś mnie, że nieco inaczej rozpisałeś stosunek Ferdka do tej sprawy. W mojej głowie był niezmiennie pozytywny aż do zwrotu akcji. Czyli Ferdek od razu wymyślił plan działania, a tutaj zajęło mu to dużo czasu i rozmów z żoną. To jednak neutralna kwestia, podaję tylko jako ciekawostkę, rób jak chcesz!
Po czwarte primo- zaskoczyłeś mnie też wyjątkowo dużym udziałem Boczka! To na równie duży plus!
Po piąte primo- cała reszta bardzo klimatyczna i bardzo poprawna. Był humor i miło się to czytało!
Pabfer pisze: ↑2023-09-01, 18:04
Po trzecie primo- zaskoczyłeś mnie, że nieco inaczej rozpisałeś stosunek Ferdka do tej sprawy. W mojej głowie był niezmiennie pozytywny aż do zwrotu akcji. Czyli Ferdek od razu wymyślił plan działania, a tutaj zajęło mu to dużo czasu i rozmów z żoną. To jednak neutralna kwestia, podaję tylko jako ciekawostkę, rób jak chcesz!
A ja przyznam że ten sposób poprowadzenia fabuły mi się spodobał, bo bardziej pasuje do Ferdka. Może przez to popada w schematyczność, ale jednak naturalniej mi się ogląda (w tym wypadku czyta) Ferdka który najpierw ponarzeka, a dopiero potem zacznie udawać "niewinjontko" żeby tylko udupić sąsiada. To bardziej w jego stylu - więc takie rozwiązanie akurat na plus
Co do samego scenariusza, to w zasadzie stylistycznie jest on bardzo podobny do twoich poprzednich dzieł. Znowu jest dość sporo "przecinków", "zapychaczy", "powtórzeń" które tylko rozciągają scenariusz. Ogólnie to rozumiem zamysł takiego zabiegu żeby do scenopisu wtrącać te wszystkie "no no no", "a po co a po co", "idźże idźże", "eźeźeźeź" i inne onomatopeje, bo w ten sposób pokazujesz dialogi kompletne, bez żadnych inwencji twórczych aktorów żeby coś od siebie dodać. Trochę jak u Koterskiego, który też wszelkie takie "przecinki" każe wykuwać aktorom na blachę. Pytanie tylko czy Sobisze z Yoką byli jak Koterski, bo po tym jak prowadzili grę aktorów na planie mam spore wątpliwości
A widać, że próbujesz wzorować się na Sobiszach, bo dość wyraźnie naśladujesz ich język. O ile nie uważam tego za szczególne zło, zwłaszcza że mnóstwo było narzekań na to co z językiem bohaterów zrobiła pani Słykowa, tak jednak nie oznacza że oni pod koniec serialu pisali wszystko idealnie, więc lepiej by było nie czerpać z ich stylu w 100%, tylko wprowadzać smaczki z czasów świetności serialu, np. nie podoba mi się że dialog Boczka skrzywdziłeś zwrotem "Panie, nie obrażajta", który jest dla mnie totalnie bezsensowny, nawet jeśli rzeczywiście padł w serialu (a za to paznokci sobie uciąć nie dam ). Dużo lepiej sprawdziłoby się stare dobre "Panie nie obrażaj Pan", bo wtedy Boczek przynajmniej przypomina swój prawdziwy prime, czyli sympatycznego głupiego grubasa z piętra wyżej, a nie antypatycznego człowieka z prowincji
Co do reszty jednak, to nie było źle. Choć jak mówię, na początku było mnóstwo "przecinków" i były one ciężkie do czytania. Choć mam wrażenie, że w toku pisania scenariusza nagle z nich zrezygnowałeś, bo cudem sceny zrobiły się krótsze zarazem niewiele tracąc z treści. To jak najbardziej na plus, od około połowy scenariusza czytało się to już znacznie lepiej
Sceny które bym wyrzucił to pierwsza (nie wiem czy w tym Tarzanie była jakaś alegoria, ale przypomina mi to filmy w TV za Sobiszów - z tą różnicą że tutaj Kiepscy przynajmniej omawiają to co się dzieje na ekranie, a nie jak u nich ) i ta z policjantem co wlepił Ferdkowi i Januszowi mandat. Moim zdaniem scena zbędna, troszkę napisana pod to żeby zrobić powiązanie że jeden policjant robi za zwykłego krawężnika od mandatów i za antyterrorystę w następnej scenie. Mimo wszystko, nie była ta scena potrzebna i wytraciła troszku przebieg akcji.
Poza tym obiadek też do wywalenia, dla zasady
Hmm, ja to się lubię rozpisywać o tym co mi się nie podoba, ale z tym co mi się podoba to już mi trudniej coś więcej napisać
No to może napiszę że ogólnie fabuła była naprawdę dobra, dobrze poprowadzona, postaci napisane bardzo fajnie (znowu pochwalam za Janusza, takiego chciałbym go zobaczyć w serialu). I ogólnie wszystko poszło fajnie aż do zakończenia, które ukwieciłbym jeszcze jakimś dialogiem z puentą Janusza i Heleny po zalaniu konopi (może nawet pokusiłbym się o wydobycie z ust Janusza wulgaryzmu na K - czyli oczywiście "Kurcze blade" ). Ale ogółem - wyszło profesjonalnie
Z racji tego że nie chcę mi się tego scenariusza oceniać liczbowo, ale z drugiej strony coś wypadałoby dorzucić po napisaniu takiego felietonu
Postanawiam że nie będę gorszy od Pabfera, ale też nie będę lepszy i daję za ten scenariusz dokładnie to samo co on, bo nie jestem zbyt dobry w kreatywne wystawianie ocen 8/10
pollen99 pisze: ↑2023-09-02, 10:18
Sceny które bym wyrzucił to pierwsza (nie wiem czy w tym Tarzanie była jakaś alegoria, ale przypomina mi to filmy w TV za Sobiszów - z tą różnicą że tutaj Kiepscy przynajmniej omawiają to co się dzieje na ekranie, a nie jak u nich )
O ile nie lubię większości programów w nowych Kiepskich, o tyle akurat ten miał sens, bo stanowił paralelę między dżungla W TV, która rzekomo jest głupia i nierzeczywista, a dżungla na korytarzu, która jest już bardzo rzeczywista. Zabrakło mi tylko jakiegoś skomentowania tej paraleli- np. Ferdek by przez moment myślał, że kolejny odcinek programu nagrywają u niego albo coś w tym stylu.
pollen99 pisze: ↑2023-09-02, 10:18
Ogólnie fabuła była naprawdę dobra
pollen99 pisze: ↑2023-09-02, 10:18
Sceny które bym wyrzucił to pierwsza (nie wiem czy w tym Tarzanie była jakaś alegoria, ale przypomina mi to filmy w TV za Sobiszów - z tą różnicą że tutaj Kiepscy przynajmniej omawiają to co się dzieje na ekranie, a nie jak u nich )
O ile nie lubię większości programów w nowych Kiepskich, o tyle akurat ten miał sens, bo stanowił paralelę między dżungla W TV, która rzekomo jest głupia i nierzeczywista, a dżungla na korytarzu, która jest już bardzo rzeczywista. Zabrakło mi tylko jakiegoś skomentowania tej paraleli- np. Ferdek by przez moment myślał, że kolejny odcinek programu nagrywają u niego albo coś w tym stylu.
No to właśnie zabrakło tutaj tego, czego brakowało Sobiszom przez te wszystkie lata
Nienajgorszy scenariusz. Prosty, krótki i przyjemny w czytaniu.
Plusy:
+ występy Boczka i Janusza (standard)
+ paranoja Boczka na punkcie roślin po obejrzeniu horroru i scenka w sklepie
+ plan Ferdka i jego fiasko
+ wjazd antyterrorystów, detektywa i Ziutka na chatę Paździochów
Minusy:
- nieco irytujące swą częstotliwością "przecinki", o których wspomniał Pollen, szczególnie "prawda" co chwilę wypowiadane przez Ferdka
- dość dziwnie rozpisane dialogi Ferdka i Haliny, nie wiem dlaczego ale trochę nienaturalne mi się wydawały
- znów brakowało mi w zakończeniu jakiejś mocnej puenty
- za dużo Jolaśki żarcik, nieśmieszny ale jednak
Ocena: 7/10
Mała prośba ode mnie: podawaj Pan jakieś propozycje obsady epizodycznych bohaterów, bo wszędzie mi się Dracze wyobrażają
pollen99 pisze: ↑2023-09-02, 10:18
A ja przyznam że ten sposób poprowadzenia fabuły mi się spodobał, bo bardziej pasuje do Ferdka. Może przez to popada w schematyczność, ale jednak naturalniej mi się ogląda (w tym wypadku czyta) Ferdka który najpierw ponarzeka, a dopiero potem zacznie udawać "niewinjontko" żeby tylko udupić sąsiada. To bardziej w jego stylu - więc takie rozwiązanie akurat na plus
A w mojej głowie ten scenariusz miał się opierać właśnie o to, że Ferdek się dziwnie zachowuje i każdego to zastanawia na równi z tą plantacją, a tu nagle BUM! POLICJA! Jednak tak też nie wyszło źle. Celowo nie mówiłem tego MrOLX-owi żeby sobie zrobił wszystko po swojemu.