WAŻNE:
Pomóż przetrwać forum - zbiórka na dalszą działalność! Przekaż dowolną kwotę przelewem poprzez PATRONITE lub PAYPAL
- KLIKNIJ po szczegóły!
Możesz nas wesprzeć poprzez: Blik, przelew SMS | PATRONITE.PL || PayPal.com (kliknij: paypal lub płatność kartą)
Dla osób, które pomogą ranga Zasłużeni + wyróżnienie nicka kolorem i pogrubieniem. DZIĘKUJEMY!
KIEDYŚ TO BYŁY CZASY, A DZISIAJ TO NI MA CZASÓW...
SCENA I Ferdek śpi na fotelu, do salonu wchodzi Janusz Paździoch
Janusz: Dzień dobry, jak się pan miewa panie Ferdku?
Ferdek: Gitara jest, dziękuję, panie Marianie
Janusz: Przepraszam, ośmielę się zauważyć, że Januszu...
Ferdek: Marianie!
Janusz: Januszu
Ferdek: Marianie, kurde!
Janusz: Aha, no to chyba, że tak... Ośmielę się zapytać czy ma pan na stanie szklankę cukru...
Ferdek: Może mam, może nie mam, ale nie za darmo kurde...
Janusz: Przepraszam, ale nie dam, bo nie mam, a nawet jakbym miał...
Ferdek: Mógłbyś mnie pan do szafy zamknąć, panie Marianie?
Janusz: Słucham?
Ferdek: No po prostu... Ja, szafa, cukier kurde...
Janusz: Panie Ferdku... Ośmielę się zauważyć, że to niehumanitarne...
Ferdek: Sam pan jesteś sanitarny! Zamykasz pan czy nie?
Janusz: Ośmielę się odmówić...
Ferdek: To wypierdzielaj mnie pan stąd! Pan jesteś wrzód na zdrowym organizmie naroda, menda i świnia! Ja wiem, że pan na mnie donosisz do kierownictwa partii! A w ogóle to pan nie myśl, że ja zapomniałem o tej grzałce, co pan ode mnie tydzień temu pożyczyłeś...
Marian (wchodzi): Co to za hałasy? Spać nie można!
Ferdek: O! Pan Świerszczyk! Jak tam zdrówko, panie Stefanku kochany?
(Marian i Janusz patrzą się na siebie znacząco i idą do kuchni do Haliny)
Janusz: Dzień dobry, pani Halinko. Ja przepraszam, ale ośmielamy się z tatusiem zauważyć, że pan Ferdek zwariował...
Halina (wybucha śmiechem): Tyle tu panowie mieszkacie i dopiero teraz panowie zauważyli?
SCENA II Ferdek śpi na fotelu. Do salonu wchodzi Walduś z żoną graną przez Dominikę Kurdziel i dzieckiem w wieku wczesnoszkolnym.
Walduś: Cześć tatu
Ferdek: O! Walduś! Siadaj sobie, Cycu! A ty Jolaśka wypierdzielaj!
Walduś: Przecież Jolantę to ja już dawno pogoniłem! To jest Joanna.
Joanna: Dzień dobry
Dziecko: Cześć dziadek!
Halina (wchodzi): Tatuś się dziś źle czuję. Przyjdzie jutro.
Walduś: No dobre... To cześć...
(Wsiadają do UFO i odlatują, na dole widać futurystyczny krajobraz miejski z drapaczami chmur o dziwnych ksztaltach i latającymi samochodami)
SCENA III Salon. Ferdek śpi na fotelu.
Halina (wchodzi): Ferdziu... Co z tobą?
Ferdek: O! Halincia! Jak ty pięknie wyglądasz!
Halina: Łał... Ostatni raz tak do mnie powiedziałeś... Hmmm... Sama nie wiem... Chyba w Wigilę '83 roku... Jak ci się nie chciało chałupy sprzątać...
Ferdek: No jak tak, jak nie... W jakim '83?... Przecież jeszcze nie było takiego roku... Ja doskonale pamiętam, że ja ci to ostatnio wczoraj wieczorem żem mówił i będę ci powtarzał codziennie... A chałupę sprzątałem przedwczoraj! I wiesz co jeszcze? Kocham cię kurde!
Halina (podpiera się o ścianę żeby nie upaść): O matko... Z tobą jest naprawdę bardzo źle jełopie...
Ferdek: Co ty za głupoty od rana wygadujesz, rybko moja złota? Dobra... Idę do Prezesa, mam nadzieję, że nie dał tam sobie na głowę wejść tym nowym z rady osiedla... Paulince i Boryskowi chyba, tak? Dobrze mówię? Ciekawe co tam nowego wymyślili...
Halina: Przecież Borysek i Paulinka nie żyją nawet nie pamiętam od ilu lat... Pan Badura nie zdążył ich nawet poznać, bo się tu jeszcze nie wprowadził...
Ferdek: Co ty za głupoty wygadujesz, tygrysku? No nie rozumiesz mnie... Ja idę do Prezesa, nie do Badury...
Halina: No tak... Prezes sortowni śmieci Kazimierz Badura zamieszkały na naszym pietrze w dawnym pustostanie, tak? Mowimy o tym samym?
Ferdek: Jaka sortownia? Jaki pustostan? Badura to mieszka w toi-toiu na złomie...
Halina: To on kiedyś miał złomowisko?
Ferdek: No jakże nie miał, jak miał! Zresztą ma dalej kurde!
Halina: No już dobrze... Niech ci będzie... Nie pamiętam takiej sytuacji, ale może kiedyś miał...
Ferdek: Ale...
Halina: No miał, miał, miał...
Ferdek: Ale ja nie idę do Badury, kiciu, tylko do Kozłowskiego.
Halina: Do tego kryminalisty?!?!?!
Ferdek: No bez przesady... Od razu kryminalisty... Że kilka łapówek wziął... A kto tam nie bierze w taj radzie osiedla? A on i tak bierze najmniej...
Halina: Teraz to on już nic nie bierze, bo od wielu lat siedzi w więzieniu za liczne przekręty...
Ferdek: Jak to?
Halina: No tak to, tak to... Ja już nawet nie pamiętam kim on tam był w tej radzie osiedla, ale tak bezczelnie się nachapał, że go wreszcie za dupę wzięli... Podobno żona doniosła... Jak ona tam miała?... Wczoraj było o nich w Mitach. Reporter mówił, że doniosła drugi raz, jak mąż próbował uciec...
Ferdek: Maksymalnie wczoraj, to go musieli dopiero aresztować, bo ja nic takiego nie pamiętam...
Halina: O matko...
Ferdek: Ale żeś mnie zdenerwowała... Aż sobie muszę puścić Koziołka Matołka z tego wszystkiego...
Halina: Nie ma w telewizji.
Ferdek: A to nie szkodzi... To zaraz sobie znajdę moje VHS-y...
Halina: A co to są VHS-y?
Ferdek: No jak to, to ty nie wiesz, Halincia? To są takie... jakby ci to powiedzieć... takie czarne, pro...
Halina: Dobra, nie kończ! Nie kończ! Ja dzwonię po Dr Zawiszę! Albo jeszcze lepiej po Kidlera! Ja nie wiem co się z tobą dzieje...
Ferdek: No co się ma dziać? Koziołka nie mogę znaleźć, bo mi gdzieś pewnie schowałaś i tyle...
SCENA IV Salon Paździochów. Helena podsłuchuje Kiepskich ze szklanką przy ścianie. Na kanapie siedzą Janusz i Marian.
Helena: No macie rację... Coś się z dziadygą porobiło...
Marian: To przez alkohol!
Janusz: Najprawdopodobniej...
Helena: A ja w to nie wierzę...
Janusz: Sugeruje cioteczka, że ośmieliliśmy się cioteczkę okłamać?
Helena: Nie, nie ot o mi chodzi...
Janusz: Albo się pomylić?
Marian: Janusz nigdy się nie myli! Janusz jest tak mądry, że mógłby wykładać na Uniwersytecie Warszawskim!
Helena: No nie wiem... Nie zauważyliście, że dziad się czasem jąkał w niektórych zdaniach? Jakby musiał coś na bieżąco wymyślać...
Janusz: Może nie mógł sobie po prostu przypomnieć?
Helena: Może... Ale żeby z dnia na dzień tak mu odbiło? Nie... On coś knuje! Kto wie co i przeciw komu... Może właśnie przeciwko nam?
Janusz: No tak... jakby coś knuł, to przeciwko komu innemu? Ale ja nie wiem czy on jest wystarczająco oświecony i oczytany, ażeby skonstruować wytrawną, misterną intrygę...
Helena: Pewnie wymyślił jakąś prostacką... Ale wymyślił...
SCENA V Salon Kiepskich. Ferdek śpi na fotelu. Wchodzą Halina z lekarzem.
Halina: Właśnie tu leży... Coś mu jest...
Doktor: Halo... Pobudeczka...
Ferdek: O! Dzień dobry! A o co chodzi?
Doktor: Zostaw nas samych, Halinko.
Ferdek: Właśnie! Mariolkę ze szkoły odbierz!
(Halina wychodzi do kuchni)
SCENA VI Do kuchni wchodzi cała rodzina Paździochów
Helena: Można?
Halina: Proszę, proszę...
Marian: Co się dzieje z panem Ferdkiem?
Janusz: Niepokoimy się...
Halina: Sama nie wiem... Gada już z lekarzem dobrych kilka godzin...
Helena: To chodźmy i sprawdźmy!
Halina: Tak! Chodźmy!
(wchodzą do salonu)
Doktor: O! Pan Świerszczyk! Jak tam zdrówko? Przepisać coś panu?
Ferdek: O! Widzę, że pan zna pana Świerszczyka!
Doktor: Oczywiście, że tak! A dlaczego nie?
Halina: Słabo mi...
Doktor: A co się dzieje? Coś źle w szkole, Mariolciu?
(Halina mdleje)
SCENA VII Paździochowie siedzą u siebie w salonie.
Helena: Dobry jest... Tym razem prawie się nie jąkał... Ale za to wyczułam nutkę fałszu u tego lekarza...
Janusz: Sugeruje cioteczka spisek?
Marian: Ciekawe kto jeszcze w tym uczestniczy...
Helena: Nie wiem, ale się dowiem... I tyle w temacie! Tylko musicie mi pomóc!
Janusz: Ale...
Helena: Chcesz wszystkie oszczędności stracić przez jego intrygi?
Janusz: Nie mamy dowodów...
Helena: Bo ślepi jesteście!
Marian (stuka Janusza dyskretnie w nogę i szpecze): Januszek...
Janusz: No dobrze! Pomożemy, cioteczko!
Helena: W takim razie na pierwszy ogień idzie Marian! W razie czego jak zdechnie, to żadna strata...
SCENA VIII Korytarz. Ferdek idzie do WC, gwiżdżąc pod nosem ,,O mój Rozmarynie". W pewnym momencie Marian zastępuje mu drogę.
Marian: BU!!!
Ferdek: AAA!!! A... to pan, panie Paź... Pasikonik... Zasadził ktoś panu kiedyś kopa w dupę? Ładnie to tak ludzi straszyć, Paź... ikoniku... Pasikoniku zasrany ty?
Marian: Jaki Pasikonik? Ja jestem Świerszczyk!
Ferdek: A... No tak... Mój kochany pan Świerszczyk! No... muszę panu przyznać, że udał się panu żarcik... Nie powiem... Udał się... Bardzo dobre to było... Próbował pan tak na kimś jeszcze?
Helena (szepcze z mieszkania): Dobra... Starczy...
Marian: Przepraszam, panie Ferdku, ale o czymś zapomniałem. Do widzenia.
Ferdek: Do zobaczenia!
(Marian zamyka drzwi i siada na kanapie pomiędzy Heleną, a Januszem)
Marian: Kto to w ogóle jest ten Świerszczyk?
Helena: Czekaj... Coś mi świta... A czy to czasem nie on sprzedał nam to mieszkanie?
Marian: A no tak! Właśnie mi się przypomniało jak nas ostrzegał przed sąsiadami!
Janusz: Kiedy to było?
Helena: Ło... Najstarsi górale nie pamiętają...
Janusz: A pan Ferdek pamięta...
Helena: Ale zauważyliście, że się pomylił? W pierwszej chwili zaczął się zwracać do Mariana normalnie, tak jak Marian na to zasługuje, a dopiero potem sobie przypomniał, że wyszedł z roli...
Janusz: No tak... Tym razem trudno było nie zauważyć...
Marian: A może on chce nas zabić?
Helena: W takim razie należy podjąć drastycznie kroki...
SCENA IX Ferdek idzie korytarzem do WC. Nagle Janusz zachodzi go od tyłu i przystawia pistolet na wodę do głowy
Janusz: Stać! Policja! Wiemy wszystko o tych narkotykach! Obserwujemy pana dziwne zachowanie już od jakiegoś czasu! Ręce do góry!!!
Ferdek (odwraca się spokojnie): Myślałeś pan, że pana nie poznam, panie Marianie? Nie kompromisuj się pan... Co pan znowu kurde kombinujesz? Nie dam, bo nie mam, a jakbym miał, to bym panu kopa w tą pana łysą dupę dał kurde...
SCENA X Salon Paździochów. Cała rodzina siedzi na kanapie.
Helena: No dobra... Przyznaję, że to było głupie...
Marian: Janusz to jednostka wybitna! Mógłby wykładać na Uniwersytecie Warszawskim! On musi pokonać Kiepskiego intelektem, nie zabawką.
Janusz: Jak?
Marian: Mam pomysła!
SCENA XI Salon Kiepskich. Janusz wchodzi ze starą gazetą w ręku
Janusz: Niech się pan obudzi, panie Ferdku! Ośmielę się zauważyć, że afera jest!!!
Ferdek: Co jest, kurde?
Janusz: Stan wojenny wprowadzili! Przespałeś pan przemówienie!
Ferdek: Żartujesz pan...
Janusz: Niestety nie... Najpierw wybuch w Czarnobylu, a teraz stan wojenny...
Ferdek: No tak... Mówili coś o Czarnobylu tydzień temu... Straszne rzeczy...
Janusz: Momencik, bo mi się już miesza w głowie z tego wszystkiego... Dziś jest 13 grudnia 1981, tak? Czy 14? Do lekarza się umówiłem, a nie wiem na kiedy iść...
Ferdek: No jak stan wojenny, to 13 musi dzisiaj być...
Janusz: A co to za dowód? Skąd pan wiesz? Przespałeś pan przecież komunikat...
Ferdek: Męska intuicja...
Janusz: Jeszcze jedna rzecz mi się nie zgadza... Ta elektrownia w Czarnobylu to wybuchła w 1986 czy 7? Bo nie wiem którą rocznicę teraz mamy, a robię biznes z takim jednym Ukraińcem i w razie czego nie chcę się skompromitować...
Ferdek: No jak... To pan nie wiesz? Przecież to każde dziecko wie, że w 1986 kurde!
Janusz: Czyli 1986, tak?
Ferdek: No pewnie! Jak nie, jak tak?
Janusz: A czy dziś czasem nie jest 13 grudnia 1981?
Ferdek: No jest... A co?
Janusz: To skąd pan wie co i gdzie wybuchnie za 5 lat? Pan to chce wysadzić?
Ferdek: Może ja, a może nie ja... Precz z komuną i z panem też precz! Wypierdzielaj mnie pan stąd!
Janusz: Ale...
Ferdek: Von mnie stąd, panie Chrabąszczyk!!! Bo zaraz ciupagę ze ściany zdejmę, kurde!!!
SCENA XII Salon Paździochów. Cała rodzina w komplecie siedzi na kanapie.
Janusz: Już go prawie miałem... Żałuję, że nie pociągnąłem tematu ze strajkami robotniczymi lub studenckimi? Jak mu zadać ostateczny cios, żeby odstąpił od planów obrabowania nas lub zamordowania lub wypędzenia na bruk?
Helena: Jak to jak? Najlepiej tą ciupagą!
Marian: Nie! To ostateczność! Nie chcę mieć go na sumieniu! Najprawdopodobniej to ja zawiniłem, więc pójdę i szczerze z nim porozmawiamy bez żadnego udawania i może uda się zakończyć tę wojnę polsko-polską...
Helena: No dobra... To idź... I nie wracaj! A ja pójdę chwilę po tobie! Z siekierą!
SCENA XIII Ferdek idzie korytarzem do WC. Otwiera drzwi toalety. Z WC nagle wychodzi Marian.
Marian: Panie Ferdku, powiem krótko- nie świruj pan pawiana! Na kilometr widać, że coś pan knujesz karwasz twarz! Przestań pan! Nie boimy się pana! Proponuję panu zawieszenie broni.
Ferdek: To ciekawe... A jakie?
Marian (wyjmuje flaszkę z kieszeni): Takie jak zwykle...
Ferdek (wyjmuje kieliszki z kieszeni): A proszę bardzo... Ja jestem zawsze przygotowany...
(Marian polewa)
Marian: To za pana Boryska!
Ferdek: I za panią Paulinkę!
(zderzają się kieliszkami i piją)
Marian: I za szczerość!
Ferdek: No dobre... Niech panu będzie, że za szczerość, panie Marianku drogi...
Marian: Ja jestem Świerszczyk
Ferdek: Za Świerszczyka też się trzeba napić. To dobry człowiek był... Poza sprzedażą panu mieszkania, nigdy nie zrobił mi żadnej krzywdy...
Marian: Mi też nigdy nic nie zrobił, odliczając fakt, że sprzedał mi mieszkanie w tej patologicznej kamienicy...
Ferdek: Hehehe...
(zderzają się kieliszkami i piją)
Marian: To jak to jest z tymi Świerszczykami, Pasikonikami i Charabąszczykami, panie Ferdku?
Ferdek: Ja słyszałem zza ściany to wasze panikowanie, że pewnie was wszystkich zaraz wymorduję... Trudno było pana żony kurde nie słyszeć... Ach wy płytcy ludzie... To zupełnie nie o to chodzi...
Marian: A o co?
Ferdek: Byłem jakiś tydzień temu u Badury w tej jego nowoczesnej sortowni. Żona mi CV napisała i wypchnęła... Przy wejściu potrąciła mnie jakaś jego nowoczesna latająca maszyna do zbierania puszek...
Marian: Ahaaaa... I to wtedy się panu pogorszyło...
Ferdek: Otóż nie. Właśnie wtedy mi się polepszyło... Przejrzałem na oczy... Zobaczyłem na jakim świecie my żyjemy... Szum informacyjny, pogoń i presja sprawiły, że ja serio nie wiem który mamy rok... Oczywiście wiadomo, że Jaruzelski i Gierek już dawno nie żyją, ale naprawdę gubię się w tych nowościach... Nie rozumiem najnowszych czasów... I to już nawet nie o to chodzi, że nie umiem obsługiwać nowoczesnego telewizora, co mi syn kupił albo że nawet okna nie potrafię już otworzyć, bo mi tam córka wgrała jakieś najnowsze oprogramowanie antywłamaniowe czy tam inne gówno i mnie prądem razi... To bym nawet przeżył... Tu się rozchodzi o sprawy znacznie poważniejsze... Nawet nie zauważyłem kiedy Joasia Waldusiowi syna urodziła, kiedy Mariolka rzuciła Kopernika i wyprowadziła się z domu do jakiegoś Mickiewicza czy jak mu tam, kiedy mój przyjaciel Andrzej poszedł do więzienia, bo byłem za mało spostrzegawczy i nie zauważyłem, że Foka coś knuje, kiedy mój drugi przyjaciel Kazimierz niby został moim sąsiadem, ale stracił dla mnie czas po tym jak dostał w spadku przedsiębiorstwo wujka i teraz się go muszę o pracę prosić... Kolęda z Bocianem mnie przestali poznawać z powodu demencji... Śląsk Wrocław rozwiązali i nie mam za kim kibicować, a tam mój kolega z klasy trenerem był... Kogo będę teraz wieczorem odwiedzał na tyłach parkingu klubowego z odpowiednim trunkiem w ręku? Kaczor Donald i Sześciu Króli zeszli ze sceny politycznej i teraz nie mam na kogo głosować, a ja się na tych nowych ustrojstwach nie znam... Kampanię wyborczą po hamerykańsku prowadzą i rozumiem co piąte słowo... Pan myślisz, że ja nie mam wstręta jak muszę żonie powiedzieć, że ładnie wygląda i że ją kocham? Albo jak muszę na biednego pana Janusza krzyczeć? Albo jak udaję, że nie znam mojego wnusia kochanego i widzę łzy w jego oczach? Tyle fajnych modeli razem do szkoły kleiliśmy i się nagle skończyło, bo dziadziuś jest tu już tylko ciałem, a duchem już nie... Ale to ma sens... Ma sens... Żyjemy w bardzo dziwnym społeczeństwie... To wszyscy inni dookoła zwariowali, a ja jestem tutaj jedyny normalny... Kiedyś to były czasy, a dzisiaj to ni ma czasów... Kiedyś wszystko było prostsze, szczersze, prawdziwsze... Relacje międzyludzkie ciekawiej wyglądały na przykład... A dzisiaj relacje z ludźmi mi nie wychodzą... Nową synową mam dużo lepszą niż poprzednią, ale nie mamy wspólnych tematów, wnusio mnie rzadko odwiedza, córka mnie nie chce znać, Mickiewicza widziałem ze trzy razy w życiu i bym go nie poznał na ulicy, sąsiada mam mendę, gnidę i wrzoda na chorym organizmie naroda... Próbowałem to jakoś naprawić, ale nie potrafię... No nie potrafię i koniec... Mariola mi nigdy nie wybaczy... Nawet mi głupio panu tłumaczyć czego, bo sam sobie nie potrafię wybaczyć, więc to przemilczmy... Dlatego też stworzyłem sobie taką oto bańkę, symulator życia można by rzec... Jest tam co prawda parszywy komunizm, ale poza tym jest milo i wesoło... Żonę mam piękną i miłą, sąsiada mam do rany przyłóż, jestem sprawny fizycznie, żadne przykre niespodzianki mnie nie spotykają, bo już wszystko znam i tylko przeżywam jeszcze raz... Nawet jak coś jest niemiłego, to słabo to pamiętam i jestem na to przygotowany... I proszę mi się w to żesz k***a jego mać nie wtrącać, bo inaczej zwariuję i to tym razem na serio i będziesz pan miał człowieka na sumieniu...
Marian: A pan masz lekarza na sumieniu...
Ferdek: A gdzie tam... To porządny człowiek starej daty i ja go nawróciłem na moją filozofię, jedyną słuszna na tym świecie zresztą, a żadnej krzywdy żem mu nie zrobił...
Marian: Ahaaa... To zmienia postać rzeczy...
Ferdek: No i co pan teraz powiesz? A proszę bardzo... Możesz się pan teraz ze śmiać i mnie to gówno obchodzi...
Marian: Nie... Ja pana rozumiem... Bardzo ciekawe rzeczy pan mówisz... Sam bym się w tym wszystkim pogubił jeszcze prędzej niż pan, gdyby mi Janusz każdej rzeczy po 10 razy nie tłumaczył... Ma chłopak cierpliwość... Mógłby wykładać na Uniwersytecie Warszawskim...
Ferdek: Oooo... Toś mnie pan teraz zaskoczył, panie Marianku...
Marian: A żebyś pan wiedział, panie Ferdeczku... W ogóle to zostało jeszcze coś stałego na tym świecie?
Boczek (wchodzi z góry na korytarz): Oooo... A to se nie jest tak jak se panowie myślicie w mordę jeża! Ja tu wcale nie do kibla, tylko w odwiedziny do...
Ferdek (podchodzi do Boczka, całuje go w oba policzki, nalewa mu kieliszek wódki): Witamy pana chlebem i solą, panie Arnoldziku...
Marian: Chciałeś pan powiedzieć ,,panie Tarnowiecki"!
Ferdek: A no tak! W 1981 to tu jeszcze Tarnowiecki mieszkał! Jak tam u pana? Zdróweczko dopisuje, panie Tarnowiecki?
Marian: Proszę pozdrowić żonę i córeczkę!
Boczek (zmieszany): Eeee... Dziękuję... To ja już ten... będę se leciał do siebie na górę... balet mongolski się...
Ferdek: Nie! Wchodź pan do tego kibla jak pan musisz!
(Ferdek i Marian wspólnie wpychają na siłę Boczka do kibla, Ferdek bierze krzesło, a Marian blokuje jego oparciem klamkę)
Marian: I pan stąd już nigdy nie wychodź!
Ferdek i Marian się śmieją i zderzają kieliszkami i się śmieją
KONIEC I BOMBA, A KOMU SIĘ CHCIAŁO CZYTAĆ DO KOŃCA, TEN TRĄBA
Jak zwykle trochę chaosu i róznie z językiem, ale za to ciekawy pomysł na fabułę i miałeś coś do przekazania, i chwała ci za to, że postanowiłeś to przekazać. Dość poprawny scenariusz, fabuła najpierw się toczy bez większych emocji, nie jest ani żenująco, ani wkurzająco, ale jakoś nie wiadomo jak zabawnie też nie jest. Potem mamy mądre słowa Ferdka zawarte w dość oryginalnym monologu, który wywraca ten, zdawałoby się, lekki scenariusz o 180 stopni, a całość zwieńczona jest przekomicznym zakończeniem.
Fajnie, bardzo się cieszę, że postanowiłeś sięgnąć po dość trudny problem i w twoim dość oryginalnym stylu wyszło to naprawdę dobrze. Jak już pisałem, nie było tekstów, po których śmiałbym się na głos, ale za to całość czytało się bardzo przyjemnie i lekko, a potem można się było zadumać. Więc jak napisałeś - kolejny forumowy "bestseller". 7,5/10.
Dziękuję za ocenę. Tylko sam widzę tu jedną wadę- za dużo nawaliłem ekspozycji, a planowałem napisać bardziej subtelnie. Widzę jednak, że mimo wszystko jako tako się udało nie napisać kichy
Tak wielkie słowa, że subtelniej przekazać to się tego nie dało. Ale fajnie wyszło, taka nagła zmiana stylu z lekkiego na poważny i z powrotem na lekki.
Bardzo zaskoczył mnie ten scenariusz
Oczywiście pozytywnie. Na duży plus historia i przesłanie - wszystko okazało się inne niż na początku. To bardzo poważny temat zrealizowany w przyzwoitej konwencji.
Na plus wspomnienie Paulinki i Boryska. Bardzo nieźle rozpisany Janusz, a tekst o Uniwersytecie Warszawskim akurat bawił (sam lubię to powiedzonko). Niestety było za dużo Mariana - już na początku rzucało się w oczy, że mówi za wiele To drobny minus ale tutaj Mariana było naprawdę niewspółmiernie dużo do konwencji.
Dam 8/10 głównie za przesłanie zrealizowane w niezły sposób.
Janusz powinien być profesorem na Uniwersytecie Warszawskim
Na plus:
+pierwsza scena
+nowa synowa Ferdka- lepsza od Jolasi
+Halina próbująca przywrócić Ferdka do rzeczywistości
+nawiązanie do Babki (Koziołek Matołek) oraz Jej znajomych
+przywołanie postaci z innych seriali- dr Kidler (Daleko od noszy) i dr Zawisza (Miodowe lata)
+występ Paździochów i plany wobec Ferdka
+wizyta doktora u Kiepskich
+Paździoch straszący Ferdka
+scena IX
+nazwiska dawnych lokatorów w kamienicy Kiepskich i przypisanie tych nazwisk do obecnych postaci- Świerszczyk (Ferdek), Pasikonik (Marian Paździoch), Chrabąszczyk (Janusz), Tarnowiecki (Boczek)
+nawiązanie do historycznych wydarzeń z XX wieku- stan wojenny i Czarnobyl
+zakończenie- monolog Ferdka o swoim życiu
Minusy:
-brak
Język bohaterów dobrze odwzorowany. Moja ocena za scenariusz to 10/10.
A więc tak Nie jest to twoja najlepsza praca jaką czytałem. Praca bardzo w twoim stylu z dużą domieszka pabferyzmów - jak wspominanie Paulinki i Boryska (to ok bo pasowało ) ten dziwaczny monolog czy na końcu wnuk Ferdka . Najbardziej tu leży język był wyjątkowo kiepski i to w negatywnym znaczeniu tego słowa - to samo kilka karłowatych scen i mało kiepskiej budowie odcinka. To tak o stronie technicznej
Sama fabula mocno pokręcona - ale jako tako chcąca przedstawić coś mądrego - i tak naprawę ten monolog pokazał o co tu chodzi - co nie zmiena faktu, że mi się jego wprowadzenie niezbyt podobało Pod względem humoru tutaj też wiele nie było. Mimo wszystko fajne było, ze dopiero pod koniec wyjaśnienie tego o co naprawdę chodzi - złagodzilo ten chaos i go trochę uzasadniło - no ale czy mimo wszystko nie lepsze byłoby konkretne wprowdzenie Ferdka - jego rozmyślenia po co jak i dlaczego. Zakonczenie dziwne, ale to u ciebie w normie więc uznajmy, że całkiem zabawne
Po prostu średnio 5/10 możesz sobie dopisac +1 do oceny za to, że mimo wszystko wytłumaczyłeś ten chaos .
Zastanawiałem się właśnie czy zrobić tak żeby od początku było wiadomo o co Ferdkowi chodzi, ale nie wiedziałem dokąd w tej wersji poprowadzić fabułę, więc wygodniej mi było zrobić element zaskoczenia.
Natomiast co do dziwnych rzeczy, to się dziwię, że na to reagujesz, bo przecież każdy sezon jest absurdalny, tylko każdy na swój sposób.
Szkoda, że nie doceniłeś, że odwzorowałem ze stuprocentową dokładnością styl 45. Sezonu A ja się tak starałem...
No widać specyficzny styl pisania. Będe się musiał do niego przyzwyczaić
Plusy
+Ferdek mylący Janusza z Paździochem
+"(Wsiadają do UFO i odlatują, na dole widać futurystyczny krajobraz miejski z drapaczami chmur o dziwnych ksztaltach i latającymi samochodami)"- tajemnica Arnolda Boczka to przy tym pikuś
+wspomnienie dawnych bohaterów i mieszkańców kamienicy
+teorie Paździochów na temat wariactw Ferdka
+zawieszenie broni przez Paździocha
+zakończenie z Boczkiem
Minusy:
-język bohaterów dość nietypowy (być może w generowanym komputerowo 45 sezonie-kontynuacji taki będzie, ale nie wiem bo nie oglądałem- jeszcze )
Ciężko mi ocenić ten monolog Ferdka. Co prawda, to najważniejszy moment odcinka i do tego bardzo mądry, jednak jak na Ferdka, chyba zbyt mądry
Czytało się fajnie, nudów nie było. Styl sam w sobie też bardzo ciekawy, choć jeszcze mnie chyba do końca siebie nie przekonał. Jeszcze
Ocena: nie mam pojęcia jak ocenić ale była to miła odmiana od typowych i konwencjonalnych scenariuszy, więc śmiało daję 8/10
Ursus pisze: ↑2022-11-20, 19:58
No widać specyficzny styl pisania. Będe się musiał do niego przyzwyczaić
Pomysły są różne, ale styl wszędzie podobny. Celowo kreauję swój własny "styl 45. sezonu" zamiast narzucać sobie jakieś ograniczenia
Jednak podziwiam, jeśli ktoś, jak np. Ty, odtworzy jakiś styl w 100%
Pabfer pisze: ↑2022-11-20, 20:26
Jednak podziwiam, jeśli ktoś, jak np. Ty, odtworzy jakiś styl w 100%
Do stuprocentowego odwzorowania to mi jeszcze daleko . Po prostu próbuje wczuć się w klimat ulubionych odcinków i piszę swoje. Ale dzięki za miłe słowo.