Witam! To mój trzeci scenariusz i ostatni, który będzie w formie jednego tematu. Ponieważ poprzednie moje scenariusze spotkały się z dobrym odbiorem, postanowię założyć cały temat tylko na scenariusze. Podobnie jak poprzedni, ten scenariusz osadzony jest w realiach 28 sezonu. Tym razem jednak postanowiłem nie mieszać zbytnio 1 sezonu z 28, a iść bardziej realną drogą.
Wprowadziłem także postać Jolasi, choć mam nadzieję, że jest jej na tyle mało i na tyle dobrze ją rozpisałem, że nie irytuje
A oto zarys scenariusza:
Paździochowie idąc w myśl starej, burżuazyjnej tradycji postanawiają zatrudnić w swoim domu profesjonalną służbę domową. Wkrótce stają się oni synonimem bogatego i rozrzutnego życia.
Wydaje mi się, że to mój najlepszy i najbardziej dopracowany scenariusz, również pod względem języka.
Zapraszam do czytania
Scena 1
Noc. Korytarz. Ferdek wychodzi od siebie z mieszkania i idzie w kierunku prywatnej publicznej toalety. Z klatki schodowej na korytarz wchodzi Arnold Boczek.
Ferdek: Co pan tu kurde znowu robisz? Przecież wyraźnie masz pan zakaz dozgonny wypróżniania się na II piętrze!
Boczek: Panie, ale ja nie do kibla se idę, w mordę jeża.
Ferdek: Tak? To niby gdzie?
Boczek: Panie, ja se idę na zwiady normalnie.
Ferdek: Na jakie… Na jakie zwiady panie Boczek, pan tutaj nie mieszkasz i pan jesteś tutaj kurde niemile widziany!
Boczek: Panie! Nie obrażaj pan, dobre? Bo ja se tutaj przyszedłem dom Paździocha oglądać.
Ferdek: Dom… Dom Paździocha? Po jaką cholerę pan o trzeciej w nocy dom Paździocha będzie oglądał, no po jaką cholerę?
Boczek: Bo oni se mają te… normalnie zatrudniać ludzi se mają, o!
Ferdek: A co tam, dupa tam, gówno tam. Panie, idź pan… Panie wypierdzielaj pan stąd na górę, ale już.
Ferdek wchodzi do kibla i zamyka za sobą drzwi, tymczasem Boczek podchodzi do drzwi od Paździochów i z zaciekawieniem nadstawia ucha. Nagle otwierają się drzwi, a Boczek leci na ziemię. Za drzwiami stoi Janusz.
Janusz: O, pan Boczek. Proszę mi wybaczyć, ja tylko zamierzałem… No skorzystać z toalety, proszę wybaczyć, już panu pomogę wstać.
Boczek: No w mordę jeża, nie otwierajta se tych drzwi tak zamachiście!
Janusz pomaga wstać Boczkowi.
Janusz: A co pana w ogóle skłoniło do stania pod drzwiami naszego lokum?
Boczek: No jak co, panie ja żem se tylko tędy przechodził i jeb, dostałem z drzwi!
Z kibla wychodzi Ferdek.
Ferdek: O, pan Janusz. Proszę powiedzieć temu grubasowi, że on tutaj nie mieszka, kurde!
Boczek: A dajta mi wszyscy święty spokój! Idę se stąd i moja noga tu więcej nie postanie!
Boczek urażony odchodzi. Zostają sam Janusz i Ferdek.
Janusz: No panie Ferdku, o co tym razem poszło, jeżeli wolno mi wiedzieć?
Ferdek: A co tam, gówno tam, nie wiem z resztą, coś pieprzył o jakichś zatrudnieniach, czy czymś.
Janusz: Jakim zatrudnieniu, panie Ferdku?
Ferdek: A nie wiem, skąd mam wiedzieć. Spać mi się chce, przepraszam ja pana, dobranoc.
Ferdek idzie do siebie, a Janusz do toalety.
Scena 2
Kuchnia Kiepskich. Halina i Ferdek jedzą śniadanie.
Ferdek: Halinkia i ja ci mówię normalnie, ten grubas Boczek wyszedł i zaczął gadać, że Paździochy kogoś zatrudniają.
Halina: A może kogoś zatrudniają, co ci do tego? Wolnoć Tomku w swoim domku. Jak ich stać, to proszę bardzo! Niech sobie zatrudniają.
Ferdek: Halincia, no ale tutaj pytanie powstaje zasadnicze, no… kogo oni mają zantrudniać.
Halina: No jak kogo. Sprzątaczkę, może kucharkę. Może Helenka ma dość gotowania dla siebie i dwóch facetów.
Ferdek: No jak dość jak dość. Jak gotowanie to jest przecież rzecz łatwa prosta i przyjemna, prawda. O te kanapeczki co żeś Halincia zrobiła na przykład to fajnie się je, szybko.
Halina: No tak! Bęben łatwo napchać. Ale żeby zrobić, to nie ma komu w tej chałupie.
Ferdek: No jak nie ma, jak jest. Ty przecież najlepsze śniadania normalnie, obiady, kolacje i inne takie przekąski kulturalne wykonujesz.
Rozmowę przerywa jakiś człowiek, który wchodzi do kuchni Kiepskich.
Mężczyzna Ja przepraszam bardzo, że zakłócam, ale czy tu mieszkają państwo Paździochowie?
Ferdek wydaje się być zaciekawiony, ale i poirytowany.
Ferdek: Nie. A bo co?
Mężczyzna Bo ja szukam państwa Paździochów.
Ferdek: To przecież jest na drzwiach elegancko wypisane, a pan mi śniadania kurde przerywasz bezprawnie. Panie idź pan, no.
Halina: Ferdek, no ale nie trzeba tak agresywnie od razu. Nie, proszę pana. Do Paździochów, to musi pan wyjść od nas i pierwsze drzwi na prawo.
Mężczyzna: Aha. To dziękuję bardzo, dziękuję.
Mężczyzna wychodzi z kuchni i znika z pola widzenia.
Ferdek: No i co? I co, Halincia? I co?
Halina: No co? Bo nie rozumiem, jełopie.
Ferdek: Gówno. Do Paździocha idzie, pewnie na to całe zantrundnienie.
Halina: Co ci do tego? No co ci do tego… Jełop.
Scena 3
Ferdek wali do drzwi Paździochów.
Ferdek: Panie Paździoch! Otwieraj pan! Panie Paździoch! Słyszy mnie pan?
Drzwi otwierają się, a za nimi stoi Marian Paździoch. Ewidentnie nie chce wpuszczać nikogo do środka.
Paździoch: Yyy… Panie Ferdku, nie teraz.
Paździoch zamyka drzwi. Słychać dźwięk klucza.
Ferdek: Halo! Otwierać, kurde! Otwierać, no!
Znów dźwięk klucza, tym razem wychodzi Helena.
Helena: Czego?!
Ferdek: Co tu się kurde wyprawia, co? Zatrudnienie prowadzicie nielegalne, ja to zgłoszę! Ja to zgłoszę i koniec z tym będzie, ament!
Helena: A gówno to pana obchodzi, co my robimy i kogo zatrudniamy. Stać nas! Żegnam pana! Do widzenia! Spieprzaj pan do siebie na swój zapierdziały fotel telewizor oglądać i piwsko chlać! Jak pana stać będzie oczywiście!
Helena zatrzaskuje drzwi i zamyka je na klucz.
Ferdek: Nie no, ja się muszę napić. No nie chcem, ale muszem.
Scena 4
Kuchnia Kiepskich. Ferdek siedzi przy stole i nalewa sobie wódki do kieliszka. Wypija zawartość.
Ferdek: Już nawet ta menda, Paździoch ze mną się nie napije, kurde.
Nalewa sobie drugi kieliszek, ale nagle wchodzi Halina. Ferdek w ostatniej chwili chowa wódkę pod stół.
Halina: O jesteś, jełopie. Skoro tak bardzo odnajdujesz się w tematach gotowania, pomożesz mi dziś przy obiedzie. Proszę, ziemniaki. Mają być obrane. Wszystkie. Za dwie godziny przychodzę tutaj i ja mam nadzieję, że ziemniaczki będą pięknie obrane, a skórki wyrzucone.
Halina stawia na stole worek ziemniaków i wychodzi. Ferdek odsuwa ziemniaki, stawia kieliszek i nalewa sobie raz jeszcze wódki.
Ferdek: Żebym ja sobie zaraz kurde kogoś nie zatrudnił! Znalazła się… Burżuazja zasrana.
Wypija kieliszek.
Scena 5
Salon Kiepskich. Ferdek śpi w fotelu, słychać telewizor. Przychodzi Halina.
Halina: Wstawaj! Kartofle obrane?
Ferdek budzi się.
Ferdek: Co, jak kurde?
Halina idzie do kuchni i wraca z workiem pełnym nieobranych ziemniaków.
Halina: Co to jest?
Ferdek: No co, kartofle kurde, co to ma być innego?
Halina: Tak, Ferdziu. Pyszne ziemniaczki do obiadku. A co ty miałeś z nimi zrobić?
Ferdek: Nic, kurde. No co ja żem miał z nimi zrobić? No chyba nie miałem ich zjeść na su…
Halina: OBRAĆ JEŁOPIE! Obrać je miałeś! A jakie są?
Ferdek: No jak jakie, Halincia, no w mundurkach są, kurde ale się pieczone zrobi!
Halina odkłada worek z ziemniakami.
Halina: Ty masz szczęście, jełopie że my jesteśmy dzisiaj do Paździochów zaproszeni na obiad, bo jakbyśmy nie byli, to byśmy się spotkali, wiesz gdzie!
Ferdek: Do Paździocha? Ja tam nie idę, bo to oszust, menda i wrzód na zdrowym organizmie narodu, który mnie do domu nie chciał wpuścić.
Halina: Idziesz idziesz. I lepiej przebierz ten wyciągnięty dres na coś normalnego, w czym będziesz wyglądał jak człowiek a nie jak kocmołuch.
Ferdek: Ale ja wyglądam Halincia jak człowiek cyliwizowany normalnie i ja do byle Paździocha nie będę się w garnitur ubierał.
Halina: Będziesz. Nawet Boczek będzie ubrany elegancko.
Ferdek: Bo… Ta świnia? Przecież świnia się w garnitur nie ubiera, a to świnia jest. A świnie to się normalnie w błocie tarzają. A ja poza tym nie będę z Boczkiem przy jednym stole jadł obiadu.
Halina: A co ci takiego ten Boczek zrobił, że już nawet wina się koło niego nie napijesz?
Ferdek Bo on się tu normalnie wypróżnia na tym piętrze nielegalnie i ma dozgonny zakaz używania naszej prywatnej prawda publicznej toalety, a on to robi, robił i robić będzie bo to… Halinka zaraz… a ty żeś powiedziała, że wino?
Halina: No wino, wino jełopie! Węgierskie ma być, z Egeru!
Ferdek: Z Egieru… No Halincia no to było od razu mówić, a nie mi obrzydzać tym grubasem. Ja żem nie wiedział, że oni mają takie napoje zagraniczne pokupione.
Halina: Alkohol postawić i już! Lew ujarzmiony.
Scena 6
Mieszkanie Paździochów. Na środku elegancko przykryty stół, jeszcze lepiej niż do niedzielnego obiadku u Kiepskich. Przy stole siedzą Ferdek, Halina, Mariola, Walduś, Jolanta i Boczek, a także Paździochowie: Helena, Janusz i Marian. Zajmują najbardziej honorowe miejsca.
Helena: Szanowni sąsiedzi… Zanim jeszcze rozpoczniemy nasz uroczysty obiad, chcielibyśmy przedstawić… okoliczności naszego wspólnego, sąsiedzkiego spotkania.
Głos zajmuje Janusz, ubrany bardzo elegancko.
Janusz: Drodzy sąsiedzi… Znajdujemy się tutaj, ponieważ chcielibyśmy uczcić coś bardzo dla nas ważnego. Otóż idąc starą, wrocławską, ale nie tylko tradycją… Postanowiliśmy odciąć się niejako od dzisiejszego, bezładnego porządku rzeczy… W woli naszej było wprowadzić w tym pięknym, starym domu…
W tym miejscu Janusz robi zamaszysty ruch ręką, chcąc pokazać „ogrom” mieszkania
…stary, dobry ład i porządek. Mianowicie jak robili to nasi przodkowie, dziadkowie, pradziadkowie mieszkający w takich zacnych i pięknych kamienicach… Postanowiliśmy zatrudnić profesjonalną, wieloosobową służbę domową!
Helena: Lokaja, kucharkę, pokojówkę oraz szofera oczywiście!
Paździoch: Bo Wartburg sam jeździł nie będzie!
Janusz: Nie będą mieli państwo więc chyba nic przeciwko, jeżeli dzisiejszy obiad poda wam nasz nowy zespół, który jak mamy nadzieję, stanie się dla nas niczym rodzina!
Zza kadru wychodzi służba Paździochów, tj. lokaj (lokaj okazuje się być tym samym człowiekiem, który przyszedł podczas śniadania do Kiepskich), kucharka, pokojówka oraz szofer. Wszyscy (z wyjątkiem szofera) niosą wielkie półmiski z dymiącymi potrawami. Lokaj na przedzie niesie butelkę wina. Wszyscy są ubrani rodem z serialu „Pan Wzywał Milordzie?”
Boczek: O w dupę węża! To jest ta obsługa?
Paździoch: Nie obsługa, tylko SŁUŻBA. Naucz się pan mówić poprawnie.
Do Boczka podchodzi pokojówka z półmiskiem raków.
Boczek: O, a co to żeśta prezentujeta! Jakie egzotyczne robactwo oceaniczne?
Paździoch: To są raki, panie Boczek. Mówi to panu coś?
Tymczasem do Ferdka pochodzi lokaj z winem. Pokazuje mu butelkę i daje korek do powąchania jak w pierwszorzędnej restauracji.
Ferdek: O to pan, kurde! Co żeś nam pan śniadanie zamącił. A co to mi pan dajesz? Po gówno mi korek?
Halina patrzy na Ferdka zawstydzona.
Halina: Korek, jełopie… Powąchaj i oddaj!
Ferdek zaczyna wąchać korek.
Ferdek: No korek normalny, co tu do wąchania, wińskiem pachnie i tyle. Masz pan.
Obok siedzi Waldemar i Jolanta. Właśnie nałożono im raki.
Jolasia: Cycu! A ja nie wiem jak te raki nieboraki jeść bynajmniej! Zaprezentuj mi natychmiast jak to mam zjeść i się najeść!
Walduś: A ja nie wiem, Jolanta nie wiem normalnie. Może ojciec wie. Tatuś!
Waldemar patrzy w stronę ojca. Jemu także pokojówka nałożyła raków, na co Ferdek patrzy z lekkim obrzydzeniem.
Walduś: Tatu! Jak te tutaj no no homary...
Jolasia: Nie homary bynajmniej, tylko raki rzeczne polskie nasze!
Walduś: No… no te raki całe jak się je je, bo tutaj normalnie nie wiemy!
Ferdek: A ja wiem, kurde cycu jak się to je?
Ferdek bierze widelec i nabija na niego raka. Nie ma jednak odwagi wziąć tego do ust.
Ferdek: E! Panie kierujący, co będzie na drugie?
Lokaj: Na drugie danie będzie comber jeleni w sosie borówkowym z grzybami leśnymi i puree z batatów, a do tego sałata z liści rzodkiewki i sos na bazie liczi i wyciągu z męczennicy jadalnej.
Ferdek: Aha, aa dobrze wiedzieć.
Ferdynand bierze łyk węgierskiego wina, ale najwyraźniej nie przypada mu do gustu.
Ferdek: Panie kierujący!
Lokaj: Tak?
Halina patrzy na Ferdka z wyrzutem.
Halina: Ferdek! Zachowuj się. Na proszonym obiedzie jesteś.
Do Ferdka podchodzi lokaj.
Ferdek: Weź mi panie zabierz to wino, bo jakieś kwaśne takie piwnicą mi to zalatuje kurde, przynieś mi pan piwo.
Lokaj skłania się i odchodzi.
Tymczasem na drugim końcu stołu Paździochowie ucztują z pełną elegancją. Do Janusza podchodzi kucharka z sosjerką.
Kucharka: Nieco sosu, szanowny panie?
Janusz: Ależ naturalnie, naturalnie. Dziękuję pięknie.
Paździoch: Z takimi manierami powinieneś być profesorem na Uniwersytecie Warszawskim.
Obok Janusza najbliżej siedzi Boczek, który nie może się przemóc do zjedzenia raka.
Boczek: Panie, ja tego nie zjem w mordę jeża. Kiełbasy byście dali, a nie przynosita takie robactwo, co się tego zjeść nawet nie da! Panie, to mi mułem śmierdzi!
Helena: Sam pan jesteś muł! Osioł! To nie jest jedzenie na pańską kieszeń. Panu łatwiej u Stasia najtańszej kiełbasy kupić i zeżreć na kanapie. A potem popić maślaneczką.
Scena 7
Po obiedzie wszyscy piją herbatę. Są przejedzeni. Służby Paździochów nie widać.
Janusz: Wyborne menu! Wyborne.
Helena: Aż tak dobrze to nam chyba jeszcze nigdy nie było!
Boczek: A co tam, gówno tam. Na początek dali jakieś robactwo, potem mięso co go się jeść nie dało, bo owocowe jakie! A na desera to zamiast pączka dać, czy oponkie to żeśta jakiego srufleta dalita!
Helena: Nie srufleta, tylko sufleta.
Janusz: A w zasadzie suflet.
Boczek: Wszystko jedno! Nawet wódki nie było w mordę jeża, tylko wińsko jakieś kwaśne, piwnicą śmierdzące!
Odzywa się Ferdynand. Koło niego stoi kufel z resztką piwa oraz butelka po „Mocnym Fullu”.
Ferdek: I ja się tutaj kurde z panem, panie Boczek zgodzę, bo to skandal jest nie dać wódki ani piwa, co nie zmienia faktu, że jesteś pan tutaj niemile widziany, bo pan defekację tu na tym piętrze nielegalnie prowadzisz.
Halina: Pani Helenko, ale ja pani powiem, że to naprawdę FENOMENALNY pomysł! Ile łatwiej żyć jak nie trzeba szorować wiecznie garów i skrobać kartofli. Ale ta służba to tutaj przychodzi czy mieszka na stałe?
Helena: Oczywiście, że mieszka na stałe.
Ferdek: Ale jak kurde na stałe, jak tutaj już we trzy osoby jest ciasno a co dopiero we siedem.
Jolasia: No jak, ojcze? Służbówkę mają bynajmniej.
Janusz: A owszem, owszem. Mamy służbówkę. Każda przedwojenna kamienica ma wydzielone służbówki. My swoją mamy, o za piecem.
Ferdek: No jak tak jak nie, przecież tu pieca nie ma.
Paździoch: To jaki problem? Zbuduje się!
Helena: No, no! My tutaj gadu gadu, a to nie koniec atrakcji dla państwa! Panie Jakubie!
Wśród biesiadników pojawia się szofer.
Szofer Jakub Pani mnie wzywała?
Helena: Owszem, owszem. Panie Jakubie, proszę przybliżyć szanownym sąsiadom kolejny punkt naszego spotkania!
Szofer Jakub: Szanowni Państwo… Nazywam się Jakub Chomąto, jestem szoferem z dwudziestoletnim stażem. Jednakże do moich specjalności należy także powożenie pojazdów zaprzęgowych. Chciałbym zaprosić państwa na miłą, wieczorną przejażdżkę dorożką ulicami Starego Miasta we Wrocławiu. Nasz powóz, oraz konie oczywiście czekają już na podwórku kamienicy…
Ferdek: Przepraszam ja bardzo, mamy XXI wiek i co to są za normalnie kurde okoliczności, aby koniem jechać?
Szofer Jakub: Szanowny Panie, gwarantuję panu, iż przejażdżka będzie bardzo przyjemna oraz klimatyczna. Powóz jest zadaszony i wystarczy miejsca dla każdego.
Paździoch: Zamówiłem replikę wrocławskiego omnibusu konnego z końca XIX stulecia!
Boczek: Panie kierowco, ale czy to normalnie za darmo jest?
Helena: Pan, panie Boczek nie płać, bo i tak pana nie stać. Na nasz koszt. No! Chodźmy, bo konie nam zastygną!
Scena 8
Sypialnia Kiepskich. Scena łóżkowa.
Halina: Ferdek! Ale to było po prostu coś wspaniałego! Jak wjechaliśmy tym omnibusem w boczne uliczki… Ferdziu, czułam się jak bogata panna jadąca do opery! Albo jak żona fabrykanta w drodze do swojej rezydencji! Ta służba domowa to naprawdę wspaniała rzecz! Niesamowita!
Ferdek: Tak? Co ty nie powiesz… Co ty nie powiesz…
Halina: Ferdek? Ty to naprawdę jesteś jełop bez aspiracji. Dla ciebie to tylko się liczy telewizor i piwsko! A Paździoch, w przeciwieństwie do ciebie coś w życiu osiągnął. Widzisz, jak mu się żyje na stare lata?
Halina: Ty mnie nawet Halinka nie porównuj do tego złodzieja, mendy i oszusta, który baluje sobie kurde, konnym sobie kurde omininimusem jedzie, wino pije za kradzione paragwajskie pieniądze! Bo ja jestem człowiek uczciwy, Polak i katolik i ja gloryfikancji burżuazji w tym domu nie zniesę.
Halina: Tak? To ty mnie posłuchaj. Nie masz wyboru. Ja bardzo poważnie zastanawiałam się nad zatrudnieniem kogoś do nas. Walduś już z nami nie mieszka, jest pokój po nim. Zatrudnimy pokojówkę. A ty pójdziesz do roboty. Popytam się jej, na lokaja pójdziesz.
Ferdek: O, nie… Nie… To jest absolutnie Halincia wykluczone. Ty tu nie będziesz żadnej kurtynyzany zatrudniać, a ja nie będę burżujom wińska lać do kielicha jak jakiś murzyn!
Halina: Będziesz! A ja nareszcie odpocznę sobie nieco na stare lata i nie będę musiała po tobie garów zmywać. Po pracy wejdę sobie do cieplutkiej kołdry, napiję się herbatki, poczytam gazetkę i będę miała święty spokój. A ty nauczysz się szacunku dla pracy i dla drugiego człowieka! Poza tym z tego są duże pieniądze. Jak nieco zarobisz, to na emeryturze sam sobie kogoś zatrudnisz i wtedy zasłużenie będziesz sobie chlał piwsko przed telewizorkiem.
Ferdek: Halincia, ale ja żem se dożył już wieku emerytalnego bez roboty żadnej!
Halina: Bez dyskusji! Co postanowiłam, to postanowiłam! I odwrotu nie ma!
Scena 9
Paździoch, Helena i Janusz siedzą sobie w swoim mieszkaniu. Na stole puchar wypełniony tureckimi galaretkami i butelka wina. Cała służba Paździochów stoi przy stole.
Helena: No to cóż, dzień wypłaty?
Lokaj: Zanim jeszcze, pozwoliliśmy sobie spisać za Państwo rachunek za wczorajszy wieczór.
Lokaj wręcza Paździochowej kartkę.
Helena: Zobaczmy… Wino, raki, mięso, przyprawy, owoce… dorożka, wynajem koni, ochrona policyjna Starego Miasta, herbata chińska… Gdzie jest kwota, cholera jasna?
Lokaj: W tym miejscu, szanowna pani.
Helena: Marian! Czytaj ile tu jest napisane, bo niedowidzę.
Paździoch zakłada swoje potłuczone okulary i czyta.
Paździoch: Dwadzieścia trzy tysiące pięćset dziewięćdziesiąt dwa złote i pięćdziesiąt dziewięć groszy.
Pokojówka: Plus moja dniówka 1300.
Szofer Jakub: A moja, 1400 i 30 groszy!
Kucharka: Dla mnie 1380
Lokaj A dla mnie 1500. Ale bardzo się starałem, więc liczę na niewielki napiwek.
Helena: Co tak dużo do jasnej cholery? Do roboty! Gary zmywać, a nie o pieniądze się domagać!
Lokaj Szanowna pani, to nasza pensja dniowa. Spisywaliśmy to na umowie.
Helena: Janusz! Wystarczy?
Janusz wyciąga spod poduszki kanapy plik pieniędzy i przelicza.
Janusz: Tyle nam zostało, zobaczmy czy wystarczy…
Wszyscy spoglądają na Janusza.
Janusz: No niestety, obawiam się, że nie wystarczy.
Paździoch: Helena… mam zawał.
Scena 10
Korytarz. Pod drzwiami kibla stoi zrozpaczony Janusz. Podchodzi do niego Boczek.
Boczek: O, dzień dobry panie Januszu! A co się stało! Robactwo zaszkodziło, obstrukcja bolesna była?
Janusz: Panie Boczku, panie Boczku… Co to się stało… Zbankrutowaliśmy… Służba nas opuściła… Szczęście nas opuściło… Czarne chmury zawisły nad naszym domem.
Przychodzi Ferdek z piwem.
Ferdek: O, coś widzę kurde, że się nie przelewa!
Janusz: A, panie Ferdku, panie Ferdku… Szkoda mówić…
Na korytarzu pojawia się Halina.
Halina: Ferdek, jełopie! Gdzieś ty był! Wszędzie cię szukam, chodźże!
Halina prowadzi Ferdka do mieszkania.
Halina: Weź odstaw to piwsko i ubierz się w to, co ci przygotowałam. Musisz jakoś wyglądać, no! Szybko, bo się spóźnisz! Twój nowy chlebodawca zaraz tu przyjedzie.
Ferdek: Halincia, ty mi dej spokój. Jak ja sobie tylko pomyślę, mnie się niedobrze robi. Ja się muszę napić czegoś mocniejszego.
Halina: ANI MI SIĘ WAŻ JEŁOPIE! W pracy jesteś! No wkładaj ten garnitur, szybko!
Scena 11
Przedpokój Kiepskich. Ferdek stoi w garniturze na baczność, czekając aż do mieszkania wejdzie jego nowy pracodawca, u którego będzie pracował. Kamera kieruje się na klamkę drzwi. Słychać pukanie. Ferdynand chwiejnym krokiem pociąga za klamkę. Do mieszkania wchodzi postać, którą kamera obejmuje do wysokości klatki piersiowej. Jest to elegancko ubrany mężczyzna. Powoli, powoli kamera kieruje się w górę.
Kozłowski: No! Ferdynandzie! Do samochodu! Mamy proszoną kolacyjkę, kurka wódka!
KONIEC