Po rocznej przerwie wlatuje 2 odcinek! Prosiliście o mniej postaci drugoplanowych, także zabraknie tu Badury, Malinowskiej, Kozłowskiego itd, prosiliście by fabuła toczyła się wokół trójki bohaterów i tak praktycznie jest. Głównie Ferdek i Waldek, ze sporą ilością Paździocha, trochę Halinki i Paździochowej. Zobaczymy jak wyszło. Piszcie swoje opinie. Nawet te najsurowsze wezmę sobie do serca przy pisaniu 3 odcinka. Miłego czytania
„Gdy nie ma kota, myszy harcują”
Scena 1 (Miejsce akcji: Sypialnia Kiepskich; Bohaterowie: Ferdek, Halinka, Paździoch)
Jak każdego ranka, Ferdek wyleguje się w łóżku, a Halinka szykuje się do wyjścia.
Halinka: Ferdziu my z Mariolką będziemy w poniedziałek rano. Masz cały weekend tylko dla siebie.
Ferdek: Jedź Halinka, odpocznij se, naładuj se te… no… akulumatory.
Halinka: Ferdek, nie akulumatory, tylko akumulatory, a poza tym Ty się tak nie ciesz, bo ja nie życzę sobie tutaj całodniowych libacji z Paździochem i Boczkiem.
Ferdek: Spokojna Twoja rozczochrana.
Halinka: Ja akurat Ferdziu jestem o to bardzo spokojna. Jedzenie masz w lodówce, kibelek na korytarzu, zjesz, napijesz się herbatki, siusiu zrobisz jak Ci się będzie chciało, a i wyro masz całe dla siebie.
Ferdek: No dobre Halinka, a kasa?
Halinka: Jaka kasa? Przecież mówiłeś, że nie planujesz żadnych posiedzeń z sąsiadami.
Ferdek: No Halinka, ale to trzeba papierosy kupić i ten no… kupon lotototka wysłać.
Halinka: Taaak? A od kiedy ty grasz w lotototka co?
Ferdek: Jak od kiedy?
Halinka: No słucham?
Ferdek: No dzisiaj mnie tak ochota naszła.
Halinka: Ochota to Cię na szła na chlanie, alkoholiku wąsaty. Nie zostawię Ci nawet złotówki. Jak chcesz pieniądze to sobie je zarób.
Ferdek: Halinka teraz to przesadziłaś. Po tylu latach małżeństwa Ty mi żałujesz pieniędzy na drobne wydatki? W takim razie spotkamy się u adwokata.
Halinka: Ooo proszę państwo, a z czego go opłacisz co?
Ferdek: Ja nie będę z Tobą dyskutował o sprawach nadziemnych.
Halinka: W takim razie do zobaczenia w poniedziałek.
Halinka otwiera wyjściowe drzwi, w których stoi Paździoch z wódką w ręku.
Paździoch: Ooo dzień dobry Pani Halinko, byłem pewny, że już Pani wyjechała.
Halinka: Widzi Pan jaka niespodzianka, nie napije się Pan dzisiaj z moim mężem.
Paździoch: A kto tu mówi o piciu. Przyniosłem Panu Ferdkowi trochę spirytusu do natarcia.
Halinka: Natarcia czego?
Ferdek: Jak to czego Halinka, mówiłem Ci, że mnie plecy w krzyżu rwą i nie mogę pracować przez to.
Halinka: Ja teraz wychodzę, Pan Marian idzie do siebie do domku, a buteleczkę rekwiruje(zabiera Paździochowi butelkę)
Ferdek: No Halinka, nie rób se jaj.
Halinka: Do widzenia(wychodzi).
Paździoch: Jest mi Pan winny 20 zł Panie Ferdku.
Ferdek: Panie Paździochu…
Paździoch: Do jutra.
Ferdek: Ja nie mam przyjemności się z Panem jutro widzieć.
Paździoch: Do jutra… kasa. Do widzenia sąsiedzie.
Scena 2 (Miejsce akcji: Salon Kiepskich; Bohaterowie: Ferdek, Waldek, Boczek)
Ferdek i Waldek piją ostatnie piwo na pół. Ferdek przechyla puszkę.
Waldek: Ej no Tatuś nie oszukuj mnie tu, miały być 3.
Ferdek: No, a ile ja wypiłem synku? 3 żem wypił.
Waldek: Taa, Ty żeś ze 6 złapał.
Ferdek: Synek, ja już Ci to tłumacze. Po ile pijemy łyków?
Waldek: No jak po ile, no umowa była, że po 3.
Ferdek: No właśnie, a ile Ty wypiłeś łyków?
Waldek: No 3 żem wypił tatuś no.
Ferdek: A ile ja wypiłem łyków?
Waldek: No przecie Ci cały czas mówię, że ze 6.
Ferdek: A gówno prawda! A wiesz dlaczego?
Waldek: No nie wiem.
Ferdek: Bo moje łyki były mniejsze niż twoje. A jaki jest z tego wniosek?
Waldek: Że pijemy po równo?
Ferdek: Brawo synek! Widzisz jak chcesz to potrafisz głowisią pomyśleć.
Słychać pukanie do drzwi.
Ferdek: No co tak patrzysz, idź otwórz synku.
Waldek wychodzi, a Ferdek wypija całe piwo na raz.
Do pokoju wraca Waldek, a za nim wchodzi Boczek. W ręku trzyma kartonowe pudełko.
Boczek: Dzień dobry Panie Ferdku.
Ferdek: Czego?
Boczek: Panie Ferdku, bo ja przyszłem do Pana, bo se dzisiaj wyjeżdżam na Mazury.
Ferdek: Taak? To bardzo ciekawe, ale niech mi Pan powie, co mnie to gówno obchodzi?
Boczek: Bo ja bym miał taką prośbę do Pana.
Ferdek: Nie mam, a nawet gdybym miał…
Boczek: Ale to nie o kasiore się rozchodzi Panie Ferdku, tylko o to co mam w ręku.
Ferdek: No właśnie widzę, że żeś Pan tu przyniósł jakiś stary karton i do tego jeszcze podziurawiony.
Waldek: Jak był Pan taki głodny to mógł Pan przyjść do tatusia to tatuś, by Pana nakarmił, a nie Pan od razu karton źresz.
Boczek: Ale to nie jest zwykły kartom.
Waldek: A jaki?
Ferdek: No jak to synek, pewnie, że zaczarowany.
Waldek ogląda karton dookoła.
Boczek: To ja może pokaże
Boczek stawia karton na podłodze i otwiera go. Na dnie kartonu spoczywa wąż.
Boczek: Prawda, że śliczny?
Ferdek: Panie czyś Pan zgłupiał? Przecie to jest wąż.
Boczek: No pewnie, że wąż, tak Arni?(głaszczę węża).
Ferdek: Panie zabieraj mi stąd to paskudztwo i wypierdzielaj mi z tym do siebie na górę.
Boczek: Ale Panowie, on jest całkowicie niegroźny. To dusiciel.
Waldek: Du-du-dusiciel?
Boczek: Boa Dusiciel Waldku.
Ferdek: Panie Boczku ma natychmiast opuścić mnie i mojego syna!
Boczek: Ale Panowie, przecież nie wezmę go ze sobą. Musicie się nim zająć. Oczywiście zapłacę.
Ferdek: Ile?
Boczek: 50 zł?
Ferdek: 100 zł i robimy interes.
Boczek: Stoi!
Boczek rusza w kierunku wyjścia.
Ferdek: Ale zara! Chwila! Co on źre?
Boczek: Zaraz Panu pokaże.
Po chwili wraca z kolejnym podziurawionym kartonem.
Ferdek: O co to, to nie. Za drugiego węża będzie Pan musiał dopłacić dwa razy tyle.
Boczek: Ale Panie to jest właśnie jedzenie dla Arniego.
Waldek: Zara(myśli)… wąż źre węża?
Boczek otwiera karton, w którym jest kilkanaście białych myszek.
Ferdek: Ja tego paskudztwa do ręki nie wezmę.
Boczek: To są jego ulubienie.
Ferdek: A czy on nie może zjeść kawałka kiełbasy albo czegoś innego.
Waldek: Ooo tatuś mam świetnego pomysła.
Ferdek: No słucham synku.
Waldek: Zrobimy mu kanapkę.
Boczek: Dobre ja uciekam, bo mi pociąg ucieknie w mordę jeża. A trza jeszcze coś zjeść przed wyjazdem no i na podróż coś trza wziąć. Dowidzenia.
Scena 3 (Miejsce akcji, salon Kiepskich; Bohaterowie: Ferdek, Waldek)
Ferdek i Waldek siedzą przed telewizorem.
Ferdek: No to co synek, czas na obiad.
Waldek: Browarek, ogóreczek i iść po Paździocha?
Ferdek: Niee, Walduś nie nasz obiad, tylko Arniego.
Waldek: No to dej mu tej myszki, niech se podje nie?
Ferdek: Ja się tego brzydzę. Ty to zrób synku.
Waldek: A jak mnie pogryzie ta mysza?
Ferdek: Cykasz się Cycu? Co ta diablica z Ciebie zrobiła. Boże kochany myszki się boi. Dobre to ja w takim razie już dzwonie do mojego kochanego zięcia Mikołaja, on jest odważny chłopak i on mi Arniego nakarmi.
Waldek: Dobra tatuś zrobię to, ale nie za nic.
Ferdek: Tak, a za co?
Waldek: Połowa tej kasiory co od Boczek jest moja.
Ferdek: No i gitara.
Waldek otwiera karton z jedzeniem Arniego. Wsuwa rękę i ją zabiera, wsuwa i zabiera i tak w koło Macieju.
Ferdek: No weź no synek jesteś chłop czy baba?
Waldek: No chyba chłop.
Ferdek: A masz jaja czy…?
Waldek: No chyba „CZY”.
Ferdek: Daj mnie ja to zrobię, ale zapomnij o kasie.
Waldek: Ja to zrobię!
Ferdek: Zostaw, powiedziałem!
Przepychanki z kartonem trwają w najlepsze. W pewnym momencie karton się przewraca i wszystkie myszy uciekają na mieszkanie.
Ferdek: No i coś Ty zrobił! Durniu!
Waldek: Jak ja żem zrobił, jak to ty żeś pchał łapę do kartonu.
Ferdek: No jak mam syna z CZY zamiast jaj. Wy się chyba zamieniliście z tą Jolaśką instrumentami i ona wzięła klarnet, a ty harfę, albo inną harmonie.
Waldek: Wiesz co, sam se biegaj za tymi myszami, ja wracam do żony!
Ferdek: I Arrivederci Roma!
Scena 4: (Miejsce akcji: Korytarz; Bohaterowie: Ferdek i Paździoch)
Ferdek idzie w kierunku toalety, z której wychodzi Paździoch.
Paździoch: Jak dobrze, że Pana widzę Panie Ferdku. Masz Pan moje 20 zł?
Ferdek: Wiesz Pan gdzie ja mam Pana 20 zł?
Paździoch: Pewnie jak zwykle w dupie.
Ferdek: Gratuluje, wygrał Pan nagrodę niespodziankę.
Paździoch: Ja uwielbiam niespodzianki!
Ferdek: W takim razie zapraszam do mnie.
Paździoch: A nie chciało się Panu siku?
Ferdek: Niech Pan się o moją fizjologie nie boi Panie Paździochu.
Paździoch wchodzi do mieszkania Kiepskich, a ten zamyka drzwi na klucz.
Paździoch: Zaraz Panie, co to ma być?
Ferdek: Jak Pan mi wyłapiesz te wszystkie paskudztwa co tam są to i 20 zł się znajdzie i może jakiś bonus będzie.
Paździoch spogląda dookoła i widzi wszędzie białe myszy.
Paździoch: Helena! Ratuj! Delirium tremens!
Scena 5: (Miejsce akcji; Bohaterowie: Ferdek, Paździoch, Helena)
Ferdek pali papierosa pod kiblem. Z mieszkania wychodzi Helena.
Helena: Dzień dobry Panie Ferdku.
Ferdek: Dzień dobry Pani Paździochowa.
Helena: Nie widział Pan może mojego męża Mariana? Stara dziadyga dwie godziny temu wyszedł do kibla i jeszcze nie wrócił.
Ferdek: Pewnie, że widziałem. Walczy z myszami.
Helena: Taki stary, a taki głupi. Mówi jak Pyta!
Ferdek: No to przecie mówię, że od dwóch godzin siedzi u mnie w domu i lata za myszami.
Helena: Jakimi myszami? Co Pan pierdzielisz?
Ferdek: No białymi.
Helena: Czyli jednak delirium. No cóż wódka wykończyła dziada. Tylko patrzeć jak i po Pana kostucha przyjdzie, tylko patrzeć.
Ferdek: Jaka wódka?! Pani Paździochowa…
W tym momencie słychać miauczenie kota.
Ferdek: O kurde! Kot! (mówi z uśmiechem na twarzy).
Helena: Marian!
Ferdek: Kot!
Helena: W Pana mieszkaniu!
Ferdek otwiera drzwi i z mieszkaniu wybiega Paździoch na czworaka z myszą w zębach.
Helena: O Bożę! Ta małpa ma myszę w gębie.
Ferdek: Po pierwsze nie małpa tylko kot, a po drugie to w pysku.
Paździoch podchodzi do Ferdka i zaczyna łasić mu się do nogi.
Ferdek: Idź Pan stąd! Psik! Psikaj stąd! (odgania go nogą).
Helena: Panie Ferdku dlaczego mój mąż zachowuje się jak stary, niedołężny kocur do jasnej cholery?!
Ferdek: Myślę, że po prostu Pan Marian zawsze miał kota w głowie (śmieje się).
Scena 6 (Miejsce akcji: Salon Kiepskich; Bohaterowie: Ferdek, Waldek, Helena)
Ferdek: Niech się Pani nie martwi, mąż wyzdrowieje, w końcu koty zawsze spadają na cztery łapy.
Helena: A gdzie ja kupię taką wielką kuwetę?
Ferdek: Niech się załatwia do piaskownicy.
Do mieszkania wchodzi Waldek.
Ferdek: O patrzcie Państwo, syn marnotrawny wrócił!
Waldek: Ty się tak tatuś nie mądralowuj tylko patrzaj co se przyniosłem (wyjmuje z kieszeni trutkę na szczury).
Ferdek: A co to takiego?
Waldek: Nie wiem, ale śmierdzi jak skarpety Boczka.
Ferdek: A skąd to masz synku?
Waldek: Jolaśka kiedyś przyniosła do domu i powiedziała, że dla teścia.
Ferdek: Dla mnie?! Takie śmierdzące gówno?!
Helena: Przecież to trutka na szczury.
Ferdek: Jej noga tu więcej nie postanie! Po moim trupie!
Helena: No jak by Pan to zeżarł to na pewno.
Waldek: A gdzie są myszy?
Ferdek: Paździoch zjadł.
Waldek: Jak Paździoch? Pan Paździoch zjadł kolacje dla Arniego.
Ferdek: To już nie jest PAN. To jest stary kocur.
Scena 7 (Miejsce akcji: Salon Kiepskich; Bohaterowie: Ferdek, Waldek, Paździoch, Helena)
Następnego dnia, Ferdek i Waldek siedzą przed telewizorem. Paździoch siedzi na kolanach Ferdka i się do niego łasi. Ferdek głaszczę go po głowie.
Ferdek: No to co Marianku, czas na mleczko. Walduś skocz do kuchni po miseczkę, bo kotek jest głodny.
Waldek wstaje z fotela i zagląda do kartonu, w którym był wąż.
Waldek: Tatuś, a gdzie je ten no wąż?
Ferdek: No jak gdzie synek, w kartonie se siedzi, a gdzie ma być.
Waldek: No jak we kartonie jak nie ma we kartonie.
Ferdek zagląda do pustego kartonu.
Ferdek: Cycu musimy szybko znaleźć tego węża, bo jak wróci Boczek to nas udusi.
Waldek: Prędzej to udusi nas ten wąż.
Do mieszkania wchodzi Helena.
Helena: Dzień dobry. Przyszłam po mojego kota.
Ferdek: A proszę go zabierać.
Waldek: Widziała Pani naszego węża?
Helena: Nie widziałam, a coś się stało.
Ferdek: No był wąż i nie ma, to się stało Pani Paździochowa.
Helena: Panie Ferdku, ja tu nie widziałam żadnego węża. No chyba, że nie chodzi Panu o węża, a o męża.
Ferdek: W-Ę-Ż-A!
Helena: A to nie widziałam. Do widzenia. Kici kici, Marian chodź no tu szybko, bo jeszcze trzeba Ci żwirek w kuwecie wymienić.
Ferdek: Coś mi tu śmierdzi.
Waldek: Może Paździoch nam na dywan narobił. Spogląda pod stół.
Ferdek patrzy na Waldka z politowaniem.
Ferdek: Synek coś tu nie gra, a ja muszę się dowiedzieć co.
Scena 8: (Miejsce akcji: Kuchnia Kiepskich; Bohaterowie: Ferdek, Halinka, Boczek)
Ferdek siedzi w kuchni przy stole, a do domu wraca Halinka.
Halinka: Nie przywitasz się z żoną?
Ferdek: Cześć Halinka.
Halinka: No tak, czego ja się spodziewałam.
Ferdek: Gdybyś ty wiedziała co tu się działo jak Cię nie było.
Halinka: Już zaczynam się bać.
Ferdek: No więc najpierw to my mieli węża, potem się okazało, że do węża dają w gratisie myszy, a jeszcze potem te myszy co miały być dla tego węża to zeziarł Paździoch, a wąż zniknął.
Halinka: Czegoś ty się znowu nachlał? Jaki wąż, jakie myszy, jak Paździoch zeżarł myszy, co Ty pierdzielisz.
Ferdek: Paździoch zmienił się w kota i zeziarł.
Halinka machnęła ręką olewając to co mówi jej mąż.
Halinka: Patrz jaką sobie kupiłam torebkę.
Ferdek: To drogo Cię te wakacje wyszły.
Halinka: Nie drogo, nie drogo, bo kupiłam ją jak wróciłam do Wrocławia.
Ferdek: Gdzie?
Halinka: Nie gdzie tylko od kogo. Pani Helenka była tak miła, że mi ją sprzedała. Słuchaj tak mi się spodobała, a jak jeszcze się dowiedziałam, że jest ze skóry węża, to uznałam, że muszę ją mieć.
Ferdek: Z jakiej skóry?
Halinka: No z węża.
Ferdek: Czyś Ty Halinka oszalała, przecie ten wąż co Ty go se nosisz na ramieniu to jest ten sam wąż, o którym Ci mówiłem i co nam uciekł.
Halinka: Ferdziu, czy Ty się dobrze czujesz?
Ferdek: Jak Boczek wróci to będę się czół o wiele gorzej.
Do kuchni wchodzi Boczek:
Boczek: Dzień dobry Panie Ferdeczku.
Ferdek: Panie Boczku, jeśli chodzi o Arniego to jest mały problem.
Boczek: A nieee, to już wiem. Pani Helenka mi wszystko powiedziała.
Ferdek: I nie jest Pan zły? Przecież kochał Pan Arniego.
Boczek: Panie Ferdku było minęło.
Ferdek: No powiem Panu, że mnie Pan zaskoczył.
Boczek: Przecież nie będę płakał za jakimś tam wężem. Zrobiłem interes.
Ferdek: Taak? A jaki?
Boczek: Pani Helenka była tak uprzejma, że oddała mi całkowicie za darmo swój nowiuteńki dywanik. Co prawda trochę brudny i podobno ma pchły, ale jednak to miły gest.
Ferdek: Chyba nie chce wiedzieć z czego jest ten dywan.
Boczek: Podobno z jakiegoś starego, niedołężnego kocura.
Ferdek spogląda w sufit.
Ferdek: Paździoch, byłeś największą mendą jaką znałem, ale skoro koty mają 7 żyć to może wróć do nas chociaż na chwile. Z kim ja se o 3 w nocy wódkę będę pił. Z kim ja se będę pod kiblem gadał. Kto…
Paździoch wchodzi do kuchni:
Paździoch: No właśnie Panie Ferdku KTO? Kto mi odda moje 20 zł?
Ferdek spogląda w sufit.
Ferdek: Wracaj do piekła, wracaj do piekła, wracaj do piekła.
Halinka: Nie wiem co tu się działo, ale to dla mnie stanowczo za wiele (wychodzi).
Paździoch: Jak to Pan kiedyś powiedział? Koty zawsze spadają na 4 łapy (śmieje się)
Koniec.