Dzisiaj miałem naprawdę twórczy dzień

Idąc za ciosem drugi, trochę świąteczny scenariusz.
"DZIADEK MRÓZ"
Boczek zostaje zatrudniony jako Święty Mikołaj w galerii handlowej. Ferdek twierdzi, że Mikołajki są świętem komerycjnym i piętnuje nowe zajęcie sąsiada. W wyniku niedyspozycji Boczka - Ferdek jest jednym kandydatem na zastąpienie go.
SCENA 1. Pukanie. Przedpokój.
Ferdek: Idę! Idę kurde!
Ferdek otwiera a tam Kozłowski w czapce Mikołaja.
Ferdek: O pan prezes Kozłowski kochany. Zapraszam panie Prezesie.
Kozłowski: Pan Mikołaj Kozłowski panie Ferdku kurka wódka. Patrz pan jaką czapkę mam. Jak pokażę na obradach to się zesrają.
Ferdek: No jak nie jak tak.
Kozłowski: Sciągne panie te pandolety...
Ferdek: Nie! Nie! Nie pozwalam u nas to zimno panie Prezesie jeszcze panu nóżki zmarzną.
Kozłowski: A pan wie jak we ten anakondzie parno, sciągne panie sciągne to się klimat wyrówna.
SCENA 2. Kuchnia. Ferdek pije z Kozłowskim.
Kozłowski: Panie Ferdku dużymi krokami zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Święta niezwykłe, głównie do przeżycia duchowego.
Ferdek: No jak nie jak tak panie Prezesie. Ja zem zawsze mówił, że we święta to najpierw modlitwa, później modlitwa, a...
Kozłowski: A później pasterka hahaah.
Ferdek: Tak jest ahahha!
Kozłowski: Panie Ferdku, ale zanim Boże Narodzenie, jest jeszcze ten zwyczaj obdarowywania bliskich upominkami. Święto Świętego Mikołaja. I panie Ferdku czy pan obchodzi to święto czy nie?
Ferdek: No zwyczaj ładny, prawda, piękny, ale czy chrześcijański?
Kozłowski: Otóż to panie Ferdku, otóż to... jak ja byłem mały to nigdy się nie mówiło na Święto Świętego Mikołaja - Mikołaj, tylko papież. To papież rozdawał prezenty i on dzielił na te dobre dzieci i te złe dzieci.
Ferdek: Jeśli chodzi o mnie panie Prezesie, to u mnie był Dziadek Mróz.
Kozłowski: Dziadek Mróż! Panie Ferdku to on do mnie też zachodził. Stary dziadyga z lagą drewniana.
Ferdek: Panie i o to chodziło. Panie dzieci to przed nim pod siebie robiły ze strachu. Bo jak panie dziadek mróz z lachy przypierdzielił to panie Prezesie dupa sina.
Kozłowski: No właśnie Panie Ferdku, no właśnie. A teraz te Mikołaje. I tylko dzieciaki daj mnie to, daj mnie tamto. Moja córka panie, ze pierwszego małżeństwa, dziś do mnie pisze: Dej! Dej! mnie samochód, Mercedesa kurka wódka.
Ferdek: To ja nie wiedziałem, że pan masz córkę panie Prezesie.
Kozłowski: Bo to panie Ferdku.... była taka niewygodna sytuacja... Ja... lewica... była żona prawica... i ta córa taka była ni to lewa ni to prawa hahaha. Ale jak prosi no to mówię, kurka wódka niech stracę. No i stoi gablota pod blokiem a kto kupił tatuś, nie Mikołaj przynióśł. Szlag by mnie z tymi Mikołajami zasranymi trafił.
Ferdek: No to na co pan tę aczapkię pan nosisz panie Prezesie..
Kozłowski: A panie by uszy nie marzli..
Ferdek: To pan nie ma czapki panie Prezesie..
Kozłowski: No jakoś tak wyszło...
Ferdek: To ja panu dam ja panu dam (Ferdek wychodzi po czym za chwilę wraca z czapka) Panie Prezesie czapka własnoręcznie udziergana przez narzeczonego córki mej Mariolki - Kopernika Mikołaja.
Kozłowski: No panie Ferdku, czapa jak ta lala!
Ferdek: No i uszy marzli nie będą.
Kozłowski: Ale żeby my też nie zmarzli, to polej panie panie Ferdku.
SCENA 3. Salon Ferdek siedzi na fotelu.
Pukanie
Ferdek: Otwarte!
Paździoch : Dzień dobry.
Ferdek: Czego?
Paździoch: Czy może pan spojrzeć przez okno.
Ferdek: A na co?
Paździoch: Nalegam.
Ferdek: Panie, ja se spojrzę, ale jak to będą jakieś pierdoły to panu tak nakopię do dupy,
Paździoch: Spokojnie sąsiedzie, nie będzie pan żałował.
Widok na podwórko. Stoi Boczek w stroju Mikołaja z brodą zawieszoną wokół szyji, Boczek pije wódkę.
Paździoch: I ja się pytam co to jest?
Ferdek: No Boczek grubas jeden, ale co on robi kurde?
Paździoch: Nie widzi pan spożywa alkohol w miejscu publicznym przebrany za Świętego Świętego Mikołaja. I co z tym zrobimy, sąsiedzie?
Ferdek: Nie no tak to dalej być nie będzie. Panie Boczek grubasie jeden co pan tam robisz.
Boczek: Co, no co pracuję nie widać kuźwa?
Ferdek: Panie ja tam zaraz zejdę i jak nakopie panu do dupy.
Boczek: Panie, nie szalej pan, bo żem się zatrudnił jako Mikołaj we galerii handlowej.
Ferdek: Tak? To wypierdzielaj grubasie do galerii.
Boczek: Ale, ja tera przerwę mam, tera się rozgrzać trza.
Paździoch: Nie wiem jak pan, ale mnie osobiście obrzydza ten procedens.
Ferdek: A co pan myślisz, że mnie to nie obrzydza, nie to że bezbożnik, to jeszcze w pogańskiego pajaca przebrany.
Paździoch: Jak pogańskiego co pan?
Ferdek: Jak normalnie święty to dziadek mróz był, a nie Mikołaj.
Paździoch: Myli się pan panie Ferdku, ani mikołaj, ani mróz, tylko biskup - a biskup czyli papież.
Ferdek: Amen.
Scena 4. Sypialnia.
Halinka: Ferdek czy ty wiesz jaki jutro jest dzień.
Ferdek: No jak jaki, jutrzejszy, Halinka, nie zawracaj mnie dupy po nocy.
Halinka: Na M...
Ferdek: Mie... Halinka co ty pierdzielisz Niedziela to na en jest nie na em.
Halinka: Miko...
Ferdek: Miko sriko. Mów żeż jaśniej bo ja nie wiem o co ci się rozchodzi.
Halinka: No Mikołajki Ferdek, Mikołajki. Dzień w którym Święty Mikołaj przychodzi do grzecznych dzieci i obdarowywuje ich prezentami.
Ferdek: Halinka co ty pierdzielisz, przecież to bajki dla dzieci i emerytów.
Halinka: Może i bajki, ale tradycja to tradycja.
Ferdek: Halinka ja nie wiem czy ty przypadkiem źle doinformowana kurde nie jesteś gdyż, Święty Święty Mikołaj to on se wcale święty nie był i to w ogóle pogańska tradycja. I dzisiaj mikołajem może być każdy.
Halinka: Jak każdy?
Ferdek: A na przykład taki Boczek we markiecie jest mikołajem i mnie powiedz jak to ma być chrześcijańskie.
Halinka: Nie wiem jak, ale na pewno bardziej chrześcijańska jest taka praca niż wieczne nieróbstwo.
Ferdek: Ale tu się nie o mnie rozchodzi Halinka.
Halinka: A o co?
Ferdek: O nieszanowanie tradycji polskich. We Polsce to zawsze dziadek mróz albo papież prezenty roznosił, a ten Mikołaj to se ze niemiec ze zaborcami przyjechał czołgiem a nie saniami Halinka.
Halinka: Pierdzielisz Ferdek.
Ferdek: Nie pierdzielę, tak samo choinki się nie ubiera bo to też pogańskie jest.
Halinka: Ta a co się niby robi.
Ferdek: Stroik sie wiesza. Ja się czasami kurde Halinka zastanawiam czy ty jesteś Matka polka czy bardziej jaka Matka Niemka czy jaka inna ruska.
Halinka: A won mnie stąd. Ty Patrzyłeś na siebie. Wąsy jak Stalin, a jakbyś podgolił to jak Hitler!!
Ferdek: O nie tu wszelkie granice obywatelskie przekroczone zostaly i ja stąd wychodzę i ja nie wiem kiedy wrócę.
Halinka: I szerokiej drogi.
Scena 5. Ferdek pali papierosa pod kiblem. Z kibla wychodzi Mikołaj Boczek.
Boczek: Ho ho ho ho!
Ferdek: Ho ho ho gówno panie.
Boczek: Co to chłopczyk taki smutny!
Ferdek: Panie jeszcze jedno słowo to pan zobaczysz, panie przez pana mam problemy religijne panie w domu!
Boczek: Ale, że jak przeze mnie co?
Ferdek: Gówno bo pan przebierasz się za postaci pogańskie panie, może pan jeszcze na święto zmarłych się poprzbiera i będzie jak murzyny chodził po cukierki grubasie nienażarty.
Boczek: Panie... przecież Mikołaj to se zawsze we Polsce był, se jest i se będzie.
Ferdek: Gówno był panie, to wymysł telewizyjny panie jest dla idiotów panie, dla takich debili panie jak pan. Papież był! A jak papież nie mógł to dziadek Mróz był. A nie to czerwone gówno panie. Czy pan wie kto był Czerwoni? Czy pan wie co armia Czerwona robiła.
Boczek: Panie pan to jesteś dziad zdziadziały co pan tylko wódkie umiesz pić i się pan nie umiesz bawić w ogóle.
Ferdek: Wypierdalaj chuju jeden!!!!
Boczek: Pewnie, że se wypierdzielam panie, co ja se będę z takim dziadem zdziadzialy siedział.
Ferdek: Ty grubasie pogański, za takie oszczerstwa we średniowieczu to by pana na stosie spalili gnoju jeden, debilu jeden gruby opasły.
Scena 6. Obiadek. Wszyscy są ubrani w swetry z Mikołajem.
Halinka: No dzieci za chwilę będzie tutaj ktoś specjalny. Ktoś na kogo wszyscy czekamy.
Ferdek (wchodzi) : Już idę Halinka kochanie moje...
Halinka: Oczywiście nie mówiłam o tym osobniku.
Jolasia: A o kim tak mamusia gaworzy opowiada namiętnie.
Waldek: No no no wlaśnie o kim se tak ?
Halinka: Zobaczycie lada moment przyjdzie do nas Święty Mikołaj?
Ferdek : Halinka co ty za pierdoły dzieciom opowiadasz? Mikołaja nie ma i nie było.
Waldek: Jak nie było jak żem widział we markecie jednego, no..
Ferdek: To nie są żadne mikołaje to grubasy pornograficzne jak ten grubas...
Boczek (ubrany w mikołaja z worem na plecach) : Ho ho ho! Czy tu są grzeczne dzieci?!!
Jolasia: Kuźwa najprawdziszy najświętszy Mikołaj.
Ferdek: Halinka czy ty se zaprosiłaś Boczka...
Halinka: Cicho, Mikołaju niech se mikołaj klapnie tu na wersalce.
Jolasia: Nie! Nie! Ja krzeselko udostępnie by mikołajowi było bardziej zręcznie pręzenty dla dzieciąt grzecznych nieskalanych dawać rozdawać.
Boczek: Dziękuje Boże Dziecie. Klapnij, że na kolano Mikołajowe. I powiedz co dziecino boża mam wyciągnąć z wora.
Jolasia: Ja to bym se chciała płaszczyk taki przeciwdeszczowy, przeciwśniegowy, przeciwpiaskowy, przeciwchłodowy o i przeciwsłoneczny też.
Boczek: A grzeczna byłaś.
Jolasia: Ja zawsze grzeczna... chyba, że w łóżu, wtedy lubię krzyczeć Bożu!!!
Boczek: Hehehe, masz tu dzieciono płaszcz na wiosnę lato jesień zimę. Gdyż te pogody teraz nieprawdziwe kuźwa. Hoohoh!
Mariolka: To teraz ja. Ja to se życzę lokówkę, prostownicę i jeszcze suszarkę..
Boczek: Masz dziecino, a twe włosy nie przeminą! Walduś, a ty chłopczyku co chcesz dostać..
Jolasia: Walduś szpilki chce dostać różowe pozłacane polakierowane. Prawda..
Walduś: No.. no..
Boczek: Masz te szpile, tylko se nie wbij w tyłek hohoho! Panie Halinko, a pani co by chciała.
Halinka: Mi wystarczą uśmiechy mojej rodziny na ich twarzach
Boczek: Mówisz masz! Bo gdzie drugiego takiego Mikołaja co ma takie jak ja jaja hohohoh!
Boczek: Czyli tylko pan Ferdek został, a pan panie Ferdku to niemiły dla mikołaja był wczoraj.. coś tu czuję, że pan tu rózgię dostaniesz w mordę jeża.
Ferdek: Panie skończyłeś pan tą pana szopkę? To wypierdzielaj pan. Bo ja nie mam przyjemnosći.
Boczek: Hohoh, nieprzyjemności to dopiero będą ( Boczek wyciaga rózgę - trochę gałęzi) jak panu krojnę z rózgi w dupę hehhe.
Ferdek: Panie żebym ja tu zaraz panu nie krojnął bezbożniku pogański. Wypierdzielaj!
Boczek: (bierze w rękę udko kurczaka) : Za ofiarę. Szczęść Boże.
Scena 7. Pod śmietnikiem. Ferdek idzie wyrzucić rózgę.
Ferdek: No i była rózga i nie ma rózgi kurde.
Wchodzą Paździochowie z rózgami.
Ferdek: O widzę, że państwo też to gówno dostali. U mnie żona se Boczka jako Mikołaja zamówiła i też mi to gówno przyniósł.
Paździochowa: Ale my go nawet nie zamiawali.
Paździoch: Sam przyszedł wyciągnął te krzaki z wora i zaczął krzyczeć wypinaj dupę gówniarzu.
Ferdek: No i co pan zrobił.
Paździoch: No jak co wypierdziliłem grubasa, ale zostawił mi to gówno na stole.
Ferdek: Weź pan to panie wypierdziel na fajans.
Paździoch: Z największą chęcią.
Scena 8. Prezes Kozłowski siedzi pod Stasiem. Przychodzi Boczek.
Boczek: Panie Prezesie, dzwonił pan do mnie to żem se przyszedł.
Kozłowski: Bardzo dobrze panie Boczek siadaj pan. Panie Boczek ja żem słyszał, że pan dysponujesz strojem tego święto Mikołaja czy jak go tam zwą.
Boczek: No jak nie jak panie Prezesie, bo ja se we markiecie stoję i se dzieciom cukierki daję, a jak trzeba to się przebierę i na zamówienie prezent też dam bo co nie kuźwa.
Kozłowski: No właśnie ja w tej sprawie... panie Boczek dzieci na osiedlu się dopiminają Mikołaj Mikołaj. A ja mówię będzie będzie. Przejdź pan dej im pan panie po cukierku, dam panu za to... pół litra. Co pan na to.
Boczek: Panie pół litra to każdy by se chciał. To jak nie jak tak kuźwa.
Kozłowski: No to dogadani! Kurka wódka! Pani Malinowska! Pani Malinowska!
Scena 9. Ferdek siedzi i ogląda telewizję ( Tańczące Cheerledarki jaki Mikołajaki - tak zapychacz ;P) Słychać pukanie.
Ferdek: Otwarte!
Paździoch: Panie Ferdku, to wymaga natychmiastowej reakcji.
Ferdek: Co?
Paździoch: Jak co Boczek grubas jeden. Po osiedlu będzie dzieciom cukierki rozdawał.
Ferdek: Jak?! Przecież tak być nie będzie. Skąd on pozwoleństwo dostał.
Paździoch: A od prezesa Kozłowskiego, ugiął pod prośbami niewdzięcznych bachorów.
Ferdek: Kurde no, przecież ten grubas jest wysoce pornograficzny
Paździoch: Właśnie, chrońmy dzieci.
Ferdek: I coś z tym trzeba zrobić tu i teraz.
Paździoch: I ja wiem co!
Ferdek: No co?
Paździoch: Wyciągam z kieszeni płaszcza butelkę pół litra polskiej dobrej wódki czystej (podaje Ferdkowi)
Ferdek:Zgadzam się, że trzeba zacząć od napicia się.
Paździoch: Nie! Tym razem nie sąsiedzie.
Ferdek: Jak nie to po co ta wódka?
Paździoch: Wyciągaz z drugiej kieszeni płaszcza tabletki wysoce przeczyszczające. Niech pan odkręci wódkę sąsiedzie.
Ferdek: No dobre i co teraz?
Paździoch: Rozpuszczam tabletki w stężeniu alkoholu i zakręcam. W następstwie piszę SMSa do naszego sąsiada Arnolda Boczka w celu przyjścia i spożycia alkoholu. I czekam na przyjście obiektu.
Pukanie.
Paździoch: Proszę otworzyć drzwi.
Ferdek: Otwarte.
Boczek: Dzień dobry. Panowie wołaliliście to se przyszłem.
Paździoch: Bo panie Boczku my chcliśmy pana przeprosić bo pan takim dobrym Mikołajem jest a my byliśmy niemili z panem Ferdkiem.
Boczek: A bo ja żem se myślał, że Panowie to się obrazliśta za te rózgi co żem wam dał.
Paździoch: To tylko taki niewinny żart! Proszę niech pan się napije nasze zdrowie.
Boczek: Panie Ferdku skocz pan po kieliszki bo co będziem z jednego gwinta ciągnąc co nie kuźwa?
Paździoch: Nie! Nie! Niech pan sam pije my z panem Ferdkiem mamy dzisiaj wysokie ciśnienie.
Boczek: Hmmm... dobra wódka.
Ferdek: Niech pan pije do dna!!
Boczek: Zaraz... panowie ja zaraz wracam... ja muszę... (Boczek wybiega)
Scena 10. Kozłowski kręci się nerwowo pod kiblem.
Boczek (z kibla) : Panie nie moja wina, że problemy gastryczne mam.
Paździochowa: Nażarł się tych cukierków co dla dzieci miały być, Marian widział prawda, Marian?
Paździoch: Tak, widziałem. Potwierdzam.
Kozłowski: Noż cholera jasna gdzie ja teraz jakiegoś Mikołaja znajdę. Może pan panie Marianie?
Paździoch: Ja przepraszam, ale ja muszę iść na bazar.
Wchodzi Halinka.
Halinka: A co tu się dzieje?
Paździochowa: Mikołaj zaklinowal się na kominie.
Kozłowski: Pani Halinko, niech pani namówi męża by się za tego Mikołaja przebrał, tu chodzi o obietnice wyborcze, obiecałem Mikołaja, to Mikołaj musi być.
Scena 11. Salon.
Ferdek: Nie! Nie ! Nie! Kurde! Nie! Nie będę po osiedlu po pogańsku latał.
Halinka: Ale Ferdek, zrób to dla jakieś ideii. Patrz jak ładnie w tej czapce wyglądasz (wkłada czapkę na głowę Ferdka)
Ferdek: A Halinka weź mnie daj spokój z tym gównem. Jako Mikołaj na pewno latać nie będę nie będę i koniec temata.
Halinka: Tak?! To ja ci w takim razie oświadczam, że jak ty nie ubierzesz tej czapki i nie pójdziesz rozdawać dzieciom tych zasranych cukierków to ja pójdę do adwokata.
Ferdek: Tak! To ja ci oświadczam, że ja bym mógł iść, ale na pewno nie jako Święty Mikolaj!
Halinka: A niby jako co?
Ferdek: Dziadek Mróz!
Scena 12.
Ferdek siedzi na ławce w parku. Ubrany w długi szary płaszcz, długą siwą brodę i trzyma wielką lagę w ręce. Podbiegają do niego dzieci.
Dziecko1: Patrzcie Mikołaj, Mikołaj!
Dziecko 2: Co ty to nie Mikołaj, to jakiś menel. To Badura chyba.
Ferdek: Co?! Co?! Gówniarze ja żem jest dziadek mróz.
Dziecko1: Zrób mu zdjęcie szybko.
Ferdek: Żadnych zdjęć. Słuchać mnie tu kurde bo nie będę powtarzał.
Dziecko2: A na cholerę ciebie menelu słuchać mamy.
Ferdek: Bo ja żem wiedzę chciał wam przekazać użyteczno społeczą.
Dziecko1: A nas to gówno interesuję.
Ferdek: Tak? To zobaczymy za parę lat co będzie?
Dziecko2: Co gówno będzie.
Ferdek: Tak? Skończycie jak Badura.
Dziecko1: Dobra spadamy stąd. Ten jest jakiś dziwny.
Ferdek wyciąga małpkę z płaszcza i zaczyna pić.
KONIEC